Na szczęście nie w kościach, niestety NIE przez okolicznych BANDERASÓW czy nawet TEGO JEDNEGO, co już kiedyś mnie poderwał.
6 rano - POBUDKA ( przypominam to mój urlop!), bo PORZECZKI CZEKAJĄ!Kawa podana PRAWIE do łóżka (prawie NAPRAWDĘ obi różnicę, bo podana do łóżka w zapowiedziach a faktycznie trzeba się było osobiście zwlec i wysiorbać- W DODATKU NIE POSŁODZIŁ I NIE POINFORMOWAŁ-od razu oczy mi się szerzej otworzyły i podobno O TO CHODZIŁO!-Podłość ludzka nie zna granic!
6.15- RWANIE
niezbędne akcesoria czekają w pogotowiu-komary i nne "dożarte"-też
jak widać w stroju i nastroju zdecydowanie mało romantycznym, przypominająca imponującym obwodem krzak porzeczek, pyskująca pod nosem " nie będę wspierać akcji alkoholowej- z porzeczek zrobię dżem"
zbiory w całej okazałości, chyba już NIE LUBIĘ PORZECZEK .
Potem była "wieśniacka masakra piłą malakserową( i dobrze im tak)
burza przerwała nasze zmagania, na szczęście zdążyliśmy , bo rwaliśmy jak rącze konie
Ziemia zaczęła parować i zrobiło się baśniowo
KOSIARZ poszedł kosić drogę, na której wyrosły przepastne chaszcze i usłyszałam tylko jak z oddali śpiewa utwór zapewne swojego własnego autorstwa o nikłej wprawdzie wartości ale wielkim emocjonalnie ładunku
"Nie bój się chłopie, nie bój sięęęę, nie bój się własnej żooooony"
sobota, 17 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
:))))))))))))
OdpowiedzUsuńuśmiałam się do łez :))))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Jak zwykle cudowny, prawdziwy klimat, bez "ą i bez ę". Ja wczoraj też, jak ten debil, w ukropie zaprawiałam porzeczki. Chodzę w gatkach a tu prawiezięć chce skorzystać z mojego kompa. Nie ma co, zrobiłam wrażenie...
OdpowiedzUsuńBuźka
A kogo (kosiarz) miał się bać z kosą w dłoniach? :-)
OdpowiedzUsuńRany, ile Ty masz tych porzeczek!!!!
OdpowiedzUsuńZdjęcie lasu super!!!
Pozdrawiam
Hej. Niedawno trafiłam na Twój blog. Czytam z duuuużą przyjemnością. Fantastyczny język. Umiesz podnieść na duchu. Pozdrawiam ciepło. Będę tu wracać. Kaśka. Ps.mieszkam na wsi z wyboru.Kilka dni temu też rwałam czerwone porzeczki. Zrobiłam dżem.
OdpowiedzUsuńNie jest tajemnicą, że mężowie ( niekoniecznie żonaci) pieśnią dodawali sobie animuszu. Od Bogurodzicy przez Rotę aż do "poezji" stadionowej i przeuroczych melorecytacji amerykańskich marines. Nie dziwi więc, że Twój Rycerz, przepraszam Kosiarz, też z pieśnią walczył z zielskiem. Zresztą w tak pięknych okolicznościach przyrody to i ja bym nieustannie śpiewała. Cudnie tam w tym Waszym Przytulisku
OdpowiedzUsuńJejku jakie ogromne porzeczkobranie, ale bedzie przetworow.
OdpowiedzUsuńLas po burzy zjawiskowy.
Pozdrawiam slonecznie.
Fajnie:)a ja jestem obrzydliwym draniem i leniem. Bezczelnie przyjmuję dary od okolicznych mieszkańców w postaci miednicy wiśni, czy wiadra gruszek a sama sadzę tylko trawę, kwiaty i krzewy:) Może to wszystko dlatego, że gdyby mój mąż wstał przed 10.00 to rozejrzałabym się za kluczami do auta i w tempie natychmiastowym zawiozła człowieka do lekarza. :)
OdpowiedzUsuńPlony niesamowite. Zdjęcia z lasu przepiękne. A nie zapomnij odpocząc troszkę na tym urlopie. Nie samą orką czlowiek żyje. Ale od pisania zwolnienia nie masz. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńświetnie się czyta ..to RWANIE- ubawiałm sie do łez..ale faktycznie tak w życiu jest ...Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńOlqa,Ty jesteś bez konkurencji:))))Ty się moja droga naprawdę zastanów nad napisaniem książki,Ty od Kalicińskiej lepsza jesteś:)))
OdpowiedzUsuńPopieram przedmówczynię ;) Zdarzenia dnia codziennego opisujesz z lekkością i humorem, że chce się czytać :)
OdpowiedzUsuńZdjęcie lasu piękne.
Pozdrawiam