sobota, 6 sierpnia 2011

NIC TAM NIE MA, czyli nie zawsze BRAT ma rację

Goszczące nas BRATERSTWO musiało niestety  oddawać się w pocie czoła swojej pasjonującej pracy i z utęsknieniem czekać do 15.00, ew. do piątku, aby dołować nas swoim "PO CO TAM JEDZIECIE - NIC TAM NIE MA!" i to niezależnie od tego, w jakim udalibyśmy się kierunku- WAŻNE,ŻE BEZ NIEGO! i to go gryzło jak spuszczel deskę.
Na szczęście jest CAŁY CZAS o 12 lat młodszy i TO pomimo wąsów i brody  nadal się nie zmienia- NIE POSŁUCHAŁAM SMARKACZA-i całe szczęście!
Ponieważ pogoda nie nastrajała opalankowo, RUSZYLIŚMY W TEREN!
Naszym celem była Łęczna z UNIKALNĄ synagogą, wartą swojej nazwy , bo UNIKNĘLIŚMY jej zwiedzania -zamknięta na głucho.

Uciekające na fotce panie w malowniczych pomarańczowych kubraczkach (dzielnie walczące z trawą) poradziły nam ,żeby SZUKAĆ TAKIEJ MAŁEJ CZARNEJ- GDZIEŚ TU SIĘ KRĘCIŁA A TO KIEROWNICZKA JEST,ale MAŁA CZARNA widocznie się przefarbowała, albo wyjechała w siną dal.
PRZYTOMNY udał się po sąsiedzku- do biblioteki miejskiej i TAM POZNAŁ OKRUTNĄ PRAWDĘ-MUZEUM NIECZYNNE RÓWNIEŻ WE WTORKI!
Polataliśmy tylko po mieście z UNIKALNYMI figurami przed kościołem
Pierwszy raz widzieliśmy , aby KTOŚ nie zważając na zaistniałe okoliczności ( PIEDESTAŁ I TE SPRAWY) tak intensywnie przygotowywał się do kolejnej edycji TAŃCA Z GWIAZDAMI

Widok ten nastroił nas do tego stopnia pozytywnie,że otworzyliśmy  na chybił trafił mapę okolic w poszukiwaniu bezdroży, w które można by się zapędzić.
W Zawieprzycach usłużna mapka kusiła nas ikonką RUINY
-Pasujemy- znaczy nie PAS, ALE JADYMY- jako osoby W LECIECH- podjęliśmy decyzję , jak się okazało słuszną


Pospacerowaliśmy po rozległym parku i pozaglądaliśmy w każdą dostępną dziurę
MĄŻ PATRZY NA WIEPRZA A WIEPRZ ODWDZIĘCZA SIĘ PŁYNIĘCIEM
ale najbardziej zaciekawił nas obelisk
na górce przed zamkową bramą. Dopiero w domu doczytałam,że to na pamiątkę po ZAMUROWANYCH ŻYWCEM KOCHANKACH-OJ DZIAŁO SIĘ, DZIAŁO !
-WIEDLI LUDZIE BARWNE ŻYCIE-skomentował to MAŁŻONEK-JA to sobie najwyżej glazurę w łazience mogę położyć!
Ucieszyłam się,że  W RAZIE CZEGO z gipsokartonu- PALCEM SIĘ WYDŁUBIĘ.

Nic dziwnego,że zamek w totalnej ruinie-kolejne pokolenia chciały pewnie sprawdzić procentową zawartość prawdy w legendzie i PO SPOŻYCIU PROCENTÓW (widzieliśmy ślady libacji) z odwagą rozbierało sukcesywnie cegła po cegle kolejne ściany .
NIE WIEMY NIESTETY Z JAKIM SKUTKIEM- ALE CHYBA JAK MÓWIŁO BRATERSWO-NIC TAM NIE BYŁO!