środa, 3 listopada 2010

STRASZENIE KULTURĄ, czyli Halloween we własnym domu

Strachów polskich ciąg dalszy. Tym razem o aspektach kulturalnych mojego żywota. TATUSIOWA BABCIA straszyła realnymi Cyganami, natomiast MAMUSINA już od najmłodszych lat zaznajamiała mnie z czarem słowa mówionego i poezją śpiewaną.
Hitem nr 1, była opowieść O KSIĘŻNICZCE, CO ZJADAŁA LUDZI (spała w trumnie w kościele i w nocy ruszała,żeby uskuteczniać PROCEDER), która niestety nie kończyła się happy endem, bo GŁÓWNEGO BOHATERA też zjadła.
Hit nr 2 -niewinnie zapowiadająca się baśń O KASI, która mamy nie słuchała i poszła koło młyna, w którym rezydował sam DIABEŁ. Diabeł ją złapał-dalszy ciąg tylko dla osób o mocnych nerwach i PIĘCIOLATKI(czyli mnie)- starł jej plecy na tarce ( dotąd , gdy trę marchewkę, Kasia jako żywa staje mi przed oczami), głowę uciął i wystawił w oknie, gdzie przechodzący ludzie ( w tym jej własna niczego nie podejrzewająca matka) podziwiali jej szeroki uśmiech i dopiero, gdy jeden z odważniejszych dotknął UŚMIECHNIĘTEJ- głowa się potoczyła i.... co dalej nie pamiętam bo zazwyczaj w połowie opowieści strach odbierał mi zmysły
-Znowu mama opowiada te swoje horrory?-zainteresował się nastoletni wówczas wujek i dopiero on uświadomił mi ,że to NIEPRAWDA.
Była jeszcze poezja śpiewana- O Podolance ,co wianka dać nie chciała i król ją za to ściął, o siostrze, co otruła brata swego, o odprowadzaniu kochaneczki do domu i zabijaniu jej w drodze...z perspektywy czasu zupełnie inaczej odbieram powiedzenie "Co cię nie zabije, to cię wzmocni"
Mrożące krew w żyłach opowieści zostały w mej pamięci tak dokładnie wyryte,że kilka lat później mogłam dzięki nim gwiazdorzyć na podwórku, wśród dzieci, które oprócz Misia z Okienka nie miały kontaktu z PRAWDZIWYMI OPOWIEŚCIAMI.
NAJSTRASZNIEJSZY STRACH- tym razem kinowy przeżyłyśmy z M. wiele lat później, gdy jako nieświadome licealistki poszłyśmy do kina na kultowy film "OBCY, czyli 8 pasażer Nostromo". Na sali oprócz nas było tylko dwóch odważnych żołnierzy na przepustce, rozsiadłyśmy się,żeby dobrze widzieć i już w połowie filmu co chwilę naradzałyśmy się szeptem, CZY ZOSTAJEMY?!!!, szczególnie wtedy, gdy ŻOŁNIERZE OPUŚCILI SALĘ!.WYTRWAŁYŚMY!- pamiętam,że to był deszczowy dzień, bo rączkę parasola miałam ZGRYZIONĄ JAK OŁÓWEK.
A ostatnio? W całkiem dorosłym życiu zakochałam się w STEPHENIE KINGU (bez wzajemności niestety) i stałam się pośmiewiskiem we własnym domu, gdzie PIŁY i Teksańską masakrę ogląda się jak dobranockę a ja czytając CUJO- uchylałam kolejne kartki,żeby PODEJRZEĆ, co będzie dalej, bo bałam się czytać.
Jako antidotum wstawiam tu ZESTAW ANIELSKICH OCIEPLACZY

i idę zmierzyć się z prawdziwym horrorem-KUCHNIĄ, W KTÓREJ NIE MA ZMYWARKI!

