środa, 3 marca 2010

Trzeba się "zaprzyjaźniać"

Z rodziną jak wiadomo najlepiej wychodzi się na zdjęciu


a jeżeli takowej nie posiadasz na podorędziu (np. z powodu głośnego anonsowania ostatniej woli przez własną rodzicielkę z ewentualnym wykluczeniem bohatera, czyli mnie) trzeba znaleźć kogoś, kto szybciutko tę lukę Ci zastąpi. Ma to tę przewagę,że ewentualny przyjaciel nie zna cię tak dobrze jak własna rodzina a nawet jeśli to jest szansa,ze tego nie wykorzysta przeciwko tobie , bo boi się,że cie straci (a rodzina?- ta nie boi się niczego)

Kupując nasze przytulisko znaliśmy tylko njabliższych sąsiadów (sztuk 2) i to dlatego,że mieszkają na co dzien dwa piętra pod nami i to oni w przebłysku geniuszu pokazali nam dziesięć lat temu maleńki punkt na mapie, który stał sie naszym drugim domem

Chwała im za to
Na tzw "miejscu "okazało się,że do grona naszych znajomych dołączyła ich liczna rodzina oraz "krewni i znajomi królika" przewalający się tłumnie przez letnisko. Jedynym częściowo alienującym się obiektem była rdzenna mieszkanka, czyli właścicielka domu nr3 w naszej  "osadzie"
Oddzielające nas chaszczory oraz wyboista droga dostarczały i dostarczają nam nadal wielu wrażeń przy wzajemnych odwiedzinach.Że droga baaardzo wyboista wyraźnie widać po grilku u jednych lub drugich a jeszcze, gry ktoś wybierze się w odwiedziny bez podstawowego na wsi sprzętu, czyli latarki, wrażenia murowane!Raz nawet szukaliśmy w trawie czyjegoś uzębienia (o 3 nad ranem i na trzeźwo).Teraz już wiemy,że  w "obejściu" zostawia się światło ( kiedyś nie mogliśmy trafić po nocy) a gdy nie bierzez latarki to nie zamykaj drzwi na klucz, bo na "macanego" nie otworzysz( jęśli  masz dziecko- dasz radę- wrzut przez okno i niech otwiera).
Życie towarzyskie tutaj to przypływy i odpływy gości- można  więc powiedzieć,że nawet kwitnie
( szczególnie u sąsiadów) My mieszkamy raczej ( z uwagi na w/w okoliczności przyrody) w odosobnieniu i wydawałoby się, przez nikogo nie zauważeni. Jakież było więc nasze zdziwienie, gdy ( przed epoką komórek)dotarł do nas brat ( zwany WIELKIM) MĘŻA z całą rodziną-znając tylko nazwę miejscowości. Okazało się,że chodził po domach we wsi (ok. 2km od nas ) i pytał rzucając nazwiskiem- oczywiście czeski film "nikt nic nie wie", dopiero jak rzucił,że to ci z miasta S.mieszkańców olśniło
-S? było tak mówić od razu-to za wsią w prawo tam wszyscy z S. mieszkają-i tak trafił
Jak dotąd żyjemy dalej w odosobnieniu a gdybyśmy się zaprzyjaźniali to może przy "naszym" skręcie do lasu widniałaby już tabliczka "DO PRZYJAZNYCH LUDZI"

4 komentarze:

  1. Aż mi się "micha jarzy" po przeczytaniu Twojego posta. Do nas goście łatwo też nie dojadą, o nie! Nasza droga gminna jest w takim stanie, że listonosz osobiście nabył i powiesił przy asfaltówce skrzynkę pocztową dla nas, żeby nie musieć dojeżdżać ( za nabytek rzecz jasna kaskę oddaliśmy...) A w ciągu ostatniego pół roku dojechał do nas sołtys ( traktorem )i pług ( też z traktorem ), a ja ostatnio prawie wjechałam Jeepikiem do rowu. Ale rodzina i przyjaciele latem przyjeżdżają bardzo chętnie. Odbieramy ich z asfaltu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pamiętam jak pierwszy raz z rodzicami i rodzeństwem wybraliśmy się do naszych wujków którzy kupili sobie letnisko ponad 25 lat temu(teraz z drogi asfaltowej jak się jedzie widać pola,pola,pola i las.Ten las to ich letnisko z grzybami jeżynami i jeszcze wiele by wymieniać)
    Ale wracając do myśli bo jakoś się zaplątałam ,może przez nockę zarwaną...ale nie mogłam sobie odmówić żeby nie zajrzeć i nie poczytać(: chociaż prawie nic nie widzę na oczy...
    co ja to ?
    A cha,od pierwszej chwili zauroczyło mnie to miejsce i już jako mała dziewczynka snułam marzenia że może ja kiedyś też będę miała taką rozklekotaną chatkę na totalnym zadupiu i tylko ja i "wybrani" (; będą wiedzieli jak dojechać ...
    Teraz wiem że marzenia się spełniają.
    Dobrej nocy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nasza chałupka stoi wśród pól, więc zimą nawiewa z nich śnieg na drogę.Ostatnio, kiedy nas tak zawiało, trzeba było iść do sklepu po pieczywko 2 km w zaspach po pas.wysiadłam w połowie drogi i stwierdziłam,ze już dość , dalej nie idę i położę się w najbliższej zaspie i zasnę.Moja połóweczka poszła dalej sama a wróciłam do domku.przez tydzień byliśmy odcięci od świata.A potem przezornie zostawialiśmy samochód u zaprzyjaźnionego sąsiada na początku drogi gminnej-0,5 km.A listonosza to widzieliśmy dopiero po 2 tyg :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż...do mojego domu wiedzie droga asfaltowa, nawet kostka brukowa jest na chodniku - czasem wolałabym żeby tam były wądoły, rowy Marjańskie, wąwozy i czarcie zapadki po drodze!

    OdpowiedzUsuń