sobota, 31 grudnia 2011

Z NADZIEJĄ NA NOWE, czyli jak to było ze starym

-Widzę,że święta i sesja się zbliżają- MATKA ROBI LALECZKI WOODOO- rzucił w przestrzeń PLĄTAJĄCY SIĘ Z ODKURZACZEM.
-To dla UNICEFU-wytłumaczyłam DURNIOWI
-A kogo mają uśmiercić? Działaczy, czy biedne sierotki-żeby było ich mniej a ludziom żyło się dostatniej?-dorzucił STARSZY- WŚCIEKŁY BO OBSŁUGUJĄCY SZMATĘ NA KIJU.
Nie odpowiedziałam na jawną zaczepkę SCEPTYKA, tylko zgodnie z prawdą wytłumaczyłam,że taka zbiorowo wykonana lalka może brać udział w konkursie i oprócz pomocy charytatywnej ( materialna strona jego duszy zastrzygła uszami) MOŻE WYGRAĆ NAGRODĘ!
-Nagrodą jest koncert Majki Jeżowskiej-zakończyłam expose.
-To ty już lepiej nie wygrywaj-doradził mi STARSZY i poszedł zgłębiać tajniki JEDYNIE SŁUSZNEJ MUZYKI w rytm szlagieru "TAK WYRASTA POKOLENIE WYCHOWANE W NIENAWIŚCI" a ja pracowicie pochyliłam się nad maszyną.

WOODOO W CAŁEJ OKAZAŁOŚCI I JUŻ WIADOMO,ŻE LALKARZEM NIE ZOSTANĘ
Na szczęście dziewczynkom-baaaaardzo się podobały,i ochoczo zabrały się do pracy
Na efekty trzeba będzie poczekać, ale ZAPAŁ JEST!
KLASA SZKOLNA- OSTATNI DZIEŃ!!!
Oprócz tradycyjnych życzeń ( w wykonaniu TAJFUNA WZBOGACONYCH O ZWROT ...I ZESRAJ SIĘ!) wykonywaliśmy TEMI MAŁEMI RECAMI ozdoby świąteczne.
-Proszę paniiii!-głos ROSZPUNKI znienacka zabrzmiał mi przy uchu tak zwanym szeptem scenicznym, czyli przewiercającym mózg.
-Może JA nauczę TAJFUNA DOBRYCH MANIERÓW ?( rękodzieło jak widzimy podsuwa zawsze dobre, choć często nie trafione pomysły)-niebieskie oczka wpatrywały się we mnie z nadzieją.
-MNIE DOBREGO ZACHOWANIA UCZY TATA!-ryknął za swojej ławki OBIEKT
-TSEBA ZROBIĆ TAK!(złapał się na szczęście za własny dekolt) -I TAK!- (zasymulował "POCIĄGNIĘCIE Z BARANA")- a ja uzyskałam niezbędną wiedzę pedagogiczną.
-Jaki jest wasz ulubiony kolor? ( postanowiłam pedagogizacje w takiej sytuacji odłożyć na później, choć lekko się we mnie gotowało)
-KOLOR KUPY-TAJFUN postanowił iść na całość.
-A teraz malujemy ozdoby na waszych choinkach ULUBIONYM KOLOREM- niełatwo mnie zrazić.
-TAJFUN, CHCESZ GDZIEŚ WYJŚĆ PO FARBY?- rzuciłam w stronę delikwenta mordercze spojrzenie, które spłynęło po BEZZĘBNYM UŚMIECHU.
-ZARTOWAAAŁEM, TAK NAPRAWDĘ LUBIEM ZIELOOONY-oświadczył UŚMIECH I W ZWIĄZKU Z TYM OZDOBY NA JEGO CHOINCE - BYŁY NIEWIDOCZNE.
Odsłona ostatnia- JASEŁKA
Pełne skupienie artystów na scenie. Na widowni "MOI" reprezentują wariant "na popielniczkę" ( buzie otwarte jak wrota-chłoną wszystko ustami i oczami- do uszu nie zaglądałam).
-A TEN TAM TO JEZUS?!-pyta szeptem TAJFUN.
Potwierdziłam.
-BO MI WYGLONDA NA DZIEWCYNE!-wyraził wątpliwość
ZERKNĘŁAM. RZECZYWIŚCIE!!!!!
OBY NOWY ROK WYGLĄDAŁ TAK, JAK SIĘ SPODZIEWACIE!
WSZYSTKIEGO DOBREGO OD SYLWESTRUJĄCEJ W KAPCIACH:)


sobota, 24 grudnia 2011

i znowu święta:))))

Dom w tempie ekspresowym przygotowany do świąt
Niestety pomimo usilnych starań nie udało się uniknąć widoku suszących się na kaloryferze majtasów.
Miało być ELEGANCKO, BIAŁO I SREBRNIE
a wyszło JAK ZWYKLE, bo przyrąbałam kupione za bezcen muchomorki
i już zrobiło się wesoło i przaśnie.
Ale KONTROLA JAKOŚCI w tym roku zaprosiła nas do siebie na wigilię, więc SIĘ NIE BOJĘ i mam jak chcę:)
Panowie udoskonalili dekorację w przedpokoju
wieszając zegarki i klucze-"BO ZAWSZE TAM WISZĄ"- po prostu CZAS NA ŚWIĘTA!
i PREZENTY!!!!!
W PLACÓWCE- temat oczywiście najważniejszy ( kto by się tam przejmował opłatkiem, czy życzeniami).
Po zgłębieniu tajników "lego nindzago" i "broniów" jakie mają, wreszcie padło pytaniE, na które czekałam cały czas
-A pani, CO CHCIAŁBY DOSTAĆ?
-KSIĄŻKĘ-odpowiedziałam zgodnie z prawdą i ZAMYSŁEM WYCHOWAWCZYM.
-ALE NIE ZE DO CYTANIA!!!!-TAJFUN, jak zwykle nie dowierzał moim słowom.
-Właśnie,że TAKĄ i żeby było  DUŻO LITER!-dobiłam go, co przyjął z godnością wykonując malowniczy "pad" na dywan i przyjmując na (jak na niego) długi-ok.4 sekundowy czas-pozycję horyzontalną w wersji (jakże oczekiwane) - NIERUCHOMEJ.
CHCIAŁAM I MAM!- I TO WŁASNORĘCZNIE WYKONANEGO PRZEZ RUSAŁKĘ BIAŁEGO KRUKA!!!
Możecie jedynie CZYTAĆ, PATRZEĆ I ZAZDROŚCIĆ


