poniedziałek, 3 marca 2014

NIE ZAWSZE JEST WESOŁO, czyli jak nie zostanę wynalazcą

WYNALAZEK, czy raczej WYNALAZKA, bo dziewczę jak najbardziej płci żeńskiej o rusałczym długim włosie i uszczerbionym w bojach uzębieniu, wpadła do nas jak burza, czy raczej śliwka w kompot, detronizując TAJFUNA z pozycji ulubieńca.
-To ja już teraz chyba nie będę w klasie najgorszy z zachowania?- ucieszył się nie wiadomo z czego, a skronie WYCHOWAWCY zaczęły w tempie ekspresowym połykać odsiwiacze i inne balsamy pokrywając się szadzią.
Zaopatrzona w niezbędne pomoce naukowe ( w tym nerwomix w ilościach hurtowych) postanowiłam ,że się nie dam!
Nie zniechęca mnie:

  • JAK MI SIĘ BĘDZIE CHCIAŁO ORAZ PODOBAŁO" - mantra WYNALAZKI ( w myślach odkręcam blond główkę i "idę na BOJO"
  • wywalanie jęzora w najmniej oczekiwanych sytuacjach
  • tworzenie przez w/w laleczki wooodoo ( podczas, gdy cała reszta pracowicie lepi z plasteliny ufoludki) i próby morderczych eksperymentów za pomocą szpilek ( nie muszę chyba dodawać,że ukatrupiała mnie kilkanaście razy, ale widać w naszym mieście magia woodoo nie działa)
i ciągle mam nadzieję,że się z owym żeńskim wcieleniem Damiena ("Omen") dogadam.
LUDZIE też powoli zaczynają SIĘ WNERWIAĆ i dlatego zaproponowałam pewnego pięknego dnia codzienną samoocenę.
Najsprawniej poszło z GÓRĄ- bo grzeczny to grzeczny i już! i dołami, bo twórcza wyobraźnia SAMOOCENIACZY nie zna granic. Najaktywniejszy- oczywiście najbardziej doświadczony TAJFUN
-1PUNKT niech ma ten co...- zaczął wyliczać: nie sucha pani, kuci siem, nie sce siem poprawic, dokucza innym, obraża...
-A W MORDĘ CHCESZ?!- rozległa się propozycja zza moich pleców, gdzie przyczaiła się WYNALAZKA.
Zanim Tajfun dokonał pobicia ze skutkiem śmiertelnym, udało mi się wyjaśnić,że nikt nie miał JEJ na myśli, co skwitowala niby obojętnym wzruszeniem ramion i dalej posępnie zerkała spod długiej grzywy na TYCH CO JĄ WKURZAJĄ ze mną na zaszczytnym czele.
Jakież było moje zdziwienie, gdy na piątkowym "spotkaniu na dywanie" w czasie którego odczytujemy skargi, pochwały i zapytania z całego tygodnia uzbieraliśmy 30 pochwał ( zwykle bywa 5 lub 6) za fajność od WYNALAZKI!
Już miałam się ucieszyć, ale dobrze,żem sceptyk, bo po kilkudziesięciu minutach podsumowała moje wychowawcze starania:
-A pani to NAJLEPIEJ żeby była na CMENTAZRU- i potoczyła niebieściutkimi oczętami po SPŁOSZONYCH.
Nie wszyscy jednak stracili rezon, bo REZOLUTNA jak zwykle zdążyła z ripostą:
-CHYBA,ŻEBY CIEBIE ZAKOPAĆ!
Dobrze,że oddzielało je kilka ławek, bo inaczej "Teksańska masakra piłą łańcuchową" byłaby datowana na......... lat PRZED SPOTKANIEM WYNALZKI I REZOLUTNEJ.
Nic dziwnego zatem,że torby poszły w kąt a ich miejsce zajęły podręczniki i broszury.
Na pociechę latam po "Ikeach" i targach staroci i skupuję, co się da, bo a nuż przyda się W ODODSOBNIENIU:
miseczka z "lelonkiem" i ważka z IKEA a stareńka włóczka od pana "A bier to pani za trzy dychy")
rosentale najprawdziwsze po 3 zł sztuka ( nasz szmateks ukochany)
angielski talerz z widoczkiem i sprytnymi sprężynkami do powieszenia ( w razie ucieczki z miejsca bez klamek sprężynki na pewno znajdą jakieś zastosowanie)
W domu wszyscy schodzą mi z drogi, do tego stopnia,że MŁODSZY postanowił ZAŁIKENDOWAĆ w góry z własną dziewczyną.
-A może ja ci nie pozwolę?-zastanawiam się głośno (tak jakby moja zgoda staremu koniowi była potrzebna)
-Z dziewczyną?- Nie wiadomo, co się może zdarzyć!
-NO. NA PRZYKŁAD BĘDĘ MIAŁ OBIAD. U-GO TO -WA-NY!-odpowiada młodszy a ja cieszę się,żejestem już PO nerwomiksie, bo drugiego takiego już sobie nie urodzę .
A teraz- KONKURS!
Ponieważ imię WYNALAZKI gryzie mnie w ucho a wynalazcą nie jestem- proszę o propozycje oddające jej anielski charakter, bo z wiadomych względów i z uwagi na wydarzenia ABSOLUTNIE nieprawdziwe imię musi być takoweż.
Wygrana- książka niespodzianka i torba niespodzianka ( jeśli uszyję odpowiednio dużą- WYNALAZKĘ dołożę gratis!)