Chciałam jako Matka Polka ( po Dniu Kobiet, kiedy nie musiałam robić nic) trochę poprasować ( góra prania zaczęła zajmować okolice MOJEGO posłania-na MĘŻOWYM to niechby leżała). I co? Jednym ciosem karate "ola-sin-kaj"posłałam deskę do prasowania( dotąd moją powiernicę i pocieszycielkę w niedoli, bo nie cierpię prasowania) do "krainy wiecznych łowów"
Zewłok wystawiłam na korytarz-niewdzięcznica, ale pochówku nie przewiduje się.
-Coś TY ZNOWU zrobiła?- zapytał jak zwykle przenikliwie MĄŻ ( pyta tak bardzo często, np. po wypadku, w czasie którego okno "wypadło mi na łeb" i leżałam "pocerowana" już w domu).A ja tylko energicznie postawiłam na niej żelazko, ale widocznie był to "cios kończący".
Potem moja wierna pralka zaczęła do mnie "mrugać". Pędem pokłusowałam po instrukcję, wywaliłam trzy szuflady, przycięłam jeden palec( ale bolał jak cała ręka) i wreszcie na MOJEJ szafce ( tej z wiecznym bałaganem) znalazłam uciekinierkę. Instrukcja(jak to ona) poinformowała mnie ozięble,że takie" trzy razy mryg" znaczy "zatkana pompa" (poliglotka się znalazła)- czyli parę godzin roboty dla PANA I WŁADCY i artystycznie wygniecione zasłony i firanki w pralce. MĄŻ ze stoickim spokojem zajął się oporną pompą a ja poszłam SZYĆ!
Kuriozalne efekty można zobaczyć poniżej
Przypomniałam sobie wszystkie niedozwolone słowa, które znam a także te, których znaczenia się tylko domyślam, odłożyłam prucie na lepsze czasy ( w takim dniu obcięcie kończyn nożycami-PEWNE)
-To może ja wam zrobię coś do jedzenia? ( takie pytanie pada z mojej strony naprawdę rzadko- warto docenić)
-Eee... lepiej nie, nie jesteśmy głodni-odezwały się "głosy" ( chyba w stanie agonalnym, bo inaczej "głodny to moje drugie imię"). Rozumiem- nie chcieli ryzykować. No to jak nie, to nie! Idę się zakopać z jedynie słuszną prasą kobiecą, archiwalnymi numerami Werandy
i NOWYM ( na razie bezimiennym) kolegą MIŚKA KSIĘGARZA PODPÓRKOWSKIEGO
-Nie ruszaj LAPTOKA,BO ZEPSUJESZ!-usłyszałam jeszcze, ale zaryzykuję, najważniejsze,że WIOSNA NADCHODZI!
wtorek, 9 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"Żaba, żabie nie równa", tak jak klęska klęsce.My kobiety mamy to do siebie,że rozpaczliwie otaczamy się przedmiotami pierwszego choć czasami ostatniego pożytku.Ale od tego mamy naszych supermenów,żeby owe przedmioty były w miarę sprawne, więc Koleżanko Olko- " nie bój żaby".Jutro nadrobisz zaległości w praniu, prasowaniu, gotowaniu.Wszak to nie żaba , nie uciecze tylko się w czasie odwlecze.( A te żaby mi dzisiaj w głowie dlatego,że dostałam przecudnej urody prezent z okazji minionego wczorajszego święta od jednego z wychowanków-ŻABUSIE z porcelany)
OdpowiedzUsuńoj znam to znam, bardzo dobrze,
OdpowiedzUsuńileż desek już złamałam,
bodajże dwie.
Teraz kupuję naprawdę najtańsze i patrzę czy już mocno rdzewieją nogi, bo to nieuchronny znak, że deska zrobi tzw."pierdut"i zwali się z hukiem na podłogę.
Przy czym (chcąc Cię pocieszyć, wyznam w sekrecie)
Przy ostatnim pierdut, rozwaliłam sobie również żelazko!
Muszę Ci napisać iż następne kupione żelazko również załatwiłam próbując odkamienić go , odkamieniaczem do czajników.
Po dolaniu magicznej mikstury, żelazko zaczęło cuchnąć niemiłosiernie , zrobiło się zwarcie , wybiło korki, w całym domu.
Więcej grzechów nie pamiętam ...
Przynajmniej dziś
Trudno,to ja też się przyznam.Ze tak nie dawno cudne,nowe i błyszczące ,pięknie żelazko ... ups ...
OdpowiedzUsuńspadło mi i rozbiło się
i już cudne nie jest!
Ooo! A już myślałam, że tylko ja rozwalam deski do prasowania! Dobrze, że jest nas więcej. Żelazka nie odkamieniam niczym innym jak tylko octem ( najlepiej jabłkowym, bo nie cuchnie :-))))
OdpowiedzUsuńDzisiaj świeci słoneczko i jest bardzo optymistycznie! Samych cieplutkich dni życzę.
mamo chcę duża urosnąć chcę żebyś była wesoła latem zimom i wiosną . a gdy nastana słoty przyniose ci w podarunku uśmiech złoty
OdpowiedzUsuńCzy to jakieś nieznane moje dziecko się ujawniło?Niezależnie moje czy nie moje-pozdrawiam i dziekuję
OdpowiedzUsuń