niedziela, 21 września 2014

Nic się nie stało, czyli pora się odezwać.

Nie utopiłam się w fontannie ( ku szczeremu zmartwieniu niektórych)

ani w zupie ( nawet na michę słynnej zagłebiowskiej zalewajki się nie załapałam)
Wakacje upłynęły mi na podróżach małych i dużych. Torbowanie poszło w kąt i tu biję się w piersi czując ból za mostkiem- OBIECANA CZARNEMU PIEPRZOWI- wciąż w fazie projektu. Daruj jedyna - nie zabijaj słowem zacnym i dobijającym - sama wiem żem człek beznadziejny i do tego bez nadziei.
A co mnie tak odciąga od monitora i maszyny?
"Pierwsze primo"
ŚLUBNY kręci się jak giez koło mnie ciągle wymyśla atrakcje. Nęci,że grzybki się pojawiły i trzeba jechać na wieś

Owszem pojechałam z dziką chęcią, bo co jak co, ale grzybki zbieram jak oszołom ( byle nie ze ścian). Na miejscu okazało się,że kultowe gumiaki zostawiłam w sieni tuż obok talerzyka z trutką na myszy- wyjedzoną do czysta!
Myszy akurat się nie boję-BYLE NIE BYŁY MARTWE!
-Ciekawe , czy mi tam jaka nie zdechła w gumiaku- rzuciłam beztrosko jednocześnie pakując rękę w głąb.
Nawet nie wiedziałam,że tak potrafię wrzeszczeć. ŚLUBNY też nie wiedział i popiołem z pieca uczcił występ- rozsypując go po całej kuchni za nim do mnie przyleciał z pustą łopatką.
W tym czasie byłam już na dworze , w odległości  20 metrów od gumiaka i wycierałam intensywnie ręce w mokrą trawę , dla lepszego efektu plując na nie resztami śliny, bo z wrażenia zaschło mi w gardle.
-Co ty wyrabiasz?- brudna ręka zostawiła ślady na czole PYTAJNIKA. Nawet przez moment zastanawiałam się, czy nie napluć mu na czoło, ale szkoda mi było drogocennej śliny.
Do wodociągu zagradzał mi drogę GUMIAK Z ZAWARTOŚCIĄ!
-Coś tam jest!- wydarłam się, choć rozmówca stał tuż obok- W dodatku zdechłego i obslizgłego!
-Jeśli cokolwiek tu żyło-ŚLUBNY jak zwykle tryskał optymizmem - to od twojego wrzasku na pewno zdechło- pocieszył mnie i wyjął z gumiaka zapomnianą skarpetkę.
Czasem chłop się jednak na coś przydaje.
To wypomina ,że zakupione w celach sportowych obuwie
kurzy się z bezczynności i wyciąga nad pobliski zbiornik, który z zemsty oblatuję ciągnąc go za sobą i nabijając na moim telefonie kolejne kilometry, bo cichaczem i nie cichaczem do jakiegoś czasu ćwiczę (przezywana przez KOLEŻANKĘ- "moje ty endomondo"-ale o tym napiszę kiedyś oddzielnie)-SIE ZDZIWIŁ!
NO I NAJWAZNIEJSZY POWÓD BRAKU CZASU-  w placówce zaczął się nowy rok szkolny a z nim nowe wyzwania!
Znów klasa I ( jak ja tęsknię za Tajfunem!)- tym razem znowu sześciolatki- na razie jestem na etapie wyjasniania,że zeszyt " w paski" to inaczej w linie a w "krzyżyki" to kratka po prostu i jestem Bogiem, bo potrafię posługiwać się jako jedna z nielicznych, nożyczkami i temperówką.
24 sztuki głodnych nie wiedzy niestety ale śniadań, toalety i podwórka dusz do ogarnięcia.
 NA RAZIE NIE OGARNIAM!
Dlatego dziękuję wszystkim za komentarze i ponaglenia- postaram się lepiej prowadzić w przyszłości:)