sobota, 6 marca 2010

WIDZIAŁAM GOŁEGO CHŁOPA a co gorsza on widział MNIE!

w dawnych czasach, gdy dzieci znajdowało się w kapuście, a mnie przyniósł bocian (stąd w dzieciństwie choroba lokomocyjna) GOŁY CHŁOP  czekał tylko czasami przed szkoła dla panienek,żeby z czeluści swojego płaszcza straszyć nas groźnym "HU-HA!"(nawet nie spoglądałyśmy w tamtą stronę, tylko wiałyśmy ,aż się kurzyło)
Z WIADOMYCH I OCZYWISTYCH WZGLĘDÓW ZDJĘĆ NIE BĘDZIE!!!!!!
W  czasach bardziej bliskich mojej, kolejnej młodości GOŁY CHŁOP ( mam nadzieję,że nie ten sam, bo i miasto nie to i latka lecą) jeździł dookoła PLACÓWKI (czyt. szkoły) na rowerze marki składak.
-Zawołał za mną "Hej stara popatrz się"-relacjonowała KOLEŻANKA
-Rozumiem ekshibicjonista, ale,żeby stara?!Co za cham-była mocno zbulwersowana.
Niestety nigdy na niego nie trafiłam ( nie daj Boże to mój wychowanek) i całe szczęście.

Nie,żebym nigdy nie widziała GOŁEGO CHŁOPA- wychowałam w końcu dwóch a poza tym skądś się wzięli ( prawda, zapomniałam,że z kapusty,może jednak nie , bo żyjemy w zindustrializowanym świecie), ale żeby za to PŁACIĆ?!( bilet wstępu na "comber" 4 dychy w plecy) Coś mi tu pachnie brzydkim słowem na "P" i nie jest to " konstytucja".Ale żebym JA? W takiej sytuacji? O tempora o mores!(o ile pamiętam lekcje łaciny w liceum).
Przed wyjściem MĄŻ proponował swoje "usługi"  a nawet kilku kolegów "atrakcyjnych-dobrze po 40-tce", ale został zdyskwalifikowany z powodu braku odpowiedniej bielizny (zamówił u ŻONY SZYDEŁKARKI-koniakowskie stringi). Potem chciał się wkręcić jako obserwator
ale mu nie wyszło
Poszłyśmy same-KOLEŻANKA i ja i jeszcze za trzysta innych kobitek ( w końcu 8 marca za dwa dni). CHŁOPÓW (w liczbie sztuk 3) w zasadzie widziałam (mam 162 cm wzrostu i nie miałam jak inne obcasów) i w zasadzie rozebranych (acz nie do rosołu). Jak stwierdziła później KOLEŻANKA( prowadząc nas tanecznym wężem po scenie)-"Żebym ja wcześniej wiedziała,że tam są schody jak te "czipindele" tam byli, inaczej by się zabawa rozkręciła!
Dużo rozrywki dostarczyłyśmy same sobie ( przy dodajmy jednym piwie,żeby nie było,że po pijaku) wyobrażając sobie co by to było gdyby owi "czipindele" próbowali zamiast szparagowatych panienek na scenę wciągnąć nas:
  1. zgromadzone licznie koleżanki zaczęły ćwiczyć podsadzanie z tzw "krzesełka"
  2. ja wybrałam opcję- schyla się po mnie , podnosi i strzela mu kręgosłup
  3. wygrała jak zwykle KOLEŻANKA- schyla się , podaje ręce, próbuje wciągnąć na scenę, ale"waga ciężka przeważa" i ląduje za  rampą "cały nasz"
Salę opuszczałyśmy popłakane ze śmiechu, z oczami jak panda ( bo przecież każda zrobiła pełen makijaż) i z wersją dla "domowych czipindelów",ze "było beznadziejnie, nudno i do d..."(bo przecież BEZ NICH  żadna zabawa nie jest możliwa).Ciekawe kiedy w przyszłym roku wypada 8 marca( trzeba się przygotować,żeby wyprasować banknoty, bo takie pomięte,jak stwierdziła KOLEŻANKA za stringi nie wchodzą) :)

