czwartek, 30 grudnia 2010

MIĘDZYŚWIĘTNIK, czyli już po a jeszcze przed

Ledwo ostatni karp wydał ostatnie tchnienie ( w tym roku bez mojego udziału, OPRAWCA- stwierdził,że na mój widok SAME ZDECHŁY) a tu już rok się kończy, znowu jakieś OBCHODY! Obchodzić to my się będziemy jak pies z jeżem, bo STARSZYZNA , której się wydaje,że ciągle młoda ( chociaż igłę nawleka w okularach i z dwóch metrów, albo na ile pozwalają jej dłuuuugie rączki)) organizuje IMPREZĘ  w domu, ku rozczarowaniu BEZDOMNEJ w tym momencie MŁODZIEŻY.
-WY to CIĄGLE imprezujecie-rozżalił się MŁODSZY-A TO WIGILIA, A TO SYLWESTER....
-W Wigilii brałeś chyba udział-nie dałam się zbić z tropu.
-Ale POD PRZYMUSEM i W GARNIAKU!!!
-Jak BĘDĘ DOROSŁY-włączył się w dyskusję STARSZY-To będę organizował wigilię Z KUMPLAMI I ZAMÓWIMY SOBIE PIZZĘ!
Uświadomiłam TŁUKOWI,że od dwóch lat jest już dorosły, ale dopóki nie zmądrzeje, to będzie dostawał ogony karpiowe " w ramach promocji".
Nie obraził się, bo fajny jest.
-A ja marzyłem o świętach "w maku"- zwierzył się MŁODSZY i zanim ucieszyłam się,że zrobiłam makowiec wyjaśnił,że miał na myśli MAC- fooda.
Widocznie moja kuchnia to porażka, chociaż atmosfera Wigilii wcale tego nie potwierdziła-wszyscy żyją i nawet mieli siłę, aby śpiewać kolędy ( oczywiście BEZ młodzieży)
dyskutując zażarcie na temat tego ILE zwrotek, KTO za wysoko,a KTO za nisko ZAPODAJE i DLACZEGO osoby Z POLIPEM są zwolnione ze śpiewania.
Omawialiśmy również  inne ważkie tematy, ale gdy rozmowa zbaczała na kontrowersyjne tory- NIEZAWODNY TEŚĆ -rozpoczynał INTONACJĘ ( lata praktyki w orkiestrze parafialnej) i chcąc nie chcąc kolędowe pienia zaczynały znienacka straszyć okoliczną ludność.
Prezenty udane acz niespodziewane.Dostałam książkę- aluzyjnie nawiązującą do moich zainteresowań literaturą "toskańską"
oraz niezbędne do czytania AKCESORIUM -"ŻEBYŚ MI W NOCY PO OCZACH NIE ŚWIECIŁA" (i tak świecę- BLASKIEM SWOJEJ URODY!)

Lampka z samotną diodką led nadaje się jedynie do oświetlania drogi do toalety-NA WSI -W BEZKSIĘŻYCOWĄ NOC, gdy nie widać nawet dłoni dotykającej nosa-MOCNIEJ ŚWIECĘ OCZAMI!, ale podziękowałam -jak JAGIEŁŁO za dwa miecze i od razu chciałam ją testować w zaciszu... ale zacisza NIGDZIE NIE BYŁO.
MŁODZIEŻ kolędowała przy swojej ulubionej szopce
ale wezwana hasłem PREZENTY stawiła się dzielnie , by  z uciechą ROZRYWAĆ KOPERTY oraz odpakować jedyny prezent rzeczowy
NIEZWYKŁĄ WAGĘ, która oprócz ważenia na bieżąco będzie informować młodych (mam nadzieję,że nie Ibiszopodobnych) o zawartości masy mięśniowej, tłuszczu i wody w ich wysportowanych organizmach.
NIEKTÓRZY- W ŻYCIU! nie skorzystają z jej dobrodziejstwa , szczególnie po tym jak ZMUSZONA do JEDNORAZOWEGO WEJŚCIA na URZĄDZENIE przekonała się,że:
  1. ma IDEALNĄ wagę ( opinia STARSZEGO, który w swojej opinii jest za chudy)
  2. zawartość tłuszczu w jej organizmie lokuje ją NA PIERWSZYM MIEJSCU W RODZINIE i wielokrotnie przekracza dopuszczalne normy
Po dokładnym sprawdzeniu NA WYRAŹNE ŻYCZENIE WAŻONEJ wprowadzonych parametrów okazało się,że WAGA NIE KŁAMIE!Teraz muszę skupić się na punkcie 1 a zapomnieć o 2, bo depresja noworoczna czai się za drzwiami:)

