sobota, 13 marca 2010

NAWET JAK CIĘ NIE WIDZĄ TO BĄDŹ PEWIEN,ŻE CIĘ WIDZĄ

Nie lubię zakupów na naszym osiedlowym, jak mówią znawcy ( w tym RODZICIELKA) "najdroższym na świecie targu", bo na drugi dzień dowiaduję się od uczniów, co wczoraj kupiłam.Dobrze,że należę chociaż do innej parafii-kontrola coniedzielnego meldowania się na mszy świętej przynajmniej "odpadła". W potrzebie anonimowości zawitaliśmy na naszym siedlisku, bo nikt (oprócz najbliższych sąsiadów nas tam nie znał).

"O roku ów" chciałoby się zakrzyknąć za wieszczem-wakacje marzeń w leśnej głuszy,  z dala od ludzi ( bo przecież trudno nimi nazwać najbliższych) w tym dzieci ( nasze do tej kategorii się nie zaliczają-od urodzenia krwiopijcy)-BAJKA!
W DRUGIM dniu naszego pobytu, jakis samochód znienacka zajechał przez otwartą " bo i po co zamykać" bramę
-POLICJA!-zapiszczała RODZICIELKA i  wdzięcznym dyrdaczkiem zrejterowała wgłąb kuchni ( ciekawe, swoją drogą,co podpora naszej parafii ma na sumieniu).
-Pierwszy raz mam okazję powitać gościa w moich  progach i od razu POLICJA- zagaiłam.
Okazało się,że to "nasz" miejscowy stróż prawa, który "dowiedziawszy się" ( skąd),że właśnie "zjechaliśmy na letnisko"-przyszedł się zapoznać.Po wymianie uprzejmości ( zawsze w trakcie zapoznawania okazuje się,że KAŻDY  w rodzinie ma nauczyciela klas I-III - i  DZIWIĆ SIĘ POTEM,ŻE ROBOTY NIE MA!) i wypiciu kawy dowiedzieliśmy się,że
  1. nasz nowy znajomy jest również miejscowym myśliwym, który w "międzynarodowym towarzystwie" poluje w tutejszych lasach
  2. ojczym GOSPODARZA był również zapalonym myśliwym tyle,że nielegalnym i być może na terenie naszego obejścia ukrywa się jeszcze na rzędzie kłusownictwa "obrzynem " zwane (RADOŚĆ POTOMSTWA NIE MIAŁA GRANIC-żeby tak uważnie słuchali, co Pani w szkole do nich mówi)
  3. Okolica spokojna -chociaż parę lat temu w domku naszych SĄSIADÓW rezydent zakładu karnego na przepustce, urządził sobie melinę, gdzie składował skradziony sprzęt rtv-pożądliwie spojrzeliśmy w kierunku SĄSIADÓW , bo nie mieliśmy nawet tranzystora.
Podziękowaliśmy serdecznie, "zaprosiliśmy znowu", z czego stróż prawa i jego MT( międzynarodowe towarzystwo)nie omieszkało wielokrotnie korzystać,bo jak nam wyjaśnił-u nas na podwórku, robili sobie najlepsze imprezy (podczas naszej nieobecności) i chcieliby to w miarę możliwości kontynuować.Ponieważ śladu po imprezach nie zostawiali ( oprócz 1 wyprowadzonej drabiny- w celu obserwacji zwierza, ale znalazła się za płotem)