TREŚĆ LITERATURY ( zgodna z oryginałem)
BARAN
BARAN PACZŁ SIE NA KRZENRZC ARZ! ZEZ KRZAKUF
BARAN!ROBAK
ZAWURZILI
A teraz tłumaczenie z RUSAŁCZEGO na nasze
Baran patrzył się na księżyc, aż tu nagle z krzaków dobiegło go wołanie:
-Baran!- ostrzegł go ROBAK
Baran posłuchał ostrzeżenia i zawrócili z robakiem, niestety nie wiem gdzie , bo nie dopytałam.
-A dlaczego robak go ostrzegał?- zapytałam autorkę
-A CHODZI SIĘ PO DWORZE W NOCY?!-popatrzyła na mnie z politowaniem i dlatego NA RAZIE zaniechałam dalszych pytań.
Kolejny prezent kupiłam sobie sama

idzie jak burza, aż szkoda,że święta... i się marnuje:)
A WCZORA Z WIECZORA- NIESPODZIANKA!!!! ZOSTAŁAM UWIECZNIONA!!!!
DLATEGO PŁAWIĘ SIĘ W SŁAWIE-za sprawą CZARNEGO PIEPRZA,której zdolne ręce i życzliwe myśli wykonały:
ARCYDZIEŁO! a na pierwszym planie CAŁA JA ( z torbą, ekipą i w dodatku SZCZUPŁA!)
Serdeczne dzięki!
O pozostałych niespodziankach i ostatnim dniu pracy ( a działo się!) napiszę INNOM RAZOM ,bo teraz idę podsłuchiwać TRUŚKĘ
MOŻE W WIGILIĘ ELOKWENCJĄ NAS ZADZIWI:)
A WSZYSTKIM CZYTAJĄCYM
WIELU MIŁYCH WRAŻEŃ
SPEŁNIENIA MARZEŃ
ŚWIĄT BEZ POŚPIECHU
OD PRACY ODDECHU:)

poniedziałek, 12 grudnia 2011

CZARNY HUMOR W CZARNEJ DZIURZE, czyli absolutnie nie jestem przygotowana do świąt

-Wszędzie choinki, pierniczki, czerwono zielono białe dekoracje a u nas BAGNO!-obwieściłam ZDUMIONYM I NICZEGO NIESPODZIEWAJĄCYM SIĘ.
-W tym roku ŻADNA gosposia na urlopie WAS NIE PORATUJE-dobiłam JESZCZE DYSZĄCYCH i zagoniłam DO ROBOTY,bo

  1. JESTEM WYKOŃCZONA!
  2. MUSZĘ PRACOWAC ZAWODOWO I JESTEM WYKOŃCZONA!
-Tak masz chyba cały czas- próbował empatii MŁODSZY, ale pogoniłam gada do pokoju i z TRUŚKĄ na kolanach, zagłębiłam się w BLOGOWYCH DOBIJACZACH , czyli tam gdzie już pięknie i WYSPRZĄTANE - tak jak u mnie nigdy nie będzie.
-A pamiętasz jak w zeszłym roku piekłaś ciasteczka i robiłaś aniołki?- chciał się przymilic DYPLOMATA, ale NIE TĘDY DROGA LUDWIKU DORNIE I PSIE SABO!-WYSŁAŁAM  go do garów, bo zmywarka ciągle w planach.
-Coś taka zła?- próbował metody zaczepno -obronnej.
-Jakbyś 400 razy zaśpiewał "ŚWIEC GWIAZDECZKO MAŁA ŚWIEC" to jakbyś się czuł?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie a CZŁOWIEK (w końcu myślący) wziął się i poddał bez walki i zostałam na polu SAMA,  nie licząc kota zakochanego w sznurku.
Szyciowo też poszłam w czernie- chyba depresja jakaś czy co?
torba z równie depresyjnym wnętrzem
ale z a to z kwiatkiem
do tego ponura torba na wykańczające kieszeń zakupy
z wnętrzem jak pasy więźnia , bo w końcu wsadzą mnie za ten przepastny debet
Żeby przełamac tę depresyjną nutę, z własnego- dodajmy ZA CIASNEGO trykotu, wykonałam cudnej urody niebieściutki i wesolutki naszyjnik
z futerkiem, w którym PRZEPARADOWAŁAM przy wtórze kolebiącej się w głowie upartej "gwiazdeczki" przed POTENCJANYMI ZACHWYCONYMI.
-A gdzie jest kot?-zainteresował się MŁODSZY wskazując paluchem na ELEMENT ZDOBNICZY naszyjnika
Zignorowałam przygłupa (niech się zaniesie śmiechem we własnym pokoju) i podreptałam nieco mniej pewnym krokiem do STARSZEGO (czytaj MĄDRZEJSZEGO)
-Takie naszyjniki TO DLA MŁODYCH!- zgroza w jego głosie była nadto widoczna.
Do PEŁNIĄCEGO ROLĘ ZMYWARKI ( i bulkającego jak ona) NIE OŚMIELIŁAM SIĘ podejśc.
Przetestuję wyrób w szkole- postanowiłam.
- Cóżeś ty zrobiła z tym kotem?!- powitała mnie KOLEŻANKA i dopiero wtedy uświadomiłam sobie,że to był zły pomysł.
Ale zemszczę się okrutnie- opiszę NASZ PRACOWNICZY WYJAZD DO OBCYCH KRAJÓW!-I JUŻ SIĘ BÓJCIE WRAŻE PLEMIA!:)

wtorek, 22 listopada 2011

czasem jestem dorosła i BYWAM

- Masz czas w środę po południu?- zaskoczyła mnie FOKSIOWA PYTANIEM NA ŚNIADANIE, o porze , gdy nie wiem nawet jak się nazywam, bo jestem PRZED drugą kawą.
-Bo mam taką sprawę- nie zrażała się moim tępym spojrzeniem, skoncentrowanym gdzieś pomiędzy oknem,ścianą a jej niewyraźną ( kofeina jak wiemy wyostrza wzrok) twarzą-PRZYSZLIBYŚCIE DO NAS  NA PREZENTACJĘ!
Słuch mi się natychmiastowo wyostrzył. Dobrze,że FOKSIOWA zapomniała,że dotyk budzi się pierwszy, bo POTRZĄCHANIA NIE CIERPIĘ!
-BĘDZIE BIŻUTKA z mężem-nęciła dalej.
BIŻUTKĘ zawsze chciałam poznać, bo dotychczas oglądałam jedynie piękne efekty jej pracy-oczywiście " biżuty". Zgodziłam się prawie od razu ( szalę przeważył argument " ja dostanę za to komplet noży- wprawdzie i tak zawsze używam trzech,ale niech tam- przyda się na zaś- a ty PREZENT!-KTO MNIE ZNA , WIE,ŻE PREZENTY I LOTERIE to jak bankomaty dla karty- WCIĄGAJĄ!)
-Ale co to będzie?- marudził EKSPERT OD OSZCZĘDZANIA.
-Spotkanie towarzyskie z niespodzianką- odpowiedziałam zgodnie z prawdą, bo nawet ZAPRASZAJĄCA ( wzięta z łapanki w markecie przez FIRMĘ) nie miała pojęcia, CO będą nam prezentować.
Pełni nadziei,że będzie to JAKIEŚ ŻARCIE, w niecierpliwym oczekiwaniu wypucowaliśmy półmiski ze smakołykami, które przygotowała w ilościach hurtowych FOKSIOWA.
Po studenckim kwadransie, na arenę wkroczyła ELEGANTKA. ELEGANCKO przeprosiła za spóźnienie i poprosiła męża FOKSIOWEJ o MAŁĄ POMOC.
MAŁA POMOC polegała na wtarganiu BAGAŻY.Przez myśl mi przemknęło,że baba się WPROWADZA- a my jako "świadki w sprawie", ale rzucając wzrokiem na przestrzenną fryzurę ELEGANCKIEJ DOSZŁAM DO SŁUSZNEGO WNIOSKU,ŻE na razie FOKSIOWEMU nie padło chyba na mózg. I racja.
-Zaprezentuję pańswu CUD współczesnej technologii- obwieściła i majtnęła przed ZDUMIONYMI- MATERACEM!!!.
-Z CZEGO, ACH Z CZEGO ON JEST?-zaćwierkała w TĘPĄ PRZESTRZEŃ.
Nie odpowiedzieliśmy.
-Z POWIETRZA!- triumfująco potoczyła wzrokiem po zebranych a nam poza "łaaaaaał" nic innego nie przyszło do głowy.
Następnie w bardzo przystępny sposób (" Wyjaśnię  W PROSTYCH SŁOWACH,ŻEBYŚCIE PAŃSTWO ZROZUMIELI") odkryła przed nami niezgłębione tajniki wiedzy:

