poniedziałek, 3 października 2011

NIE MAM SIŁY NA NIC!!!!czyli nie będę jak teść

Siedzę właśnie jak koń po westernie vel zepsuty miś przed ekranem komputera i zaraz WYDZIĘCIOLĘ dziurę w ekranie kiwającą się wcale nie w chorobie sierocej głową. PRACA WYSYSA WSZYSTKIE ŻYCIOWE SIŁY a do 60 tki ( a jak TUSK wygra -65tki) daleeeeeeko.
Dlatego z SZACUNEM I PODZIWEM NA STOJĄCO (o ile na to pozwoliłoby chwiejące się ciało i nogi przygniecione opasłym kotem) wspominam ostatni wypad do przytuliska z teściem -lat 80 z górką.
Zapakowaliśmy regalik,żeby w/w miał gdzie rozłożyć swoje akcesoria, bo szafeczka z której regularnie wystawiał mi zawartość na schody ( a ja regularnie dziwiłam się SKĄD TO????) poszła do innego kąta.
-No to DO ROBOTY-zakrzyknął gromko ledwo tylko rozpakował swoje bagaże.
-Najpierw ROBOTA POTEM PICIE- zdecydowanie sabotował tęskne spojrzenia NIEKTÓRYCH  w kierunku kufla.
Zabrali się za układanie drewna w stodole

 powierzając mi zaszczytny dozór nad domowym ogniskiem, czyli MOGŁAM GRZAĆ GNATY I UDAWAĆ,ZE PRACUJĘ.
Pasowało mi to bardzo, ale zanim zaległam, poszłam na obchód grzyborodnych lasów.
BOGACTWO-całe się zmieściło na zdjęciu.

Jadalnych ani widu ani słychu ( chociaż w przypadku grzybów to stwierdzenie chyba idiotyczne), za to nowe TABLICE INFORMACYJNE GOSPODARZA Z ZAGRODZONEJ DROGI  robiły wrażenie!
OTABLICOWAŁ SIĘ DOOKOŁA- ANI CHYBI BĘDĄ JAKOWEŚ EGZORCYZMY!-byle nie na nas, bo MY NIEWINNE.
Za górką grzybów nie było, ALE LASU TAKŻE ZARÓWNO TEŻ!!! Stałam jak głupia wybałuszając gały na RZEŹ!
Kolejny podgrzybkowy las przestał istnieć.
Tylko brzozy się nie poddają.
Na podwórku PORUSZENIE- COŚ SMYRNĘŁO MIĘDZY DREWNEM!!!
-MOŻE BYĆ ŻMIJA- zawyrokował TEŚĆ, który właśnie skończył roztaczać wizje "jak to można CAŁY DOM OPRYSKAĆ TRUCIZNĄ I WTEDY NIC CI NIE WLEZIE"
-POTRUJEMY SIĘ WSZYSCY-OBROŃCA ŻMIJ ruszył do kontrataku-A pod drewnem może mignęła Ci mysz-ZGASIŁ OCHOCZEGO TRUCICIELA.
-Jaka tam mysz!!!-dobrze widziałem ,że COŚ INNEGO!-zdenerwował się SPOSTRZEGAWCZY i zarządził, nie zważając na TĘPY OPÓR MATERII ( ja udawałam,że nie widzę błagalnego wzroku MĘŻA- W KOŃCU TO NIE MÓJ OJCIEC!)  PRZEKŁADANIE DREWNA JESZCZE RAZ!
Okazało się,że MIAŁ RACJĘ.
Pod kolejną kłodą usiłował zapaść w sen zimowy MOTYLEK!!!

 (pewnie ten ZŁOWROGI)
-NO I MIAŁEM RACJĘ,ŻE NIE MYSZ-zatriumfował i zarządził OBCHÓD I WYCINKĘ ZBĘDNYCH GAŁĘZI ZACIENIAJĄCYCH PODWÓRKO.  Widząc STAN ZGRZYTAJĄCEGO ZĘBAMI z własnej inicjatywy odchwaściłam ogródek.

przed i po
zebrałam pokaźny zbiór warzyw
i owoców
jabłko sztuk 1
i malowniczo padłam na kanapę prawie bez dechu, ale uświadomiłam sobie,że za chwilę PRZYJDĄ PRACOWNICY i zwlokłam się,żeby zaimprowizować kolacyjkę.
Przyszli. WESOŁY JAK SZCZYGIEŁEK I WYKOŃCZONA CHMURA GRADOWA.
-No i jak wam poszło?-zainicjowałam inteligentną dyskusję.
-A dobrze- SZCZYGIEŁEK,  jak zwykle optymistycznie zapewnił mnie jeszcze,że jutro to "mi to wszystko stare drewno potną,żeby był czym palić na zimę".
CHMURA JAK TO CHMURA- NIE POWIEDZIAŁA NIC , ale na drugi dzień z gracji i sprężystości ruchów przypominając wytwór dra Frankensteina, POSŁUSZNIE CIĘŁA DREWNO i na pewno tak jak ja MARZYŁA O KONDYCJI SZCZYGIEŁKA:)