KORZENIAMI W GÓRĘ czyli porządki wiosenne



Ponieważ nic na razie nie wskazuje na to,żeby zima odpuściła i przytulisko zyskało opcję "dostępne" wystawiłam kwiatka na czatach w kuchennym oknie
niech pilnuje i zgłasza, gdyby jakaś wiosna czy cóś zmierzało ku nam.
Sama postanowiłam zabrać się za wiosenne porządki. Może to przywoła wiosnę?
Czas po temu najwyższy, bo moje przyłóżkowe miejsce pracy ZAROSŁO

ale nie jest to niestety oznaka zbliżającej się wiosny a raczej dowód mojego lenistwa (tu samokrytycznie biję się w piersi)  i zajmowania się "głupotami", jak twierdzi wszystkowiedzący MĄŻ (tu biję jego-nie w piersi- gdzie popadnie i gdzie dosięgnę, zanim zamknie się na balkonie:)) 
Od postanowienia do wykonania droga daaaleeeka( wszak w kalendarzu jeszcze luty- ale takie hiacynty,że jeszcze powisi).Zakopałam się w szufladzie z "KORZENIAMI"czyli starymi fotkami z jakże pięknego okresu mojej młodości (fotki czarno-białe, co świadczy może o tym,że ta młodość "rozgrywała się" może dawno, ale przynajmniej w epoce gdzie już wynaleziono aparat fotograficzny)
Na pierwszy ogień "poszła" moja MAMUSIA
z okresu, gdy jeszcze nawet nie przeczuwała,że zostanie szczęśliwą mamą zadowolonego z siebie MURZYNKA, czyli mnie(zdolności fotograficzne TATUSIA-BEZCENNE!!). Potem dziecina była już bardziej


albo nieco mniej
zadowolona. Miała wielkie zdolności aktorskie
 
chociaż nigdy nie została Kopciuszkiem, 

mniejsze sportowe

( z uwzględnieniem pływackich)
Czasem ją olśniło
(znowu zasługa nadwornego fotografa-TATUSIA)
Z powagą odnosiła się do zwierząt
(po spotkaniu z małpką trauma została do dziś)
ale najbardziej lubiła LAS!!!!!!

KUCHENNY STRAŻNIK -KWIATEK nadal nie melduje,że na froncie wiosny nastąpiły jakieś zmiany, wię jeszcze tylko WYWALAM JĘZOR w stronę PANI ZIMY

I WALĘ SPRZĄTAĆ DALEJ!(bo przecież dziś wieczorem hulanka "babskim combrem" zwana) :)

piątek, 5 marca 2010

cały dom uhahany !!!

Matka idzie na "babski comber"!
-Jeśli tam będzie męski striptiz , może to być ostatnia rzecz, którą zobaczysz-prorokuje MĄŻ-bo oczy wyjdą ci z orbit i tak zostaną! skręca się na fotelu (ha, ha ale śmieszne!)
-Matka, ile ty masz lat?-pytają "pociechy"
-A na ile wyglądam?(szach)
-Lepiej nie pytaj, nie chcemy cię dołować (mat)
MĄŻ (nie usłyszał cennej wymiany zdań)-Co wy? Tam właśnie takie stare idą ( poduszką też może zaboleć-szczególnie jeśli pochodzi ze skórzanego fotela).Po wykonaniu egzekucji i groźbie represji ( ciekawe, KTO jutro gary umyje , bo MNIE NIE MA!) zamyśliłam się -Ciekawe, po czyjej stronie staną kiedyś (mam jednak nadzieję,że w nieco odległej przyszłości) moje synowe.KOBIECIE do kontaktów ze światem (czyli czasami z własnym wnętrzem) potrzebna jest druga KOBIETA.
FACECI TEGO NIE ROZUMIEJĄ!
jak widać na załączonym obrazku(czy to spojrzenie wyraża jakąś głębszą myśl?)
A proszę spojrzeć poniżej- naturalne skłonności do nawiązywania więzi społecznych tworzenia wspólnoty

albo
dyskretnej chęci współuczestnictwa ( akurat te debilki wdarły się do ogrodu i chciały zjeść ręcznik)
Potwierdziło się to na letnisku, gdy zaprosiłam tam KOLEŻANKĘ. KOLEŻANKA, to teraz moja rodzina (łączy nas bowiem "rodzinna sieć telefoniczna", którą musiałyśmy uaktywnić z uwagi na stale rosnące rachunki telefoniczne)