  • dowiedzieliśmy się,że MAMY kręgosłup- zademonstrowano to najpierw na FOKSIOWEJ a potem na planszy ze szkieletem
-Kręgosłup może i podobny, ale FOKSIOWA ŁADNIEJSZA Z TWARZY- rzeczowo zabrał głos w dyskusji MĄŻ BIŻUTKI.
-Co pan rano robi, gdy pan wstaje?-zadała intymne pytanie niezrażona rechotem pozostałych ELEGANTKA.
-PLACZĘ-odpowiedział MĄŻ BIŻUTKI.
-Bo boli pana kręgosłup?!!!- nadzieja widoczna na twarzy ELEGANTKI OPROMIENIŁA CAŁY salon.
-NIE- BO MUSZĘ IŚĆ DO ROBOTY!-ponuro wyjaśnił ZAGADNIĘTY a ja się ZAKOCHAŁAM!!!!
-ŻARCIKI ,ŻARCIKI-kwaśno uśmiechnęła się ELEGANTKA, która najwidoczniej w swojej edukacji pominęła Boską Komedię, bo "porzućcie wszelką nadzieję" powinno jej się W TYM MOMENCIE wyświetlić na płacie czołowym WYONDULOWANEGO MÓZGU.

  • na MAGICZNYM materacu można położyć MAGICZNĄ poduszkę oraz matę na podczerwień i wtedy komfort snu wzniesie się na wyżyny , o których dotąd nie mieliśmy pojęcia.
Wyłgałyśmy się z FOKSIOWĄ od testowania CUDOWNEJ MATY, która miała się nagrzewać tylko w chorych miejscach.
CICHY DOTĄD MAŁŻONEK, BYŁ SIĘ ZDECYDOWAŁ!
-I w których miejscach czuje pan ciepło?- ELEGANTKA  z troską pochyliła się nad SPOCZYWAJĄCYM.
-WSZĘDZIE!-beztrosko odparł tenże a przerażony wzrok ELEGANTKI zatoczył koło, aby zatrzymać się CENTRALNIE NA MNIE.
Z garścią słonych talarków " w pół drogi" ZŁAPANA NA GORĄCYM UCZYNKU, mogłam tylko z troską w głosie podjąć WYZWANIE:
-TO CHYBA AGONIA- obwieściłam a talarki w mojej dłoni zagrzechotały jak kości, zanim jednym ruchem nie zatkały BEZTROSKIEJ GĘBY.
Potępienie we wzroku ELEGANTKI było aż nadto widoczne.

  • tkanina z której uszyto te cuda ( technologia kosmiczna) nosi kryptonim NIKI
DOCIEKLIWY pokazał mi po cichu napis na kocyku 100% POLIESTER, ale zgromiony wzrokiem PRZYSZŁEJ WDOWY nie powiedział nic.
-TO TKANINA PRZYSZŁOŚCI-WIZJONERKA wciąż była pełna nadziei.
-Najpierw wchłania wilgoć a POTEM JĄ ODDAJE-dodała
-CZYLI,ŻE LEŻYMY W MOKRYM?-chciał się upewnić MĄŻ BIŻUTKI a ja pożałowałam,że zadałam szyku malując rzęsy, bo czułam,że spływają razem ze łzami i smarkami na brodę.
-WIDZĘ,ŻE PAŃSTWO ŻARTUJECIE A WCALE NIE DBACIE O ZDROWIE!-oceniła nas NIEDOCENIONA ZBAWCZYNI.
-A JA JESZCZE ZAPYTAM PANA DOMU-CO PAN ROBI, GDY PANA BOLI KRĘGOSŁUP?
OSTATNIA NADZIEJA ELEGANTKI  wyprostowała się na fotelu i wyjaśniła:
-BIORĘ DWA TABORETY, WSADZAM MIEDZY NIE GŁOWĘ,OPIERAM SIĘ O NIE RAMIONAMI I STAJĘ NA GŁOWIE-MOGĘ POKAZAĆ!!!-już chciał się rzucić do kuchni PO AKCESORIA, ale zgromiony wzrokiem FOKSIOWEJ POPRZESTAŁ NA POTOCZENIU WZROKIEM po ACEPTUJĄCYCH.
-PAŃSTWU  tylko wygłupy w głowie!-podniosła głos ELEGANTKA ( było się zapytać, to dowiedziałaby się,że  FOKSIOWY to instruktor jogi)-więc nawet nie powiem ile to kosztuje po rabacie!
I ZOSTALIŚMY Z TĄ NIEWIEDZĄ, NOŻAMI I KOMPLETEM SZKLANYCH MISECZEK (prezent)-obżarci i nie dbający o własne zdrowie:)
element ratunkowy dla małżonka-POKROWIEC NA TERMOFOR LUB DUUUUŻĄ PIERSIÓWKĘ

niedziela, 13 listopada 2011

znów o szkole, BO NA NIC INNEGO NIE MAM CZASU!