niedziela, 26 grudnia 2010

ŚWIĄTECZNE DEKORACJE I przedświąteczne AKTYWACJE

Zazdrość jak wiadomo to cecha niegodna chwały, ale jeśli pcha nas do chwalebnych, przez nikogo nie docenianych czynów, nabiera czasami akcentu mistycznego.Pozazdrościłam WSZYSTKIM blogerkom i postanowiłam,że w tym roku TEŻ się wykażę.
-Tylko żeby choinka była prosta- prosiłam po raz kolejny- nie wiadomo po co DOSTARCZYCIELA PITAJĄCYCH CHOINEK.
BYŁA prosta, ale za to gałęzie przypominały gęstością las na SAHARZE.
-Nawet ładna, bo PROSTA- jak chciałaś-ocenił swoje starania NIESKROMNY
Taaaaaaa... widać dokładnie, że prosta bo pięń ma gruby jak ramię SYNA po siłowni, ale nic to- o gałęziach i gęstości nie mówiłam wcześniej-to mam!
-W tym roku proponuję wystrój sielski, z naturalnych materiałów-zagaiłam jak rasowy designer a w myślach już dopowiedziałam sobie zbiorowe-" łaaaaaał"
-Znaczy- jak zwykle odwalamy wiochę?Bo chciałem się tylko upewnić- STARSZY- jak zwykle wspierający, za karę musiał wspinać się po taboretach po pudła z ozdobami.
Po odrzuceniu Mikołaja bez głowy i beznogiego aniołka oraz licznych nietłukących się ( sprawdzone na ŁBACH WZAJEMNYCH) bombek, zawieszeniu tego, co zostało, przeszłam do PODCHODÓW.
-Czegoś mi tu brakuje, jakiegoś miłego akcentu-musiałam dodać, bo GŁĄBY oczywiście NIEDOMYŚLNE i wyciągnęłam PRECJOZA, czyli własnoręcznie wydziergane i wyszyte ozdoby. W oczekiwaniu na aplauz potoczyłam wzrokiem po zebranych.
W tym roku aplauz przejawiał się poprzez głuchą ciszę.W końcu GŁOWA RODU odważyła się zadać samobójcze pytanie:
-Ale TEGO chyba nie powiesisz? Wiesz LUDZIE tu będą przychodzić i jeszcze kto zobaczy...
-A na uprasowane koszule są jacyś chętni?-odpowiedziałam pozornie nowym wątkiem (LATA PRAKTYKI)
Nowe, autorskie ozdoby zawisły tam gdzie chciałam



a ja poleciałam do kwiaciarni po jemiołę.
-Po coś pani te jemiołe kupiła?-zaczepiła mnie w drodze powrotnej NIEZNANA, z której siaty malowniczo wystawał również bukiet jemioły.
-Żeby się całować-tylko to w tym momencie przyszło mi do głowy.
-Iiiiiiiiiii-kobieta pogardliwie wykrzywiła usta- ja myślałam,że to na szczęście, alem głupia, po co ja to kupiłam?!
-Na szczęście też!-zapewniłam ją, choć bez przekonania
-Ale to miało być, pani -NA PIENIĄDZE!!!!!-pomachała mi z wyrzutem wiechciem , z którego natychmiast odpadły wszystkie kulki.
-Nie, na pieniądze to łuski karpia w portfelu-ośmieliłam się zaprotestować, stawiając siaty z zakupami i jemiołą bezpiecznie między nogami, bo bałam się,że i moją BABA wytarga.
-DWA LATA NOSIŁAM! KOBITO! I CO?-podniosła głos a ludzie wracający z targu zaczęli podejrzanie zwalniać wietrząc sensację.
-TYLKO MI SIĘ PORTFEL ZAŚMIARDŁ A Z KASY G....!-kobietę poniosło
-Bo nas kobiety to tylko robota lubi- rzuciłam bez sensu, ale jak się okazało, była to myśl widocznie pełna głębi, bo na kobietę podziałała piorunująco.
-WŁAŚNIE!-wskazujący palec zatrzymał się na szczęście PRZED moją klatką piersiową ( a tykania nie lubię i wtedy nie ręczę za siebie)
-Masz pani rację! A ja i tak powieszę te jemiołę i NIE ZMYDLISZ MI TU PANI,że to do całowania! WESOŁYCH ŚWIĄT!-szarpnęła siaty a ja nawet nie zdążyłam jej powiedzieć o  wigilijnych uszkach teściowej z ukrytą( na szczęście) monetą.
Jemiołę powiesiłam na ścianie,


ale na razie efektów nie widać- w portfelu pustki a i do całowania jakoś nikt się nie pcha:)