gościnnie wyraziliśmy zgodę i znajomość uznaliśmy za zawartą.
W tym samym roku posłano nas (niewinne dzieci i mnie) "do sklepu, przez las, po chleb".Drogę znaliśmy raczej mniej niż więcej, ale dziarsko z plecakami ruszyliśmy przez las. Wokół "żywej duszy" .Do sklepu 40 minut spacerkiem, dróżka leśna jak malowanie-miło.
Nagle zza drzewa wyskoczył DZIADEK! O mało nie zeszłam na serce! Chłopaki nie, bo oni przyjęli to za niespodziankę.Wyglądał, jak przerośnięty krasnolud, ale był, jak się okazało" przyjaźnie nastawiony"( albo wstawiony)
-AAA, to wy jesteście od GOSPODARZA- zagaił
-A skąd pan wie?-"odgaiło" odważne dziecię, bo MAMUSIA stała obok z ZAWAŁEM
-TAM- wskazał kosturkiem las- przecież tylko wasz dom, a SĄSIADÓW  to ja znam-wykazał się przenikliwością
-Idziecie do sklepu, to pospieszcie się, bo dziś kiełbasę przywieźli- poradził SHERLOCK i oddalił się dalej zbierać jagody.
Z wrażenia zaschło mi w gardle, toteż w sklepie, oprócz KIEŁBASY( rzeczywiście przywieźli) i chleba, poprosiłam o "napój miodowo-miętowy w kartonie"( jeszcze takiego nie piliśmy)
-To nie dla pani-nie wiedzieć czemu speszyła się ekspedientka
-Ja chciałam dla dzieci (może tu obowiązują jakieś ograniczenia)
-Noooo- potwierdziły dzieci
-Ale to taki napój alkoholowy, jakby nalewka lub wino...
-Aaaaaa-wycofałam się ( dobrze,że w sklepie oprócz nas nikogo nie było) , to "Sprytnego Zbysia" poproszę-wybrnęłam, jak mi się wydawało też sprytnie.
-Mogła pani wziąć-Jakby dzieciom nie smakowało, my by wypili-" powitały" mnie miejscowe CHŁOPAKI -STOJAKI- Dobreeeee- rozmarzyli się
-To może następnym razem-obiecałam i pognałam kłusem w stronę lasu, ciągnąc za sobą oprócz zapachu kiełbasy żądne dalszej konwersacji pociechy
-I co kupiła?-tym razem DZIADEK już mnie nie zaskoczył
-Tak, tak , dziekuję
-I co , dobra? Da dzieciom, niech spróbują-zachęcił
Dzieci nigdy do JEDZENIA nie trzeba było zachęcać,zeżarły całą kiełbasę w drodze do domu i reszcie rodziny pozostał tylko ZAPACH, którym na kilka dni przesiąkł mój plecak.

piątek, 12 marca 2010

JESTEM EKO JAK MIKO

CZYM SIĘ RÓŻNIĘ OD I.MIKO? ( bo aparycja i wdzięk może trochę inne w stylu, powiedziałabym nawet, że jestem "piękna i zgrabna inaczej", ale właściwie bez zarzutu-czasami mnie tylko zarzuca, gdy rano jestem PRZED kawą)

-NIE SIKAM POD PRYSZNICEM!(źródło-encyklopedia wiedzy powszechnej, do której studiowania nikt się nie przyznaje-PUDELEK).

