piątek, 9 lipca 2010

jako MATKA nie denerwuję się ZUPEŁNIE!

RANEK JAK ZWYKLE. Siostra zastała licencjatem ( oczywiście na 5- ale piszę to bez ironii i zazdrości, bo zasłużyła sobie na to ciężką pracą łącząc studia , pracę i inne obowiązki),jeszcze do niej nie zadzwoniłam z hasłem- WITAM INŻYNIERZE-chociaż jest licencjatem pedagogiki.
Sąsiadka zadzwoniła z zaproszeniem na kawę. Poleciałam,żeby się oderwać OD MYŚLENIA. I dopiero , gdy ten od cichej wiertarki nie odpowiedział na moje "dzień dobry"(zawsze zapominam,że chłop ma mi się ukłonić PIERWSZY) uświadomiłam sobie,że lecę na kawę z FILIŻANKĄ KAWY w ręku-dobrze,ze to dwa piętra w dół. ALE JESTEM ZA TO SPOKOJNA!
-Fajną masz sukienkę- powitała mnie SĄSIADKA
FAKTYCZNIE-koszula nocna- dobrze,że długa i nie bieliźniana NIE JEST  typowym strojem nawet na przedpołudniową wizytę.
Dzwonek do drzwi. Sąsiad
.
-Bo widziałem jak sąsiadka se pod drzwiami filiżankę zostawiła to i przyniosłem,żeby kto nie dmuchnął
Podziękowałam a lekko zdezorientowanej SĄSIADCE przypomniałam,że JA JAKO MATKA WCALE SIĘ NIE DENERWUJĘ!
Po 5 minutowej wizycie ( nie mogłam usiedzieć, bo wypiłam 2 kawy-swoją i jej), poleciałam do domu, gdzie:
  • zapomniałam,że nie umiem przyszywać aplikacji i zrąbałam torebkę z kotkiem
  •  poprawiałam zasłony, które nie wymagały poprawiania


  • sprawdziłam, po raz kolejny czy czasem nie trzeba umyć okien  
 doszłam do wniosku,że może i trzeba , ale kto by tam sobie tym głowę zawracał



  • pomodliłam się do jarmarcznego aniołka, co przyjął z ironicznym zrozumieniem
  • podlałam jarmarczne kwiatki, bo mi się pomyliły wazony

 ale za to rozkwitły jeszcze piękniej

  • posiedziałam na balkonie (całe 3 minuty)

  • wypatrywałam znaków na niebie (30 sekund)


  • zrąbałam niepomna klęski DRUGĄ torebkę z kotkiem

im dłużej na nią patrzę, tym bardziej jestem pewna ,że w tym wzroku kryje się bestia
I WRESZCIE O 12.01 ZASIADŁAM DO KOMPUTERA, ABY NA WŁASNE NIEZDENERWOWANE ABSOLUTNIE OCZY PRZEKONAĆ SIĘ, ŻE MŁODSZY ZOSTAŁ ZAKWALIFIKOWANY DO PRZYJĘCIA NA POLITECHNIKĘ!!!!
WIEDZIAŁAM,ŻE TAK BĘDZIE! I dobrze, że wcale się nie denerwowałam:)

środa, 7 lipca 2010

102, czyli deszcze niespokojne-potargały sad...


...a my do IKEA raz na parę lat. Jak się jednak oprzeć magicznemu słowu WYPRZEDAŻ, szczególnie, gdy DO MIASTA zjechała dawno nie widziana M., która w swoim mieście ma również TAKI SKLEP i zimą targała z niego JEDYNĄ chyba w tym sklepie NIESKŁADANĄ komódkę- wlokła ją po śniegu ( bo ciężka jak nieszczęście a M to na oko pół mnie) do autobusu, potem jeszcze 2 przesiadki, ostatnie piętro w bloku i...voila! Ugadałyśmy się telefonicznie,że jedziemy TYLKO NA REKONESANS, bo KAŻDA z nas włącza akcję OSZCZ.-M.- bo chwilowy zastój w pracy ( czasem nie jest słodko być wolnym strzelcem), JA- bo mi KAZALI. No i ZAOSZCZĘDZIŁYŚMY!- bo kawę na  kartę IKEA FAMILY DAWALI ZA DARMO.I tu już oszczędności się kończą.W połowie szału wyprzedaży byłam zmuszona dzwonić po MOTYWATORA ("Czy jest ci to NAPRAWDĘ potrzebne?"), bo wersja targanie po śniegu z przyczyn oczywistych nie wchodziła w grę a "tymi niebieskimi torbami" M wzgardziła. MĄŻ oporny jak zwykle, nie zareagował na:
-opłaca się, prawie za darmo
-ONA kupiła a my to gorsi?
Nie dał się nabrać również na "namówiła mnie". Uległ dopiero, gdy oświadczyłam,że zamawiam furgonetkę aby dowieźć nasze zakupy- ruszył z kopyta,żeby mnie powstrzymać, ale byłam szybsza...JUŻ ZA KASAMI:)
Oczywiście kupiłam SAME POTRZEBNE I NIEZBĘDNE RZECZY-nie to co M , na którą zaczaiły się wszystkie pluszaki:)( wygrały kot i panda, ale twierdzi,że panda to PRZEZE MNIE, bo powiedziałam,że to może być wałek pod głowę, więc PRZYDATNE I NIEZBĘDNE!)
  • tacę na sadzonki ( u mnie będzie wiejski stół)


