sobota, 11 lipca 2015

Wypoczynek, wypoczynkiem a robić nie ma komu

W/w cytat z klasyka myśli polskiej ( prywatnie ŚLUBNEGO) słyszałam już tyle razy,że " tom razom" nie zrobił już na mnie wrażenia i już widziałam się na leżaczku, w hamaczku, na krzesełku z lekturą i kawką. Niestety prorok miał rację, a skoro przytulisko powitało nas zmąconą wodą studzienną ( eksperymenty teścia i ślubnego mające poprawić jakość i ilość studzianki , a polegające na wesołych skokach wespół zespół po plastikowej rurze, która miała się wbić wgłąb studni  a się nie wbiła tylko wzięła i pękła, widać się nie udały)
Woda czerpana lekko zajeżdżała szlamem i siarką ( wiadomo- PIEKŁO jest pod ziemią) i mycie się nią zapewniało bezpłatny piling i opaleniznę z uwagi na jej kawową barwę ( o posmaku nie napiszę, bom nie samobójca i nie próbowałam)
- Trzeba naciągnąć wiadrem!- obwieścił Kierownik i potoczył wzrokiem dookoła ( a jak wiemy robić nie ma komu).
Potoczyłam zaraz za nim i też nikogo chętnego nie zobaczyłam.
-Ja to bym się chciała umyć- wyjaśniłam swój wkład w wiekopomne dzieło i przed 30 stopniowym upałem schroniłam się w chacie, przezornie zamykając okna,żeby nie słyszeć miłych słów WODOCIĄGA.
A hydrofor tak zdradziecko pominięty wziął i padł, rzężąc uprzednio należycie, ale kto by go tam słuchał.

I tak zamiast
była jazda w upale do najbliższego miasta i zakup jednego z dwóch dostępnych hydroforów, który w dodatku nie zmieścił się pod podłogą i teraz nasz przedsionek przypomina,że Polska górami stoi , bo na środku mamy malowniczy i wydatny garb- chroniący nowy nabytek.
-Podwyższy się podłogę- eksperymentator podjął odważną decyzję. Oby tylko wtedy można było otwierać drzwi, ale to pryszcz- ocenił.
Wolałam się nie dopytywać, czy będziemy wkrótce wchodzić przez okno, bo narobiony człowiek nie był skłonny do żartów, co objawiło się żartem zupełnie nieśmiesznym:
-A JUTRO BĘDZIESZ ZBIERAĆ PORZECZKI!
I na znak swojej przewagi miast dwóch mieczy, wbił w niczego niespodziewające się podłoże- NOWY ZAKUP
 mający chronić darmową siłę roboczą od słońca
A porzeczki jak widać obrodziły i chociaż miałam plany związane z dzierganiem, bo ostatnio zaszalałam


i miałam złudzenie,że wieczorami otulona szalami "zasiędę i dziedziczkę rżnąć będę", to złudzenia szybko się rozwiały, bo wieczorem musiałam dzierżyć w spracowanych rękach drabinę, na której szczycie KIEROWNIK poprawiał kabel antenowy, bo jakoś bez anteny nasz stuletni telewizor wyświetlał tylko mrówki.
-To przez ten bluszcz i winorośl, które zaplątały się wokół kabla- zaraz je odetnę- dobiegło z góry
-Żebyś tylko kabla nie odciął- doradziłam i zaraz w podzięce otrzymałam tzw. feedback
- %&*#@- bo pierwsze cięcie poszło w kabel.
Jakość obrazu jakoś znacząco nie wzrosła, za to morale na drabinie znacząco spadło.
Całe szczęście ,że ludzkość wymyśliła taśmę izolacyjną, która czasem ratuje życie! ( przynajmniej kablowi)
A gdy upały zabrały się do odwrotu i można by, upajając się lenistwem pod drzewem(bo porzeczki zadymionowane i zasłoikowane) zalec i się byczyć- urlop SZEFA SZEFÓW się skończył i trzeba było wracać do blokowiska, bez względu na atrakcyjnych gości.