Ale poza tą drobną różnicą, tak jak ona popieram styl "eko".BO MUSZĘ.
Ostatnio KOLEŻANKI stwierdziły autorytatywnie,że
-W NASZYM WIEKU ..
Pomyślałam wtedy-JA jeszcze mam czas, ale one jak zwykle wiedzione instynktem, szóstym zmysłem, czy też po prostu dobrą znajomością MOJEJ skromnej osoby,zimno ( jak jeden mąż, tfu ,chyba żona)popatrzyły na mnie
...W TWOIM TEŻ! BOŚ JEST STARSZA!( wredoty jedne)-NIE WYPADA CHODZIĆ Z "REKLAŚKAMI"(moja przetarta na złożeniach reklamóweczka skuliła się za krzesłem i posmutniała)
-TO OBCIACH I NIEEKOLOGICZNE ( zakryłam reklamóweczce uszy,żeby jej nie dobijać).
Tak więc reklamóweczka  przetarła szlaki desce do prasowania i jako pierwsza zawitała w raju rzeczy wykorzystanych do cna przez właścicieli i wyrzuconych bez należytej czci na śmietnik ( mam nadzieję,że spotkała tam kolekcję puszek moich synów-zawsze to ktoś znajomy, w obcym miejscu) a w NASZYM TOWARZYSTWIE karierę zaczęły robić dodatki do różnego rodzaju pism typu "elegancka torba", która zazwyczaj "nie doczekiwała" do następnego wydania pisma.Automatycznie zostałam wyznawczynią tego trendu i odtąd w moim domu, oprócz "obciachowych" reklamówek, zaczęły się masowo pojawiać w/w haute-koturowe torby oraz green-bagi wszelkiego autoramentu . Żebym to ja pamiętała,żeby którąś PONOWNIE ZABRAĆ NA ZAKUPY!
Gdy moja własna RODZICIELKA ( która powinna nie tylko znać, ale i wspierać własne dziecię) stwierdziła
-To i chleb sprzedają w IKEA, bo tyle tu tych toreb,że chyba chodzisz tam CODZIENNIE!-postanowiłam coś z tym zrobić
I szyłam, szyłam , szyłaaam ,aż się zmęczyłam a ponieważ kończenie zaczętej pracy nigdy nie było moją mocną stroną urządziłam uszytej EKO-TORBIE( ku jej zadowoleniu)-POKAZ MODY Z PRZYMIARKAMI
WERSJA NA JOANNĘ D ARC-( dziewica bohater)

UBOGA KREWNA vel WSZYSTKO WE MNIE JEST NATURALNE albo PRZYJECHAŁAM ZE STODOŁY (oj, działo się działo!)
RAZ NA LUDOWO, czyli właścicielka nosi stringi z Koniakowa( kolor zielony- masz człowieku szanse)
WKRÓTCE WIELKANOC (bez podtekstów-na poważnie, bo bez jaj)

ROZKOSZNE ZAJĄCZKI (czyli nie umiałaś lebiego wydziergać nic innego)
SUKNIA ŚLUBNA
KRÓTKO PO ROZWODZIE
ZNÓW JESTEM DO WZIĘCIA!!!
Jutro zadecyduję, z którą wersją pójdę na zakupy,a może wygra znowu jakaś obciachowa REKLAŚKA?
W końcu wolna sobota, kto mnie tam widzi :)

czwartek, 11 marca 2010

ROBÓTKI NIEZRĘCZNE

wszyscy wkoło "decupią", "pergamonią", szyją szydełkują i ...ują..ują... ują i co gorsza FANTASTYCZNIE im to wychodzi.A ja co? Nie mam się czym pochwalić, no chyba,że pokażę, co właśnie uprasowałam

pościel "na ludowo"

bieżnik -wzdłuż i w szerz ( ale i tak się pogniótł)
poszewkę ( na kanty)
a tu chciałam zrobić "artystyczną kompozycję", ale mi nie wyszło, bo weszło DZIECKO , wybałuszyło gały i spytało:
-Co to, na poduszce będziemy teraz śniadać? Ale czaaad.
Pogoniłam przygłupa, ale ochota na artyzm zupełnie mi przeszła.Lepiej pooglądam Wasze blogi. Może mnie "natchnie"