Ostatni tydzień obfitował w wydarzenia budzące skrajne emocje. Najpierw w czasie zajęć gimnastycznych wpadła jak burza HIGIENISTKA, aby porwać NICZEGOSIĘNIESPODZIEWAJĄCYCH chłopaków na badania bilansowe.
-Nic się nie bójcie-uspokajałam widząc ,że oddalają się z niemą prośbą o RATUNEK w oczach.
Trochę im zeszło. Wracają- URYCZANI I USMARKANI.Dziewczyny wpadają w popłoch.Deklarują,że ŻADNA ALE TO ŻADNA Z ŻADNĄ PANIĄ PIELĘGNIARKĄ NIGDZIE NIE PÓJDZIE!
-Nie wiem , co im się stało?- dziwi się BADAJĄCA. WSZYSTKO SZŁO DOBRZE, A JAK TYLKO ZADZWONIŁ DZWONEK ONI W RYK!
Podejrzewałam,że może byli TROCHĘ niegrzeczni i na nich nakrzyczała, poprosiłam więc najmniej usmarkanego do biurka, gdzie serią podstępnych pytań doszłam do PRAWDY!
-BO NAM PSEPAD WUŁEF!!!!!!-wyznał jeden z wielbicieli sportu- A ZLOBI PANI JESCE JEDEN?-zapytał z nadzieją w zapłakanych oczach.
BEZWZGLĘDNA PANI BRUTALNIE ZNISZCZYŁA WSZELKIE NADZIEJE i towarzystwo na nowo zaniosło się płaczem, bo "JUTRO" było dla nich terminem tak odległym , jak dla mnie WAKACJE.
Na pociechę obiecałam:
-Jutro robimy również KANAPKI!, co radykalnie zmieniło nastrój SPOŁECZEŃSTWA a resztki wątpiących w istnienie PRZYSZŁOŚCI  uspokoiliśmy w czasie wykonywania talerzyków POD PRZYSZŁE WYCZYNY GASTRONOMICZNE
TU INDIANA  JONES- JAK ŻYWY
SAMA SOBIE ZGOTOWAŁAM TEN LOS!
Najpierw ukochany "wułef" - potem rozochocony tłum pogrążył się w otchłani KANAPKOWEGO SZALEŃSTWA!
KANAPKA- "ZACAROWANA KRAINA"
WINDA
INDIAN JONES- PRZED POŁOŻENIEM NA TALERZ Z WIZERUNKIEM:)
Na zakończenie dnia APEL  z okazji ŚWIĘTA NIEPODLEGŁOŚCI. Poszliśmy
PRZYGOTOWANI
(Dzięki temu,że Pani ogląda głupawe programy typu "Top model" i żeby zająć ręce robi kotyliony)
I TAK PRZEŻARCI KANAPKAMI,ŻE AŻ BYLIŚMY GRZECZNI!!!!!
-Czy oni cokolwiek z TEGO zrozumieli?- DYREKTOR jak zwykle sceptyczny. Zapewniłam,że w dniu TAK UROCZYSTYM ( nieważne ,że dla nas z powodu wułefu i kanapek) już do ostatniej lekcji ( sztuk1) będziemy UŚCIŚLAĆ I WYJAŚNIAĆ, co zajęło mi raptem 5 minut ( następne czterdzieści wklejaliśmy godło i pisaliśmy "POLSKA")i spotkało się z akceptacją WŁADZY.
Dobrze,że WŁADZA nie dotrwała z nami do przerwy, bo WRAŻE PLEMIĘ  zorganizowało na MOTYWACH PANINEJ OPOWIEŚCI- ZABAWĘ W WOJNĘ ŚWIATOWĄ  z wykorzystaniem klocków ( walczyli POLACY Z POLAKAMI,bo jak wyjaśnili "NIKT NIE CHCIAŁ BYĆ NIEMCEM") a Pani musiała zgłębić z PATRIOTKĄ LOKALNĄ zagadnienie- CZY JAK MAM KOLEŻANKĘ Z NIEMIEC TO JESZCZE MOGĘ SIĘ Z NIĄ KOLEGOWAĆ?
W świetle TAKICH wydarzeń- zajścia w Warszawie ZDZIWIŁY MNIE ŚREDNIO-BIORĘ WINĘ NA SIEBIE!
PS. Czwartek wieczór -osiedlowy sklep. Spotkanie z uczniem. Po wymianie uprzejmości i dyskusji z MAMĄ na temat konstrukcji kanapki "BLOK" oraz zapewnieniu UCZNIA,że TERAZ ON ZAWSE SAM ZLOBI KANAPKI (mama lekko skonsternowana) oddalam się w ślad za wózkiem z przyczepionym PŁACĄCYM.
-ALE BĘDĘ MIAŁ  CO OPOWIADAĆ CHŁOPAKOM W KLASIE!- słyszę z tyłu entuzjastyczny głos KANAPKOTWÓRCY- WIDZIAŁEM PANIOM!-Miło być gwiazdą na własnym osiedlu:)

czwartek, 3 listopada 2011

ŚLUBY SIĘ ODBYŁY, czyli walka dobrego z lepszym

Tradycyjnie w klasie pierwszej ŚLUBOWANIE MUSI BYĆ! Biorąc pod uwagę fakt,że pojmowanie świata przez UROCZE SZEŚCIOLATKI rządzi się swoimi prawami, należało się do tego najważniejszego dnia odpowiednio wcześnie przygotować.
WĄTPIĄCYM w "prawdę czasu, prawdę ekranu" w/w stwierdzenia -kilka FAKTÓW!
-Ustawiajcie się, bo zaraz idziemy na APEL-odezwa WYCHOWAWCY przemknęła przez ZANIEPOKOJONY TŁUM.
-A co to APEL?-odezwał się NAJODWAŻNIEJSZY
WYCHOWAWCA wyczerpująco objaśnił GAWIEDZI cel spotkania z DYREKTOREM PLACÓWKI, oraz przybliżył TEMATYKĘ SPOTKANIA (O GRZECZNOŚCI I BEZPIECZEŃSTWIE BĘDZIE MÓWIONE!)
-ALE NIE BĘDZIE ZASTRZYKÓW?-ODWAŻNY chciał się upewnić a WYCHOWAWCY RĘCE OPADŁY JAK PŁETWY.

Po APELU.
-O czym mówiła Pani Dyrektor?- podstępny wychowawca wyłowił z tłumu TYCH CO SIĘ GILGOTALI.
-ŻEBY SIKAĆ DO UBIKACJI A NIE OBOK-to zapamiętali GILGOTACZE.
W związku z powyższym obie z FOKSIOWĄ ustaliłyśmy,że ŚLUBOWANIE ma łączyć następujące elementy: KRÓTKO+ WESOŁO + NA TEMAT+ DO DOMU, ale zapomniałyśmy,że dane nam będzie współpracować z AMBITNĄ CO WIE LEPIEJ.
AMBITNA przedstawiła swój tasiemcowy scenariusz, krytykując poprzedni- MAŁO AMBITNY I NIEKULTURALNY.
-Jak to niekulturalny?-zdziwiłam się, na szybko przelatując wzrokiem trzy kartki ( nawet na marginesach żadnego mięsa nie było!)
- BO W WIERSZU JEST "Te nie rusz komputera" A TAK SIĘ NIE MÓWI!!!!-zdenerwowała się AMBITNA - a w ogóle to jest za krótkie i nie ma konkurencji sprawnościowych!A U MNIE SĄ!-zakończyła z dumą.
-JA W ŻADNE PAKOWANIA TORNISTRA NA CZAS SIĘ NIE BAWIĘ!-BO JAK PRZEGRAMY BĘDZIEMY RYCZEĆ!-zbojkotowałam wysiłki AMBITNEJ.
FOKSIOWA mnie poparła, ale musiałyśmy iść na kompromis i przyjąć AMBITNY SCENARIUSZ AMBITNEJ i dlatego choć 600km od morskiego brzegu

