niedziela, 7 października 2012

UCIECZKA NA WIEŚ,czyli na chwilę znowu w drugim domu

Zostawiając beztrosko i bezmyślnie za sobą pracę zawodową, co skutkowało:

  1. radością bezgraniczną koleżanek zastępujących piszącą, z uwagi na możliwość bliższego kontaktu z TAJFUNEM i rozochoconą resztą wesołej ferajny,
  2. uwagą w zeszycie w/w ,który akurat wtedy sprawdzał odporność NIEKTÓRYCH DOROSŁYCH na słowo "KUPA"- powtarzane wielokrotnie ( nawet w czasie zajęć z języka obcego) z rozmaitym nagłośnieniem ( dziwił się potem wygłaszając "spowiedź dziecięcia",że ZA JEDNO SŁOWO PANIE WPISUJOM UWAGI (tego,że NIE pracował i NIE reagował na upomnienia ,widać nie doczytał)
Nie byłam również świadoma,że w czasie, gdy pałętałam się po lesie, BANDA TROJGA z Tajfunem na czele, wypróbowuje nową broń- ZABIJANIE MOWĄ POLSKĄ- testując ją na niczego się nie spodziewającym, niewinnym koledze:
-Jak się urodziłeś byłeś taki brzydki,że twoja matka ZEMGLAŁA!-co kolega przyjął z płaczem i załamką, skutkującą kolejnymi uwagami w częściowo zapisanych już zeszycikach. W trzeciej klasie trzeba będzie sprawić im stukartkowe bruliony, bo inaczej uwagi zapisywać będziemy jako trylogię , czy inne arcydzieło ,tym razem sztuki epistolarnej, bo do SZANOWNYCH RODZICÓW kierowanej.
Na wsi jak zwykle SPOKOJNIE

i tym razem bardzo pracowicie, bo zabraliśmy TYTANA PRACY (w cywilu teścia), aby pokierował,doradził czyli po prostu WYKOŃCZYŁ WŁASNEGO SYNA -wykonując razem z nim kawał dobrej roboty i tyrając wesolutko jak szczygiełek ,podczas gdy SYN ledwo powłóczył pod wieczór nogami ( o rekach nawet nie wspomnę)
 CZŁOWIEK CZYNU oprócz latania po lesie w poszukiwaniu grzybów ( bo na nas wczesnym rankiem nie było co liczyć)
 planował kolejne roboty ( dzięki czemu mamy dokładnie wyczyszczone MĘŻOWYMI RĘKAMI) ZAPŁOCIE i odchaszczone okolice tegoż.
Zostawiony sam sobie na pół godziny pomalował klapę na strych,"żeby robaki nie zeżarły"
skakał po drabinie jak rączy konik podczas gdy ASEKURUJĄCY miał śmierć w oczach.

JA MIAŁAM CZAS DLA SIEBIE I GRZYBÓW
znalezionych na własnym podwórku
i w lesie
tu tzw. ZMYŚLNA SUSZARKA,której trzeba pilnować, bo nieoczekiwanie potrafi pikować w kierunku gorącej blachy a grzybów z gatunku FENIKS u nas nie ma.

Podczas gdy ja intensywnie pilnowałam suszących się grzybów MAŁŻONEK NA KRAWĘDZI musiał jeszcze udźwignąć ciężar konwersacji ze ZNIENACKOWYM SĄSIADEM, który przypałętał się z koszykiem grzybów, proponując GODZIWĄ WYMIANĘ.
-EJ ZBYSZEEEEEK ( w życiu małżonek nie miał tak na imię!?)-usłyszałam GŁOS POD DRABINAMI-nie chcesz grzybów ZA FAAAAJKI?
-Nie palę!- odkrzyknął GŁOS Z DRABINY (rozpoznałam lekko zdezorientowanego PRZECHRZCZONEGO)
- TO MOŻE ZA PIWO?- ZNIENACKOWY nie tracił nadziei
-NIE, DZIĘKUJĘ, U NAS ŻONA ZBIERA- ZA DARMO!- usłyszałam REWELACJĘ i zaczęłam PISAĆ CENNIK (FOKSIOWA MÓWI,ŻE PRAWDZIWKI PO 45 ZA KILO)
SĄSIAD niepocieszony poszedł do własnej pozbawionej napitku i opału chacie, a JA poszłam wyjaśniać KAŻDEMU, KTO MIAŁ RĘCE ZAJĘTE, ALE USZY WOLNE,że epoka pańszczyzny....
Nie skończyłam,bo TEN Z DRABINY, KTÓREMU WYSOKOŚĆ JAK WIDAĆ NIE SŁUŻY, usiłując nadrobić stracone punkty, nonszalancko rzucił ( przerywając potok mojej kwiecistej wypowiedzi):
-IM JESTEŚ STARSZA, TYM BARDZIEJ MI SIĘ PODOBASZ-a zważywszy,że w gumiakach i dresie oraz w nieśmiertelnej chusteczce na głowie musiałam wyglądać PONĘTNIE INACZEJ-wolałam wariata nie drażnić i wróciłam DO GARÓW.
DOPIERO POTEM SKOJARZYŁAM,ŻE PORA PRZEDOBIEDNIA i to głód wpłynął na pracę mózgu:)
PS.A swoją drogą wypięknieć może i wypiękniałam,bo dopiero pod koniec pobytu zorientowaliśmy się,że do mycia nadobnych oblicz, wykorzystywaliśmy wodę ze studni wzbogaconą o ŻABIE TRUCHŁO! miałam jeszcze nadzieję,że ŻABA ŻYWIE ,ale po DEMONSTRACJI ślubnego
- TAK PŁYWAŁA !-towarzyszył temu rzut na łóżko w pozycji " krzyżem" ,czyli  obraz żabiego trupa-straciłam wszelką nadzieję....