KOLEJNY ZGON W RODZINIE, czyli MĄŻ naprawia pralkę

A zaczęło się jak w Harlequinie ....
-Mam dla ciebie PREZENT!!-zabrzmiało radośnie w przedpokoju (to MĄŻ- o dziwo zadowolony, wrócił ze swojej lżejszej niż sen pracy).
Zanim jeszcze wybrzmiało ostatnie T ze słowa prezent, ŻONA (czytaj "pies na prezenty")już stała w przedpokoju w pozycji wyścigowego charta lub innego psa gończego, ale ze ścierką w dłoni,żeby w razie czego przywalić albo pozorować "ja tu właśnie sobie sprzątam, czy cóś, taka zabiegana jestem...)
Prezent był DUŻY ale nie-BOGATY ( a zawsze tłumaczę , jak komu mądremu-Ma być duży I bogaty)
-Hurraaaaa-zabrzmiało żałośnie zza deski
-Co, nie podoba się? Cały sklep człowiek schodził,żeby z przeceny kupić-pogrążył się TEN, KTÓRY NIGDY NIE DOSTANIE OBIADU
-FAAAJNIE-tylko na tyle było mnie stać
-Będziesz przynajmniej miała jakieś zajęcie, a nie tylko przy laptopie....nie dokończył, bo deska( już ją lubię) malowniczo "omskła mi się" w przód (folia była śliska)i PRAWIE ZMIAŻDŻYŁA KOMUŚ PALCE!!!
Jednak to przydatny prezent, kto by pomyślał- przekonałam się.
No niech będzie. Głodnych nakarmiłam, kolejny raz posłuchałam o piekle, odpowiedziałam 17 razy "zaraz" na pytanie, "kiedy wypróbujesz deskę?" ze strony NAMOLNEGO AKWIZYTORA DESEK i...poooooszłaaaaam -wypróbować deskę
- Co to ja surfer, lub inny "Słoneczny patrol jestem"?-mruczałam pod nosem i Pan Bóg niewdzięcznicę pokarał i przypomniał,że NAJPIERW czyta się instrukcję a potem rozkłada deskę ( palec u drugiej ręki pokazał jak potrafi boleć-mistrzostwo świata, szkoda ,że nie mam części zamiennych)
Przygotowałam stanowisko

(bez telewizora przy prasowaniu ani rusz) i JAZDA!
Przy dwudziestej koszulce , poczułam wcale nie lekkie puk , puk- to mój kręgosłup przypomniał-"Ja tu jestem", ale ponieważ z przedpokoju dobiegały niepokojące odgłosy NAPRAWIANIA PRALKI, przerywane mniej technicznymi, ale za to bardziej zrozumiałymi dla przeciętnego zjadacza chleba wyrazami powszechnie uznanymi jako obraźliwe-nie śmiałam nawet "wychynąć"
-To jest amor- zabrzmiało znienacka za moimi plecami.Z uśmiechem - nucąc "amor, amor, amor"(że niby chociaż zmęczona, ale jak on do mnie miło to ja tym bardziej)odwróciłam się i NIE OPŁACAŁO SIĘ! Ten AMOR to jakiś dzińdziboł z pralki( chyba amortyzator).Radosne uniesienie z chcichotem schowało się z powrotem do kalendarza w miejsce gdzie zakreśliłam na czerwono magiczne słowo "wakacje".
A ja poszłam oglądać ZGLISZCZA

ZGLISZCZA NR 1
ZGLISZCZA NR 2
Gdy zobaczyłam moją biedną pralkę w TAKIM stanie (w dodatku BEZ "amora" )-nastąpił we mnie przełom!
-KOLEJNY ZGON W RODZINIE(po desce)-obwieściłam-JEST ŻAŁOBA, w takim razie JA NIC NIE ROBIĘ!. A poza tym bolą mnie plecy od tej TWOJEJ deski!
-Dobrze, dobrze-zgodził się MAŁŻONEK( inteligentny trzeba przyznać- wie, kiedy nie należy drażnić bestii), to może siądź sobie do internetu(JAKI INTELIGENTNY-GENIUSZ PO PROSTU) i poszukałabyś coś na temat naprawy pralki na tych forach, które tak studiujesz-Dobrze,że zesztywniał mi tylko JEDEN środkowy palec, bo nie ręczę za siebie !

środa, 10 marca 2010

SAMOUWIELBIENIA CIĄG DALSZY,czyli gdzie moje dwie dychy

Wiosny jak nie widać tak nie widać ,ale słoneczko coraz bardziej udaje,ze przygrzewa ale na szczęście nie udaje ,że świeci, więc cytując za klasykiem "Nadejszła wiekopomna chwila" pora rozpocząć domowe powitanie wiosny.Prasowanie ( z wiadomych względów) odpada , pranie-też(bebechy pralki walają się
po przedpokoju), pora może wyjrzeć przez okno ...
Z jednej strony

