Jako Laszce z dziada pradziada ( z urodzenia i zamieszkania) święto HALLOWEEN jest mi kulturowo obce ( chociaż dekoracje dyniowe lubię pasjami)i dlatego nie o strzygach, upiorach i żartobliwym klepaniu Śmierci po kosie, ale o własnych bardzo zadomowionych upiorach dzieciństwa, młodości i obecnej drugiej młodości uczynię wyznanie.
Kolejność nie jest przypadkowa- raczej chronologiczna, bo od zarania mojego istnienia zapoznawałam się z ciemną stroną mocy
co uwiecznił na swoich zdjęciach niezawodny Tatuś.
U TATUSIOWEJ BABCI spotkał mnie strach PIERWSZY I WIECZNY-CYGANIE! Jako dziecko byłam , choć trudno w to uwierzyć- niejadkiem, więc BABCIA wymyśliła genialny w swej prostocie, bo nie wymagający żadnych dodatkowych w postaci kija lub marchewki środków perswazji sposób:
-Jedz, bo przyjdą CYGANIE i cię zabiorą
Załatwiła DWIE SPRAWY
-JADŁAM (i zostało mi to do dziś)
-Rodzice poczynili znaczne oszczędności w czasie naszych PIERWSZYCH RODZINNYCH WCZASÓW , ponieważ kategorycznie odmawiałam ZWIEDZANIA KIOSKU Z PAMIĄTKAMI ( widzę go w pamięci jak dziś i nadal lada jest dużo wyżej niż sięgał mój 4 letni wzrok). Nieświadomi histerycznego lęku przed rezydującymi wokół ROMAMI, kładli to na karb RODZĄCEGO SIĘ ROZSĄDKU (i dziwić się teraz,żem zakupoholiczka?-rekompensata MUSI BYĆ)
PANICZNY STRACH ciągnął się za mną aż do pierwszych lat podstawówki, kiedy to na wieść,że "chodzą Cyganie" uciekałam na sąsiednie osiedle ( zamiast głupia zamknąć się w domu- wyobrażałam sobie chyba,że przenikną przez drzwi) ryzykując:
-rozjechanie przez samochód
-podejrzenia o wałęsanie się bez celu (dawniej nikt się jakoś nie wałęsał, bo nie było CENTRÓW HANDLOWYCH)
Z w/w strachu wyleczyła mnie dopiero skutecznie CZARNA WOŁGA (miejski mit o porywaczach jeżdżących tymże samochodem i porywających dzieci, którzy jak twierdziła DOBRZE POINFORMOWANA JOLA-biorą z DZIECKÓW krew i polewają niom potem pomnik Hitlera- wierzyłam w to święcie, jak i we wszystko, co mówiła JOLA)
RODZICE mogli odtąd porzucić wszelkie niepokoje związanie z wałęsaniem się, bo siedziałam w domu i przy domu jak zaklęta i nawet decyzję o wyjściu do biblioteki podejmowałam po głębokim zastanowieniu.
A miałam DUŻO PRZEMYŚLEŃ, jako że JOLA uświadomiła mi fakt,że JEŚLI KTOŚ NIE MIAŁ NAKLEJONYCH PLASTERKÓW NA PIERSIACH, GDY BYŁ W PRZEDSZKOLU- TO ZNACZY,ŻE BYŁ ADOPTOWANY!
ONA MIAŁA-JA NIE!
Z myślą,że byłam adoptowana ( o naklejone plasterki pytałam rodziców- zgodnie potwierdzili,że ŻADNYCH plasterków nie miałam) borykałam się ładnych parę lat dopóki nie dowiedziałam się,że to była SZCZEPIONKA.( jaka ?teraz już nie pamiętam- może na GŁUPOTĘ, bo JOLA była zawsze TĄ MĄDRZEJSZĄ)
O strachach związanych z ODBIOREM DÓBR KULTURALNYCH napiszę w kolejnym poście a żeby zakończyć obrazkiem
POTWORNE KIESZONKI-może się ktoś wystraszy?:)
niedziela, 31 października 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Piękny i taki mimo wszystko radosny tekst! mnie tata straszył Buką z Muminków, ale jako wielka miłośniczka od dziecka mieszkańców Doliny Muminków udawałam, że się jej boję, a tak naprawdę chciałam Bukę spotkać! A kieszonki - potwornie urocze?! tak jak nasze strachy z dzieciństwa. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCarna Wołga (z firankamina szybach) jeździła po całym Naszym Pięknym Kraju... ;)
OdpowiedzUsuńPotwornie słodkie ;) Mnie prababcia straszyła dzieciorupem, co po latach przełożyłam sobie na dziecioroba i nie wiem co to miało wspólnego O.o
OdpowiedzUsuńMoże i miały być potffffffffffforne te kieszonki. Niestety. Wyszły przeurocze;)
