sobota, 22 grudnia 2012

DWA KOŃCE ŚWIATA-na szczęście za nami

ŚLUBNY wzdychał i zataczał coraz ciaśniejsze kręgi wokół ŁOŻA BOLEŚCI( najbliższego łazience) ,na którym gnili połączeni wspólnym wirusem ŻONA I MŁODSZY ( STARSZEGO tylko MGLIŁO, więc został zesłany do swojego pokoju, aby w towarzystwie stworów z kosmosu razem z Mulderem tropić niezbadane).
Westchnienia słychać było chyba u sąsiadów.
W końcu podniosłam bolącą powiekę , bo jak tu spokojnie wegetować , gdy obok zaczynają się uroczystości żałobne
-JESZCZE ŻYJĘ-oznajmiłam wzdychającemu
-Ale MNIE coś bierze!-wyjęczał ŻAŁOBNIK -i nie wiem, CO TO BĘDZIE, GDY JESZCZE JA ZACHORUJĘ?!
-Co ci jest?- zadałam pytanie z grupy "obowiązkowe, podgrupa-udające troskę"
-WŁAŚNIE NIE WIEM!-zajęczał przyszły chory i zwalił się obok nas z termometrem pod pachą.
Od razu mi się polepszyło i już widziałam świąteczne aranżacje, które w stanie NIEZMIENIONYM dotrwają aż do końca naszych dni
Wigilijny stół w całej krasie -WIDAĆ KTO PISZE TE POSTY!
Nasza tegoroczna choinka
( ten czerwony zawijas, to wyginający się w paroksyzmie obrzydzenia aniołek- powiesili go na brudnej szybie!)
-TO KTO POJEDZIE WĘDZIĆ DO TWOJEJ MAMUSI?-zadałam pytanie w tym momencie kluczowe, które wykazało tym razem swoją ozdrowieńczą moc.
Wprawdzie WĘDZARNIK musiał jeden dzień odleżeć ( termometr i 37,5 ni kłamali) ale ponieważ innych objawów nie stwierdzono, a wypowiedzi typu "tak mi jakoś" i " nic mi się nie chce" zdiagnozowano jako STAN NORMALNY I WCALE NIE PRZEJŚCIOWY, po dwóch dniach z wielka radością opuścił  DOCHODZĄCYCH DO SIEBIE i na skrzydłach tęsknoty poszybował TAM GDZIE WSZYSCY GO  ROZUMIEJĄ, w skrócie- ku mamusi.( Wrócił jeszcze tego samego popołudnia , bo jednak NIE DO KOŃCA go rozumieli).
CHORZY w tym czasie odkrywali dobrodziejstwa telewizji, bo na czytanie sił nie było.
Żadne filmy wymagające wysiłku intelektualnego nie wchodziły w grę. Nawet "Trudne sprawy" nas przerastały , ale odkryliśmy dzięki chorobie kanał, który jeszcze tego dnia postawił nas do pionu.
Jego bohaterem był wróżbita DAMIAN a ofiarami istoty, które wybuliwszy 4zł mogły zadać mu JEDNO pytanie. Szło w tempie teledyskowym a nam gały z orbit wychodziły. Po pięciu minutach MUSIAŁAM wstać,żeby w necie sprawdzić, czy anioł, którego człowiek ów przywołuje to nie Belzebub jakiś, tym bardziej,że wydzwaniały  na ogół panie w wieku MAMUSIOPODOBNYM.
Okazało się,że to anioły tarota,o których dotąd nie miałam pojęcia.
-Widać,że koniec świata nadchodzi- skomentował MŁODSZY,a ja poleciałam po notatnik,żeby podzielić się później Z TYMI CO NIE ZAPŁACILI:)
Cytaty wróżbity:
  • KOCHANIE, ALE ŻEŚ "TRAFŁA"-do pani, której się udało dodzwonić
  • Niebiańskie pochodnie i święty płomień wypalą twoje problemy
Upajanie się przerwał nam telefon od KOLEŻANKI
-Czeeeeeeść- ZAŁKAŁO W SŁUCHAWCE-jestem chooooooora- wydyszała bidulka, bo niestety kto z kim przestaje- TEN SIĘ OD NIEGO ZARAŻA.
W dodatku jej adres mejlowy zachorował, bo zaczęły się przy nim pojawiać jakieś krzaczki i pomimo samopoczucia na skraju życia i śmierci zaczęła prowadzić ożywioną korespondencję z OPERATOREM
- A ONI W KÓŁKO I W KÓŁKO-JAKĄ MA PANI PRZEGLĄDARKĘ? i w końcu z tego wszystkiego podpisałam się zamiast XXXXXX YYYYYY (tu pada realne imię i nazwisko)- XXXXXXX Mozilla- I O MAŁO TEGO NIE WYSŁAŁAM!
- Ty leż i choruj- doradziłam, ale uprzedził mnie RODZONY ZIĘĆ KOLEŻANKI, który przewidział,ze odpisze jej WACŁAW EXPLORER.
Opłacało się chorować,żeby jeszcze tego samego dnia osobiście rozpakować prezent- WYGRANĄ od villa vintage
I OD RAZU STANĘŁAM NA NOGI!!!
Za życzenia powrotu do zdrowia serdecznie dziękuję, bo to również dzięki nim szybko wróciłam do stanu używalności.
ŻYCZĘ WSZYSTKIM UDANEGO WEEKENDU i lecę OGARNIAĆ!
ps. NAPISANE, BO FOKSIOWA KAZAŁA;)