błeeeee.........
z drugiej strony
błeeee i fuj!-O kurcze- to okna takie brudne- trzeba myć, albo KOGOŚ wkręcić ( nie taka ładna jak sprytna-pomyślałam z samouwielbieniem o sobie).Po zamydleniu ŚLUBNEMU ,że płyn do szyb jest żrący i toksyczny TYLKO dla mnie, zostawiłam go z w/w trucizną i plikiem gazet w pokoju a sama godnym krokiem udałam się porządkować SZAFĘ ( trzeba w końcu zdiagnozować przed wiosną, jakich ciuchów MI BRAKUJE-wersja oficjalna -Muszę przejrzeć ciuchy, powywalać, co trzeba,żeby DLA WAS zrobić miejsce)
Otworzyłam drzwi a ubrania powitały mnie serdecznie- sruuuuuuuuu, rzucając mi się w ramiona  a następnie z czołobitnością całując ziemię u moich stóp. Na wierzchu wylądował ŻAKIET.
Jak to żakiet?-zszokowało mnie.
Ten jedyny, ulubiony, w którym mi tak do twarzy?( w telewizji mówili,że WCALE NIE MUSI SIĘ DOPINAĆ!)-KTO, ja się pytam, ośmielił się go tu wrąbać, zamiast elegancko powiesić na wieszaku?!
-Ale śmieszne- zmierzyła się z moimi podejrzeniami latorośl-Przecież ja nigdzie, nigdy, nic nie chowam (fakt).
MĘŻA nie pytam ( niech tam sobie spokojnie myje te okna)
Nagle przyszło olśnienie-BABSKI COMBER-JA!Ale co tam, odprasuje się ( jak już będzie deska) i... odpłynęłam...
-Wijesz się jak ten wąż--skomentowała KOLEŻANKA mój "seksowny" taniec-nawet ładnie..
-Łan, tu, fri yeeeee- powtórzyłam to samo przed lustrem..
-yeeeeeee.......zuuuuuu-mogła mi tam na sali lepiej przywalić krzesłem, albo podstawić haka - zrobiłabym sobie i KOLEŻANKOM  mniejszy obciach. No, SEXI-PLEXI to ja na pewno nie jestem.
Zaplątany w  wieszaki SYN warknięciem przywołał mnie do porządku -JA TU SIĘ PRÓBUJĘ UCZYĆ- CHCESZ POSŁUCHAĆ O PIEKLE?
Nie chciałam, bo przecież mam SPRZĄTANIE
-No to może zacznij- pogonił mnie.
OBRAŻONY CZŁOWIEK PRACUJE WYDAJNIEJ!
Po kontroli okien ( ujdzie)udekorowałam parapety
 ( ale się CZŁOWIEK narobił!) i zaczęłam rozglądać się za kawą, gdy nagle przyszedł do mojego zmęczonego pracą koncepcyjną ( patrz-parapety) mózgu, obraz torebki z dwiema dychami (pozabawowymi) w kieszonce.
Wszystko "wymyziane",ale  gdzie torebka i moje dwie dychy?!.Przecież nie będę ZNOWU otwierać szafy!

jak sie nie ma co się lubi... to się lubi ŻYCIE!!!









  • Chciałam być Donną (Meryl Streep-Mamma Mia)- jestem Rosie( ale nie Julie Walters) możesz sprawdzić(tak jest miedzy nami KOLEŻANKAMI
  • Chciałam być Marthą Stewart a przypominam raczej bohaterki programów "How clean is Your House"( i to NIE te gwiazdy sprzątające)


  • Chciałam być co najmniej Supernianią a jestem skrzyżowaniem domowego Cerbera z Dobrą Wróżką ( zależnie od fazy)