  • ręczniki sztuk 2
  • rękawice lniane



  • WOK do grilla-MĄŻ twierdzi,że to durszlak maxi



  • szpikulce

(do obrony własnej, jakby co)
  • wyposażenie kącika balkonowego : fotel i stoliczek, które ZUPEŁNIE nie nadają się na balkon ale były  W TAKIEJ NISKIEJ CENIE,że grzech nie kupić.

    Skręciłam je SAMODZIELNIE...( to znaczy MIAŁAM AMBICJE..a skończyło się na wysługiwaniu się STARSZYM)

    a W NAWIĄZANIU DO TYTUŁU
    • OKAZJA 102 POST, 
    • CZTEREJ PANCERNI, RUDY 102-NIC NIE JEST TAKIM JAKIM SIĘ ZDAJE(wiem to odkąd jako dziecko zobaczyłam w muzeum techniki słynnego RUDEGO z dziurą z boku,że by było widać aktorów- WIEEEELKIE rozczarowanie) A TERAZ WIEM-PO SKRĘCANIU tych skubanych mebli
    • deszczy niespokojnych, które targają moim balkonem- i z "fotelowania" na razie nici
    OGŁASZAM CANDY
     złożone z elementów sklepowych wzbogaconych przez DZIERGACZKĘ oczywiście DZIERGANIEM, przydatnych nie tylko dla tych CO SIĘ MYJĄ oraz woreczka zupełnie samodzielnie wykonanego, aby CI CO EW. SIĘ NIE MYJĄ mogli akcesoria schować:)



    Zasady -jak wszędzie:
    • podlinkowany obrazek na blogu
    • komentarz pod postem
    • dla nie blogowców komentarz i namiary majlowe
    Losować będzie SZANOWNY MAŁŻONEK- w dniu swoich urodzin, czyli 1 sierpnia,a niech się cieszy:)

    poniedziałek, 5 lipca 2010

    WY(TFU)RCA, czyli ARTYSTKA sprowadzona na ziemię



    Gdzie dodajmy- jej miejsce. Nic nie trwa wiecznie, więc chcąc a raczej "nie za zbytnio chcąc" musiałam podążać w ślad za ŚLUBNYM, który niestety nie wybrał branży edukacyjnej a zadowolił się pracą lżejszą niż sen i w związku z tym jego urlop to 26 dni ( ale na pociechę jego wszystkie ubrania robocze noszą logo GPW-a niech tam sobie każdy rozszyfrowuje jak chce).PODĄŻYŁAM na własną zgubę a raczej na zgubę mojego WYBUJAŁEGO EGO, które doznało w związku z tym stłamszenia- BEZWZGLĘDNEGO i unicestwienia-OSTATECZNEGO. A zaczęło się jak zwykle NIEWINNIE...
    URODZINY RODZICIELKI-  ŻYCZENIOWY TELEFON przepisowo wykonany ( jeszcze ze wsi,żeby nie było,że zapomniałam)-skomentowany- "I tak NIE BYŁAŚ PIERWSZA....ale jak wrócicie zapraszam na ciasto"
    I już coś wtedy powinno zapikać ostrzegawczo w moim otumanionym szukaniem połączenia  internetowego mózgu ( przypuszczam,że wykorzystałam w końcu WŁASNE FALE MÓZGOWE i stąd na analizę rozmowy i dedukcję-PO PROSTU BRAKŁO).
    Po powrocie, czyli wniesieniu tobołów, rozpakowaniu tobołów, SZYBKOWZROCZNEJ OBIEGÓWCE (czyli dyskretnej w moim mniemaniu kontroli stanu zapuszczenia domu przez młodzież)-zapadłam z filiżanką kawy w fotelu, ale na krótko, bo do rzeczywistości przywołał mnie szczebioczący w słuchawce głos RODZICIELKI:
    -Zmęczona?(a kto by tam czekał na odpowiedź)TO MY DO CIEBIE PRZYCHODZIMY!Przyniosę ciasto, bo pewnie nic nie masz...brzdęk - to odgłos opadającej szczęki i słuchawki.
    MY- na szczęście nie oznaczało tym razem WSZYSTKICH KREWNYCH I ZNAJOMYCH KRÓLIKA ale SIOSTRĘ ("jedyne moje dziecko, które ma dobre serce"- cytat WIADOMO CZYJ) z rodziną (dziś "rodzina" małą literą bo nie o niej ale zasługuje na odrębny post).
    Nawet nie zdążyłam nadać SOS do KOLEŻANKI- JUŻ BYLI.
    I dobrze, bo:
    1. bardzo ich wszystkich lubię
    2. lubię również świeżo pieczone ciasto
    3. byli PO KAWIE, więc mojej nie wypili
    A niedobrze, bo nie do końca sprzątnęłam warsztat torbiarski i TAKTOWNI goście "przeszliby mimo"- ale nie w obecności RODZICIELKI, która:
    • poinformowała obecnych o procederze
    • zadała druzgocące pytanie z zakresu "po co ci tyle toreb" i w dodatku tupiąc nóżką czekała na odpowiedź
    • zażądała demonstracji NATYCHMIASTOWEJ