bo rozmawia się i

rozmawia się a nawet w sytuacji , gdy życiu zagraża złowrogi łańcuch opatrzności
dalej się rozmawia.
--O czym wy się tak ciągle chichracie?-dopytywał się nieco zazdrośnie MĄŻ( ale i tak pewnie by nie zrozumiał zawiłości damskiego intelektu, akurat w tym momencie analizującego problem "co ci przypomina ten krzywy ogórek?), ale efekty naszego wspólnego "chichrania nad garami" chętnie konsumował(potem równie chętnie "nie chciał nam przeszkadzać" przy myciu tychże)KOLEŻANKA  zdobyła jednak serce mojego MĘŻA, bo okazała się lepszym kumplem niż ja! Bo to i piwkiem nie pogardzi ( nie marudzi,że gorzkie) i chwali na każdym kroku ( nie to co NIEKTÓRE szantrapy , co to usprawiedliwiają innych "chłopów"a własnego się czepiają).Toteż i hamaczek się rozłożyło i kawusię doniosło i już "prostym okiem" patrzyło na pytlowanie( a spróbowałoby się inaczej).

aż wreszcie ukochana prawowita małżonka przyszła Z NOŻEM
I ZAJĘŁA HAMACZEK!

czwartek, 4 marca 2010

Okopana w okopach

Znowu powiało Arktyką, z okna widzę zamiast zieleni , ptaszków (nawet wiosenne błoto bym przyjęła) spust surówki kombinatu metalurgicznego (dobrze,że w oddali), buciory zimowe znowu wyszły z szafki i bezczelnie się szczerzą.JA się pytam-gdzie ciepełko?

Okopałam się więc w okopach dużego (ha, ha całe 16m kwadratowych ) pokoju i kombinuję, jak tu się wywinąć od codziennych obowiązków.


Pomysł narzucił się sam-dzierganie! Budzi szacunek, bo nikt tego nie umie(w domu same chłopy) i zawsze można ściemnić,że kolejna serwetka jest niezbędnie potrzebna do godziwego życia ( złośliwe komentarze,że chyba do starcia podłogi puszczam mimo uszu)
Najpierw "walnęłam" ,  kogutka czy też ptaszka ,jak kto woli (to zależy do wyobraźni, bo wyszedł mi taki bardziej abstrakcyjny)
Potem po cichu dołożyłam kilka serwetek,

które zrobiłam kiedyś i nie wiem po co, i teraz siedzę i udaję,że jestem "Pstrowskim szydełka"A co mi tam, jeśli jedyną alternatywą ma być prasowanie (góra prania właśnie wyszła z kosza i zaczyna eksplorację, czy też raczej okupację sypialni)- to wolę przyczaić się w kąciku.Małe jednak szanse,że mnie nikt nie znajdzie , bo niedaleko jest TELEWIZOR.Celowo nie oglądam żadnych seriali,żeby do listy swoich uzależnień nie dodawać nowego(pisze to osoba, która 5 i kawałek 6 serii "Gotowych na wszystko" obejrzała w tydzień i  zainspirowana postawą Gabi odkryła,że dobra ściema- nie jest zła, byle tylko "nie wykryli" :))toteż "oglądacze czego innego" zaraz mnie stąd wykurzą (godnie się oddalę, bo turbo,czy wszelkie sporty to nie dla mnie).Można by się też "poudzielać" zawodowo , ale po dzisiejszym dniu, w którym moja wiedza wzbogaciła się o następujące fakty:
  1. Gdy się rodzą bliźniaki, to mogą być "małojajeczne"( autor odkrycia lat 8)
  2. Nie można jeść za dużo jajek (chłopcy), bo wyrośnie wam trzecie jajko
  3. u człowieka, którego autor (lat 8 i pół) narysował na plaży nie widać kąpielówek-"bo to jest Murzyn i ma je w kolorze skóry", nie widać oczu,bo "ma je na ręczniku"(wolałam za bardzo nie wnikać, co to znaczy)
  4. człowiek nie może,za długo oddychać, gdy założy sobie reklamówkę na głowę i "nic mi pani nie zrobi-będę filozofował-ale w myślach" ( wyraz oburzenia po konfiskacie narzędzia zbrodni)
należy mi się godziwy odpoczynek,żeby pokonać traumę i dysonans poznawczy:)
Dlatego czasami wybieram takie miejsca
albo dla odmiany takie
bo w obydwu przypadkach TU NIE MA NIKOGO!
Na fotce z naszego przytuliska z przyczyn oczywistych a na tej z jarmarku w Holi (gorąco polecam, corocznie -lipiec, byłam tam po raz pierwszy)z powodu wyobcowania w tłumie( a poza tym cudowne okazy sztuki różnorakiej).
JUŻ MNIE DOPADLI ("To teraz się dzierga komputerowo?"-parszywce jedne), ale nic to.Niedługo Dzień Kobiet, to sobie poużywam, czego i Wam życzę ( facetom ostatecznie też) :)