czwartek, 23 grudnia 2010

PIEKŁO, czyli jak się piekło

Stolnica cierpliwie czekała wytargana ze schowka i oczywiście zapomniała mi przypomnieć,że od czasu do czasu należy ją umyć PRZED UŻYCIEM.Przypomniałam sobie o tym sama- patrząc na smętny kolor rozlewających się po niej jajek.
-O jaja zepsute...-ZDZIWIONY jak zwykle zmaterializował się tam, gdzie go nie posiali.
-Chyba Twoje-chciałam rzucić, ale przypomniał mi się Grechuta i jego "Nie dokazuj miła, nie dokazuj" i dałam spokój.Pierwsza próba pieczenia poszła zatykać zlew a ja z charakterystyczną dla siebie gracją wepchnęłam brudasa do brodzika, gdzie za pomocą prysznica i ostrej ścierki zrobiłam jej kąpiel z pilingiem- POJAŚNIAŁA!
-Kąpiesz się z deską-zainteresował się MŁODSZY
-Próbuję STOLNICOSERFINGU-odpowiedziałam zgodnie z prawdą, bo cholerstwo podłaziło mi pod nogi i stawało sztorcem a nie chciałam zachlapać całej łazienki.
-Będziesz wycierał zaraz tę podłogę- rzuciłam w dal za uciekającym INTELIGENTNYM, który po "będziesz" nie czekał na rozwój wypadków, tylko profilaktycznie zwiał.
Wytarłam sama-JEGO RĘCZNIKIEM- ale się zdziwi!
W kuchni żadnych zmian- ani jedna wróżka w międzyczasie nie upiekła "przepysznie pięknych ciasteczek".
Druga próba- pierniczki z dziurką landrynkową.Po kłótni o to, KTO teraz ma korzystać z młotka

( wygrała opcja "muszę molestować różowe landrynki") pierwsza partia powędrowała do pieca. Udały się- PRAWIE ( pomijając to ,że landrynki skutecznie poprzyklejały się do papierka i teraz zamiast PIERNICZKAMI Z WITRAŻYKIEM stały się nie mniej atrakcyjnymi PIERNICZKAMI Z WYPLUWKĄ ( no chyba,że ktoś lubi papier).
W trakcie produkcji zadzwoniła KOLEŻANKA A. (literka aby odróżnić od niepowtarzalnej KOLEŻANKI)
-Co robisz?-zagaiła
-Wykrawam pierniczki- "odgaiłam" zgodnie z prawdą i kolejne pierniczki były już BEZ witrażyków, bo nie da się wycinać dziurek, tłuc landrynek i jednocześnie rozmawiać z telefonem " w przykurczu szyjnym".Ale nie poddałam się- produkowałam dalej. PO dwóch kolejnych blachach- MATERIAŁ SIĘ SKOŃCZYŁ ALE ROZMOWA NIE! postanowiłam zrobić kokosanki wg przepisu blogowego.Gdy wsypałam wiórki do miski i dolałam mleko( skondensowane słodzone-lało się i lało bo JEDNĄ RĘKĄ nie da się przecież otworzyć puszki) uświadomiłam sobie,że NIE MAM PRZEPISU!!!!!
Żeby łapać się za głowę potrzebne są dwie ręce- zakończyłam więc rozmowę- hasłem PALI SIĘ! i poleciałam po niezbędne NARZĘDZIE PRACY,
które tym razem NIE CHCIAŁO WSPÓŁPRACOWAĆ i za cholerę nie mogło sobie przypomnieć Z KTÓREGO BLOGA pochodził ten przepis.Uspokoiłam samą siebie,że przepis był prosty i NA PEWNO oprócz mleka i wiórków nie zawierał NIC.
EFEKT przeszedł moje oczekiwania
Kokosanki zawarły przymierze na śmierć i życie z pergaminem i po odcięciu im głów dostarczyłam sobie zajęcia na długie zimowe wieczory jako SKUBIĄCA PAPIER DO PIECZENIA ( a co- ma się zmarnować?!)
Muffiny czekoladowe z granolą- prawie jak Nigella- zapomniałam tylko,że granolę ( u mnie udają ją "muesli czekoladowe") miesza się z ciastem, bo dodana na końcu zostaje NA WIERZCHU babeczek, co po przypieczeniu naraża seniorów na sprawdzanie siły kleju do protez.Nic to jednak, BOM POMYSŁOWA i polewą czekoladową zmiękczyłam nieczułe muffiny,


które TEŻ nie chciały wyjść formy (każdy chyba tak ma) NIEPRZYWIERAJĄCEJ I TEFLONOWEJ (dla pewności jeszcze posmarowanej i wysypanej należycie)
-My  zjemy TO DNO- zaoferował się STARSZY i po zdjęciu ścierki z twarzy wyjaśnił,że miał na myśli DNO FOREMKI.
Przeprosiłam zwalając na przeciąg, który miota ścierkami i upiekłam jeszcze ciasteczka francuskie z masą makową ( półprodukty z Biedronki- musiało się udać), serniczek z polewą krówkową -o dziwo nie wylewał się jak zwykle z formy PO UPIECZENIU.
Makowiec na kruchym spodzie MUSIAŁ POWSTAĆ-bo została masa makowa a kruchego gotowca w rulonie miałam zachomikowanego w lodówce.Wprawdzie masy było za mało, ale poratowała mnie miazga z aronii, dyni orzechów, którą kiedyś zamroziłam- na maku jak znalazł a rodzinie wmówiłam ,że to nowy przepis  Z INTERNETU ( teraz już tak).
Dobiłam się ciasteczkami z żurawiną, które nie bardzo chciały wyglądać UROCZO ale SMAK BYŁ- co potwierdzili ochotnicy-KONESERZY ( w tym koczujący u nas CHULIGAN).
Zadowolona z dobrze wykonanej nikomu niepotrzebnej roboty przygotowałam jeszcze ODPOWIEDNIE POJEMNIKI na ciasteczka- testując je uprzednio na KONESERACH. TYLKO MOJA RĘKA MIEŚCIŁA SIĘ W OTWORZE SŁOIKA-I O TO CHODZI!
Bardzo chciałam jeszcze napisać o ozdobach choinkowych, ale ponieważ jestem pewnie tylko jedyną na świecie osobą, która dotarła AŻ DOTĄD ( reszta zasnęła w trakcie albo kliknęła krzyżyk), na zakończnie pozwolę ŻYCZYĆ WSZYSTKIM  i SOBIE
NAPRAWDĘ WESOŁYCH ŚWIĄT!!!

