sobota, 7 sierpnia 2010

LENIWA SOBOTA

Upał odpuścił i bardzo dobrze, bo od dziś do listy moich obowiązków dochodzi rola SAMOZWAŃCZEGO OPIEKUNA MIESZKANIA I PODLEWACZA KWIATÓW

  u SĄSIADKI , która już od dziś zażywać będzie rozkoszy wiejskiego życia po sąsiedzku z PRZYTULISKIEM.W  zamian zaproponowała,że może się "zaopiekować" moją fasolką na grządce,"bo przecież wy raczej nie przyjedziecie, to co się ma zmarnować".Na wieść o takiej propozycji nie do odrzucenia WŁAŚCICIEL PRZYTULISKA w mig zaczął kombinować,że może jakoś... może się uda,...i dzięki temu MOŻE uda mi się jeszcze "zaliczyć" czekającą na nas fasolkę.Młodzież z propozycji wyjazdu oczywiście nie skorzysta,( zostaliśmy o tym poinformowani w sposób nieco obraźliwy przez ironiczne uniesienie brwi i znaczące spojrzenie penetrujące nasze czaszki, w celu sprawdzenia czy JESZCZE MYŚLIMY). Nie płaczmy z tego powodu, bo przynajmniej mamy BEZPŁATNYCH STRÓŻÓW Z.O.O.(ograniczona odpowiedzialność dotyczy licznych znajomych POTOMKÓW, którzy na wieść o "wolnej chacie" zacierają rączki).
Na razie jednak pozostaje mi namiastka ogrodu-balkon z pomidorkami

 zieleniną
NAPOJEM ZUPEŁNIE NIEALKOHOLOWYM


i robótki , jak zwykle niezręczne.
bo JAK ZWYKLE zaszalałam i do Pchlego targu 2, Pchełek i perełek, Kufra Vintage dołożyłam swoje łapy do Artstacji i teraz-TRZA DZIERGAĆ!:)

czwartek, 5 sierpnia 2010

ROCZNICA ŚLUBU i życie po wstrząsie

Rocznica ślubu - cywilnego, bo niektórzy to takie cwaniaki,że zachciało się  im mieć dwa razy imprezę i teraz, co roku podwójną rocznicę- w sierpniu i we wrześniu. Obydwa miesiące ze sławetnym "R" w nazwie, ale.... NIE POMOGŁO! Niemalże w nieokrągłą rocznicę ślubu, okazało się ,że w naszym stadle zamiast ptasich treli ( tu na zdjęciu akurat trznadel, który wg bardzo mądrej księgi poświęconej ptakom śpiewa "Nie było suchej kobyle niiiiic", ale nie biorę tego do siebie, bo anim sucha anim kobyła)




i słodkich jabłuszek DOZGONNEJ MIŁOŚCI
pojawiła się
RYSA!
Gdy pewnego pięknego wieczoru,W TOWARZYSTWIE utrwalaliśmy urlopowe wspomnienia , jak utrwalacz wykorzystując:
  • piwo tatra ( wersja męska)
  • piwo gingers ew.. karmi  ( damy)
ŚLUBNY nie wiedzieć czemu (a właściwie wiedzieć z uwagi na różnorodne spektrum naszych znajomych) zaczął się ROZWODZIĆ ( na razie w sensie opowiadać, ew. wylewać żale) na temat- JAK TO MOŻLIWE,ŻEBY GINEKOLOG UPRAWIAŁ ŻYCIE INTYMNE?
Teoria ŚLUBNEGO-Po TAKIEJ PRACY- niemożliwe!
Już miałam mu zrobić test na trzeźwość ( "powiedz GIBRALTAR") ale zamiast tego na swoją zgubę wygłosiłam WŁASNĄ TEORIĘ:
-Istnieje jeszcze coś takiego jak MIŁOŚĆ....
-JAKA MIŁOŚĆ?(zdziwił się TEN , KTÓRY WKRÓTCE USŁYSZY W MOIM WYKONANIU SZLAGIER "ŻAŁUJĘ,ŻE CIĘ ZNAŁAM")Przecież miłość to jest tylko 2-3 lata po ślubie.... i na tym stwierdzeniu DOMOWY FILOZOF zakończył swój wielce interesujący wykład a ja WŁAŚNIE DOWIEDZIAŁAM SIĘ,ŻE W MOIM MAŁŻEŃSTWIE OD 18 LAT-ZASTÓJ!
KOLEŻANKA się zachcichrała na śmierć prawie, ale teraz nie wiem, czy z radości ŻE MA SZANSE, czy próbując przekonać mnie "ZE TO ZART".Jeśli "zart", to w stylu ULUBIEŃCA ( za którym na razie nie tęsknię).
Dlatego od paru dni zaczęło się u nas ZBIERANIE PUNKTÓW DODATNICH ( i to nie PRZEZE MNIE) polegające na myciu garów i wożeniu ZAŁAMANEJ do wszystkich sklepów wedle życzenia a ja symulując GŁĘBOKĄ ROZPACZ I WSTRZĄS.... może znajdę czas, aby wrócić do szycia, skoro ŻYCIE TAK MNIE ROZCZAROWAŁO :)

