piątek, 1 sierpnia 2014

zmiany, czyli...po staremu

Ślubny stanął na wysokości zadania i wywiózł najszybciej jak się dało ( czytaj- kierownictwo dało urlop) UKOCHANĄ na ukochaną wieś.
Złudzenia były piękne:

a rzeczywistość skrzeczała bardziej prozaicznie:

  • rwanie porzeczek (tłuszcz wytopił mi się z pleców)
  • robienie soku ( którego i tak nikt nie będzie chciał pić, bo wolą sklepowe) 
  • walka ze zmasowanym atakiem kłująco gryzacego robactwa i owadztwa
  • ropucha o 23.00 pod własnym łóżkiem- Chwała Bogu,że wysportowana jezdem i posiadam kije do "nordika", które  na razie posłużyły mi do przesuwania zasłon i wygarniania ropuchy spod łóżka, bo ŚLUBNY TERMINATOR pałał żądzą mordu i tylko ostrzeżenie-"Ropucha ma JAD!" powstrzymało go przed zbrodnią, a ona bidulka poszła spokojnie na "nocne kije".
Żeby nie było,że kupiłam kije dla ropuchy, na drugi dzień poleciałam pętelką w las. Upał jak w tropikach, pot leje się po... wszędzie a tu nagle przy kolejnym zakręcie głos z krzaków:
-Pani to tak dla zdrowia lata?- Babcia jagodzianka podniosła się z kolan, zasłaniając fartuchem "maszynkę"do zbierania.
-Taaaak- głos latającej o tyle niepewny, bo płuca dawno wyplute.
-Jagód by se pani nazbierała- też gimnastyka, a nie tak latać ( tu spojrzenie padło na przyodziewek sportowy) w majtkach po lesie!-   z dumą pokazała swój zbiór w wiadrze po farbie.
-Jagody to mój mąż lubi zbierać- jak się okazało POGRĄŻYŁAM SIĘ, bo Jagodzianka tylko westchnęła, coś tam o miastowych głupkach pomruczała i wzięła się do zbierania a ja popełzłam dalej, świadoma tego,że MUSZĘ NAD SOBĄ POPRACOWAĆ.
Tym bardziej,że wszędzie zachodzą ZMIANY!
Na naszym dziewiczym dotąd zbiorniku wodnym ruch i gwar oraz obiekty nieznane:

Nikomu jak widać nie przeszkadza,że woda ( dotąd ) czysta i cisza wokół
Moje ulubione Kuźnice Koneckie rozczarowały brakiem loterii "każdy los wygrywa" ale zaskoczyły wystawą malarstwa
i występem zespołu ludowego o jakże smacznej nazwie RZYGOWIANKI
W ramach zmian mi najbliższych uprzejmie donoszę,że:

  • wykonałam plan 50 letni, co zostało udokumentowane w/w kubasem oraz lekturą obowiązkową
z pracowicie wklejonym portretem ( bratostwo się postarało i wydarło RODZICIELCE pamniontke)
  • zamiast podróżować po świecie zbieram prezenty ZE świata:
  • od AGNI ( nie tylko ikona, ale naszyjnik - sowa gdzieś mi poleciała a smakołyki zeżarli)


a kije zabieram w tym roku na wycieczkę do Polanicy ( tam mnie nikt nie zna- mogę straszyć do woli).
Za granicę się nie wybieram , bo jak się okazało moja znajomość języków obcych jest na poziomie ŻENUA!!!!!
Uświadomił mi to MŁODSZY, gdy rozanielona wręczyłam mu koszulkę z angielskim napisem- według mnie ŻYCZĄCYM SZCZĘŚCIA
-Ty coś piłaś?- uśmiech lekko mi zwiądł- bo ja lubię dowcipne napisy, ale wszystko ma swoje granice- dodał, a potem wyjaśnił, co tak naprawdę słowo FART ZNACZY

STARSZY na szczęście przygarnął koszulkę nieboraczkę:
-Na siłownię jak znalazł- wszyscy będą się trzymać z daleka!
Muszę się jeszcze wieeeele nauczyć, ale mam czas- żyć będę dłuuuugo, bo śmiech przedłuża życie.

PS.Jeśli sił i weny starczy może coś skrobnę niedługo, bo Foksiowa wróci z kuracji i zaraz mnie rozliczy!