środa, 22 grudnia 2010

CHOINKA MI PITŁA, czyli coraz bliżej do godziny zero

Naczelny strateg rodziny zwany w kręgach zaprzyjaźnionych MAMUSIĄ vel ŻONĄ vel "nie słab mnie"( nie mylić z RODZICIELKĄ, choć obie coraz bardziej do siebie podobne niestety- diagnosta-MĄŻ) ZADECYDOWAŁ:
Po pierwsze- ZAKUPY -w tym nieszczęsny karp
-I ma być ZABITY ,żeby nie było jak kiedyś,że osobiście musiałam z braku WĘDKARZA MĘŻA, przyzwyczajonego do okrucieństwa ( dokuczanie MAŁŻONCE też się liczy) wykonać wyrok, co przypłaciłam obsmarkaniem (od płaczu) ofiary, oraz WŁASNYM rozstrojem nerwowym na okres dłuższy niż siedem dni, co jak twierdzi wszechwiedząca  SĘDZIA AMW-skutkuje KARĄ!!!
Wyruszyliśmy o ósmej rano i po slalomie koszykowym kupiliśmy WSZYSTKO oprócz karpia!KOLEJNY SKLEP i kolejny NIE TAKI KARP. W końcu sukces poprzedzony obietnicą.:
-Jeszcze jeden sklep i kupię pangę albo podam indyka zanim mnie szlag trafi!!!
Jatka w kuchni uświadomiła mi,że TO BARDZO DOBRZE,że jeszcze nie sprzątałam na błysk, bo w ubiegłym roku ostatnie łuski wygrzebywałam spod lodówki na Wielkanoc.
ZABÓJCA RYB po wykonaniu zbrodniczego procederu, oddalił się w REJONY ZEWNĘTRZNE zwane balkonem aby tym razem zabłysnąć jako OPRAWCA CHOINKI, którą synowie z poświęceniem wtargali parę dni temu na nasze "czwarte bez windy".
Chwila ciszy- przerywana tylko słowami powszechnie uważanymi za obraźliwe- znak,że sznurek nie chce puścić.
Spokojnie zabieram się za wyciąganie z graciarni stolnicy- będę PIEKŁA!
-CHOINKA MI PITŁA- w kuchni pojawia się oblicze ZDZIWIONEGO
- Ale jak?-to kwestia ZDZIWIONEJ
-OPARŁA SIĘ NA BARIERCE I... PITŁA
-Znaczy się SAMOBÓJ JAKI , CZY CO?
-Nie wiem, pójdę na dół to się dowiem -i turlając się ze śmiechu TROPICIEL CHOINEK poszusował w dół bloku ( na szczęście po schodach) po UCIEKINIERA SAMOBÓJCĘ.
Trzymając dzielnie wartę na osamotnionym BEZCHOINKOWYM BALKONIE pomyślałam,że sąsiedzi zaczną obdzierać swoje przystrojone  drzewka w przekonaniu,że już PO ŚWIĘTACH, bo choinki z balkonów latają - I BĘDZIE NA NAS!.Ale sąsiedzi zajęci swoimi sprawami taktownie niczego nie zauważyli.
Mężczyźni zajęli się PĘTANIEM WROGA za pomocą sznurów z lampkami i łańcuchów oraz odprawieniem egzorcyzmów za pomocą aniołków

a ja w spokoju wróciłam do stolnicy.Spokój rozwiał się wkrótce jak sen złoty, ale o tym jeśli ktokolwiek będzie chciał czytać cdn.

