piątek, 8 października 2010

O sprytnej Elce zadowolonej z życia wielce

Miejsce zdarzenia-Jarmark staroci. Osoby dramatu: BABA(czyli ja we własnej bardzo wartościowej osobie), ELKA(wartościowa jakby mniej) i zanim wszyscy podczytujący jawnie i skrycie oburzą się na BABĘ,że zadufana w sobie, przemądrzała i poradzą, aby lepiej DOKŁADNIE obejrzała się w lustrze ( i to nie tym z pałacu Śnieżki) ODPOWIADAM-WŁAŚNIE SIĘ OBEJRZAŁAM a ponieważ SAM L.Mazan stwierdził kiedyś "Kobieta ma taką wartość ile waży"-WIEM CO MÓWIĘ!
ELKA stacjonuje na rogu.Na rozłożonej płachcie ma dobra wszelakie: szczotki bez włosia, plastikowe lalki bez kończyn, lekko używane towary ze sklepu "wszystko po 4zł" a nieco wyżej- GROŹNE OBLICZE. Obok niej stacjonują CHŁOPAKI- sprzedający wszystko co połamane , pogięte i potłuczone.
-Do czego te skorupy?- zapytałam CHŁOPAKÓW wskazując na resztki potłuczonych filiżanek rozłożonych w malowniczym stosiku. Otrzymałam dwie wersje odpowiedzi ( do wyboru):
-Do d......
-Kup pani to zobaczysz....
Przechodziłam tam kilkakrotnie i ZA KAŻDYM RAZEM , gdy oko moje lub kogokolwiek, choćby przypadkowo zawadziło o stoisko Elki, CHŁOPAKI  donośnym głosem przekazywali koleżance niezmienną w treści informację:
-Elka, KLYJENT CI SIĘ TRAFIŁ, na co ta wdzięcznie odpowiadała- stosowanie do sytuacji zmieniając treść:
-Odpier...... się
-Ochu.......eś
lub składała propozycję
-Jeb.....ć ci? ,co spotykało się z wielkim zadowoleniem ze strony rechoczących INTERLOKUTORÓW.
Bałam się nawet zapytać o cenę, któregokolwiek towaru, nie mówiąc o targowaniu. Tak było miesiąc temu i ostatnio -PRAWIE DO KOŃCA,bo omiatając po raz kolejny stoisko ELKI, kątem oka zauważyłam



może i nie sygnowaną, wytartą na brzegu ale wołającą WEŹ MNIE!
-Za ile ta waza?-zapytałam podkradając się nieśmiało
-ZA CHWILE!-odpowiedzieli CHŁOPAKI i niezmiernie zadowoleni ze swojego dowcipu gratis dorzucili swoją ulubioną formułkę-Elka, KLYJENT CI SIĘ TRAFIŁ wzbogaconą o dodatek- BEDZIE NA FLASZKE
Tym razem ELKA godnie zignorowała zaczepki a do mnie rzuciła niedbałe:
-25
-Mam 20-byłam twarda
-SPUŚ MATKA PANI NA PIWO- doradzali HANDLOWCY po sąsiedzku
-SAM SIE SPUŚ, SK.....-wdzięcznie i rezolutnie odpowiedziała MATKA, a mnie wyjaśniła
-Pani, ja RODOWE PORCELANE  sprzedaje i to już ostatnia sztuka ...
Widząc moje oszołomienie historią nieznanego mi rodu o TAKICH tradycjach i zmiękczona widocznie ogłupiałym spojrzeniem dodała ugodowo:
-Dobra- BIER kobito za te dwie dychy , bo ja i tak zara bede kożuchami handlować-co spotkało się z aplauzem wewnętrznym z mojej i zewnętrznym ze strony śledzących ZAJŚCIE CHŁOPAKÓW.
Towar został gustownie owinięty w mocno używaną gazetę i pomimo lekkiego spękania uchwytu ( niezauważonego z powodu WARSTWY PATYNY na obiekcie) bezpiecznie dowieziony do domu.
Może za miesiąc kupię sobie kożuch?

