Pierwszy dzień NOWEGO SEZONU! Podróż urozmaicona zwiedzaniem Tesco i marudzeniem
-Zobaczysz, nie zdążymy nagrzać! Po co komu tyle żarcia? Czy MY to wszystko zjemy?(tak jakbym ja COKOLWIEK jadła- I co? ZJADŁO SIĘ!)-MĄŻ
-Nie jedź tak szybko, jedź szybciej, nie jedź tak szybko, nie mam na mandat, może mam, ale nie dam-ŻONA.
Zawsze, gdy jadę po dłuższej przerwie zastanawiam się, czym powita mnie przytulisko?
Wybita szyba? Rozwalony, jak ...... (wstaw, kogo uważasz)po wypłacie płot?przewidywanie takich niespodzianek odpędzam od siebie jak natrętną muchę.
W TYM SEZONIE-forpocztę stanowią: droga zalana z radości (niech będzie,że łzami) i sosny kłaniające się PAŃSTWU w pas
TO TA SŁYNNA DROGA, CO TO "W LACZKACH"
UROCZYSTE POWITANIE I WYMIANA WZAJEMNYCH UPRZEJMOŚCI CZYLI "SOSNA DZIŚ PIŁA"
Po wyjściu na komendę jak z "Czterech pancernych", tyle,że nie "Szarik z wozu!" moje buty radośnie dołączyły do witających imprezowiczów (sosny i drogi) i od razu ochlały się do nieprzytomności.Czkały jeszcze długo po grzecznym ustawieniu w naprędce przygotowanej izbie wytrzeźwień przy piecu.
I robotę przejęły DOBRE , TRZEŹWE BUTY
Na miejscu cisza i spokój
Choć to tylko POZORY!!!
Wiedziałam,że przytulisko zamieszkują lokatorzy, którzy mają do niego większe prawa niż my, bo chociaż nie zameldowani to za to obecni przez wszystkie pory roku. Przez całą zimę z naszego ogródka w tym "drzewkoowocowej" stołówki korzystały okoliczne sarny i zające zostawiając wpisy do księgi gości w postaci
REZERWACJI PO ZALOGOWANIU
RESZTEK POSIŁKU- ZNACZY NIE SMAKOWAŁO
JEDNAK SMAKOWAŁO, BO CO NIECO SIĘ ZJADŁO
Pod wiązem zamieszkał niezidentyfikowany dziki lokator
Mam cichą nadzieję,że to kuna i że się nie wyniesie.
Krety jak zwykle pokazały na co je stać
Tego jednak,że zimowisko urządziły sobie w NASZYM DOMU leśne myszy, nie przewidziałam. Nie wiem jeszcze w jaki sposób dokonały "włamu", ale w sypialni ( zbereźnice jedne) ich ślady były dość widoczne. Posprzątałam, co się dało (dobrze,że nie chędożyły się w NASZEJ POŚCIELI, tylko na parapetach) i wykończona usiadłam na "fotelu prezesa" myśląc,że agroturystyka to nie taki lekki chleb, jak mi się wydawało. Nagle, kątem oka zobaczyłam ruch.Pod MOJĄ LAMPKĄ
przycupnęła ZAWODNICZKA.
Popatrzyłam na nią groźnie a ona na mnie (chyba z wyrzutem-zdziwiona,że room service "się rozsiada")
-A pódziesz ty!-tylko to przyszło mi do głowy. ZAMARŁA..
Dopiero "mowa ciała"- wymowny ruch głową (podpatrzony u "karków" typu "chodź na solówę") sprawiła,że się zdematerializowała-nawet nie wiem gdzie.
W nocy, gdy wkoło cisza i spokój, dwóch DIDŻEJÓW urządziło sobie imprezę na środku podłogi używając jako konsoli "tescowej" reklamówki. "Niezwyczajne cywilizacji"( bo z lasu) zaplątały się w zwoje folii i dopiero reflektor typu "szperacz" ( czyt. latarka) unieruchomił artystów w pozie "Jak się nie ruszasz, to cię nie widzą"(WIDZIELI I WYWALILI NA DWÓR).
