Na miejscu zbiórki TOWARZYSTWO powitało mnie, można powiedzieć entuzjastycznie;
-Jak ci służy to wolne, świetnie wyglądasz! (czyli znowu przytyłam-cholera jasna!).
Skomplementowano moją skórzaną śliwkową kurtkę:
-To chyba skóra z MILKI!
a,że na kurtce jak byk widniał rozmiar L WYDEDUKOWANO,że X odcięłam nożyczkami (a właściwie sama to podsunęłam w ramach wzajemnej wymiany uprzejmości). Bardzo lubię takie przekomarzanie, co nie przeszkadzało mi zapytać, czy ktoś przypadkiem nie zaiwanił kredy, bo chcę się odciąć białym kręgiem od takich KOLEŻANEK:).
Podróż trwała 7 godzin .Po drodze nieoczekiwane postoje, bo jak się wyraził PAN PRZEWODNIK
-pan KIEROWCA MA TACHO
i w związku z tym musiałyśmy jak za czasów dzieciństwa sikać w krzakach, ku uciesze wędkarzy i leśnych zwierzątek ze szczególnym uwzględnieniem kleszczy i komarów.
Krasnystaw.
Nagle krzyk:
-Nie wysiadać! NIE WOLNO WYSIADAĆ!
-To NIE TU?- POSZŁA PLOTKA W TŁUM
Okazało się jednak,że trzeba ( nie wiedzieć czemu) PRZEJECHAĆ ZA BUDYNEK ( ok. 20 m) i TAM wysiąść.
-Co za upierdliwe baby!-skomplementował KIEROWNIK OBIEKTU nasze nieśmiałe "DLACZEGO?"
Grzecznie włożyłyśmy nasze bagaże z powrotem do autokaru, przejechałyśmy 20m, wysiadłyśmy i po krótkiej bitwie o klucz uzyskałyśmy wstęp do naszej kwatery.
Biesiada-pierogi w trzech odsłonach (ja opowiadałam się za filingiem z kaszy gryczanej, KOLEŻANKA wybrała mięsko)
Pokoje - na ścianach arcydzieła sztuki światowej-na jednej ścianie wazon, na drugiej- kwiaty, więc zgonie doszłyśmy z KOLEŻANKĄ do wniosku,ze zabrakło kasy na kwiaty W wazonie. Nie wzięłam nic do czytania , więc marnowałam czas, chociaż energooszczędna lampka pozwalała na przeprowadzanie transplantacji mózgu.
KOLEŻANKA zaproponowała WSPÓLNE rozwiązywanie krzyżówek, tzn. ONA rozwiązywała- ja nie wiedziałam NIC!, bo stosowała zmyłki typu:
-Domowy pantofel- kończy się na -SU a potem okazywało się,ze to BAMBOSZ!
dobrze,ze chociaż wzięłam robótkę
Czyli słowem wesoły autokar to podstawa udanej wycieczki!
OdpowiedzUsuńAle fajnie:))) Super wycieczka i super TOWARZYSTWO:))))
OdpowiedzUsuńDoborowe towarzystwo, będzie dobrze:)
OdpowiedzUsuńFajna zakładowa wycieczka. Prawie jak u Barei. Ja miło wspominam zakładowe grzybobrania z grillami i śpiewnikami. He.he. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy relacji!!!
OdpowiedzUsuńA kto pilnuje Stefana i Ulubienca??!!
OdpowiedzUsuńTo ile was tam właściwie pojechało? Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy;)))
OdpowiedzUsuńPierogow mi sie zachcialo...
OdpowiedzUsuńta robotka fajny kolor ma, wyglada szarofioletowy, w ktorym bardzo korzystnie wygladam, no chyba, ze to inny kolor...
Rozumiem, ze ciag dalszy nastapi?
P.S. A na placowce kto zostal??
Hihi, wesoły autobus ;)
OdpowiedzUsuńOj, to Ci się chłopy zasuszą z głodu, jak zostali sami ;)
Faaajna taka wycieczka!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tez się niedługo wybieram. O ile naturalnie mąż nie będzie musiał pilnie wyjechać na wojnę;)
OdpowiedzUsuńHahaha super musi być,koniecznie zdaj relację ze zwiedzania,bo coś czuję,że będzie jeszcze fajniej!
OdpowiedzUsuńOj coś widzę ,(a raczej podczytuję)że tęskno paniusi za pracką:)))
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń