Tradycyjnie w klasie pierwszej ŚLUBOWANIE MUSI BYĆ! Biorąc pod uwagę fakt,że pojmowanie świata przez UROCZE SZEŚCIOLATKI rządzi się swoimi prawami, należało się do tego najważniejszego dnia odpowiednio wcześnie przygotować.
WĄTPIĄCYM w "prawdę czasu, prawdę ekranu" w/w stwierdzenia -kilka FAKTÓW!
-Ustawiajcie się, bo zaraz idziemy na APEL-odezwa WYCHOWAWCY przemknęła przez ZANIEPOKOJONY TŁUM.
-A co to APEL?-odezwał się NAJODWAŻNIEJSZY
WYCHOWAWCA wyczerpująco objaśnił GAWIEDZI cel spotkania z DYREKTOREM PLACÓWKI, oraz przybliżył TEMATYKĘ SPOTKANIA (O GRZECZNOŚCI I BEZPIECZEŃSTWIE BĘDZIE MÓWIONE!)
-ALE NIE BĘDZIE ZASTRZYKÓW?-ODWAŻNY chciał się upewnić a WYCHOWAWCY RĘCE OPADŁY JAK PŁETWY.
Po APELU.
-O czym mówiła Pani Dyrektor?- podstępny wychowawca wyłowił z tłumu TYCH CO SIĘ GILGOTALI.
-ŻEBY SIKAĆ DO UBIKACJI A NIE OBOK-to zapamiętali GILGOTACZE.
W związku z powyższym obie z FOKSIOWĄ ustaliłyśmy,że ŚLUBOWANIE ma łączyć następujące elementy: KRÓTKO+ WESOŁO + NA TEMAT+ DO DOMU, ale zapomniałyśmy,że dane nam będzie współpracować z AMBITNĄ CO WIE LEPIEJ.
AMBITNA przedstawiła swój tasiemcowy scenariusz, krytykując poprzedni- MAŁO AMBITNY I NIEKULTURALNY.
-Jak to niekulturalny?-zdziwiłam się, na szybko przelatując wzrokiem trzy kartki ( nawet na marginesach żadnego mięsa nie było!)
- BO W WIERSZU JEST "Te nie rusz komputera" A TAK SIĘ NIE MÓWI!!!!-zdenerwowała się AMBITNA - a w ogóle to jest za krótkie i nie ma konkurencji sprawnościowych!A U MNIE SĄ!-zakończyła z dumą.
-JA W ŻADNE PAKOWANIA TORNISTRA NA CZAS SIĘ NIE BAWIĘ!-BO JAK PRZEGRAMY BĘDZIEMY RYCZEĆ!-zbojkotowałam wysiłki AMBITNEJ.
FOKSIOWA mnie poparła, ale musiałyśmy iść na kompromis i przyjąć AMBITNY SCENARIUSZ AMBITNEJ i dlatego choć 600km od morskiego brzegu
Niestety nie widać tu pracowicie ukręconej z papieru toaletowego liny (AMBITNA MIAŁA WĄTPLIWOŚCI- BO TO NIE WYPADA!, ale zapewniłyśmy ją, że papier NIE BĘDZIE z odzysku- tylko nowy z rolki:))
Wisząc godzinę na dwóch drabinach ( FOKSIOWA wybrała wersję DREWNIANY KAMIKADZE, ja dostałam SOLIDNY METAL) usiłowałyśmy z uśmiechem na ustach przywiązać CAŁE WZBURZONE MORZE drutem florystycznym, w który totalnie zaplątała się stojąca u podnóża koleżanka B. zwana odtąd z racji pełnionej funkcji SZPULKĄ.
-DŁUGO JESZCZE-niecierpliwiła się SZPULKA ( GŁOWA BOLAŁA JĄ OD ZADZIERANIA W GÓRĘ)
-Mhmzrm...mać- odpowiedziałyśmy z rękami w górze i ustami pełnymi kawałków drutu.
ALE UDAŁO SIĘ! I nieważne,że szłyśmy do domu w wersji HANDE HOCH!