Żeby poodsuwać wszystkie meble i sprawdzić " dodatkowe otwory wejściowe" musielibyśmy odłożyć przycinanie(MĄŻ) ,palenie w piecu (czytaj wylegiwanie się)-ŻONA a to z przyczyn oczywistych nie wchodziło w grę.Przedłużyliśmy więc lekkomyślnie turnus naszym gościom, dodając tylko atrakcje natury kulinarnej-pyszne jedzonko dla myszek(bo na opakowaniu była myszka) oraz rozrywkowa gra dla odważnych w "Łapki".
Wkrótce jedziemy znowu, zobaczymy czy GOŚCIE zadowoleni z pobytu!(Powinnam się chyba podpisać WLAD PALOWNIK)
niedziela, 21 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zaproście jakiegoś miłego kotka :)
OdpowiedzUsuńmusiałby to być kotek z gatunku "okazjonalnych"bo częściej nas tam niema niż jesteśmy a własny "odległościowy"( chyba,że od kaszpirowskiego)nie zdałby egzaminu :)
OdpowiedzUsuńŁobuziary jedne no!Myslę,ze pyszne jedzonko będzie im smakowało i zeżrą wszystko co im dasz!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Witaj w klubie Olqa, my dzisiaj tez odwiedzilismy po zimie nasza wies, tzn pokreci krajobraz ksiezycowy i zajecza stolowke -obgryzly mlode jablonki:( . Własnie lecze moje biedne obąblowane dlonie - nienawykle po zimie do pracy grabiami przy rozgarnianiu wielkiego kopcowiska. Pozdrawiam wiosennie:)
OdpowiedzUsuńZnowu się uśmiałam, fajnie piszesz. Ja bym chyba umarła, boję się strasznie myszy i innych gryzoni!
OdpowiedzUsuńTo moze wykorzystać popularność siedliska wśród naszych braci mniejszych i przytulisko dla gryzoni otworzyć? Zamiast truć zarazę ustawic kasę fiskalną na wejściu?:) W końcu w zimie i tak dom pusty stoi...koszty by się Wam zamortyzowały;)
OdpowiedzUsuńMhm..a ja nie musiałam nawet jechać daleko. Wyszłam do ogrodu i zebrałam worek pozostałości po kocich gościach. :)
OdpowiedzUsuńNo i znowu się uchachałam przy czytaniu! Nie ma nic lepszego niż początek tygodnia z kawą w ręku i Twoim tekstem przed nosem. Na myszy rzeczywiście najlepszy kot, my po zasiedleniu domku (wcale nie na wsi) mieliśmy na strychu chyba wszystkie okoliczne nornice. Na kilka miesięcy Małż zapomniał że jest uczulony na koty i pozwolił naszemu-nie naszemu nocować w domu. Efekt? Czasem trzy myszy dziennie aportowane z dumą u stóp.
OdpowiedzUsuńTy masz lokatorów sezonowych a ja niestety całorocznych, które już się nie łaszczą na mysie jedzonko.I tylko słychać " chrup" kocich ząbków.
OdpowiedzUsuńW czasie studiów w Warszawie pomieszkiwałam w domu rodzinnym koleżanki.Na obrzeżach miasta,często się zdarzało wracać do domu nad ranem (;
OdpowiedzUsuńPewnego dnia (a raczej świtu)siedząc a raczej na wpół leżąc zobaczyłam z pod wpół przymkniętych powiek jak coś szybko biegnie w moim kierunku i z nad przeciwka.Poczułam się nieswojo.Koleżanka z bratem i znajomą na moją minę i zapytanie czy widzą to co ja,odpowiedzieli A może myszy i węże?! Ech trzeba było tyle nie pić i wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
Dom parterowy a z salonu wyjście prosto na trawę do ogrodu.No i myszy pełno((;