niedziela, 19 grudnia 2010

OCIEPLANIE ATMOSFERY, czyli jak nie zwariować przed świętami

Wariactwo lepiej zostawić sobie na po świętach, kiedy wszyscy bliscy usprawiedliwią cię mówiąc
-Biedaczka, tyle przygotowań, NIC nie wyszło- to ją PRZEROSŁO....a ty możesz kobieto z czystym sumieniem oddać się:
  • chronicznemu katarowi
  • zapaleniu korzonków
  • dołującej migrenie, czy temu , co ci zwykle dolega-DZIEŃ PO
W tym roku muszę być zwarta i gotowa, bo nie mam nic NA SWOJE USPRAWIEDLIWIENIE.-przecież NIE PRACUJĘ!!!
Jak co roku wigilia  U NAS.
RODZICIELKA cieszy się niemalże euforycznie, bo w zeszłym roku zaproszona przez SIOSTRĘ uczestniczyła w WIELOOSOBOWEJ KOLACJI i KAŻDY DOSTAŁ PREZENT ,co zrujnowało ją na kolejne miesiące i gdy tylko przyszła do siebie, szybko podjęła decyzję,że w tym roku do nas , bo tu TYLKO DWOJE DZIECI.Cieszę się, bo kapustę z grochem robi jak Gordon Ramsay i Julia Child ( bez pereł-przyczyny-patrz wyżej) w jednym.
Każdy na razie zajmuje się tym co mu wychodzi najlepiej:
  • MŁODZIEŻ pustoszy lodówkę i w związku z tym jedziemy na ŚWIĄTECZNE zakupy dopiero w wigilię rano bo inaczej WSZYSTKO ZEŻREJĄ!
  • GŁOWA RODZINY ciężko pracuje tropiąc dziką zwierzynę w miejscu pracy

i ciesząc się ciszą  Z DALEKA OD ŻONY
  • TEŚCIOWA już szykuje WSZYSTKIE potrawy wigilijne wyznając zasadę,że gdyby KTOŚ chciał COŚ  u niej zjeść z wigilii....(i nieważne ,ze od lat je wigilię u nas i wszyscy o tym wiedzą)
  • RODZICIELKA ściera niewidoczne kurze i cieszy się,że nikt jej nie zabałagani a w przerwach pyta JAK STOJĘ Z ROBOTĄ, na co nieodmiennie odpowiadam "W LESIE",co ZAWSZE podnosi jej humor BO ONA DO PRZODU!
  • a JA... OCIEPLAM ATMOSFERĘ... dziergając szaliki





chociaż czuję,że powoli ZACZYNA ROBIĆ SIĘ GORĄCO, bo świąteczna panika dopadnie i mnie.A jeżeli jutro poniedziałek- to zamierzam piec ciastka i NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE!

poniedziałek, 13 grudnia 2010

ZAMIAST SPRZĄTNIA-JEST IMPREZA!

A właściwie była, bo miało się miało... imieniny.Na szczęście W TYM ROKU -TEN CO SIĘ NIE BAWI-stanął na wysokości zadania i wystąpił z BIŻUTEM
-Jest nas trzech- to po kawałku od każdego-zagaił może mało romantycznie ale za to w zgodzie ze SWOIM POJĘCIEM-"czego pragną kobiety"

Patrząc na zwartość pudełeczka- każdy chyba już rozumie, dlaczego w naszym domu żadne Shabby schicki i inne romantyzmy nie wchodzą w grę ( chociaż ja lubię i to bardzo). Pofalbanić i ozdabiać to ja sobie mogę jedynie na wsi, bo moje trzy sześciany wiedzą,że to "taki wiejski styl". Oby tylko choinka nie musiała być w stylu industrialnym ( ulubiony materiał MĘŻCZYZNY-nierdzewka-teraz już wiadomo czemu wybór padł włąśnie na taką biżuterię- od razu wyjaśnię,że mnie się podoba).
W" razie czego" przygotowałam CZĘŚCIOWO GEOMETRYCZNE podkładki

Zaszczyciła mnie swoją osobą KOLEŻNKA, która z godnym podziwu samozaparciem AŻ Z KRAKOWA przywiozła dla mnie cudnego aniołka
nawiązującego swą smukła linią do ideału, którego nigdy nie zamierzam osiągnąć, ale popatrzeć można.
 Tłum gości w liczbie DWÓCH, zamknęła rodzicielka, która oprócz życzeń przytargała ze sobą swój nowy nabytek RADIO-GRAMOFON- marki "kogucik", aby jak się wyraziła WYMODLONY ZIĘĆ "(naprawdę tak o nim mówi i część splendoru spływa wtedy mam nadzieję na mnie) zajrzał GDZIE TRZEBA, bo gramofon NIE GRA. Córka -inteligencja wyższa, czyli ja, już dwa dni temu w MIEJSCU DOCELOWYM, czyli domu MAMUSI usiłowała uruchomić badziewie ale NIC NIE BYŁO SŁYCHAĆ! Pomimo przestudiowania instrukcji W DWÓCH JĘZYKACH i wielokrotnych próbach poczynionych przez OBYDWIE GRACJE, czyli MAMUSIĘ I MNIE, na płycie o głośno brzmiącym tytule PANNA OJDANA- nie tylko  NIE BYŁO żadnego oj dana, ale w ogóle NIC...
Dopiero techniczny geniusz WYMODLONEGO sprawił,że sprzęt zaczął DZIAŁAĆ prawidłowo!
WZIĄŁ I ZDJĄŁ OSŁONKĘ Z IGŁY GRAMOFONU!!!
Zdjęcie niewyraźne, bo tak się śmiałyśmy,że  nie mogłam utrzymać aparatu