  • Chciałam być specem od robótek ręcznych a na razie jestem jak to mówił mój tata "MAJSTER PSUJA"
  • Chciałam być Damą a jestem czasami "debilną chichotką"(i mam wrażenie ,że nie jest to niestety tylko MOJE zdanie)
Pomimo tego WIEM,ŻE BĘDZIE DOBRZE-BO GDY SIĘ KOCHA ŻYCIE- TO ŻYCIE MUSI KIEDYŚ SIĘ ODWZAJEMNIĆ-czego wszystkim w ostatnim dniu szkolnych rekolekcji( od jutra znowu orka na ugorze)życzę a wyróżnienie, którym zostałam zaszczycona przez Lovely Home

przekazuję WSZYSTKIM TYM, KTÓRZY NA CO DZIEŃ (TAK JAK BOHATEROWIE OBSERWOWANYCH PRZEZE MNIE BLOGÓW-PODZIWIAM WAS CODZIENNIE) BORYKAJĄ SIĘ Z PANEM Ż. I NIE MYŚLĄ O WZAJEMNOŚCI(BUZIOLE DLA WSZYSTKICH)

wtorek, 9 marca 2010

Po czym poznać wiosnę?ŻE SIĘ NIE UDAJE!

Chciałam jako Matka Polka ( po Dniu Kobiet, kiedy nie musiałam robić nic) trochę poprasować ( góra prania zaczęła zajmować okolice MOJEGO posłania-na MĘŻOWYM to niechby leżała). I co? Jednym ciosem karate "ola-sin-kaj"posłałam deskę do prasowania( dotąd moją powiernicę i pocieszycielkę w niedoli, bo nie cierpię prasowania) do "krainy wiecznych łowów"
Zewłok wystawiłam na korytarz-niewdzięcznica, ale pochówku nie przewiduje się.
-Coś  TY ZNOWU  zrobiła?- zapytał jak zwykle przenikliwie MĄŻ ( pyta tak bardzo często, np. po wypadku, w czasie którego okno "wypadło mi na łeb" i leżałam "pocerowana" już w domu).A ja tylko energicznie postawiłam na niej żelazko, ale widocznie był to "cios kończący".
Potem moja wierna pralka zaczęła do mnie "mrugać". Pędem pokłusowałam po instrukcję, wywaliłam trzy szuflady, przycięłam jeden palec( ale bolał jak cała ręka) i wreszcie na MOJEJ szafce ( tej z wiecznym bałaganem) znalazłam uciekinierkę. Instrukcja(jak to ona) poinformowała mnie ozięble,że takie" trzy razy mryg" znaczy "zatkana pompa" (poliglotka się znalazła)- czyli parę godzin roboty dla PANA I WŁADCY i artystycznie wygniecione zasłony i firanki w pralce. MĄŻ ze stoickim spokojem zajął się oporną pompą a ja poszłam SZYĆ!

Kuriozalne efekty można zobaczyć poniżej
Przypomniałam sobie wszystkie niedozwolone słowa, które znam a także te, których znaczenia się tylko domyślam, odłożyłam prucie na lepsze czasy ( w takim dniu obcięcie kończyn nożycami-PEWNE)
-To może ja wam zrobię coś do jedzenia? ( takie pytanie pada z mojej strony naprawdę rzadko- warto docenić)
-Eee... lepiej nie, nie jesteśmy głodni-odezwały się "głosy" ( chyba w stanie agonalnym, bo inaczej "głodny to moje drugie imię"). Rozumiem- nie chcieli ryzykować. No to jak nie, to nie! Idę się zakopać z jedynie słuszną prasą kobiecą, archiwalnymi numerami Werandy
i  NOWYM ( na razie bezimiennym) kolegą MIŚKA KSIĘGARZA PODPÓRKOWSKIEGO

-Nie ruszaj LAPTOKA,BO ZEPSUJESZ!-usłyszałam jeszcze, ale zaryzykuję, najważniejsze,że WIOSNA NADCHODZI!

poniedziałek, 8 marca 2010

NIE MA TO JAK "BABOM" BYĆ!