Niestety nie widać tu pracowicie ukręconej z papieru toaletowego liny (AMBITNA MIAŁA WĄTPLIWOŚCI- BO TO NIE WYPADA!, ale zapewniłyśmy ją, że papier NIE BĘDZIE z odzysku- tylko nowy z rolki:))
Wisząc godzinę na dwóch drabinach ( FOKSIOWA wybrała wersję DREWNIANY KAMIKADZE, ja dostałam SOLIDNY METAL) usiłowałyśmy z uśmiechem na ustach przywiązać CAŁE WZBURZONE MORZE drutem florystycznym, w który totalnie zaplątała się stojąca u podnóża koleżanka B. zwana odtąd z racji pełnionej funkcji SZPULKĄ.
-DŁUGO JESZCZE-niecierpliwiła się SZPULKA ( GŁOWA BOLAŁA JĄ OD ZADZIERANIA W GÓRĘ)
-Mhmzrm...mać- odpowiedziałyśmy z rękami w górze i ustami pełnymi kawałków drutu.
ALE UDAŁO SIĘ! I nieważne,że szłyśmy do domu w wersji HANDE HOCH!
Najważniejsze,że wytropiłyśmy WIELKĄ NIEOBECNĄ-AMBITNĄ, która w tym czasie udzielała jakże cennych rad swoim klasowym rodzicom, w ramach jakże koniecznych dogłębnych i rzeczowych konsultacji.
Dopadłyśmy ją ( SZPULKA , FOKSIOWA I JA), gdy właśnie w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku myła swoje AMBITNE RĄCZKI.
-GDZIEŚ TY BYŁA?-zadałyśmy pytanie wyraźnie zaczepne.
-UDZIELAŁAM KONSULTACJI!!!-brwi AMBITNEJ podjechały w górę sygnalizując wysoki poziom NASZEJ BEZMYŚLNOŚCI.
-A MY ZROBIŁYŚMY CAŁĄ DEKORACJĘ!!!! SAME!!!!-( w domyśle- bez ciebie)
-TO DOBRZE-ZARAZ PÓJDĘ I SPRAWDZĘ JAK WYSZŁO-spokojnie odpowiedziała AMBITNA a my po raz pierwszy ucieszyłyśmy się z usztywnienia górnych kończyn, bo ŚLUBOWANIE ZZA WIĘZIENNYCH KRAT mało nas pociągało. SZPULKA- NADAL GDZIENIEGDZIE OBCIĄGNIĘTA DRUTEM, też nie stanowiła zagrożenia i dzięki temu AMBITNA W NASZYM DOBOROWYM TOWARZYSTWIE MOGŁA NA DRUGI DZIEŃ ZBIERAĆ LAURY SWOJEJ WYTĘŻONEJ PRACY.

piątek, 21 października 2011

Nie zawsze jest wesoło

Czasem masz rodziców i wiele rodzeństwa. Bawisz się gdzie i czym popadnie, nie wiesz,że może być inaczej.
Nagle zabierają  cię prosto z ulicy, do miejsca, gdzie jest wielu takich jak ty.Mama, tata- nie wiadomo gdzie, ale nawet nie pytasz, bo się boisz.Mówią,że tu ci będzie lepiej- z dala od ulicy, ale skąd oni to mogą wiedzieć. Przerzucają cię z kąta w kąt- tu jesteś za duży, tam za mały. Dobrze,że chociaż razem z bratem bliźniakiem. Mówią i pokazują różne rzeczy, a ty się nawet nie odzywasz, albo udajesz,że nie słyszysz ,żeby nie zorientowali się,że niewiele z tego rozumiesz. Dobrze,że chociaż jeść dają a czasami nawet jakiś smakołyk lub zabawka z litościwych rąk wpadnie. Nikt z tobą nie chce być na dłużej, każdy od razu widzi,że jesteś inny-myślą,że głupi.
-Nie ma takiego paragrafu- wyjaśniają, gdy ktoś usiłuje dopasować wszystko do twoich możliwości.
DOMYŚLACIE SIĘ,ŻE TO OPOWIEŚĆ O BEZDOMNYM ZWIERZĄTKU PIESKU LUB KOTKU?
BARDZO SIĘ MYLICIE- TO DOROŚLI GOTUJĄ  DZIECIOM TAKI LOS
GDZIE BYLI DOTĄD, SKORO NIE ZAUWAŻYLI,ZE UCZEŃ KLASY PIERWSZEJ ( po co zapisywać do zerówki?- ma  przecież 6 lat, niech zapyla do szkoły-TA JEST ZA DARMO!) nie zna nawet nazw kolorów i nie wie ,że krowa daje mleko, imienia starszego brata nie pamięta a plastelinę próbuje żuć jak gumę, bo nie wie do czego służy.
TERAZ MĄDRZY MÓWIĄ,ŻE RAZ ZAPISANY NIE MOŻE BYĆ COFNIĘTY DO PRZEDSZKOLA (choć metrykalnie jak najbardziej)-NAJWYŻEJ NIE DOSTANIE PROMOCJI DO NASTĘPNEJ KLASY!!!
A dzieje się to nie a Afryce centralnej  W NASZYM KRAJU, GDZIE DOBRO DZIECKA JEST NADRZĘDNYM CELEM I NIE  W GŁUSZY Z DALA OD CYWILIZACJI A W CENTRUM WIELKIEGO MIASTA.
DOBROCZYŃCY ZACIERAJĄ RĘCE W POCZUCIU DOBRZE SPEŁNIONEGO OBOWIĄZKU.
Ps.Chłopaki, jakoś damy radę-MUSIMY!

wtorek, 18 października 2011

I PO ŚWIĘCIE, czyli poświęcenie:)

Połączyłyśmy siły z FOKSIOWĄ, aby w ramach integracji klas nasze dzieci bawiły się wspólnie- szczególnie,że w dniu kiedy nauki brak, przyszli tylko NAJWIERNIEJSI WYZNAWCY.
RUSAŁKA oczywiście też  i aby  uczcić ten dzień wybrała NAJŁADNIEJSZĄ powłóczystą spódnicę -czerwoną w czarne grochy z uwagi na to,że w tym akurat dniu była BIEDRONKĄ.
Najpierw uroczysta akademia. Wdzięczni rodzice zakupili stosowane bukiety sztuk cztery- dla każdego z uczących nauczycieli.
-WYSTARCZY TYLE?-zapytała ZASKOCZONĄ jedna z mam.
I co miałam na to odpowiedzieć? Przez głowę przebiegło mi kilka myśli- jedna lepsza od drugiej

  • A GDZIE BIAŁA KOPERTA?
  • KLUCZYKI DOMYŚLAM SIĘ W BUKIECIE , BO SAMOCHÓD TO PEWNIE NA PARKINGU
Nie wygłupiłam się jednak z żadnym niestosownym żartem, tylko zaczęłam przydzielać bukiety WRĘCZAJĄCYM ( na  WYRAŹNĄ prośbę SPONSORÓW)
-NO I NIE WYSTARCZY- z żalem skonstatowała SPONSORKA, gdy okazało się,że pierwszy bukiet "pójdzie do DYREKTORA".
Problem został szybko zażegnany, gdy okazało się,że DYREKTOR I NAUCZYCIEL INFORMATYKI to DWA W JEDNYM- ufff!
Postanowiłam AKT WRĘCZANIA  uskutecznić PRZED akademią, w obawie o stan bukietu PO (JUŻ ZACZYNALI PRÓBOWAĆ, CZY NADAJE SIĘ NA BROŃ SIECZNĄ)
W postawie chińskiego paragrafu, dyskretnie popychając dzielnych WRĘCZACZY (dwóch krzepkich młodzianów nieco powyżej metra wzrostu) udałam się w PRZYKUCU do pierwszego rzędu VIPÓW.
-Idźcie-scenicznym szeptem pożegnałam oddalające się plecy.
POOOOSZLII....I....przeszli!!!!
-NIE TU!-sceniczny szept przybrał na sile.
ZAWRÓCILI ....I...ZNOWU PRZESZLI cały rząd, ku uciesze PRZYSZŁYCH OBDAROWANYCH i całej reszty.
Za trzecim razem UDAŁO SIĘ ! (przytrzymanie za poły marynarek przez DYSKRETNIE POSKRĘCANĄ pomogło)
Po uroczystości zabawa na całego- tyle,ŻE KAŻDY CHCE SIĘ BAWIĆ Z PANIĄ-tłok przy biurku jak w markecie na promocji.
RUSAŁKA vel BIEDRONECZKA lepi DLA PAŃ-NIESPODZIANKI-( w odgadnięciu, co skryło się w zaciśniętych piąstkach, pomaga cała klasa, BO I TAK WSZYSCY TŁOCZĄ SIĘ W JEDNYM MIEJSCU-PRZY PANIACH.)

