poniedziałek, 18 listopada 2013

ZNÓW JESTEM

Pewnie już ludzieście zapomnieliście o mnie ( poza PRZYPOMINAJKAMI, które pozdrawiam serdecznie), ale roboty huk, praca zawodowa piszczy i się domaga a i ŚLUBNY jakiś zaniedbany i krzywym wzrokiem spoziera na TĄ CO SIĘ ZA MONITOREM UKRYWA.
Zamotana jestem totalnie i szydełkowo
bo na torby miejsca nie było- remontowaliśmy sypialnię i okazało się,że po opróżnieniu tejże- badziewia zajęły wszystkie pozostałe pokoje , piwnice i balkon.
- Czarno to widzę- wróżył SPECJALISTA, chociaż szafy zamówione od sufitu do podłogi i od ściany do ściany. I niestety tym razem miał rację. Wielka populacja worów o niewiadomej zawartosci zalega w piwnicy a zaginiona słuchawka do komóry ( czyli podstawowe narzedzie do kontaktów z KOLEŻANKĄ  nadal się nie znalazła.
-I dobrze- komentator ( zazdrosny jak zwykle) był bezwzględny- rączka zaboli, to skończysz rozmowę!
Nie wziął niestety pod uwagę,że WOLNE RĄCZKI-pracują a zasłuchawkowione leżą odłogiem, ale nie dyskutowałam, bo zgoda buduje a koniec remontu oddaliłby się w dal odległą, gdyby FACHOWIEC strzelił focha.
KOLEŻANKA jak zwykle pomocna - na odległość.
-Wstawcie sobie lustra- powiększycie przestrzeń-radzi
-I pierwszy widok na jaki się natknę rano to moja fizys- BEZ MAKIJAŻU?-chyba chce mnie zabić!
-Nie wiem , co z zagłówkiem, bo nie mam żadnego-zwierzam się, czekając na cud.
-WSTAWCIE SOBIE LUSTRA!!!-radzi znowu i zaczynam podejrzewać,że naoglądała się filmów dla dorosłych i jej się "rzuciło".
Teraz czekam na finał remontu u niej, bo też jej doradzę- lustro na suficie:)
W PLACÓWCE jak zwykle- tylko Tajfun jakby wygrzeczniał i coraz rzadziej mówi "niescem"
W nagrodę ŁASKAWCA, czyli ja, zabrała ferajnę na wycieczkę w otchłań kopalni soli w Bochni z nadzieją,że któres zabłądzi.
Było wzorowo!Kłaniali się i żywym i wszystkim HOLOGRAMOM,które pozdrawiali "szczęść Bożę" i dziwili się,że nie odpowiadają.
-Jakby co, to ostrzegam,że gdy spotkamy Skarbnika, to moge się popłakać- uprzedził Tajfun, ale na jego szczęście Skarbnika nie było.
Wszyscy namiętnie strzelali fotki - głównie hologramom-a potem odkryli ich tajemnicę!
-TO BYŁY DUCHY, BO NA ZDJĘCIACH ICH NIE WIDAĆ!-tylko jakieś czarne płachty!- powiało grozą , ale na krótko, bo litościwy PRZEWODNIK objaśnił zjawisko nieco rozczarowanym,choć z przewagą ulgi na przejętych obliczach.
W bocheńskiej soli moczę teraz nogi i zastanawiam się, gdzie podział się aparat, bo tak chciałabym obfocić prezent- cudnej urody FILIŻANKOWIEC od OTTY, ale to już w nastepnym poście, bo CZŁOWIEK OD WSZYSTKIEGO wiesza zegar a jesli nie chce miec w przyszłości kręczu szyi muszę przy tym być!
Postaram sie zajrzeć tu szybciej ( bo na inne blogi zagladam często ) niż...

zakwitną malwy:)