czwartek, 20 grudnia 2012

UCIECZKA Z PLACU BOJU, czyli czasem człowiek pada na pysk

Gdy po owocnym szkoleniu dowlokłam się do domu- jedyną myślą kołatającą się w przeorganizowanym przez SZKOLENIE czerepie, było ZALEGNĄĆ gdzieś w kącie i udawać,że mnie nie ma.
-JESTEM WYKOŃCZONA!-obwieściłam od progu,żeby uciąć wszystkie zdania zaczynające się od "słuchaj...", bo akurat w naszym domu rozpoczyna to zazwyczaj listę życzeń a  w tym momencie ŻADNYCH życzeń nie chciałam spełniać ( w końcu mieszałam w niebieskiej a nie złotej farbie- złotą rybką nie zostałam NA PEWNO!).
-TO COŚ TY TAM ROBIŁA!?-zawiedziony WSPIERAJĄCY, (który w myślach już uzupełnił listę zadań na dziś-  dopiskami- żona, żona, żona, )udawał zainteresowanie.
Podniosłam do góry NIEBIESKĄ DŁOŃ i wszelkie pytania ucichły w zarodku.
-A mówicie,że to ja mam PRZERAŻAJĄCE ZAINTERESOWANIA- skomentował STARSZY SYN NIEBIESKIEJ DŁONI i powrócił do swoich wirtualnych kumpli.Ostatnio długofalowo ogląda "Archiwum X", więc wpisałam się w klimat znakomicie.
Obiad oczywiście SAMI ugotowali i SAMI zjedli- dla mnie zostały buły i inspekcja lodówki.I właśnie to mi odpowiadało- BYLE NIE GOTOWAĆ!
Na deser uroczyście wchłonęłam zachomikowaną zabójczą czekoladkę i pomyślałam,że życie jednak nie jest takie złe.
Tego myślenia wystarczyło na dwie godziny, po których ukłonom przed toaletowym tronem nie było końca.
Gdy nad ranem zobaczyłam SWOJE PIĘTY OD ŚRODKA (bo żołądek i inne trzewia oglądałam od wewnątrz jeszcze wieczorem) a drugi koniec organizmu zaczął zazdrośnie walczyć o audiencję przy tronie z końcem pierwszym, postanowiłam zrezygnować z tak pięknie zapowiadającej się kariery zawodowej i odwiedzić lekarza.
- Po paru dniach pani przejdzie... na innego członka rodziny- pocieszył mnie i niestety jego proroctwa tym razem się spełniły.
Na drugi ogień poszedł MŁODSZY.
-Ja mam egzamiiiiny-jęczał
-Niiic ci na to nie poradzę- odjęczywałam, żałując  tylko,że nie mamy dwóch łazienek.
Skubańcowi przeszło na drugi dzień a ja dopiero czwartego dnia mogłam patrzeć na coś innego niż chleb z żółtym serem.
Dobrze,że dłubaniny szydełkowo- drutowo- szyciowo- torbowe skończyłam wcześniej
bo teraz właśnie dowiadywałam się,ze nawet WŁOSY MOGĄ BOLEĆ!
WSPIERAJĄCY podejrzanie snuł się cały czas w pobliżu i albo czekał na rychły koniec i wesołe życie wdowca na wolności, albo....ale o tym może napiszę , jak mi FOKSIOWA ZNOWU KAŻE:)
DOBRANOC:)