  • biedronkę
  • kwiatek DLA BIEDRONKI
  • stołek DLA BIEDRONKI
  • mandarynkę DLA BIEDRONKI
  • lampę DLA BIEDRONKI
Przy kolejnym gadżecie, którego NIE ODGADUJEMY proponujemy, aby dla ułatwienia podawała nam pierwszą głoskę nazwy arcydzieła.Mamy wątpliwości z FOKSIOWĄ, czy to aby nie ZAJĘCIA DYDAKTYCZNE-KTÓRYCH MIAŁO NIE BYĆ, ale trudno.
RUSAŁKA lepi w natchnieniu
-M- miskę DLA BIEDRONKI
-DS-duży stołek DLA BIEDRONKI
-DM-dużą miskę jakżeby inaczej-DLA BIEDRONKI oraz całe wyposażenie łazienki.
-NIECH SIĘ PANI PODDA!-sugerujeTĘPEJ, która nawet po pierwszej głosce NIE POTRAFI ODGADNĄĆ
-NIE PODDAM SIĘ!-chcę nadać naszej zabawie walory WIELCE WYCHOWAWCZE.
-ALE MNIE JUŻ NOGI BOLĄ OD STANIA!-żali się BIEDRONKA a ja SIĘ BIORĘ I PODDAJĘ- FOKSIOWA AUTOMATYCZNIE ZE MNĄ TEŻ- NA CAŁEGO I DO KOŃCA!
pozdrawiam tych, co do końca wytrwali i SIĘ NIE PODDALI:)

czwartek, 13 października 2011

NO I DOCZEKAŁAM SIĘ, czyli kolejny Dzień Nauczyciela

Jutro święto- chociaż w pracy, ale świadczymy tak zwane "usługi opiekuńcze" (ZAMIAST LEKCJI) i po cichu mamy nadzieję,że NIE BĘDZIE SIĘ KIM OPIEKOWAĆ !Ktoś jednak musi wykonać tych parę wierszyków i odśpiewać piosenkę ,że "BEZ PANI NAWET LIZAK TRACI SMAK". Wszyscy bowiem pamiętamy,że NAJBARDZIEJ SMAKUJE MAMLANY W UKRYCIU POD ŁAWKĄ NA LEKCJI!
Dzisiaj dzień z cyklu "co mi zrobisz jak mnie złapiesz"- BO NIE SCEM SIONŚĆ DO ŁAWKI, ale dzielę swoje mordercze zapędy przez współczynnik miłosierdzia i kocham ich wszystkich!(perspektywa weekendu w TOWARZYSTWIE DOROSŁYCH) ma swoją moc.
Twórcze łapki

bardzo się napracowały

rysując i samodzielnie wycinając
  • malując urocze pejzaże
Z małą pomocą drapując tkaninowe dynie- mniej lub bardzie ZŁOWROGIE

i wiążąc udręczonymi paluszkami tysiące węzłów na JEŻYKACH a i tak każdy PODGLĄDACZ  mówi 
-JAKIE ŁADNE PAJĄCZKI!!!!

-SZCZEGÓLNIE SYMPATYCZNIE WYGLĄDA TEN Z OCIEKAJĄCĄ KRWIĄ ZĘBAMI
Trudno się jednak dziwić,że do precyzji droga długa i pełna wybojów, skoro prace wykonuje, nazwijmy ją RUSAŁKA-dziewczę porywającej urody o kontrowersyjnym za to charakterze, bo co dzień jawi się zamiennie :
  • krówką ( podchodzi na czworakach i ryczy)
  • biedroneczką ( pląsa w podskokach po całej klasie i twierdzi,że przysiądzie TYLKO NA KWIATKU)
  • ślimaczkiem ( I NIE BĘDZIE PISAĆ , BO PRZECIEŻ NIE MA RĄK)
Dzisiaj akurat przyszła pora na OWIECZKĘ i "JAK MI PANI NIE POWIE SIADAJ OWIECZKO TO NIE SIĄDĘ!
PANI oporna jak zwykle, z uporem maniaka  nazywa RUSAŁKĘ RUSAŁKĄ  i w związku z tym dostała dzisiaj kolejne OSTRZEŻENIE!
-ZA KARĘ NIE POKAŻĘ PANI MOJEGO ZESZYTU Z RYSUNKAMI- A SĄ BAAAAARDZO ŁADNE A W DOMU POSTAWIĘ PANI ZERO!
BEZDUSZNA PANI NIC A NIC SIĘ NIE PRZEJĘŁA!
Za godzinę przyszła koza do woza, a właściwie OWIECZKA DO OPRAWCY, PRZYWALONA PROBLEMEM NATURY ŻYCIE LUB ŚMIERĆ- rozwiązanym butem.
-Owieczkom buty się nie rozwiązują- zauważyłam, a wredna część mojej nauczycielskiej duszy zarżała.
-NO DOBRA ODCZAROWAŁAM SIĘ I NAWET MOGĘ POWIEDZIEĆ PRZEPRASZAM-dyplomacja jak widzimy nawet w świecie bydła nierogatego czyni postępy, co MNIE JAKO PASTERZA niezwykle cieszy.
WSZYSTKIEGO CO TYLKO NAJMĄDRZEJSZE NAUCZANYM I UCZĄCYM:)

poniedziałek, 3 października 2011

NIE MAM SIŁY NA NIC!!!!czyli nie będę jak teść

Siedzę właśnie jak koń po westernie vel zepsuty miś przed ekranem komputera i zaraz WYDZIĘCIOLĘ dziurę w ekranie kiwającą się wcale nie w chorobie sierocej głową. PRACA WYSYSA WSZYSTKIE ŻYCIOWE SIŁY a do 60 tki ( a jak TUSK wygra -65tki) daleeeeeeko.
Dlatego z SZACUNEM I PODZIWEM NA STOJĄCO (o ile na to pozwoliłoby chwiejące się ciało i nogi przygniecione opasłym kotem) wspominam ostatni wypad do przytuliska z teściem -lat 80 z górką.
Zapakowaliśmy regalik,żeby w/w miał gdzie rozłożyć swoje akcesoria, bo szafeczka z której regularnie wystawiał mi zawartość na schody ( a ja regularnie dziwiłam się SKĄD TO????) poszła do innego kąta.
-No to DO ROBOTY-zakrzyknął gromko ledwo tylko rozpakował swoje bagaże.
-Najpierw ROBOTA POTEM PICIE- zdecydowanie sabotował tęskne spojrzenia NIEKTÓRYCH  w kierunku kufla.
Zabrali się za układanie drewna w stodole

 powierzając mi zaszczytny dozór nad domowym ogniskiem, czyli MOGŁAM GRZAĆ GNATY I UDAWAĆ,ZE PRACUJĘ.
Pasowało mi to bardzo, ale zanim zaległam, poszłam na obchód grzyborodnych lasów.
BOGACTWO-całe się zmieściło na zdjęciu.