OdpowiedzUsuńKieszonek się nie wystraszyła, no bo czemu ale o strachach i upiorach dzieciństwa mogłabym z Tobą pogadać i owszem :0.W okolicy domu mojego dzieciństwa mieszkał jak na owe czasy bogaty burżuj. Miał hektary sadów i dorodne w nich owoce.wszystkie dzieciaki z sąsiedztwa łakomiły się na te owocki.Szarża przepuszczana była jesienią , wszak wtedy tych owoców najwięcej.Burżuj gonił dzieciaki z wielka lachą.a wyglądał strasznie: długa siwa broda, ogromny kapelusz i gruby głos.traf chciał,że ja tez się wybrałam na dorodne gruszeczki klapsy ( każdy chyba zna smak tego soku lecącego po brodzie podczas jedzenia). Te najsmaczniejsze wisiały na samym czubku.Drzewa stare więc rozłożyste, łatwo się wchodziło ( nigdy nie miałam problemów z łażeniem po drzewach aż do teraz ! :0)Kiedy już sobie zajadałam gruszeczkę siedząc na drzewie poszła wokół fama,że DRAB nadchodzi.Wejść- wchodzi się łatwo.Zejść w pośpiechu o wiele trudniej. No i zawisłam sobie w gatkach na gałęzi .I Drab się do mnie dobrał.Dygotałam ze strachu jak osika. A drab przemówił ludzkim głosem.A PO CO TAM LAZŁA - HE? Sam BYM JEJ DAŁ JAKBY POPROSIŁA!Pomógł mi zejść po główce pogłaskał a na koniec wręczył wiaderko przecudny gruszek. Odtąd co tydzień takie dostawałam. Wszystkie dzieciaki się dziwiły,że tylko mnie się upiekło.Tak sobie mnie DRAB upodobał. :).CZYLI rzeczywiście STRACHY NA LACHY.
OdpowiedzUsuńCzarna Wołga i Cyganie, o tak... :D
OdpowiedzUsuńNas straszyli "dziadem z worem" , ale i tak najbardziej bałam się ciemności , chociaż nikt mnie nimi nie straszył . Do dzisiaj nie lubię chodzić po ciemku , ani awarii prądu , a potworne kieszonki są / moim zdaniem/bardzo radosne-pozdrawiam Yrsa
OdpowiedzUsuńMnie na szczęście nie straszono niczym, ale żebym grzeczna była, to nie powiem;) Potworki sympatyczne:)
OdpowiedzUsuńKieszonki jako żywo potworne heheeh :P Ja tez pamiętam czarną wołgę, z tym, że nic o pomniku Hitlera nie słyszałam za to podobno porywali oni dzieci wycinali im na piersiach znak krzyża i suto sypali solą. (?!).. Cyganów jakoś bać się nie bałam, mże dlatego, że byłam zawsze raczej żartym dzieckiem, a najbardziej na świecie jako dzieciak bałam się Fraglesów! Spać nie mogłam po obejrzeniu tej bajki, dotąd mna jakoś trząsa na myśl o tych stworach.. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Historia z plasterkiem boska..hehe...
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
potworne kieszonki potwornie słodkie...
OdpowiedzUsuńJa mam mnóstwo takich strachów z dzieciństwa, powstałych głównie w wyniku niezrozumienia jakiejś rozmowy dorosłych, której po prostu nie powinnam słyszeć...
he,he,u nas też czarna wołga jeździła i cyganie się plątali,ale ja i tak najbardziej bałam się piwnicy i mam to do dziś:)))))
OdpowiedzUsuńKieszonki urocze - rozczaruję Cie niestety:)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o strachy, do dziś boję się ciemności. Bo w moim dzieciństwie w ciemności czaił się potężny WILK o strasznych kłach i krwiożerczych oczach!!!
Pojęcia nie mam skąd mi te "krwiożercze oczy", bo nijak nie wychodzi żeby te oczy takie miały być... raczej zębiska, no ale chyba zwyczajnie pasowały do kontekstu:))))
Z "ciemnym lękiem" prowadzę zażartą walkę i chyba wygrywam... moje dzieci się nie boją ciemności, ale ile to stresu czasem kosztuje:P
I gratuluję koleżanki Jolki:P Mam nadzieje że moje dziecia takiej "mądrali" nie napotkają:))))
Kieszonki przestraznie śliczne.
OdpowiedzUsuńOj, czarna wolga też byla moją zmorą w dzieciństwie.Poza tym nie balam się zbytnio, nawet uciekania z domu w wieku 7 lat ( przed blok i z powrotem ):D.
Kieszonki potworne! ;))
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, ze jak na czasy bez internetu i z jednym programem w tv, to ta legenda o czarnej wołdze nieźle sobie poradziła. Kogo by nie spytać, z jakiego by nie był zakątka Polski to zna, słyszał i bał się.