    • oceniła jak przystało na RASOWĄ KLIENTKĘ-"U nas w chińskim sklepie takie są po 2,99 zł"
    • posumowała działalność "No tak ,jak za człowieka WSZYSTKO w domu DZIECI robią, to mu się nudzi i MOŻE WYDZIWIAĆ, nie to co ja -SAMA - WSZYSTKO I ZA WSZYSTKICH"
    Opadając z wdziękiem na kanapę dorzuciła jeszcze:
    -Szkoda,że nie dałam ciasta SIOSTRZE, bo ty masz czas- upieczesz sobie!
    Oczywiście  rzuciłam się jak szalona do oddawania ciasta, ale SIOSTRA ( WIEDZIONA PEWNIE SIOSTRZANĄ MIŁOŚCIĄ I SŁYNNYM DOBRYM SERCEM) wypuściła ZATRUTĄ STRZAŁĘ:
    -U NAS CIAST NIKT NIE JE!, ale JEJ WOLNO, bo odzew z kanapy był pokojowo-łagodzący:
    -I dlatego masz taką figurę...
    Tu już nie wytrzymałyśmy i gruchnęłyśmy JAK GRUCHY a MAŁŻONEK,żeby jak się wyraził "nie patrzeć na rozlew krwi podyrdał do świątyni i na głosowanie. Gdyby NA MNIE GŁOSOWAŁ moje EGO może choć trochę by się podbudowało a tak to.... pozostają TORBY:)

    niedziela, 4 lipca 2010

    STUKNIĘTA SETKA

    Gdzie to uczcić? Oczywiście w PRZYTULISKU


    , gdzie:


     kwitną róże i inne kwiatki

    - drzwi nawet do rupieciarni otwierają się gościnnie

    -obora zaprasza-WYREMONTUJ MNIE I OTWÓRZ PENSJONACIK ( w obecnej wersji -DLA SKAZAŃCÓW)

    -można wypić bezkarnie piwko, BO NIGDZIE CZŁOWIEK NIE JEDZIE,  a poza tym JEST GORĄCO ( a woda jak wiemy, W NIEKTÓRYCH KRĘGACH SMAKOSZY nie gasi pragnienia)
    -poduszka zachęca "legnij"


    -można wkręcić KOGOŚ w doprowadzanie ciepłej wody do zlewu (argument- w domu chłodniej i bliżej do lodówki, więc co się będziesz męczył robotą na dworze)

    -woreczki się wietrzą a GOSPODYNI zamiast plewić  i zająć się obiadem lata z aparatem i udaje ARTYSTKĘ

    -PORZECZKI obiecują wino domowe o najmniej kwaśnym smaku i nie szkodzi,że NIGDY nie dotrzymują obietnicy

    - dziarski winobluszcz próbuje zdewastować i tak ledwo trzymający się dach


    - WYMIANKOWY PREZENT OD ŚWIATA AMALII dumnie prezentuje swe wdzięki

    -wysłany do lasu ( właściwie sam się wysłał),żeby odreagować nie tylko doprowadzenie wody ale i z rozpędu montaż umywalki w łazience, na której jak twierdzi zrobi doktorat, wraca Z PREZENTEM

    A jak uczcić SETKĘ? Zafundować sobie telefon  "z dostępem", użyć go jako modemu a potem latać dzień i noc od domu , do studni, od studni do obory i w przypływie desperacji zaliczyć dach od łazienki,ŻEBY ZŁAPAĆ SIEĆ!
     ale jak widać czasami się UDAJE!!!!!:)