środa, 3 marca 2010

Trzeba się "zaprzyjaźniać"

Z rodziną jak wiadomo najlepiej wychodzi się na zdjęciu


a jeżeli takowej nie posiadasz na podorędziu (np. z powodu głośnego anonsowania ostatniej woli przez własną rodzicielkę z ewentualnym wykluczeniem bohatera, czyli mnie) trzeba znaleźć kogoś, kto szybciutko tę lukę Ci zastąpi. Ma to tę przewagę,że ewentualny przyjaciel nie zna cię tak dobrze jak własna rodzina a nawet jeśli to jest szansa,ze tego nie wykorzysta przeciwko tobie , bo boi się,że cie straci (a rodzina?- ta nie boi się niczego)

Kupując nasze przytulisko znaliśmy tylko njabliższych sąsiadów (sztuk 2) i to dlatego,że mieszkają na co dzien dwa piętra pod nami i to oni w przebłysku geniuszu pokazali nam dziesięć lat temu maleńki punkt na mapie, który stał sie naszym drugim domem

Chwała im za to
Na tzw "miejscu "okazało się,że do grona naszych znajomych dołączyła ich liczna rodzina oraz "krewni i znajomi królika" przewalający się tłumnie przez letnisko. Jedynym częściowo alienującym się obiektem była rdzenna mieszkanka, czyli właścicielka domu nr3 w naszej  "osadzie"
Oddzielające nas chaszczory oraz wyboista droga dostarczały i dostarczają nam nadal wielu wrażeń przy wzajemnych odwiedzinach.Że droga baaardzo wyboista wyraźnie widać po grilku u jednych lub drugich a jeszcze, gry ktoś wybierze się w odwiedziny bez podstawowego na wsi sprzętu, czyli latarki, wrażenia murowane!Raz nawet szukaliśmy w trawie czyjegoś uzębienia (o 3 nad ranem i na trzeźwo).Teraz już wiemy,że  w "obejściu" zostawia się światło ( kiedyś nie mogliśmy trafić po nocy) a gdy nie bierzez latarki to nie zamykaj drzwi na klucz, bo na "macanego" nie otworzysz( jęśli  masz dziecko- dasz radę- wrzut przez okno i niech otwiera).
Życie towarzyskie tutaj to przypływy i odpływy gości- można  więc powiedzieć,że nawet kwitnie
( szczególnie u sąsiadów) My mieszkamy raczej ( z uwagi na w/w okoliczności przyrody) w odosobnieniu i wydawałoby się, przez nikogo nie zauważeni. Jakież było więc nasze zdziwienie, gdy ( przed epoką komórek)dotarł do nas brat ( zwany WIELKIM) MĘŻA z całą rodziną-znając tylko nazwę miejscowości. Okazało się,że chodził po domach we wsi (ok. 2km od nas ) i pytał rzucając nazwiskiem- oczywiście czeski film "nikt nic nie wie", dopiero jak rzucił,że to ci z miasta S.mieszkańców olśniło
-S? było tak mówić od razu-to za wsią w prawo tam wszyscy z S. mieszkają-i tak trafił
Jak dotąd żyjemy dalej w odosobnieniu a gdybyśmy się zaprzyjaźniali to może przy "naszym" skręcie do lasu widniałaby już tabliczka "DO PRZYJAZNYCH LUDZI"

wtorek, 2 marca 2010

wiosna, kurde WIOSNA !


