sobota, 25 lipca 2015

Nie dajmy się emocjom, czyli na wsi z pomocnikiem

Ślubny uwielbia robić  niespodzianki. Najnowsza- zabieramy na wieś POMOCNIKA !Chociaż zważywszy na szanowną osobę, powinien powiedzieć INICJATORA. Chodzi tu o szanownego teścia lat 85, który( nie zważając na wiek) w czerwcu ( dobrze,że mnie przy tym nie było, bo zeszłabym na zawał) latał po dachu obory i cementował dachówki. Po drabinie, bez żadnego zabezpieczenia! Bateria duracell chyba była na nim wzorowana.
-Będziemy sobie tylko delikatnie coś tam dłubać- wyjaśnił Ślubny- nic wielkiego, bo upały, a poza tym ojciec ma przecież 85lat!!!
Tak jakbym tego nie wiedziała.Ostatnio, gdy byliśmy razem na wsi, chciał rozbierać stodołę, albo chociaż szopkę (obroniłam własną piersią przed DESTROYEREM)'
Na powitanie pokłoniła nam się jabłonka,
która z niewiadomych przyczyn wzięła się przewróciła i uschła na amen.
 Teść aż pojaśniał na ten widok i od razu zaczął wytargiwać piłę spalinową.
Zanim rozpakowałam zakupy i pootwierałam okna, jabłonka zamieniła się w klocuszki równo poukładane w stodole.
-Bierzemy się za studnię!- zarządził
-Co chcecie robić?- odciągnęłam na bok ŚLUBNEGO, ale tylko przewrócił oczami i poszedł szukać narzędzi.
Zaraz przyleciał z donosem- Tylko będziemy się ZASTANAWIAĆ jak pogłębić studnię- próbował mnie uspokoić
-Ostatnio takie zastanawianie zapowietrzyło wam instalacje na amen i zamuliło hydrofor- usiłowałam ostudzić zapędy, ale już go nie było.
Dobrze,że wzięłam szydełko- to mnie uspokoi- mruczałam sama do siebie i postanowiłam nie przejmować się i zabrać za obiad.
Kran  w kuchni odpowiedział  na moje starania buczeniem.
-Co jest z wodą?!!!!- wydarłam się w przestrzeń.
Przestrzeń zaraz się zmaterializowała z błotem na butach i agonią w oczach.
-Poniosły nas emocje- próbował wyjaśnić i zaprowadził za słabnącą rękę przed dom ,żeby mi pokazać,ze TYM razem zabezpieczono zapasy wody.
-Na kąpiele błotne?- pytanie retoryczne zawisło w próżni. bo jak tu wytłumaczyć niczegonierozumiejącej,że najpierw dźgało się drągiem dno studni i wyciągało wpuszczoną tam rurę, a dopiero potem zabezpieczyło odpowiedni zapas błotnistej cieczy.
- Ale teraz to już nic nie robimy, bo czekamy ,aż się woda ustoi i w ogóle nie masz co się denerwować- pacyfikował mnie POMOCNIK POMOCNIKA.
Absolutnie nie denerwowałam się, tylko sięgnęłam wgłąb  jeszcze ciepłej lodówki i wyciągnęłam wsadzony tam na czarną godzinę bigos od przewidującej teściowej.Czarna godzina właśnie nadeszła, a ja ze spokojem ( przydała się praca nad sobą z Youtubowymi couchami) zabrałam się za szydełko
Nagle za oknem zamigotała nowa drabina, bo okazało się,że czas oczekiwania można sobie umilić naprawą anteny na dachu
Dzień drugi zaowocował torebką i szalem

W torebkę zamiast guzika wszyłam kamień- pracowicie wygrzebany z leśnej drogi i pokazałam majstrom,że ruch obrotowy wykonany owąż może skutkować utratą zdrowia powyżej dni siedmiu ( w dzierganiu towarzyszyła mi pikselująca na naprawionej antenie sędzia Anna M...)
Pracownicy mnie zignorowali, bo mieli ważniejsze rzeczy do roboty.
Na chwilę spuściłam ich z oka ( mieli wypoczywać na leżakach) i ze słuchawkami na uszach z muzyką relaksacyjną zajęłam się garami.Gdy skończyłam element architektoniczny z wizytówki bloga odszedł w niebyt a została??????

i
gratisowo kupa gruzu
-Co to ma być????-myślałam,że mam zwidy.
-Tu będzie nowe wejście do piwnicy,żebyś się nie musiała schylać- ŚLUBNEGO rozpierała duma. Nie wiem, co rozpierało POMOCNIKA, bo zadekował się w chłodnej piwnicy.
-A skąd weźmiemy większe drzwi?- pytanie okazało się karkołomne dla ŚLUBNEGO  a odpowiedź dobijająca dla mnie, bo okazało się,że do nowej piwniczki prowadzić mają blokowe drzwi- Z SZYBĄ!
-No żarty chyba!- osłabłam na kupie gruzu- przecież to zupełnie nie pasuje...
-Zeszlifuje się do drewna- dobiegł mnie głos z piwnicy.
-PILŚNIĘ?!!!-prawie się wydarłam i zostawiłam ich zgłębiających tajniki drzwi blokowych z lat 80, których niedawno pozbyliśmy się z naszego blokowiska.
Gdy coś wymyślą ,na pewno o tym napiszę, a na razie dziergam dalej, bo inaczej krew się poleje.
PS.
-Ja się chyba wy-koń- czę!!!- ŚLUBNY przyleciał po ratunek a usłyszał w odpowiedzi jedynie:
-Widziały gały, co brały!