Jadalnych ani widu ani słychu ( chociaż w przypadku grzybów to stwierdzenie chyba idiotyczne), za to nowe TABLICE INFORMACYJNE GOSPODARZA Z ZAGRODZONEJ DROGI  robiły wrażenie!
OTABLICOWAŁ SIĘ DOOKOŁA- ANI CHYBI BĘDĄ JAKOWEŚ EGZORCYZMY!-byle nie na nas, bo MY NIEWINNE.
Za górką grzybów nie było, ALE LASU TAKŻE ZARÓWNO TEŻ!!! Stałam jak głupia wybałuszając gały na RZEŹ!
Kolejny podgrzybkowy las przestał istnieć.
Tylko brzozy się nie poddają.
Na podwórku PORUSZENIE- COŚ SMYRNĘŁO MIĘDZY DREWNEM!!!
-MOŻE BYĆ ŻMIJA- zawyrokował TEŚĆ, który właśnie skończył roztaczać wizje "jak to można CAŁY DOM OPRYSKAĆ TRUCIZNĄ I WTEDY NIC CI NIE WLEZIE"
-POTRUJEMY SIĘ WSZYSCY-OBROŃCA ŻMIJ ruszył do kontrataku-A pod drewnem może mignęła Ci mysz-ZGASIŁ OCHOCZEGO TRUCICIELA.
-Jaka tam mysz!!!-dobrze widziałem ,że COŚ INNEGO!-zdenerwował się SPOSTRZEGAWCZY i zarządził, nie zważając na TĘPY OPÓR MATERII ( ja udawałam,że nie widzę błagalnego wzroku MĘŻA- W KOŃCU TO NIE MÓJ OJCIEC!)  PRZEKŁADANIE DREWNA JESZCZE RAZ!
Okazało się,że MIAŁ RACJĘ.
Pod kolejną kłodą usiłował zapaść w sen zimowy MOTYLEK!!!

 (pewnie ten ZŁOWROGI)
-NO I MIAŁEM RACJĘ,ŻE NIE MYSZ-zatriumfował i zarządził OBCHÓD I WYCINKĘ ZBĘDNYCH GAŁĘZI ZACIENIAJĄCYCH PODWÓRKO.  Widząc STAN ZGRZYTAJĄCEGO ZĘBAMI z własnej inicjatywy odchwaściłam ogródek.

przed i po
zebrałam pokaźny zbiór warzyw
i owoców
jabłko sztuk 1
i malowniczo padłam na kanapę prawie bez dechu, ale uświadomiłam sobie,że za chwilę PRZYJDĄ PRACOWNICY i zwlokłam się,żeby zaimprowizować kolacyjkę.
Przyszli. WESOŁY JAK SZCZYGIEŁEK I WYKOŃCZONA CHMURA GRADOWA.
-No i jak wam poszło?-zainicjowałam inteligentną dyskusję.
-A dobrze- SZCZYGIEŁEK,  jak zwykle optymistycznie zapewnił mnie jeszcze,że jutro to "mi to wszystko stare drewno potną,żeby był czym palić na zimę".
CHMURA JAK TO CHMURA- NIE POWIEDZIAŁA NIC , ale na drugi dzień z gracji i sprężystości ruchów przypominając wytwór dra Frankensteina, POSŁUSZNIE CIĘŁA DREWNO i na pewno tak jak ja MARZYŁA O KONDYCJI SZCZYGIEŁKA:)

sobota, 24 września 2011

CZŁOWIECZY LOS nie jest bajką i snem , czyli LECĘ A. GERMAN

Dzieciaki okrzepły. Nauczyły się ustawiać w dwuszeregu, co kosztowało mnie co prawda trochę czarów, ALE WARTO BYŁO!. W związku z tym, moja moc zamieniania ŻYWEGO w kamień nieco się nadwyrężyła (początkowo świeżo ustawione pary lazły za mną jak Truśka do michy i ledwo ustawiłam jedną w dwuszereg i zabierałam się do manewrów z drugą parą - pierwsza zapominała, GDZIE MA STAĆ i koniecznie chciała mi we wszystkich poczynaniach towarzyszyć, zajmując zaszczytne miejsce u mojego boku , ew. ZA PLECAMI ryzykując totalne rozdeptanie. Dopiero gry za pomocą czarodziejskiej różdżki wykonanej naprędce  ze zdewastowanego pachołka ( nie mylić broń Boże z PACHOLĘCIEM) i zaklęcia PARA KAMIENIEJE! (czyli chyba ciekły azot, czy cóś) UDAŁO SIĘ!!!
Czarów nie starczyło jednak na długo- ruch jako podstawowa jednostka zmian musi zaistnieć - choćby na rozmazanych zdjęciach pod klasową gazetką


 albo w formie NIE SIONDEM DO ŁAWKI, BO MOZE AKURAT MI SIE NIE CHCE!
Nie zawsze nadążam za rozwojem sytuacji. Wpuszczając TOWARZYSTWO na miejsce kaźni , czyli do klasy usłyszałam kiedyś zbiorowe :
-ŁAAAAAAAAŁ!!! CO TU SIĘ STAŁO!!!!!!!! i AAAAAALEEEEEE!
Pędem rzuciłam się za podopiecznymi, aby w razie czego bronić i chronić ale okazało się ,że TAAAKIE wrażenie zrobiły na nich ICH WŁASNE KRZESEŁKA, odwrócone przez sprzątaczkę do góry nogami na ławkach.Rozczarowanie prozaicznym wyjaśnieniem NISZCZĄCEJ ZŁUDZENIA co do magii działającej również po zamknięciu szkoły BYŁO WIELKIE I BEZGRANICZNE. Dopiero NIEWYJAŚNIONA UTRATA DŁUGOPISU PRZEZ TĘ CO NIGDY NIC NIE GUBI A SAMA MÓWI ZAWSZE "POSZUKAJ DOKŁADNIE" i tym CZŁOWIEKA WKURZA-przywróciła NEOFITOM WIARĘ W MOC NIEWYJAŚNIONEGO!
Lada dzień a być może zawiłe ścieżki samogłosek i spółgłosek zawiodą WSZYSTKICH na upragniony dywan i  DŁUUUUUGĄ PRZERWĘ ZABAWOWĄ ( w odróżnieniu od ŚNIADANIOWEJ, gdzie CZŁOWIEK nic nie robi TYLKO JE!!!)