Najważniejsze,że wytropiłyśmy WIELKĄ NIEOBECNĄ-AMBITNĄ, która w tym czasie udzielała jakże cennych rad swoim klasowym rodzicom, w ramach jakże koniecznych dogłębnych i rzeczowych konsultacji.
Dopadłyśmy ją ( SZPULKA , FOKSIOWA I JA), gdy właśnie w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku myła swoje AMBITNE RĄCZKI.
-GDZIEŚ TY BYŁA?-zadałyśmy pytanie wyraźnie zaczepne.
-UDZIELAŁAM KONSULTACJI!!!-brwi AMBITNEJ podjechały w górę sygnalizując wysoki poziom NASZEJ BEZMYŚLNOŚCI.
-A MY ZROBIŁYŚMY CAŁĄ DEKORACJĘ!!!! SAME!!!!-( w domyśle- bez ciebie)
-TO DOBRZE-ZARAZ PÓJDĘ I SPRAWDZĘ JAK WYSZŁO-spokojnie odpowiedziała AMBITNA a my po raz pierwszy ucieszyłyśmy się z usztywnienia górnych kończyn, bo ŚLUBOWANIE ZZA WIĘZIENNYCH KRAT mało nas pociągało. SZPULKA- NADAL GDZIENIEGDZIE OBCIĄGNIĘTA DRUTEM, też nie stanowiła zagrożenia i dzięki temu AMBITNA W NASZYM DOBOROWYM TOWARZYSTWIE MOGŁA NA DRUGI DZIEŃ ZBIERAĆ LAURY SWOJEJ WYTĘŻONEJ PRACY.
czwartek, 3 listopada 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak zwykle świetnie napisany post.Jesteś mistrzynią pióra.
OdpowiedzUsuńCałuski
Rezolutnie i na wesoło :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
mój mąż ma taką samą przełożoną...ten typ zawsze ambitny i...." PRACOWITY " jest-POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuńU nas Ambitnym się nie pomaga i łamią pazurki. Za dobre jesteście.
OdpowiedzUsuńPzdr.
Jak zawsze wesoło i z uśmiechem :))
OdpowiedzUsuńAda
PS. Przeczytałam tytuł i sobie myślę, jakie śluby :))) No teraz już wiem :))
Hi, hi, hi. Jak zwykle się uśmiałam. :) Całuski
OdpowiedzUsuńMilusia początek dnia!Świetnie opisane, pozdrowienia dla Szpulkowej:)Buziaki!
OdpowiedzUsuńa ja po cichu myślałam ,że któreś z dzieci wydałaś...a to nie te śluby:)))))och AMBITNE LENIE,,,nie cierpię i tępię:)))))czyimiś rękoma kasztany z ognia wybierac:)))))
OdpowiedzUsuńNo ! Nie zła historia ! A to samo życie jest :)
OdpowiedzUsuńŚwietna historia, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo bo wszedzie istnieje jakas ambitna. Ciekawy gatunek, ale nico meczacy dla otoczenia...
OdpowiedzUsuńObśmiałam się okrutnie :D Świetnie piszesz! Taaa, ambitni inaczej są wszędzie ;)
OdpowiedzUsuńhahahahaha! rozwaliło mnie :) dzięki za to, że piszesz :)))
OdpowiedzUsuńpozdrowienia!
Czytam i czytam i myślę - jejku skąd ja to znam? Widać w każdej szkole jest Ambitna i te co robią. Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za odwiedzinki. Pa. Ania:)
OdpowiedzUsuńnoooo, takiej ambitnej to tylko nóżkę podstawić... niechcący oczywiście ;))
OdpowiedzUsuńRany:) Jak ja rozumiem to maleństwo, które zapytało o zastrzyki. Sama pamiętam, że zaczynało sie fajnie- mama śpiewała piosenkę wiążąc mi buciki, tata opowiadał wesołe historie po drodze, a kończyło się na badaniu krwi!:))
OdpowiedzUsuńCo do ambitnej...hmmm...no cóż, pewnie pomyślała, że skoro jest MÓZGIEM całej operacji, to swoje już zrobiła:)
ach te ambitne, to pewnie jedna z tych, co sama ściągała, a innym zasłaniała łokciem, żeby nie ściągnęli od niej...
OdpowiedzUsuń