EGO WYMODLONEGO WZNIOSŁO SIĘ NA WYŻYNY!!! a pozostali zadowolili się słuchaniem WIEKOPOMNYCH UTWORÓW
DLA MŁODEGO POKOLENIA C. WYDRZYCKI= NIEMEN- tu w wersji przebojów latino -po hiszpańsku- z gitarą
 Chociaż, niektórzy twierdzili,że :
  • NIEMEN- W ŻYCIU TAKIEJ CHAŁY BY NIE ŚPIEWAŁ(żonaty meloman)
  •  NAJLEPSZE TO SĄ ARIE , ALE MAM JE W DOMU( MAMUSIA)
  • CO WY TO ZA DZIADOSTWA ...... SŁUCHACIE( MŁODY MELOMAN)
  • DAWAĆ MI TU "BABALU" (solenizantka) Z PŁYTY MAMUSI ( lata wczesne sześćdziesiąte)






 tu wersja netowa ale trochę oddaje nastrój- szczególnie image pieśniarki:)i taniec tej w czerwonym -wypisz wymaluj -JA!

Po degustacji Beherovki i aroniówki doszło nawet do tańców Z GWIAZDAMI ( w roli gwiazd SOLENIZANTKA I MŁODSZY) w specjalnie na ten wieczór wykonanym obuwiu tanecznym zwanym na cześć solenizantki -ELFOLE

uszyłam dwie pary, bo pierwsza prototypowa była o kilka rozmiarów za duża i zachachmęcił ją MŁODSZY a teraz i STARSZY się domaga.




A od jutra PROZA ŻYCIA, czyli zaczynamy bałaganić,żeby potem z wywieszonym jęzorem posprzątać:)

wtorek, 7 grudnia 2010

MIKOŁAJ ODLECIAŁ NA BIEGUN, czyli nie muszę już być grzeczna

Nie muszę, ale ja ZAWSZE jestem grzeczna, lub jak oceniają mnie krytycznie LATOROŚLE-SPOŁECZNA (cokolwiek by to miało znaczyć).Z wielką chęcią czytam o innych, którzy popełniają szaleństwa lub piszą o sobie "trochę szalona"-podziwiam i może nawet trochę zazdroszczę, bo ja...nuda, nuda, nuda-przewidywalna jak kryzys przed pierwszym. Może właśnie dlatego Mikołaj postanowił mnie w tym roku zaskoczyć. Wbrew temu, co wieszczył ŚLUBNY:
  • MIKOŁAJE SĄ DLA DZIECI
  • KTO SIĘ W TOTO BAWI?
i najważniejsze
CHYBA NIE CZEKASZ NA PREZENT?
przyjechał do mnie z najmniej oczekiwanej strony (jak prawdziwy Mikołaj) w przebraniu MAMY KOLEŻANKOWEJ, która obdarowała mnie wielką torbą tkanin i zamków błyskawicznych w kolorach tęczy, obietnicą kilometrów koronek w przyszłości oraz- i tu werble.....
maszyną dziewiarską MODA , z której w przyszłości będą wychodziły oczywiście tylko modne dzianiny. Na razie rzuciłam się próbować, ale nie jest to takie zupełnie proste jak mi się początkowo wydawało
Na szczęście producent przewidział,że do maszyny może zasiąść INTELIGENTNA TECHNICZNIE INACZEJ i oprócz malowniczych opisów na temat bezcennej wartości MODY ( w każdym znaczeniu) zamieścił solidną i popartą ilustracjami instrukcję ( na razie dotarłam do strony nr 8)
-BĘDZIESZ TYM SZYŁA JEANSY?-zadał pytanie MŁODSZY rzucając tym samym na szalę z napisem CZARNO WIDZĘ TWOJĄ PRZYSZŁOŚĆ swój naukowo-techniczny autorytet. Po dokładnym i wyczerpującym udzieleniu wyjaśnień ( polegającym na puknięciu się w czoło i usiłowaniu puknięcia PYTACZA, ale uciekł) zabrałam się do pracy
osiągając wynik może nie imponujący, ale mnie zadowalający. Trochę trudności miałam z odczepieniem tego od maszyny ( dawno nie używana - nie chciała oddać) ale jak to zrobić, jest pewnie na DALSZYCH STRONACH instrukcji- nie szkodzi nauczę się.
Na razie jednak obserwując to co za oknem
wydziergałam ręcznie
torbę, w której najbardziej podoba mi się kieszonka na komórkę

