niedziela, 4 kwietnia 2010

ŚWIĄTECZNE WYPOCZYWANKO i tylko troszkę wkurzanko

Rano zaspałam na rezurekcje-no, prawie zaspałam.Z rozwianym włosem i obłędem w oczach wpadłam w ostatniej chwili między wystrojone i ufryzowane parafianki aby po chwili ( poświęconej "uspokój oddech, oddychaj, oddychaj")udawać,że maszerowałam w procesji zanim się jeszcze zaczęła.Miałam dylemat, gdy dognałam do świątyni-z lewa, znikał za kościołem ogon procesji, z prawej nadchodziło czoło- wybrałam ogon i to był słuszny wybór, bo gdybym chciała zaczekać zamiast gonić w piętkę za ogonem-cała parafia z księdzem proboszczem przedefilowałaby przede mną kontemplując moje braki w wyglądzie.W dodatku,  ponieważ miałam do wyboru-"oko" lub "zęby"i wybrałam- (w sensie zadbania)oko, wykonując pospieszny makijaż, przez cały czas starałam się za szeroko nie otwierać ust aby "zionem" nie powalić co wrażliwszych parafian ( co nie przeszkadzało jednemu z nich zemdleć prawie u moich stóp w czasie mszy).
Po wykonaniu rundki honorowej, niektóre-bardziej przedsiębiorcze i zapobiegliwe parafianki dyskretnie starały się "wykruszyć z pochodu" i zająć należne im miejsca siedzące, ale udaremnił to KOŚCIELNY(mizernego wzrostu , ale wielkiej odwagi), tarasując wejście i pytając każdej "co-nóżki już zabolały? Przeforsowały go tylko najbardziej odporne psychiczne.
Dostałam takiego napędu ( chociaż pierwsze okrążenie wykonałam "na śpiąco"),że ŚNIADANIE WIELKANOCNE zrobiło się  w zasadzie "samo".Trochę smutne, bo MĄŻ w pracy a dzieci jeszcze zaspane, ale jakoś poszło.Konkurs "czyje jajko najmocniejsze" WYGRAŁAM dzięki ozdobom a la FABERGE, które dostałam z"wymianki"

.Jedynym zgrzytem, była uwaga młodszego na widok przyznaję może niezbyt udanego "widokowo" sernika:

-Mamy to jeść, czy się do tego przyłączyć? ( po czym zeżarł dwa kawały!)
Przedobiednia kawa w towarzystwie BRATA Z ŻONĄ I RODZICIELKI przebiegła spokojnie a ponieważ na BOŻE NARODZENIE szanowny braciszek "nie był zawitał" na stole MUSIAŁY pojawić się akcenty pod hasłem "2w1"
Oczywiście "posiady " jak zwykle w kuchni i nikt nie daje się przegonić do pokoju, chociaż PANI DOMU zawzięła się i DOKONAŁA zmiany firanek na, jak to wyraziła się RODZICIELKA "Co to ci tak wisi w tym pokoju?Takie BYLE FIRANKI?"
Może i byle, ale za to ręcznie robione i nie SZTUCZNE!(Nie dam się!)Żeby dodać im długości, powiesiłąm pachnące cedrem kwiatki(podobno z cedru), których szkoda mi chować do szafy,żeby tam pachniały.

Mnie i forsycji, która z wrażenia rozkwitła
SIĘ PODOBA a   ZDANIA SZALONYCH KURAKÓW
(tu nawet jeden w geście protestu odwrócił się tyłem a drugi stara się przekazać za pomocą JĘZYKA MIGOWEGO KURAKÓW hasło BADZIEWIE), NIKT nie bierze pod uwagę.
Zaraz obiad, czyli ŻUREK W DOBOROWYM ŚWIĘCONYM TOWARZYSTWIE a potem znowu ŁONO RODZINY w towarzystwie łagodzących obyczaje krewnych : CYTRYNÓWKI I KADARKI :)

8 komentarzy:

  1. Tobie żadne zaspanie nie straszne :) Humorek zawsze dopisuje :)
    i tak trzymać :)
    Miłego świętowania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ale tu milutko, zostaje!

    Zapraszam tez na odwiedzinki u mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczęłam czytać i bardzo mnie wciągnęły Twoje teksty , masz duże poczucie humoru i dystansu do ludzi i życia.
    Dziękuje za życzenia i też Ci życzę pogodnych , ciepłych i wesołych Świąt -pozdrawiam Yrsa

    OdpowiedzUsuń
  4. No to pierwszy udany bardzo dzien Świąt masz juz prawie za soba. Jutro to sie bedzie dzialo (mam nadzieje na rownie "mocny" tekścik Twojego autorstwa. Pozdrawiam świateczno-wieczornie i czekam na jutro:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Lambrekinek bardzo mi się podoba!Nie daj się!
    Buziaki świąteczne przesyłam

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne firanki, ładnie wyglądają takie króciutkie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mogłam iść na rezurekcję (po raz pierwszy od lat!), bo mię poszczykło.
    Jedyna korzyść z tego, że całe świąteczne sprzątanie musiała odwalić rodzina (kiedy ustawali w boju, wiłam się w mękach przy kuchennym stole i ruszali dalej urrra!!! jak Ruscy pod Kurskiem, bo się bali, że nie przygotuję wielkanocnego stołu).

    OdpowiedzUsuń