poniedziałek, 1 marca 2010

TYLKO DLA DOROSŁYCH!!!

...czyli to, co dorośli robią na letnisku ( oczywiście przy takim tytule frekwencja młodzieży, także tej z kręgu "różowej landrynki" pewna!) Otóż DOROŚLI ( czyli na ten przykład JA) cieszą się jak głupole,że w ogóle mogą gdzieś wyjechać,  a że z  powodu posiadania "pociech " (nie bez powodu piszę to w cudzysłowie), które w naszej rodzinie nazywane bywają "pompami ssącymi" ( z racji funkcji jakie pełnią w rodzinie) żadne KANARY czy inne BALEARY a nawet o zgrozo SOPOT W SEZONIE nie wchodzą z przyczyn finansowych w grę-dobrze,że istnieje takie miejsce gdzie można z błyskiem w oku porąbać siekierą trochę drewna (wyobrażając sobie teściową), potem spalić je  w piecu ( i czekać, czy ŻONA, która lubi siedzieć przy piecu może przypadkiem wpadnie do otchłani... niestety nie wpadła, ale nie szkodzi-przynajmniej ma kto myć gary) i udawać,że się odwaliło kawał męskiej roboty


prawdziwy chłop skansenowy(może i nic nie robi, ale nie je, nie pije i nie "domaga się" :)

A jak nas już ta nasz ślubna dobrze podjeży można iść w siną dal
 
Dopóki cholera nam nie minie albo CHOLERA nas nie znajdzie

 Zazwyczaj jednak po zostawieniu potomstwu naszych własnych "tablic mojżeszowych" ( tym się róznią od oryginału,że mają więcej przykazań) Wyruszamy!
Pierwszy postój SUPERMARKET- trzeba uzupełnić zapasy piwa, wody, piwa , jedzenia, piwa ( nie , w tym momencie groźba rozwodu realnie zawisa w markecie), CZASOPISM KOBIECYCH i można jechać dalej.
Na miejscu rozpakowywowanie ( dobrze,że nie ma dzieci-można wypić piwko-bo tak to by leciały "na sępa"), "ogarnięcie rynku" (a pająki? a niech se żyją , co nam tam...)
 
i można zacząć wypoczywać


dbając tylko o to,że by nam się z radości i nicniemuszenia "nie porobiło", czego objawy widoczne są poniżej
 
nie szszszseeeby cóóóś.... ( ale zdrowia pod każdym względem pilnuje TEN CERBER- niby,że żona ,czyli ja)
A jak już się znudzi radość ciszy i samotności zawsze można zaprosić i wyczekiwać z utęsknieniem GOŚCI :)


5 komentarzy:

  1. No wiedziałam już od dawna,że z Ciebie dziewczyna z humorem!ale się uśmiałam.Moja połowa pije tylko ( O ZGROZO!)piwo marki Carmi.I to jedną butelkę przez dwa dni.Tak mam.Ostatnio udaje mi się namówić Go w sobotni wieczór na kieliszeczek własnej produkcji malinóweczki.Ale chyba dlatego,że zimno na dworze.To tak profilaktycznie antygrypowo.A latorośl na szczęście jeszcze nie dorosła do "sępa".

    OdpowiedzUsuń
  2. u nas też okazyjnie- ja piwa nie lubię i tępię, ale malinóweczka domowej roboty to i owszem- prześlij kieliszeczek meilem:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja piję tylko Carmi Poema di Caffe - to takie piwo - nie piwo:)Fajnie jest tak rzucić wszystko w 3 diabły i wyjechać do chaty za wsią. U nas tyle do obrobienia dookoła, że na taką chatę już by czasu nie starczyło. Jeździmy do znajomych, którzy takie fajne miejsca mają - za każdym razem starając się nie warcholić zbytnio. Trzeba mieć świadomość, że goście wyjadą a chlewik sprzątnąć trzeba:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj Ola, z tą malinóweczką to cała historia, bo ja ją w zeszłym roku robiłam po raz pierwszy, metodą "na smaka".Po malinóweczce poszło już hurtem:śliwowica, jarzębinówka, wiśniówka, gruszkówka, jeżynówka.Po całej akcji sporządzania, mój syn stwierdził,że powinnam otworzyć firmę nalewkarską pod nazwą :MAŁGORZAŁA" :).

    OdpowiedzUsuń