sobota, 30 lipca 2011

Czasem HOLA to nie JARMARK, ale próżne powstrzymanie BOHATERKI

Za oknem leje, leje i leje. BRATERSTWO wieszczy kataklizm pod hasłem LEJE I BĘDZIE LAĆ!
-To jedziemy na jarmark, czy nie?-waha się HAMULCOWY
-Nie po to jechałam 400km ,żeby odpaść na ostatnich kilkudziesięciu i MAM GUMIAKI-odpowiedziałam wątpiącym, ale po zastanowieniu ( szkoda,że tak krótkim)  i wielokrotnemu patrzeniu z nadzieją na zasnute ciężkimi chmurami, bure niebo- postanowiłam ZAOSZCZĘDZIĆ i wybrałam STRÓJ MIEJSKO WAKACYJNY, czyli adidaski i kurteczkę wzgardzając rycersko podanym parasolem.PANOWIE poszli o krok dalej i serfowali w sandałkach!
W HOLI TEŻ LAŁO!
-Będzie mniej przeciskających się przy straganach!-starałam się wesolutko odwrócić uwagę pozostałych wycieczkowiczów z troską wyglądających przez szyby SREBRNEJ STRZAŁY skodą zwanej, zakopującej się właśnie na podmokłej łące ( po uprzednim zapłaceniu całych 5zł za UMOŻLIWIENIE ROZRYWKI).
Podobnie myślących BYŁO WIELU!!!
Po kilku akslach, czy też innych tulupach na błocku wzdłuż cerkiewnego płotu w rytm "hospody pomyłuj"

i radości,że INNE W SZPILECZKACH I STROJACH GALOWYCH ślizgnęliśmy się wzdłuż straganów o RÓŻNORODNEJ ZAWARTOŚCI i NA KAŻDY GUST:)


W konsumpcji smakołyków przygotowanych przez samozwańczą grupę WESOŁE SĄSIADKI
przeszkodziły nam nawracające fale deszczu oraz to,że nie wpadliśmy na pomysł ,aby STWORZYĆ ŻYWY SKANSEN, jak POMYSŁOWI KONSUMENCI, którzy pod odwinięciu zabytkowej serwety gościli się aż miło!
Łaziłam w te i wewte, żeby pod foliowymi płachtami odnaleźć stoisko IVONNY-naszej blogowej koleżanki.
Gdy wreszcie mi się udało
to MIAST INTELIGENTNEGO ZAGAJENIA, w oszołomieniu gapiąc się na te cuda, potrafiłam tylko POINFORMOWAĆ TWÓRCZYNIĘ ,ŻE NIC NIE KUPIĘ TYLKO SIĘ GAPIĘ, BO PADA! ORAZ ŻE PODCZYTUJĘ  JEJ BLOGA I ŻYCZĘ ŻEBY PRZESTAŁO PADAĆ.
-INTELIGENTNA GADKA PO ZBÓJU!-dobił mnie zaślubiony KRASOMÓWCA.
Sama wiem,że kompromitacja, ale w kapturku z grzywką zalepiającą skutecznie oczy ( i widocznie mózg) mam nadzieję,że zostanę nadal INCOGNITO.
Po wygrzebaniu się z błota, obraliśmy KIERUNEK WŁODAWA, gdzie panowie POPRAWILI NIECO WYGLĄD
w miejscowej kałuży
a BOHATERKA zadumała się nad tym,że TYM RAZEM DOTARŁA DO GRANIC
gadając głupoty, w jak się okazało ROZKLEJONYCH BUTACH, które nie udźwignęły ciężaru konwersacji.

czwartek, 28 lipca 2011

W RODZINNYM GRONIE czyli na sępa

Wyruszyliśmy na wschód nie tylko dlatego,ze jak mówił jeden z bohaterów Seksmisji- "tam musi być jakaś cywilizacja", ale głównie po to aby na TZW. SĘPA spędzić parę dni w rodzinnym BRATERSKIM GRONIE traktując leśniczówkę


jako znakomitą bazę wypadową pełną darmowego jedzenia


i obiektów chętnych do głaskania


Wypoczynek odbywał się dwutorowo
albo testowaliśmy stan wód- WODNIK SZUWAREK

albo stan ogumienia nożnego- po urodzie gumiaczków poznać ,że BOHATERKA


obserwując piękne krajobrazy Pojezierza Łęczyńsko- Włodawskiego




tu rezerwat Jezioro Obradowskie

i szukając właściciela ZGUBY




która skutecznie acz krótkotrwale odcięła nas od sklepowych źródeł jadła i napojów wszelakich.

Pogoda niestety rozczarowała na całej linii- buro, szaro i ponuro i jak to określił CHĘTNY-NIC TYLKO PIĆ! (oby było co!).
Wszystko opisuję z opóźnieniem spowodowanym nie wrodzonym lenistwem, ale strajkującym bloggerem, który nie chciał wstawiać zdjęć.

Serdecznie dziękuję AGNI   z dalekiej Grecji oraz ASI I WOJTKOWI z Siedliska pod lipami za wyróżnienie mnie "serdecznym"
na które pewnie nie zasłużyłam -zatem jako fuks cieszy tym bardziej.
Mam napisać o siedmiu rzeczach, których o mnie nie wiecie i nominować 16 blogów- i tu klops , bo nie potrafię wybrać tylko szesnastu- CHCIAŁBYM WYRÓŻNIĆ WSZYSTKIE OBSERWOWANE PRZEZE MNIE BLOGI, BO DZIĘKI NIM MOJE HORYZONTY Z KONIA Z KLAPKAMI zmieniły się na PILOTA SZYBOWCA:)
A teraz to czego jeszcze nie wiedzieliście
1. nigdy nie leciałam samolotem i to nie dlatego ,że się boję ( bo jak nie leciałam to skąd wiem) po prostu nie było okazji
2. boję się usiąść za kierownicą CZEGOKOLWIEK-zdolności kierownicze w zaniku
3. lubię i ludzi i SAMOTNOŚĆ ( nawet w tłumie)
4. z uwagi na PROWADZONY TRYB ŻYCIA mogłabym być ZAKONNICĄ ( TAK PRZYNAJMNIEJ TWIERDZI ZNAWCA!) tyle ,że ani modlić się ani chodzić do kościoła specjalnie nie lubię.
5.po kilku dniach w podróży lub "na wyjeździe" zawsze ciągnę do domu.
6. NIE CIERPIĘ, GDY KTOŚ KAŻE MI ORGANOLEPTYCZNIE SPRAWDZAĆ "Patrz jak się spociłem (am)"-szkoda,że AKURAT zainteresowane OSOBY tego nie czytają.
7. ryczę z byle powodu i każdy myśli,że to smutek vel ROZPACZ a najczęściej to bezradność i wściekłość a wybieram płacz, zamiast komuś po prostu dowalić.