Właśnie usiadłam na czekoladce w kształcie serca, którą z wiadomej okazji podarował mi "wdzięczny pacjent"( tak w przypływie optymizmu nazywam czasem moich uczniów).Prawie nic się nie stało-serce jest tylko jakby większe (jak moje ) i zostawiło trwały czekoladowy całus na krześle, ale "nic to" jak powiedział Wołodyjowski do Baśki tuż przed tym jak "zszedł był".Duże serce ( i inne części ciała) , duża plama-przynajmniej czekoladkę sama zjem ( dziwne,że jakoś nie ma na nią chętnych)
To serducho jeszcze przed defragmentacją ( w stanie obecnym nie nadaje się do pokazania)
Czasami warto być kobietą,  ale  w tym testosteronowym  domu to chyba nie za zbytnio
  1. nie KAŻDY  pamiętał,że MAMUSIA i ŻONA jest również( od urodzenia dodajmy- było się przyzwyczaić) KOBIETĄ ( choć może nie zawsze wygląda)- tłumaczenie się sklerozą, mnie akurat nie rusza- Nie martwcie się-TYLKO ŻYWYM SIĘ ZDARZA (wysłali gońca po bombonierę-ZA PÓŹNO!)
  2. NIKT nie docenił starannego wyglądu (o bezapelacyjnej urodzie nie wspomnę)
A jeszcze rano po opowieści KOLEŻANKI, o tym jak jej córka DO WCZESNYCH GODZIN RANNYCH zrywała z chłopakiem za pośrednictwem GG przy współudziale ( niezupełnie dobrowolnym) całej rodziny ( w tym sędziwej już nieco babci), niby współczułam BIEDNEJ NIEWYSPANEJ a tak naprawdę cieszyłam się,że mam synów, którzy takie problemy załatwiają sami i w tajemnicy. Nie ma to jak się POSTARAĆ i urodzić filozofa
 
i intelektualistę

 
co to nawet książeczkę do góry nogami czytać umie
ALE BYŁAM W BŁĘDZIE!
Korzyści z posiadania córki są bowiem bezsprzeczne
  1. razem huzia na TATUSIA ( no chyba,że córunia taka bardziej tatuniowa, wtedy ten wariant odpada)
  2. można od kogoś pożyczać ciuchy, które w odróżnieniu od własnych są trendy (MOJA musiałaby mieć rozmiar XL- a tego żadnej panience na wydaniu nie życzę)
  3. można razem buszować po sklepach a nie słuchać "Po co tam idziesz? Tam NIC NIE MA!
Z drugiej strony- kto by taszczył na 4 piętro (bez windy) cotygodniowe zakupy? ( choć z drugiej strony dlaczego tyle kupuję?- bo zżerają wszystko!)
Kto pytałby codziennie "Chcesz posłuchać o piekle?"( nie żaden satanista, tylko syn maturzysta przygotowujący prezentację)
No a poza tym moje ciuchy ( wiem , wiem, kto by takie chciał) i kosmetyki są BEZPIECZNE a dwie szafy mam CAŁE DLA SIEBIE!
a jednak dostałam PREZENT


i PO PREZENCIE!:)