środa, 6 października 2010

BABA NA TARGU, czyli drugie podejscie do targowania

Drugi w życiu targ staroci-zaliczony dzięki ŚLUBNEMU, który ma nadzieję na ZAKUP ŻYCIA, czyli super produkt ZA DARMO ew. za tzw. PSIE PIENIĄDZE ( a swoją drogą kto kiedy widział jakikolwiek pieniądz u psa?).
Ja-REALISTKA.Po pierwszym "oko w oko" z TARGIEM i targowaniem PRZYGOTOWAŁAM SIĘ:
  1. merytorycznie- postanowiłam,że szukam TYLKO emaliowanych blaszek z numerkami ( miesiąc temu za długo się zastanawiałam i została mi tylko "13" i głupia byłam,że jej nie wzięłam!)
  2. metodycznie- rozmieniłam DOSTĘPNE ŚRODKI na drobne w nadziei na strategię "PANIE -MAM TYLKO TYLE", bo poprzednio nie mogłam jej absolutnie stosować wyciągając banknoty .
ŚLUBNY patrzył z politowaniem na moje przygotowania i po uwadze "Chciałbym cię widzieć w akcji" dostał ZAKAZ ZBLIŻANIA SIĘ NA ODLEGŁOŚĆ STRZAŁU.
Wytupałam sobie to,że pojechaliśmy wcześniej niż poprzednio i dobrze, bo ZANIM oblecieliśmy WSZYSTKO I WSZYSTKICH ,pierwsze stragany zaczęły się zwijać.
Na szerokich wodach targowania popłynęłam w kierunku plandek i stolików z zawartością SZWARC, MYDŁO I POWIDŁO. Było tam WSZYSTKO... OPRÓCZ blaszek.
Przy przegrzebywaniu pudełka w pozycji kucznej (brzuch zwinięty w ślimaka, blokował skutecznie dostęp tlenu do trzewi) zauważyłam cudnej urody broszkę?, klamerkę?
-Ile za tę bezużyteczną klamerkę?- zapytałam jak wytrawny handlarz
-Coś pani?To BROSZKA, nie mam okularów ale przecież widzę-odpowiedział wytrawny handlarz
-A ja NIE POTRZEBUJĘ OKULARÓW i widzę,że nie ma zapięcia...-nie dałam się zbić z tropu
-Daj pani siódemkę-on na to
-Czwórkę to bym mogła dać
-Piątka i ostatnie słowo- walczył wytrwale. Po wykonaniu paru rundek honorowych i próbie "4, 50?", klamerka ( za 5) była moja.
U innego MIŁEGO PANA wypatrzyłam ceramiczne
i od razu miałam wizję wieszaczka, ale że zadaniem GŁÓWNYM było nauczyć się targować zagadnęłam:
-A takich z numerkami Pan nie ma? Bo te napisy to niezbyt mi się podobają...NIE WIADOMO CO TU PISZE I TO PO NIEMIECKU...
-Ależ proszę pani TE NAPISY WŁAŚNIE OZNACZAJĄ NUMERKI- NIE KAŻDY MUSI ZNAĆ JĘZYKI- POCIESZYŁ I jednocześnie ROZWALIŁ MNIE POLIGLOTA
-A jakie?-zdołałam wykrztusić
-Dokładnie to nie wiem, bo AKURAT niemieckiego to nie znam ( udawałam,że smarkam i kaszlę jednocześnie)
Nie wiem czy to,że POLIGLOTA odniósł wrażenie ,że rozmawia z debilem, czy obawa przed zarażeniem ( katarem lub debilizmem) sprawiły,że zaproponował
-Miałem sprzedać po 3 zł sztuka , ale jak pani chce to 5 za oba.
CHCIAŁAM!!! KUPIŁAM i  odeszłam niepocieszona,że to NIE MOJA UMIEJĘTNOŚĆ DOBICIA TARGU  wpłynęła na obniżenie ceny.
Na pociechę kupiłam sobie ZA ZŁOTÓWKĘ ZABYTKOWĄ WIDOKÓWKĘ z roku 1959 I DOPIERO POTEM ZAUWAŻYŁAM,ŻE TO REPRINT wydawany przez JAK BYK widoczny NA ODWROCIE Z OGROMNIASTYM LOGO- Dziennik Zachodni.

O ELCE i kolejnym zakupie wkrótce:)