niedziela, 18 września 2011

NA ROZSTAJACH, czyli jedną nogą w bagnie a drugą też nie lepiej

Co tu ukrywać- nie mam wystarczającej podzielności uwagi, żeby systematycznie blogować i pracować zawodowo-że o DOMU nie wspomnę. Ostatnio kładę się spać i budzę z myślą o moich sześciolatkach i kombinuję jak koń pod górę, co by tu jeszcze- "żeby załapali"
GŁOSKUJEMY- "Jedzie pociąg naładowany towarami na głoskę P..."- wskazuję paluchem na NIEWINNĄ OFIARĘ.
Oczy NIEWINNEJ OFIARY  ze spodków zmieniają się w wieeelkie talerze, tak ,że bez trudu można przez nie zajrzeć w głąb mózgu, gdzie nie pląta  się ŻADNA, nawet przypadkowa myśl.
-Jest tego dużo w piaskownicy-P.....-WYDAJE MI SIĘ ,że ułatwiam sprawę.
-WIADERKO?-NIEWINNA OFIARA pełna nadziei
-PRAWIE... pocieszam , ale na P.....(uparłam się jak głupia- widzę to po minach ZGROMADZONYCH)
-ŁOPATKA?-OFIARA się nie zraża a ja SIĘ PODDAJĘ (ale tylko w TYM MOMENCIE).
W domu "wracam do korzeni", czyli do czasów z początków mojej kariery zawodowej, kiedy dzieciaczki przychodziły do szkoły "saute"- kleję, rysuję i kombinuję- a czas nie gumka od majtek.
ZANIEDBANY MAŁŻONEK uwozi mnie na wieś- ALE Z ROBOTĄ-bo muszę!!!
WÓJT miło nas zaskoczył
NOWA DROGA!!!! niczym autostrada PRAWIE do naszych drzwi a już traciłam nadzieję:)
Piękna przyroda studzi trochę zapał do pracy
ale nie poddaję się jej urokowi , bo w domu zauważam TOTALNY BRAK POCZĘSTUNKU DLA MYSZY-wniosek-GDZIEŚ  LEŻY NIEODKRYTY TRUPOSZ!
O ile żywa mysz nie budzi moich zastrzeżeń ( o ile nie lata po mojej pościeli)- do TRUPOSZY mam wstręt PRZEOGROMNY.
-Ja też się brzydzę- udaremnił moje wysiłki WROBIENIA GO  w przegląd zakamarków -CZŁOWIEK OD ZADAŃ TRUDNYCH.
Delikatnie zaczęłam przekładać poduchy. Pod ostatnią-GRATIS NIESPODZIANKA -PRAWDZIWA -CAŁKIEM ŻYWA- ZWINIĘTA W KŁĘBEK-ŻMIJA ZYGZAKOWATA!!!!
-Tu jest żmija-przywołałam półgłosem CZŁOWIEKA
-CO MASZ NA MYŚLI MÓWIĄC ŻMIJA?- zapytał przytomnie
WSKAZAŁAM PALCEM- TO!
CZŁOWIEK z lekka pobladł i poleciał po łopatę.
Potem zaczęło się przeszukiwanie kątów i obdzwanianie SPECJALISTÓW, czyli po prostu wszystkich których znamy.
Efekt przeszukiwania
malownicza dziura pod kanapą

efekt konsultacji ZE SPECJALISTAMI- BUDUJĄCY

  • BRAT pocieszył mnie-żmije GROMADZĄ SIĘ  w bezpiecznych miejscach na przezimowanie, ale TAK OD RAZU  PO UGRYZIENIU SIĘ NIE UMIERA (niech tu przyjeżdża i śpi- komentarz MAŁŻONKA)
  • KOLEŻANKA bardzo się przejęła-TAK SPECJALNIE MNIE STRASZYSZ , ŻEBYM JUŻ DO WAS NIE PRZYJECHAŁA!
  • FOKSIOWA -zmartwiła się wywaleniem żmii na zbity pysk, bo miała koncepcję zapakowania w/w do woreczka i podrzucania ODWIECZNYM WROGOM.
  • SIOSTRA- radziła zrobić nalewkę ŻMIJÓWKĘ -żeby nic się nie zmarnowało
  • POZOSTALI wyrażali swoje własne opinie, sprowadzające się do "JA BYM SIĘ TAM BAŁ SPAĆ"
  • MAŁŻONEK PODSUMOWAŁ DEBATĘ- SWÓJ DO SWEGO CIĄGNIE!-i dlatego NASTĘPNE ŻMIJE BĘDZIE WYWALAŁ Z DOMU SAM!!!!

piątek, 9 września 2011

ZŁOWROGI MOTYLEK, CZYLI TUPOT MAŁYCH STÓP

No i mam , co chciałam. Klasa marzeń- bo 16 osobowa- w życiu tak mało licznej nie miałam!!!!ALE JEST I "BONUS"- W TYM 15 SZEŚCIOLATKÓW!!!!
Dopiero teraz w pełni rozumiem jaka jest różnica między siedmioletnim kowbojem a sześcioletnim pluszowym misiem- SŁODZIAKI!
Na pytanie, czy się nie boją szkoły- zgodnym chórem odpowiadają NIE!!!!! a na odwiedzających ich kolegów z  zerówki patrzą z pobłażliwą wyższością- BO TO TAKIE MALUCHY! (nieważne ,że w tym samym wieku).
Dzielnie podskakują wieszając samodzielnie worki z kapciami na wieszakach "trochęzawysokich" i zadziwiają optymizmem i SWOIM obrazem szkolnej ( i nie tylko) rzeczywistości.
ZWIEDZANIE SZKOŁY (łącznie z toaletami), a na następnej lekcji konieczność słownej instrukcji ze strony OBLATANEGO WYCHOWAWCY- " idziesz, idziesz, idziesz- teraz skręt!" bo się zapomniało GDZIE JEST SIKALNIA.
NASTĘPNA KLIENTKA -PO POWROCIE!!!! pyta:
-To GDzIE jest WŁAŚCIWIE ta ubikacja?
Wychowawca rzutem zza biurka i wyrzutem wyciągniętej trwożnie ( z trwogi o stan pęcherza klientki) ręki wskazuje KIERUNEK
-A to dobrze, BO WŁAŚNIE TAM SIĘ WYSIKAŁAM- uspokaja KLIENTKA.
DZIEŃ DRUGI- SPOTKANIE Z POLICJANTEM
-Co może być zagrożeniem w ruchu drogowym?-pyta DZIELNICOWY
Las rąk. W końcu wybór pada na  6 letnią ZOOLOŻKĘ.
-NA PRZYKŁAD MOTYLEK-odpowiada z niezachwianą pewnością.
-Jak to? - dziwi się STRÓŻ PRAWA.
-BO NA PRZYKŁAD JAK JEST ŁADNY I TAK SOBIE LATA , TO CZŁOWIEK IDZIE, IDZIE, IDZIE -PATRZY NA NIEGO I MOŻE WPAŚĆ POD AUTO-pomruk ogólnej zgody, uznania ze strony GAWIEDZI, połączony z kiwaniem głowami- BRWI ASPIRANTA NIEWIDOCZNE , BO "PODJECHANE "wyżej czołowych zakoli.
Fotek nie ma, bo ochrona danych i tajniactwo, a poza tym ładuję akumulatory na wsi, gdzie nawet osiołki już wysiadły nosząc internet w  wiaderkach- MIŁEGO SOBOTNIO- NIEDZIELNEGO BYCZENIA SIĘ!:)