Za oknem leje, leje i leje. BRATERSTWO wieszczy kataklizm pod hasłem LEJE I BĘDZIE LAĆ!
-To jedziemy na jarmark, czy nie?-waha się HAMULCOWY
-Nie po to jechałam 400km ,żeby odpaść na ostatnich kilkudziesięciu i MAM GUMIAKI-odpowiedziałam wątpiącym, ale po zastanowieniu ( szkoda,że tak krótkim) i wielokrotnemu patrzeniu z nadzieją na zasnute ciężkimi chmurami, bure niebo- postanowiłam ZAOSZCZĘDZIĆ i wybrałam STRÓJ MIEJSKO WAKACYJNY, czyli adidaski i kurteczkę wzgardzając rycersko podanym parasolem.PANOWIE poszli o krok dalej i serfowali w sandałkach!
W HOLI TEŻ LAŁO!
-Będzie mniej przeciskających się przy straganach!-starałam się wesolutko odwrócić uwagę pozostałych wycieczkowiczów z troską wyglądających przez szyby SREBRNEJ STRZAŁY skodą zwanej, zakopującej się właśnie na podmokłej łące ( po uprzednim zapłaceniu całych 5zł za UMOŻLIWIENIE ROZRYWKI).
Podobnie myślących BYŁO WIELU!!!
Po kilku akslach, czy też innych tulupach na błocku wzdłuż cerkiewnego płotu w rytm "hospody pomyłuj"
i radości,że INNE W SZPILECZKACH I STROJACH GALOWYCH ślizgnęliśmy się wzdłuż straganów o RÓŻNORODNEJ ZAWARTOŚCI i NA KAŻDY GUST:)
W konsumpcji smakołyków przygotowanych przez samozwańczą grupę WESOŁE SĄSIADKI
przeszkodziły nam nawracające fale deszczu oraz to,że nie wpadliśmy na pomysł ,aby STWORZYĆ ŻYWY SKANSEN, jak POMYSŁOWI KONSUMENCI, którzy pod odwinięciu zabytkowej serwety gościli się aż miło!
Łaziłam w te i wewte, żeby pod foliowymi płachtami odnaleźć stoisko IVONNY-naszej blogowej koleżanki.
Gdy wreszcie mi się udało
to MIAST INTELIGENTNEGO ZAGAJENIA, w oszołomieniu gapiąc się na te cuda, potrafiłam tylko POINFORMOWAĆ TWÓRCZYNIĘ ,ŻE NIC NIE KUPIĘ TYLKO SIĘ GAPIĘ, BO PADA! ORAZ ŻE PODCZYTUJĘ JEJ BLOGA I ŻYCZĘ ŻEBY PRZESTAŁO PADAĆ.
-INTELIGENTNA GADKA PO ZBÓJU!-dobił mnie zaślubiony KRASOMÓWCA.
Sama wiem,że kompromitacja, ale w kapturku z grzywką zalepiającą skutecznie oczy ( i widocznie mózg) mam nadzieję,że zostanę nadal INCOGNITO.
Po wygrzebaniu się z błota, obraliśmy KIERUNEK WŁODAWA, gdzie panowie POPRAWILI NIECO WYGLĄD
w miejscowej kałuży
a BOHATERKA zadumała się nad tym,że TYM RAZEM DOTARŁA DO GRANIC
gadając głupoty, w jak się okazało ROZKLEJONYCH BUTACH, które nie udźwignęły ciężaru konwersacji.
sobota, 30 lipca 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ciekawie było na jarmarku, a jeszcze ciekawiej się czyta Twoje wpisy;-)
OdpowiedzUsuńJestem tu z każdym Twoim wpisem.
QRCZE JAK JALUBIĘ CIE POCZYTYWAC.....A KRASNALE....BOŻE,ŻE TEŻ WCIĄŻ MAJA SWOICH NABYWCÓW...POZDRAWIAM......
OdpowiedzUsuńJa jak Basia... też zawsze podczytuję... lubię te twoje przekraczanie granic
OdpowiedzUsuńZ Toba i do piekla !!!! Nic by mnie nie powstrzymalo, zawsze poprawisz mi humor!!! Wesole sasiadki- swietna nazwa, od razu sie robi weselej na duszy! I naprawde NIC nie kupilas?? Od nikogo !!!??? PO 400 kilometrach i nic....(tu z dezaprobata krece glowa) . Sciskam goraco Ag.
OdpowiedzUsuńUśmiałam sie po pachy!!!!! Jak dobrze że chociaż Tobie humor dopisuje, wisielczy co prawda ale zawsze:))))))))))) rozbroiły mnie buciory i konwersacja razem wzięte!!!!!
OdpowiedzUsuńA jak lało tak leje na dal.
Pozdrawiam Patti
Heh, nam już nawet gumiaki przemokły od tej kapawicy. Gratulujemy samozaparcia, nam się dużo bardziej ten jarmark podoba w suchym wirtualu :D
OdpowiedzUsuńPzdr.
:)) Piękne krasnale, prawdziwy jarmark:)A deszcz? Pada:)
OdpowiedzUsuńzapraszam po wyróżnienie :)
OdpowiedzUsuńbyłaś tak blisko i nie krzyknęłaś, żeby kawę robić ;)
No Ola!Ivonn Ci tego nie daruje,a to bardzo fajna babka:)))pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńAksle i tulupy w błocku pokonały mnie. Umarłam!!!
OdpowiedzUsuńKwicząc radośnie pozdrawiam słonecznie, z nadzieją na rychłą poprawę letniej aury. ;))
Znaczy zagaiłaś całkiem poprawnie, teraz tylko trzeba poczekać jakiś roczek i na kolejnym jarmarku już zaczniesz rozmowę jak ze starą znajomą...:)))Piękna wycieczka!Zazdraszczam tej cerkiewki z bliska:)
OdpowiedzUsuńBohatersko nie wstydzisz się i nazywasz rzeczy po imieniu. W gruncie rzeczy - tak chyba łatwiej jest. Do miłego...
OdpowiedzUsuńi oczywiście jak zwykle się pośmiałam! ;-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOlqa sprzedaj mi trochę swoje poczucia humoru a to deszczowe lato będzie dla mnie niczym tropiki:)))
OdpowiedzUsuńSpamujemy wyróżnieniami:)
OdpowiedzUsuńMamy jedno dla Ciebie!
Jechałam tam 450km z Krakowa, pełna nadziei. I byłam i w deszczu i błocie się taplałam ;) Ale wyjechałam zawiedziona, ponieważ kobieta sprzedająca kilimy sprzedała ten, który u niej zamówiłam komuś kto dał 50 zł więcej, nawet nie pytając mnie co ja na to!! Chętnie bym zapłaciła więcej - bo bardzo mi się podobał i mi na nim zależało. Bardzo się rozczarowałam :(
OdpowiedzUsuń