piątek, 3 grudnia 2010

ARMAGEDON, czyli dzień spędzony wspólnie albo WSZYSCY CI POMAGAMY MAMUSIU

CZŁOWIEK ma wolne.Oczywiście to miano nie określa wszystkich domowników ( np. tych , którzy BEZPRAWNIE siedzą cały rok w domu, albo tych CO TYLKO UDAJĄ,ŻE SIĘ UCZĄ), ale CZŁOWIEKA, który ciężko haruje ( np. codziennie odkopując zaśnieżonego króla szos).
Kiwając się raniutko nad pierwszą kawą,  zamieniałam w myślach znane wszystkim "kto rano wstaje..." na "NIE MÓW DO MNIE TERAZ I TAK CIĘ NIE ROZUMIEM...JESZCZE),gdy PAN I WŁADCA przyzwyczajony do porannego wstawania ( 5 rano dzień po dniu-"ale wodę to chcielibyście mieć"- hasło dnia powszedniego) wkroczył dziarskim krokiem do kuchni omiatając spojrzeniem skuloną na krzesełku TĄ CO ZAWSZE JEJ ZIMNO.
-Pięknie wyglądasz- rzucił BEZ SARKAZMU I PODTEKSTÓW,( zdziwiłam się NIEPOMMIERNIE) ale zaraz potem zaczął marudzić,ze gdzieś zapodział okulary ( zdziwienie przeszło jak ręką odjął).
-Co masz dzisiaj w planie?-zadał karkołomne pytanie, usiłując wybudzić mnie ze złagodzonej mlekiem kofeinowej drzemki.
-Jadę DO MIASTA-tylko to udało mi się wykombinować ( jeździć do sklepów mogę ZAWSZE)
-To nie masz daleko-zachichotał, bo mieszkamy W MIEŚCIE!-zanim zdążyłam się wkurzyć, umknął budzić OKOLICZNĄ LUDNOŚĆ, która przyjęła to jak zwykle owacyjnie ( "tylko nie tooooo,że TATA ma woooooolne....)a ja pomyślałam,że jednak warto mieć dzieci, bo uwaga OBUDZONEGO rozkłada się wtedy równomiernie.
Radość moja skończyła się gwałtownie,( jak stwierdzenie "jaka piękna zi.....ma,-z perspektywy ZIEMI od razu zbrzydła), gdy usłyszałam:
-TO MY CI DZISIAJ WSZYSCY BĘDZIEMY POMAGAĆ!
O NIE, NIE NIE NIE NIE NIEEEEEE-pomyślałam, ale zgodnie ze społecznym oczekiwaniem odpowiedziałam
-SUPER! i już wystarczająco pobudzona ,wymyślałam -jakie formy pomocy nie naruszające miru domowego wchodzą w grę
-Ja się muszę uczyć-wymigał się MŁODSZY ( bo to zawsze działa)
-A mnie NIE MA- GŁUPIA WYMÓWKA, nie wysilił się STARSZY i dlatego musiał iść do piwnicy,żeby przynieść zimowe buty DLA MAMUSI- przyniósł botki na szpili(prawie nie noszone)-(bo Sylwester na ten przykład przecież  W ZIMIE)
-To ja jadę-oświadczyłam i OD RAZU otrzymałam niezobowiązującą propozycję nie do odrzucenia
-TO JA CIĘ PODWIOZĘ!
I w związku z tym musiałam drałować przez pryzmy mokrego śniegu, bo ku zdziwieniu NIEKTÓRYCH  w samym centrum ( gdzie zatrzymują się wszystkie autobusy) miejsc do parkowania NIE MA.
CZŁOWIEK "dostał nerwów", więc wysłałam go na rekonesans do sklepu z narzędziami a sama podyrdałam na pocztę w celu zakupu paczki , z którą potem paradowałam jak matoł przez pół miasta, bo uparłam się,że sama sobie wrócę autobusem.
PRACUŚ  w tym czasie wrócił do domu- zarządził PORZĄDKI , więc po obiedzie mogłam zająć się produkcją

zawieszek ptaszkowych
 woreczków prezentowych
koszyczków Bożonarodzeniowych



a gdy już powoli padałam na pysk, samorzutnie i nieświadomie wymyśliłam sposób na OŻYWIENIE ZASPANEJ DUSZY-WYSTARCZY PRZESTAWIĆ MANEKIN DO INNEGO KĄTA I ZAPOMNIEĆ O TYM- W przypadku przypadkowego spotkania -EFEKT MUROWANY!
PS.SYNOWSKA  pomoc w toalecie