wtorek, 18 grudnia 2012

IDĄ ŚWIĘTA- MY SIĘ SZKOLIMY I...mamy jak mamy

Jak zwykle , gdy pod koniec roku zostaje kasa na firmowym koncie- co się robi? Nie, nie daje pracownikom na rozkurz, tylko organizuje się SZKOLENIA!!!.
30 godzin w cztery dni!!!- powiało grozą.
Jedna z uczestniczek od razu zapobiegawczo zapaliła sobie płuca, druga od protestów straciła głos a MY czyli trzy w jednym: KOLEŻANKA, FOKSIOWA I JA !we własnej nieogarniętej osobie):
  • walimy zastępstwa niczym Pstrowski na przodku ( wszystkie trzy)a potem się dziwimy- SKĄD SIĘ BIERZE DZIECIOWSTRĘT
  • jemy obiady w szkolnej stołówce (zapobiegliwe KOLEŻANKA I FOKSIOWA) a rodziny w tym czasie głodem handlują
  • jemy ZUPY CHIŃSKIE W SŁOIKU PO OGÓRACH ŁYŻECZKĄ DO KAWY ( zapominalska , beztalerzowa JA) wywołując komentarze znienacka wchodzących SPRZĄTAJĄCYCH
-AAAAA... to ja przepraszam, bo nie wiedziałam CO SIĘ TU WYRABIA!

  • a bezpośrednio po rozprowadzeniu ostatnich opornych po wielu świetlicach- idziemy SIĘ szkolić.
Wytrzymałam dwa dni, podczas których:

  • zapoznałam się z pozostałymi uczestnikami szkolenia ( i nieważne,że z niektórymi ciągniemy ten sam wózek już ponad 20 lat-ZAPOZNAĆ MOŻNA SIĘ ZAWSZE!)
  • dowiedziałam się, czego jeszcze nie wiem , czyli tego samego co KOLEŻANKA I FOKSIOWA, bo mamy chyba wspólną jaźń
  • zagłosowałam,żeby na drugi dzień były ZAJĘCIA PRAKTYCZNE (jedna z kursantek zgłosiła się na ochotnika do zakupu zbiorowego- mydła JELEŃ)
  • NA DRUGI DZIEŃ próbowałam judzić,żeby ZAJĘĆ PRAKTYCZNYCH JEDNAK NIE BYŁO, bo marzyły mi się slajdy  i sen w ciemnościach na ławce
SZKOLENIOWIEC już się łamał, ale RUDA- nasza etatowa SZOŁŁUMENKA zgasiła mnie:
-Już ty sobie leż na tej ławce, ja za ciebie to mydło potrę- I POTARŁA!
Nie mogłam być gorsza i kiedy przyszło do rozrabiania farby, ochoczo wystrzeliłam ze swojego kąta, wybierając w dodatku najbardziej jadowity błękit. Farbę wyrobiłam i po kliku minutach radości, mam pamiątkę od tygodnia- PRAWĄ RĘKĘ W KOLORZE BLUE!
CZEMU NIE WYBRAŁAM ŻÓŁTEJ?!-symulowałabym  żółtaczkę i miała świąteczne porządki z głowy !-kombinowałam i widać KTOŚ mnie usłyszał, bo na drugi dzień PADŁAM jak kawka na jelitówkę a pan doktor widząc OBJAWY ( W TYM NIEBIESKĄ RĘKĘ) w trosce o zdrowie moje i innych wolał zwolnić mnie z pracy aż do świąt.
O choroba!Chyba jedyną choinką jaką będę miała,będzie TA
wyfilcowana na kole rękodzieła jeszcze obiema CIELISTYMI rękoma.
O tym JAK się choruje, gdy INNI pracują- NA SPECJALNE ŻYCZENIE FOKSIOWEJ już wkrótce.