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

KONIEC URLOPU I LOSOWANIE

Na zakończenie rozrywkowego urlopu zawitała do nas KOLEŻANKA. Z niecierpliwością wyczekiwaliśmy jej przyjazdu


ryzykując życie i  zdrowie przy wspinaniu się na chybotliwą drabinę, aby uzyskać ZASIĘG i dowiedzieć się , CZY JUŻ JEDZIE


łuskając bób, aby zrobić z niego pastę-niespodziankę ( jak się gości SMAKOSZA- trzeba się postarać)






układając warzywa w "artystycznym nieładzie", który z artyzmem niestety nie ma wiele wspólnego ( przy SMAKOSZU- WZROKOWCU,KTÓRY W DODATKU NIE ZAPOMNIAŁ OKULARÓW, tym bardziej trzeba się postarać)
Z pewnym ( korkowym )opóźnieniem przyjechała!Na powitanie, POWSTAŁA  na przystanku miejscowa ŻULERIA i zanim autobus odjechał,żeby ukazać po drugiej stronie drogi stęsknionych GOSPODARZY, już dzierżyła komórkę w ręce w celach zaczepno-obronnych.
Na miejscu oprócz STAŁEJ CHĘCI NIESIENIA POMOCY WE WSZYSTKIM i ZDECYDOWANEJ ODMOWY SAMOTNEGO SPANIA W POKOJU ( szczególnie po wspólnym oglądaniu horroru, w czasie którego przysnęła i może dlatego się bała, bo nie widziała optymistycznego zakończenia) spędzała z nami czas na:


o dziwo SAMOTNYM rozwiązywaniu krzyżówek i zaleganiu na hamaczku




namawianiu GOSPODYNI na skrócony kurs nauki jazdy na rowerze polegający na: " POLECĘ ZA TOBĄ Z KIJEM"-cokolwiek by to miało znaczyć

NIECHĘTNYM  pozowaniu do zdjęć i z powodu BRAKU MODELA GOSPODYNI musiała obfocić samą siebie chociaż wychodzi na zdjęciach -"E.T. go home...."


 Urlop zakończyliśmy w towarzystwie znajomych , którzy letniskują parę wsi dalej i o dziwo TRAFILI po naszych bezdrożach prosto do celu

w nagrodę przeciągnięto ich po lesie

nakarmiono INTELEKTUALNYMI PIECZONKAMI ( proszę zwrócić uwagę na wybitnie intelektualną "łapkę" do gara

z wiele mówiącym, acz przypadkowo dobranym tytułem TRUDNE CHWILE ŁOWCÓW NIESZCZĘŚĆ
i napojono nieco mniej intelektualnymi napitkami


 które w dodatku SAMI przynieśli.Dobrze,że nazajutrz była okazja rewanżu i że KOLEŻANKA-NOWO WYBRANY MISTRZ DRINKÓW WSZELAKICH odpowiednio SIĘ PRZYGOTOWAŁA (pod względem merytorycznym i metodycznym)
I dlatego dopiero po powrocie, w późnych godzinach wieczornych odbyło się LOSOWANIE:
candy trafi w ręce

ENYO

proszę o kontakt alsto@op.pl
Zamazane zdjęcie spowodowane zostało nie broń Boże nietrzeźwością autora ale wzruszeniem i drżeniem rąk oraz zapowiedzią losującego,żeby pod żadnym pozorem nie uwieczniać jego "Jagodowo-ziemnych dłoni" ( a już myślałam,że chce być BOHATEREM)