Już powiało ciepłem, słońcem dało po ślepiach, front wszystkim przetoczył się po czachach ( u mnie zostawił chyba trwałe uszkodzenia-to opinia "ex-perta" od spraw medycyny, z którym ZNOWU SIĘ ROZWODZĘ!!!-od 21 lat).Niestety jestem "Meteorofisiopatką" ( z akcentem na "fisio")W związku z tym, gdybym miała:

  1. ogródek albo nieograniczony czas pobytu na wsi( w postaci urlopu bezzwrotnego i suto opłaconego)-pokopałabym w ogródku (jak co roku,z tym,ze co roku robi to MĄŻ, no dobra rozwód na razie w "zawiasach") a nie wszystkich wokół-pobyt musiałby być nieograniczony , bo najpierw musiałbym tam dojść (146km , bo ten, Z KTÓRYM SIĘ JEDNAK ROZWODZĘ!!! nie chce mnie zawieźć -zawieść to umie!)
  2. WANNĘ-a nie brodzik, który jest higieniczny, oszczędny i w takich chwilach jak ta..do d...(jeżeli ktoś ma pomysł na czytanie pod prysznicem,że o świecach aromatycznych nie wspomnę( bo ich nie lubię-w wannie)niech od razu skrobnie "emalię" do mnie albo najlepiej niech to od razu opatentuje, bo ja wszystko co mogłam, czyli książeczki sztuk 2-jedna o misiu, druga o kaczuszce( wszystkie wykonane z foliii baaaaardzo kolorowe-zostały mi po dzieciach) juz przeczytałam :( -byłabym NAPRAWDĘ szczęśliwa

No... przecież nie zawsze marudzę.W akcie łaski dla "fisiopactwa", zabrano mnie do SKLEPU(oprócz siedzenia, TO też nigdy mi się nie znudzi) i ponieważ jestem chyba zakupoholiczką, humor mi się od razu poprawił. W marketach budowlanych- WIOSNA- nasiona, kwiatki , doniczki-trzeba mnie było odciągać, ale utargałam!


 MĄŻ (rozwód odroczony) dołożył od siebie ( czy raczej dla siebie , bo to fanatyk badyli)

i zrobiło się nawet miło.ALE, NA KRÓTKO!!!! , bo ten ciemięga cyklamen (wiadomo jak to chłop) od razu zdradził moją piękną doniczkę
 
i teraz musimy razem, dwie biedne samotne,wyjechać na wieś a CI NIECH SE SCHNĄ!
No i może pogrążyłabym się w depresji, gdyby nie podczytywanie innych blogów i korzystanie ( z uwagi na "doskonałą" znajomość języków ( Czarny.Pieprz  wie o co chodzi )z tłumacza google



pod tym zdjęciem widniał superaśny podpis ( oczywiście podpis był pewnie sensowny tylko trzeba znać języki) w naszym jęzku ojczystym w wykonaniu Google
HAPPY LITTLE PLEŚNIAWKI, KTÓRE POJAWIAJĄ SIĘ KAŻDEGO DNIA NA PRZEKĄSKĘ
Jednak KOCHAM ŻYCIE!

poniedziałek, 1 marca 2010

TYLKO DLA DOROSŁYCH!!!

...czyli to, co dorośli robią na letnisku ( oczywiście przy takim tytule frekwencja młodzieży, także tej z kręgu "różowej landrynki" pewna!) Otóż DOROŚLI ( czyli na ten przykład JA) cieszą się jak głupole,że w ogóle mogą gdzieś wyjechać,  a że z  powodu posiadania "pociech " (nie bez powodu piszę to w cudzysłowie), które w naszej rodzinie nazywane bywają "pompami ssącymi" ( z racji funkcji jakie pełnią w rodzinie) żadne KANARY czy inne BALEARY a nawet o zgrozo SOPOT W SEZONIE nie wchodzą z przyczyn finansowych w grę-dobrze,że istnieje takie miejsce gdzie można z błyskiem w oku porąbać siekierą trochę drewna (wyobrażając sobie teściową), potem spalić je  w piecu ( i czekać, czy ŻONA, która lubi siedzieć przy piecu może przypadkiem wpadnie do otchłani... niestety nie wpadła, ale nie szkodzi-przynajmniej ma kto myć gary) i udawać,że się odwaliło kawał męskiej roboty


prawdziwy chłop skansenowy(może i nic nie robi, ale nie je, nie pije i nie "domaga się" :)