niedziela, 7 marca 2010

CICHA WIERTARKA UDAROWA

Z okazji Dnia Kobiet będzie o mężczyznach, których naprawdę kocham miłością wielką, nie zawsze bezinteresowną i prawie nigdy nie odwzajemnioną. Myślę tu o wszelkich przedstawicielach rodu męskiego i tych najbliższych, którzy najczęściej mi załażą za skórę i podłażą w zasięg szponów, oraz o tych, którzy jak meteory pojawiają się sporadycznie ,aby zaświecić cudnym blaskiem.
Czasami zastanawialiśmy się z MĘŻEM, co takiego tkwi w naszym przytulisku,że ciągniemy do niego jak osy do piwa ( sprawdzone - ciągną,że hej!)
-Duszę się w tej klacie!(opis uroczych dni spędzanych wespół z MAŁŻONKĄ w naszym blokowym mieszkaniu)-teoria męża
-Tam można coś porobić na świeżym powietrzu-kolejny argument MĘŻA
-I nie włazisz  w oczy z flaszencją piwa ukochanej ŻONIE-wyjaśnienie ŻONY
-No pewnie, bo TY byś tylko siedziała przy piecu !
Prawda niestety i wcale nie szkodzi,że wyglądam tu jak menel a kuchnia jak melina. Najważniejsze,że kolor obgryzionych przez myszy kwiatków na moich klapkach konweniuje z eleganckim kreszowym dresikiem :)
-Od roboty ma się garba!( to moje własne odkrywcze spostrzeżenie). Już mieliśmy rozpocząć "ożywioną dyskusję",, ale przerwało nam miarowe stukanie po rurach i w jednej chwili zrozumieliśmy-TO BYŁO JAK OBJAWIENIE!
UWIELBIAMY NASZ LETNI DOMEK, BO TAM POD NAMI MIESZKAJĄ TYLKO MYSZY!
Tak na prawdę to sąsiadów blokowych mamy wyborowych, wiele im zawdzięczamy . Jedni pokazali przytulisko, drudzy pilnują mieszkania, gdy "wybywamy" a ostatni, o których myślę dostarczają czasem niezamierzonej rozrywki. To właśnie SĄSIADOWI  zawdzięczam w/w tytuł ( oraz to,że nie muszę latoroślom po raz kolejny tłumaczyć, co to znaczy paradoks- rzucam hasło i po sprawie)
Zdarzyło się to w ostatnim dniu naszego trwającego trzy dłuuuugie miesiące remontu. MĄŻ  przykręcał waśnie jedną z ostatnich kilku śrubek, ŻONA stała i podziwiała ( czyli to, co umie robić najpiękniej), gdy rozległo się PUKANIE. Otworzyłam, a tu niespodzianka- w drzwiach stoi sąsiad z bułką-od razu pomyślałam,że ugryzionej nie ruszę, ale zagaiłam zachęcająco
-Słucham pana....
-Pani wie, po co przyszedłem-odezwał się PRZEŻUWAJĄCY BUŁKĘ
A ponieważ moja mina nie wyrażała widocznie nic -kontynuował:
-Pani uważa,że tak dobrze wiercić?( tu mnie zatkało, bo na ROBOCIE  to ja się nie znam, ale moje zdanie jak się okazało za chwilę nie miało najmniejszego znaczenia) W trakcie olśniewającego expose dowiedzieliśmy się,że:
  1. przez wiercenie dziecku, to znaczy żonie(podaję za autorem) "choroba się wróciła"-gdy z trwogą, spytałam -jaka, odpowiedział grobowym głosem,że MIGRENA!- co mnie  zmroziło, bo także je miewam
  2. Jak się wierci to trzeba się pytać, CZY WOLNO?-
-Ależ, my informowaliśmy sąsiadów,że rozpoczynamy remont- próbowałm ratować "stosunki międzyludzkie"
- Małżonko- informowali?- zwrócił się " w powietrze SĄSIAD a mnie mrówki przeleciały po plecach ( z wariatami nie gadam). Okazało się jednak,że za drzwiami ukryła się MAŁŻONKA,  która cichutkim głosikiem na szczęście potwierdziła moją wersję.
3.Jak się wierci to ZA KAŻDYM RAZEM  trzeba się pytać, czy wolno( bez komentarza za strony ZAMUROWANEJ ŻONY, czyli mnie)
4. Jak się wierci, to kupuje się PROFESJONALNĄ CICHĄ WIERTARKĘ UDAROWĄ (MĄŻ się rwał do dyskusji, więc szybciutko przeprosiłam, obiecałam poprawę i szybkim ruchem zamknęłam drzwi za oddalającym się sąsiadem)
A w parę tygodni później SĄSIAD zaczął wykładać ściany płytami G-K-KAŻDA NA METALOWYM STELAŻU,KTÓRY TRZEBA PRZYKRĘCIĆ DO ŚCIANY! Ale oczywiście używa PROFESJONALNEJ CICHEJ WIERRRRRTARKI UDARRRRROWEJ- to tylko MY jesteśmy przewrażliwieni:)