niedziela, 31 października 2010

CZEGO SIĘ BOISZ GŁUPIA, czyli straszki na Laszki

Jako Laszce z dziada pradziada ( z urodzenia i zamieszkania) święto HALLOWEEN jest mi kulturowo obce ( chociaż dekoracje dyniowe lubię pasjami)i  dlatego nie o strzygach, upiorach i żartobliwym klepaniu Śmierci po kosie, ale o własnych bardzo zadomowionych upiorach dzieciństwa, młodości i obecnej drugiej młodości uczynię wyznanie.
Kolejność nie jest  przypadkowa- raczej chronologiczna, bo od zarania mojego istnienia zapoznawałam się z ciemną stroną mocy
co uwiecznił na swoich zdjęciach niezawodny Tatuś.
U TATUSIOWEJ BABCI spotkał mnie strach PIERWSZY I WIECZNY-CYGANIE! Jako dziecko byłam , choć trudno w to uwierzyć- niejadkiem, więc BABCIA wymyśliła genialny w swej prostocie, bo nie wymagający żadnych dodatkowych w postaci kija lub marchewki środków perswazji sposób:
-Jedz, bo przyjdą CYGANIE i cię zabiorą
Załatwiła DWIE SPRAWY
-JADŁAM (i zostało mi to do dziś)
-Rodzice poczynili znaczne oszczędności w czasie naszych PIERWSZYCH RODZINNYCH WCZASÓW , ponieważ kategorycznie odmawiałam ZWIEDZANIA KIOSKU Z PAMIĄTKAMI ( widzę go w pamięci jak dziś i nadal lada jest dużo wyżej niż sięgał mój 4 letni wzrok). Nieświadomi histerycznego lęku przed rezydującymi wokół ROMAMI, kładli to na karb RODZĄCEGO SIĘ ROZSĄDKU (i dziwić się teraz,żem zakupoholiczka?-rekompensata MUSI BYĆ)
PANICZNY STRACH ciągnął się za mną aż do pierwszych lat podstawówki, kiedy to na wieść,że "chodzą Cyganie" uciekałam na sąsiednie osiedle ( zamiast głupia zamknąć się w domu- wyobrażałam sobie chyba,że przenikną przez drzwi) ryzykując:
-rozjechanie przez samochód
-podejrzenia o wałęsanie się bez celu (dawniej nikt się jakoś nie wałęsał, bo nie było CENTRÓW HANDLOWYCH)
Z w/w strachu wyleczyła mnie dopiero skutecznie CZARNA WOŁGA (miejski mit o porywaczach jeżdżących tymże samochodem i porywających dzieci, którzy jak twierdziła DOBRZE POINFORMOWANA JOLA-biorą z DZIECKÓW krew i polewają niom potem pomnik Hitlera- wierzyłam w to święcie, jak i we wszystko, co mówiła JOLA)
RODZICE mogli odtąd porzucić wszelkie niepokoje związanie z wałęsaniem się, bo siedziałam w domu i przy domu jak zaklęta i nawet decyzję o wyjściu do biblioteki podejmowałam po głębokim zastanowieniu.
A miałam DUŻO PRZEMYŚLEŃ, jako że JOLA uświadomiła mi fakt,że JEŚLI KTOŚ NIE MIAŁ NAKLEJONYCH PLASTERKÓW NA PIERSIACH, GDY BYŁ W PRZEDSZKOLU- TO ZNACZY,ŻE BYŁ ADOPTOWANY!
ONA MIAŁA-JA NIE!
Z myślą,że byłam adoptowana ( o naklejone plasterki pytałam rodziców- zgodnie potwierdzili,że ŻADNYCH  plasterków nie miałam) borykałam się ładnych parę lat dopóki nie dowiedziałam się,że to była SZCZEPIONKA.( jaka ?teraz już nie pamiętam- może na GŁUPOTĘ, bo JOLA była zawsze TĄ MĄDRZEJSZĄ)
O strachach związanych z ODBIOREM DÓBR KULTURALNYCH napiszę w kolejnym poście a żeby zakończyć obrazkiem

POTWORNE KIESZONKI-może się ktoś wystraszy?:)