A jak nas już ta nasz ślubna dobrze podjeży można iść w siną dal
 
Dopóki cholera nam nie minie albo CHOLERA nas nie znajdzie

 Zazwyczaj jednak po zostawieniu potomstwu naszych własnych "tablic mojżeszowych" ( tym się róznią od oryginału,że mają więcej przykazań) Wyruszamy!
Pierwszy postój SUPERMARKET- trzeba uzupełnić zapasy piwa, wody, piwa , jedzenia, piwa ( nie , w tym momencie groźba rozwodu realnie zawisa w markecie), CZASOPISM KOBIECYCH i można jechać dalej.
Na miejscu rozpakowywowanie ( dobrze,że nie ma dzieci-można wypić piwko-bo tak to by leciały "na sępa"), "ogarnięcie rynku" (a pająki? a niech se żyją , co nam tam...)
 
i można zacząć wypoczywać


dbając tylko o to,że by nam się z radości i nicniemuszenia "nie porobiło", czego objawy widoczne są poniżej
 
nie szszszseeeby cóóóś.... ( ale zdrowia pod każdym względem pilnuje TEN CERBER- niby,że żona ,czyli ja)
A jak już się znudzi radość ciszy i samotności zawsze można zaprosić i wyczekiwać z utęsknieniem GOŚCI :)


niedziela, 28 lutego 2010

nuuuuuuda czyli, co nastolatek powinien myśleć o letnisku




Gdy jest się "prawie dorosłym",bo ma się lat 3 lub 5- nuda na wsi nie grozi.Dzieci fascynuje wszystko-od palenia w piecu po koszenie trawy a już palenie ogniska, smażenie kiełbasek, zbieranie jagód (pod nadzorem, coby nie zjadać wilczych) i grzybków ( pod tym większym nadzorem,że by nie wytruć całej rodziny) to frajda , frajd. Gdy już osiągniesz człowieku zaawansowany wiek lat 7, letnisko ciągle ma dla Ciebie wiele uroku. Jeśli na waszym ranczu jest
taka stodoła, to instrukcja obsługi nie jest Wam wcale potrzebna.
Gdy w pobliżu coś płynie
można
 
albo ćwiczyć przed WIELKĄ WYPRAWĄ
A jeżeli przypadkiem odwiedzi Cię człowieku młodsza kuzynka ( dodajmy, co oczywiste płci żeńskiej- fuj!) można uskuteczniać bardzo fascynujące acz ryzykowne zabawy:
  1. skakanie na słomie , albo po belkach w stodole (dopóki nie naskarży, bo ona oczywiście nie może)
  2. odchodzenie w lesie "w siną dal"( z oglądaniem się tylko od czasu do czasu)-zabawa obciążona pewnym ryzykiem, gdy delikwentka odważna i potrafi sama wrócić do domu,że o skarżeniu nie wspomnę
  3. w razie niepogody- wmawianie w/w,że
  • jest "dzieckiem Kwasimira"(cokolwiek to znaczy)
  • jest " dzieckiem Enzymyczajla ( znaczenie jak wyżej, tylko ryk nie wiedzieć czemu większy)
  • ponawianie groźby "prania mózgu" i niezła zabawa , gdy skarżypyta informuje rodzinę "Ciociaaaaaa, a oni mi zlobiom "plawie mózgu"
  • można jeszcze bawić się razem i zgodnie, ale kto by tam chciał
 Gdy jednak masz lat naście nadchodzi człowieku nuuuuuuuuuda! W domu samego nie chcą zostawić,bo "kumple" na wsi nic się nie dzieje BO NIE MA KUMPLI. Pozostaje tylko ŻENADA  rozrywkami starszych

(żenada,że aż paski na dresie się człowiekowi świecą i nawet porządnego zdjęcia nie potrafią zrobić)

Gdy jednak wkraczasz Men w podeszły wiek lat dwudziestu wyrażenie "dajcie klucze od wiochy" znowu odzyskuje swój czar. To chyba "obieg myśli w przyrodzie".My jesteśmy już rodzinnie właśnie na tym na razie ostatnim etapie, czego dożycia wszystkim rodzicom nastolatków życzymy :)