piątek, 29 października 2010

PO losowaniu

Po niezbyt hucznych ale za to mam nadzieję udanych imieninach SZANOWNY MAŁŻONEK usidoluksowaną rączką ( w ramach imieninowych atrakcji zafundowałam mu memento mori, czyli sprzątanie grobów), która dopiero po wielokrotnym myciu straciła niepowtarzalny błysk(swoją drogą po co wydawać krocie na lakier do paznokci) wylosował karteczkę z napisem MIRA-(candy wyślę po zaduszkach).Niestety ktoś CHWILOWO zarąbał  aparat, więc nie obfociłam ZAJŚCIA.
-Nawet odcisków palców W RAZIE CZEGO nie będzie- ucieszył się SOLENIZANT nie wiadomo z czego pokazując swoje rzeczywiście gładziutkie od wewnątrz i zewnątrz dłonie.Możesz wrzucić stare zdjęcie,żeby było widać CO SIĘ PIŁO-poradził, gdy marudziłam,że bez zdjęć.
Zamieszczam więc STARE (2 DNI)zdjęcie
 ZAWIANE CHOINKI Z WINEM W ŚRODKU ( TA PIĘKNIEJSZA I BARDZIEJ PRZYSTROJONA TO OCZYWIŚCIE SOLENIZANT)


- i teraz wychodzimy wspólnie na AKLKOMATY- skoro STARE PIJAŃSTWO ma DWA DNI, ale muszę rozczarować zainteresowanych ( albo zachęcić, bo ZOSTAŁO) -pijaństo= lampeczka do posiłku a ORGANIZATORKA
pozostaje przy herbatce, bo polip strunowy z każdym łykiem nawet ulubionego białego winka ryczy, jak bohaterka drugoplanowa"Nocy i dni"
-PALI MIE!!!!
BARDZO DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA TAK ŻYCZLIWE I PEŁNE CIEPŁA KOMENTARZE, KTÓRE CZYTAM WIELOKROTNIE, bo dają mi energetycznego kopa do działania:)

środa, 27 października 2010

SZUFLADOWE WYZWANIE I LEOŚ

 Artystki z SZUFLADY ogłosiły wyzwanie pt. SMAKI DZIECIŃSTWA- dla mnie najlepszy smak miały nieodmiennie gwiazdkowe prezenty i dlatego uszyłam na nie DUŻE WORKI (może rodzina pojmie SUGESTIĘ?)

BAŁWANKA

NAZWAŁAM LEOŚ -NA CZEŚĆ,
ANIELINKA

TO MALWINKA- TEŻ KU PAMIĘCI:)

LEOŚ miał duże przejrzyste niebieskie oczy przesłonięte zazwyczaj nieprzejrzystymi  mlecznymi (zapaćkanymi własnymi palcami) okularami i charakteryzował się tym,ze nawet "Dzień dobry " mówił z płaczem albo w najlepszym wypadku na wdechu.
-Jaki wrażliwy-rozczulał się dziadek, który co rano pokornie chyląc "poradlone czoło" wiązał po raz -nty  sznurowadła, które wcale nie chciały pozostać w tym stanie, mając widocznie własne plany -z pozbawieniem uzębienia mlecznego WRAŻLIWEGO WNUKA włącznie.
Dziecię  w tym czasie posłusznie wystawiało kończyny, czekając aż antenat SIĘ UPORA.
-To będzie ofiara męskiej szatni-prorokowali znający się na rzeczy BYWALCY ( w cywilu nauczyciele wf)
-Trzeba go socjalizować w tempie ekspres- zadecydował WYCHOWAWCA i usadził NIESZCZĘŚNIKA, (który jedynie długim spojrzeniem obwieścił tragizm swojej sytuacji ,ale kto by tam na jego spojrzenia zwracał uwagę) z ARNOLDEM, który nazwany "na cześć" -bardzo dobrze "wpasował się w pierwowzór".
O dziwo, pomysł się sprawdził. Panowie nawet nawiązali dość przyjacielskie stosunki i radość zapanowała w GRONIE,bo zaistniała realna możliwość że z obydwu BĘDĄ LUDZIE.
Do czasu.
Pewnego pięknego dnia ARNOLD z niewyraźną miną zjawił się przy biurku PANI
-Bo nie odrobiłem pracy domowej, bo mi LEON(i tu oskarżycielski palec skierował się prosto między oczy spanikowanego kolegi) NIE ODDAŁ ZESZYTU!
W tym momencie uwaga Pani przerzuciła się z pociągającego nosem TERMINATORA na LEOSIA, którego ciche łzy utworzyły już małe jeziorka między szkłami dociśniętych do policzków okularami a błękitem ócz.
-Bo ja ... ODDAŁEM!-zaczął mężnie
-NIE KŁAM!-zagrzmiał TERMINATOR ,ale LEOŚ tym razem nie dał się zbić z pantałyku
-ODDAŁEM- BYŁEM , ale....NIKOGO NIE BYŁO W DOMU!
-To JAK oddałeś?-zainteresowała się Pani
-POŁOŻYŁEM W KRZAKACH, ale pod JEGO klatką!
Przechodząca nad osiedlem nocna burza dokonała reszty.
Przypomniała mi się ta historia w związku z telefonem od nazwijmy ją MALWINY istoty dobrej i uczynnej, która zobowiązała się podzielić  ze mną sadzonkami różnego działkowego zielska.
Pierwsze podejście- KTOŚ w POKOJU NAUCZYCIELSKIM ZARĄBAŁ lubczyk ( śledztwo nic nie dało, a niech tam winowajcy miłość kwitnie). Po paru dniach telefon ( 21.30)

