poniedziałek, 17 czerwca 2013

Spuchłam i to nie z dumy, czyli zapiski lenia z więzienia

Rok szkolny ma się szczęśliwie ku końcowi, roboty  tyle,że szkoda gadać a ja wzięłam i spuchłam.
-U ciebie to albo góra, albo dół się sypie- skomentował bezlitośnie TEN CO POWINIEN WSPIERAĆ W ZDROWIU I W CHOROBIE.
Fakt.Najpierw gardło nie chciało współpracować i gdy już myślałam, że to polip z głębi gardła daje oznaki życia, bo kaszlem mogłabym zbudzić dobrze zaśmierdnięte zwłoki, PANI DOKTOR wpadła an trop winowajcy- leki winne!
Po zmianie- co za ulga! Kaszel przeszedł w ból głowy, a gdy po trzech dniach myślałam, że jedyna rada to położyć łeb na tory i czekać na cudowne ozdrowienie, widać przestraszył się i padł mi do stóp.
Miejsce akcji- festyn RODZINNY (nieważne,że pokrewieństwo z pląsającymi wokół beztrosko motylkami- ŻADNE!) RODZINA czyli ja i szesnaścioro NIEODEBRANYCH w porę przez biologicznych rodziców dzieci- zajmujemy strategiczne miejsca i słuchamy anonsów o licznych konkurencjach sportowych.
-A możemy PO PROSTU  iść  na plaaaaaaac zabaaaaaw?-maślane oczy sugerują dywersję i oczywiście ulegam. Tylko TAJFUN dzielnie stawia czoła wyzwaniu i startuje w konkurencji PIŁKARSKICH DWÓJEK.Reszta po trudach latania po drabinkach, huśtania na huśtawkach, zwisania z poręczy głowa lub nogami w dół, zaczyna okupować stoisko garmażeryjne.
Gdy wszystkie gofry, zapiekanki i ciasta nikną w czelusciach głodomorów a po sokach zostaje kosz pełen kubeczków- NADCHODZI TAJFUN!!!
Już z daleka widzę,że wściekły jak diabli!
-PRZEGRALIMY-2:1!!!!!-bucha jak parowóz,  a gdy orientuje się,że PICIE WYPITE- chęć mordu jeszcze wzrasta.
-Wiesz- uśmiechnięta KOLEŻNKA prawie w pląsach dołącza do WESOŁEJ KOMPANII-MOI (pierwszacy!!!!!) WYGRALI Z JAKIMIŚ DRUGOKLASITAMI I TO DWA DO ZERA!-cieszy się
-Idź stąd, zanim TAJFUN SIĘ DOWIE, KTO GO ZAŁATWIŁ-radzę jej życzliwie i tak jak ona pragnę oddalić się w rączych podskokach ( szczególnie ,że właśnie widzę jak RUSAŁKA w przeplocie pikuje z "pająka"), ALE NOGI MAJĄ INNE PLANY i własnym spuchniętym ciężarem ciągną mnie w dół.Rusałka musi ratować się sama.
KOLEŻANKA stara się ULECZYĆ mnie kiełbaską z grilla, ale okazuje się ,że nogom wcale na tym nie zależy-puchną dalej, dostosowując się malowniczymi wałeczkami do całej reszty. Gdy zaczynam obawiać się,że pójdę do domu boso jak ZAKOPAŁER -TAJFUN niezawodny jak zwykle odwraca moją uwagę -dzierżąc w spoconej dłoni loda, którego na żadnym straganie nie było!
-BYŁEŚ W SKLEPIE?!!!-postawę żony Lota zdecydowanie ułatwiają mi słoniowate stopy.
-PRZECIEŻ WIEM,ŻE NIE WOLNO! Nie wychodziłem za płot- posłałem KUBĘ!-wyjaśnia wskazując piątoklasistę , który i tak ma pozamiatane, więc ogólnie wiadomo,że jest mu wszystko jedno.
W TYM MOMENCIE LÓD SPADA Z PATYKA  a RODZINĘ (z wywalonymi jęzorami, oblizującymi swoje paszczęki) od nagłej śmierci I WŚCIEKŁEGO DESPERATA  wyzwala babcia tegoż, pojawiająca się jak anioł wybawienia i zabierając MIOTAJĄCEGO SIĘ do lodziarni.
Patrzę w dół i marzę tylko o tym ,żeby usiąść.
-CHODZISZ JAK BABCIA STASIA- wita mnie w drzwiach komplemenciarz, ale widząc NADOBNE KOŃCZYNY, milknie i proponuje podnóżek.
Dwa dni podnóżkowania niestety nie pomogły i od dizś dołączam do rzeszy PRACUJACYCH W DOMU-ku rozpaczy TYCH CO ZOSTAŁY NA FRONCIE.
Na pociechę wakacyjne szycie-zrobione przy współudziale jeszcze smukłych pęcin
wakacyjny melanż
letnie kwiatki
BYLE DO WAKACJI!!!
PS.Zabieram się do zajęć relaksacyjnych, czyli wypisywania świadectw:)