poniedziałek, 29 listopada 2010

POTĘGA WIZUALIZACJI, czyli wiara czyni cuda

-Mężem i dziećmi się NIE POCHWALISZ, zapamiętaj moje słowa- poradził mi kiedyś (dawno) NIE WIEM KTO, ale SŁOWA zapamiętałam.Nie tracę jednak wiary, bo oprócz niej znam moc WIZUALIZACJI, która nie raz już była moją "złotą rybką".Dowody niezupełnie naukowe , ale za to subiektywnie pewne:
  • z powodu nasilających się różnic światopoglądowych na linii RODZICIELKA-ja, zaczynających się od słów "zarabiając...." a kończących  na "powinnaś ZAOSZCZĘDZIĆ" wyobrażałam sobie intensywnie , jak to będzie mieszkać samodzielnie i w dobie książeczek mieszkaniowych i wieloletniego oczekiwania, gdy sytuacja zaczęła niepokojąco zbliżać się do "czerwonej strefy"-DOSTAŁAM MIESZKANIE!
  • Gdy M2 powiększone do M3 przez zaradne ręce rodziny i przyjaciół zrobiło się za ciasne dla ROZWOJOWYCH z dwójką BIEGAJĄCYCH ( w tym jeden na czterech- ale z perspektywami), nie raz wyobrażałam sobie cud mieszkania na zawrotnych 84m ( wizyta u jednej z koleżanek)- pewnego razu, podczas wizyty MATKI POLKI ( jedno dziecko w wózku, jedno na plecach) w PLACÓWCE ,doszło do WYZNANIA, wynikiem którego była ZAMIANA!(nie żadna litość, tylko koleżanka AKURAT SKOŃCZYŁA BUDOWĘ DOMU)
  • Do marzeń o domku na wsi podeszłam już metodycznie- zatknęłam fotkę "ruinki"



tu z nowym właścicielem ( jeszcze wtedy chętnym do pracy)
    za szybkę w szafce kuchennej i w czasie mycia garów zawsze "spacerowałam po podwórku"- trochę to trwało ( HAMULCOWY był oporny, "bo nas nie stać") ale po kilku miesiącach- SUKCES

    Nie zawsze jednak WIZUALIZACJA się sprawdza ( a może tylko niezbyt się przyłożyłam do wizualizowania) Chciałam zrobić takie drzewko jak  w GREEN CANOE a wyszło


    I teraz nie wiem, czy moc wizualizacji już nie działa ?Bo chciałabym zacząć wizualizować dopływ gotówki ew. sukcesy naukowe MŁODZIEŻY, ale jeśli podzielą los DRZEWKA- będzie NA MNIE?!
    PS. OSTATNI PRZEJAW MOCY
    LUŚKA(od Lukrecji, bo czarna jak ona)-wymarzony manekin i KONKURENCJA (jak stwierdził ŚLUBNY-zgrabna i W DODATKU nie gada!)
    PS2
    Takiej pogody jak dziś NIE WIZUALIZOWAŁAM!, ale zapobiegawczo uszyłam kolejną ciepłą torebkę

    czwartek, 25 listopada 2010

    WŁASNA TEORIA WZGLĘDNOŚCI, czyli jak nie zwariować we własnym domu

    -Się chyba wykończe-zaanonsował swoje przybycie bladym świtem w poniedziałkowy ranek CZŁONEK KOMITETU WYBORCZEGO, prywatnie STARSZYM zwany.
    -Niby czemu?-uniosłam jedno rozklejone oparami kawy oko ( drugie jeszcze śniło o domku z ogródkiem BEZ POTOMSTWA a za to z hamaczkiem)
    -No HELOU! Syn wrócił RANO a TY (tu oskarżycielski palec prawie wbił się w moje rozespane czoło) NIC SIĘ NIE MARTWISZ?!
    Zgroza tego spostrzeżenia odebrała mu na chwile mowę, więc zdołałam wtrącić swoje z gruntu głupie pytanie
    -Czym się miałam martwić?, przecież wiem GDZIE BYŁEŚ!
    -To TY WIEDZIAŁAŚ,że to będzie tak długo i NIE OSTRZEGŁAŚ?!
    Nie miałam nic na swoja obronę, więc tylko zaproponowałam:
    -Chcesz łyka?-wskazując na swój kubek, ale STARSZY nie docenił poświęcenia polegającego na odejmowaniu sobie od ust i oświadczył,że TERAZ to on idzie spać i NAPRAWDĘ nie wie, kiedy wstanie!
    -Zmęczony-zatroskał się OJCIEC.
    Zmęczenie okazało się jednak wartością względną, bo po trzech godzinach snu przerywanego idiotycznymi ( ale ja się nie znam )sygnałami SMS, dziecię wstało jak nowo narodzone, skontrolowało wygląd swojego oblicza w lustrze i nie wdając się w szczegóły, pognało na spotkanie najbliższej przyszłości ( czyli do kasy po kasę)
    -Długo go nie zobaczymy-znowu zmartwił się OJCIEC
    -Bo kolejki? - był to jak widac dzień głupich pytań
    -Bo BĘDZIE CHODZIŁ I WYDAWAŁ!-oświecił mnie.
    -Na długo to mu te sto parę złotych nie wystarczy- znałam zdolności do unicestwiania gotówki STARSZEGO.
    Wrócił na obiad, stwierdzając,że kasę DAWNO wydał ( czas jak wiadomo jest wartością względną) i uprzedzając nasze tradycyjne "Na co?", poinformował nas ,że zainwestował w siebie kupując odżywki i suplementy diety, zapewniając mi w ten sposób urocze popołudnie, poświęcone  szperaniu w necie w celu sprawdzenia, czy aby NA PEWNO MOJE DZIECKO PRZEŻYJE MNIE, czy jego dni są policzone.
    Mam szanse ,że przeżyje, wiec mogę w spokoju zająć się tym co lubię -SZYCIEM TOREB, tym razem w wersji zimowej