czwartek, 11 lutego 2010

Miłe złego początki


Pod wpływem niebieskomigdałowych marzeń o "wsi spokojnej, wsi wesołej" i przypadkowego puknięcia w mapę przy piwku przez naszych sąsiadów zostaliśmy pewnego majowego poranka Roku Pańskiego 1999 "dziedzicami".Nasze hektary jak się okazało to kilka arów zachaszczonego podwórka,mała chwytająca za serce opuszczona, drewniana chałupka kamienna obora z niezgłębionymi pokładami tego co "zostało po krówkach i koniku" i wielka ilość szopek, szopeczek o niezbadanej zawartości. Jak się potem okazało w jednej natrafiliśmy na prawdziwy skarb-drewniane sanie( i co,że bez płóz, gdzież pan chcesz jechać po trawie?)Nasze bezcenne doświadczenia:
1.na powinowy kac-najlepszy alugastrin(tysiące butelek po obu specyfikach za oborą)
2.góra śmieci rośnie w postępie geometrycznym w miarę sprzątania(szopki i szopeczki)
3.MYSZY BYŁY TU PIERWSZE!(kompletny brak entuzjazmu tychże na nasz widok)
Najważniejsze jednak,że wreszcie latem byliśmy NA SWOIM:)