sobota, 27 marca 2010

Z GŁOWĄ W SZAFCE CZYLI TRUDNE ROZMOWY NA WAŻKIE TEMATY


KTOŚ mi podprowadził akumulatorki z aparatu i gdybym chciała obfotografować dla potomnych moje wysprzątane mieszkanko ( co rzadko mu się przytrafia, mieszkanku znaczy, bo zazwyczaj CHAOS  rządzi) musiałabym wsadzić do środka  dwie świeczki i to plusem do góry i na dół-rozmyślałam w głębi szafki.Nie,żeby akurat było to najlepsze miejsce do rozmyślań, ale co robić, jeśli musisz ROBIĆ a konkretnie sprzątać w kuchennych szafkach i to tych najbardziej znienawidzonych- dolnych. Kręgosłup to nie origami- MÓJ akurat się nie zgina. Ręce za krótkie( kto miał pomysł na głębokie szafki) a jak uskutecznisz już szuuuuuuu i szuuuuuuu szmatką a potem zapuścisz do środka "żurawia"- ZAWSZE okazuje się,że kąty NIE wytarte.Jedyną skuteczną metodą jest więc "GDYBYM CHCIAŁA POPEŁNIĆ KIEDYŚ SAMOBÓJSTWO WKŁADAJĄC GŁOWĘ DO KUCHENKI GAZOWEJ, PRZYDA SIĘ WPRAWA NABYWANA W CZASIE CZYSZCZENIA SZAFEK KUCHENNYCH" albo w formie zabawowej "CIEKAWE , CZY OD OSTATNIEGO SPRZĄTANIA MIEŚCI SIĘ CIEBIE W SZAFCE WIĘCEJ, CZY MNIEJ (u mnie jakoś wygrywa zawsze opcja "mniej"- widocznie szafki się kurczą).

Oczywiście CAŁA RODZINA wybiera sobie właśnie ten czas na:
  1. bezsensowne plątanie się po kuchni pod pretekstem głodu (a tysiące ludzi na świecie głodują a jakoś ŻADEN z nich nie depcze po moich wystających z  szafki nogach
  2. zadawanie idiotycznych pytań z grupy "kiedy obiad?" lub "co na obiad"
  3. rozpoczynanie konwersacji z MOJĄ POŁOWĄ wystającą z szafki od słów "nie widziałaś tam gdzieś mojego...."
Ciekawe, czy są na świecie jakieś inne szafki kuchenne, które wysłuchały tylu "wypikanych" słów i złorzeczeń, co moje-mam nadzieję,że to nie wpłynie na ich trwałość, bo za każdym razem mówiłam "to nie do ciebie szafko".
-Najgorsze to sobie obrzydzić robotę- MĄŻ DORADCA widocznie od kilku minut wsłuchiwał się w słowotok SPRZĄTAJĄCEJ.

Po usłyszeniu zagadki znanej jeszcze z przedszkola a zaczynającej się słowami "Wiesz, jak syczy wąż s.......p..." taktownie a raczej taktycznie, wycofał się w bliżej nieokreślone rejony-NAWET INTELIGENTNY!
-Długo jeszcze będzie u nas BIG BROTHER?-MŁODSZY lekkomyślnie postanowił zamarudzić.
-Hę?-OTWARTA torebka  makaronu akurat wyrwała mi się z rąk i urządziła na półce własną wersję YOU CAN DANCE
-No, bo zasłon nie ma -wyjaśnił TĘPEJ, UMĘCZONEJ MATCE
-Posprzątaj, to dostaniesz zasłony-byłam bezwzględna
-Żeby poodkurzać musiałbym tam oddychać a jak się zadławię kurzem?
Znowu nie trafiłam, muszę poćwiczyć rzut szmatą do celu.
Ledwie zdążyłam pozbierać rozproszonych tancerzy, STARSZY przypomniał sobie,że dziś NIE JEST Dzień Matki, czyli wszystkie chwyty dozwolone
-Co ty tam robisz?-zagaił- GŁODNY jestem!
-MEDYTUJĘ -odpowiedziałam poniekąd zgodnie z prawdą zaciągając się przy okazji mącznym pyłem z otwartej torebki-TEŻ JESTEM GŁODNA-dodałam,co oczywiście zostało uczczone minutą ciszy ( jak się okazało poświęconą penetracji lodówki)
-TU NIC NIE MA-obwieścił
-Jest sałatka z kiełkami, chyba,że MŁODSZY ZAGLĄDAŁ przed tobą, TO JUŻ NIE MA
-Gdyby CZŁOWIEK miał jeść trawę , to wyszedłbym na obiad NA DWÓR!
Dochodzę jednak do wprawy, szkoda,że nie mam pod ręką jeszcze kilku szmat.
Po odrobieniu pańszczyzny, uszyłam jeszcze zasłony do kuchni i zlikwidowałam BIG BROTHERA w pokojach RODZICÓW (POCIECHY TEŻ MAJĄ RĄCZKI).
Teraz siedzę przy blogu , zezuję w ramach "odmóżdżania po ciężkim dniu" na "Nianię w NY" i dochodzę do wniosku ,że rzeczywiście wszystko zależy od punktu widzenia, bo teraz jestem NAPRAWDĘ ZADOWOLONA z odwalonej roboty.
PS. Właśnie przewinął się MŁODSZY  z hasłem "Porzadki, porządki i CZŁOWIEK NIE MOŻE NICZEGO ZNALEŹĆ" ,co potwierdza MOJĄ naukową teorię o punkcie widzenia.

3 komentarze:

  1. Uśmiałam się do łez!!No nie mogę!!
    Buzial

    OdpowiedzUsuń
  2. Od razu lepiej się sprzątało! Moi w takich sytuacjach wolą się nie rzucać po oczach, bo zaraz im coś do roboty wynajdę! Miłej niedzieli!

    OdpowiedzUsuń
  3. U Ciebie to zawsze wesolo.Czytalam i smialam sie.
    Pozdrawiam Cie serdecznie.

    OdpowiedzUsuń