-Przyniosłam ci te roślinki-cichy głosik MALWINY przebił się przez eter
-Gdzie?- zapytałam rozpoczynając jednocześnie poszukiwania butów
-Ukryłam je za murkiem, ale pod NASZĄ szkołą, bo była zamknięta.....
W KAŻDYM Z NAS TKWI JAKAŚ CZĄSTKA DZIECKA!
PS.Burzy nie było, złodziej też się nie trafił i roślinki bezpiecznie zmieniły miejsce zamieszkania.

poniedziałek, 25 października 2010

KOMUNIKACJA ( niekoniecznie transport)

Student na dowód dozgonnej miłości synowskiej podarował MATCE POLCE wielkiej urody znaczek

i w zamian kategorycznie zażądał ROZSĄDNEGO SPONSORINGU.
-Na początek-bilet miesięczny, bo na akademik to was chyba nie stać- trafnie ocenił sytuację, a ja natychmiast przypomniałam sobie MŁODOŚĆ i szybciutko doszłam do wniosku,że nawet codzienna taksówka zrujnowałaby mniej domowy budżet niż BUJNE ŻYCIE STUDENCKIE i PRZYKLASNĘŁAM OCHOCZO POMYSŁOWI NADZIEI POLSKIEJ NAUKI .
-I tak ZA DŁUGO TO PEWNIE NIE POSTUDIUJĘ- rozwiał moje nadzieje co do własnej świetlanej przyszłości MŁODSZY- Wiesz ILE TO NAUKI? Już i tak siedzę po parę godzin dziennie NAWET W  WOLNE DNI i w dodatku NIKT MNIE DO TEGO NIE ZMUSZA-SAM CHCĘ!- Z rezygnacją i zwątpieniem pokiwał głową i oddalił się w spokoju kontemplować stan własnego umysłu.
-Jakoś dziecku trzeba pomóc-konsultowałam się z KOLEŻANKĄ-MAMĄ ZAAWANSOWANEJ STUDENTKI
-Na razie kupiłam mu bilet metropolitalny-a widząc PUSTY WZROK wyjaśniłam,że chodzi o bilet na całą metropolię PKP i autobus, tramwaj w jednym.
-Uffff,a ja myślałam,że BISKUP JAKIEŚ BILETY ROZDAJE I COŚ PRZEGAPIŁAM-ulżyło jej i wzrok znowu odzyskał dawną bystrość.
Kiedy już nam przeszła czkawka i otarłyśmy spłakane  OCZĘTA PANDY ( ten wie, kto używał tuszu,żeby rzęsy były XXL a potem ścierał ogrooooomne sińce spod Ócz) wspólnie ustaliłyśmy,że młodzieży należy udzielać wsparcia poprzez:
  • przykład własny, ale po analizie NASZYCH KARIER doszłyśmy do wniosku, że... NIEKONIECZNIE
  • podnoszenie się po porażkach- to akurat mamy CODZIENNIE
  • sponsoring na cele naukowe i nienaukowe ( aby podbudować wrażliwe EGO za pomocą dostępnych na rynku smakołyków z wykluczeniem dopalaczy i innych używek-KAWĘ DOPUSZCZAMY, bośmy same NAŁOGI))
Wprawdzie zgłosiłam ( jak poseł Rokita) wniosek w kwestii formalnej,że z uwagi na urlop moje środki nieco się spilśniły, ale KOLEŻANKA zbyła mnie machnięciem ręki i doradziła jako MÓJ MENAGO,żebym PO PROSTU sprzedała WIĘCEJ TOREB (albo PO PROSTU szyła ładniejsze) i starczy...
Wzięłam się do roboty. I DAŁAM DZIECKU PRZYKŁAD  WŁASNĄ POSTAWĄ I NIEZŁOMNOŚCIĄ! "Na tapecie" miałam (w zamyśle) cudnej urody kieszeniowiec.
Pierwszy o dumnej nazwie NIE UDAŁ SIĘ CHOLERA, ALE GDZIEŚ GO ZAWIESZĘ, vel SZKODA KURDE TYCH KORONEK ozdabia teraz mój kącik szwalniczy

Drugi( miał być bezbłędny)BEZBŁĘDNIE POKAZAŁ,ŻE POŚPIECH JEST DOBRY W ŁAPANIU PCHEŁ oraz to,że GDYBY SIĘ ZAKŁADAŁO OKULARY, ZAUWAŻYŁOBY SIĘ,ŻE KORONKA JEST PRZYŻÓŁCONA.(na samym froncie).Za karę ,że się nie udał zawisł w kuchni i opiekuje się ginącymi kabelkami i zapiśnikiem- BEZCENNYM

Gdy zaczęłam SZYĆ TRZECI- STUDENT wtrącił swoje trzy grosze
- Widzę,że się nie poddajesz- słusznie zauważył a ja nie przyznałam się,że przed chwilą przyszyłam sobie kieszenie do WŁASNYCH SPODNI i tylko temu,że kości sztywne i tak szybko się nie zrywam zawdzięczam ,że IDEAŁ NIE SIĘGNĄŁ BRUKU.
Trzeci-zlitował się nad nieudolną krawcową I WZIĄŁ SIĘ I UDAŁ