Rano zaspałam na rezurekcje-no, prawie zaspałam.Z rozwianym włosem i obłędem w oczach wpadłam w ostatniej chwili między wystrojone i ufryzowane parafianki aby po chwili ( poświęconej "uspokój oddech, oddychaj, oddychaj")udawać,że maszerowałam w procesji zanim się jeszcze zaczęła.Miałam dylemat, gdy dognałam do świątyni-z lewa, znikał za kościołem ogon procesji, z prawej nadchodziło czoło- wybrałam ogon i to był słuszny wybór, bo gdybym chciała zaczekać zamiast gonić w piętkę za ogonem-cała parafia z księdzem proboszczem przedefilowałaby przede mną kontemplując moje braki w wyglądzie.W dodatku, ponieważ miałam do wyboru-"oko" lub "zęby"i wybrałam- (w sensie zadbania)oko, wykonując pospieszny makijaż, przez cały czas starałam się za szeroko nie otwierać ust aby "zionem" nie powalić co wrażliwszych parafian ( co nie przeszkadzało jednemu z nich zemdleć prawie u moich stóp w czasie mszy).
Po wykonaniu rundki honorowej, niektóre-bardziej przedsiębiorcze i zapobiegliwe parafianki dyskretnie starały się "wykruszyć z pochodu" i zająć należne im miejsca siedzące, ale udaremnił to KOŚCIELNY(mizernego wzrostu , ale wielkiej odwagi), tarasując wejście i pytając każdej "co-nóżki już zabolały? Przeforsowały go tylko najbardziej odporne psychiczne.
Dostałam takiego napędu ( chociaż pierwsze okrążenie wykonałam "na śpiąco"),że ŚNIADANIE WIELKANOCNE zrobiło się w zasadzie "samo".Trochę smutne, bo MĄŻ w pracy a dzieci jeszcze zaspane, ale jakoś poszło.Konkurs "czyje jajko najmocniejsze" WYGRAŁAM dzięki ozdobom a la FABERGE, które dostałam z"wymianki"
.Jedynym zgrzytem, była uwaga młodszego na widok przyznaję może niezbyt udanego "widokowo" sernika:
-Mamy to jeść, czy się do tego przyłączyć? ( po czym zeżarł dwa kawały!)
Przedobiednia kawa w towarzystwie BRATA Z ŻONĄ I RODZICIELKI przebiegła spokojnie a ponieważ na BOŻE NARODZENIE szanowny braciszek "nie był zawitał" na stole MUSIAŁY pojawić się akcenty pod hasłem "2w1"
Oczywiście "posiady " jak zwykle w kuchni i nikt nie daje się przegonić do pokoju, chociaż PANI DOMU zawzięła się i DOKONAŁA zmiany firanek na, jak to wyraziła się RODZICIELKA "Co to ci tak wisi w tym pokoju?Takie BYLE FIRANKI?"
Może i byle, ale za to ręcznie robione i nie SZTUCZNE!(Nie dam się!)Żeby dodać im długości, powiesiłąm pachnące cedrem kwiatki(podobno z cedru), których szkoda mi chować do szafy,żeby tam pachniały.
Mnie i forsycji, która z wrażenia rozkwitła
SIĘ PODOBA a ZDANIA SZALONYCH KURAKÓW
(tu nawet jeden w geście protestu odwrócił się tyłem a drugi stara się przekazać za pomocą JĘZYKA MIGOWEGO KURAKÓW hasło BADZIEWIE), NIKT nie bierze pod uwagę.
Zaraz obiad, czyli ŻUREK W DOBOROWYM ŚWIĘCONYM TOWARZYSTWIE a potem znowu ŁONO RODZINY w towarzystwie łagodzących obyczaje krewnych : CYTRYNÓWKI I KADARKI :)
niedziela, 4 kwietnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tobie żadne zaspanie nie straszne :) Humorek zawsze dopisuje :)
OdpowiedzUsuńi tak trzymać :)
Miłego świętowania :)
ale tu milutko, zostaje!
OdpowiedzUsuńZapraszam tez na odwiedzinki u mnie.
Zaczęłam czytać i bardzo mnie wciągnęły Twoje teksty , masz duże poczucie humoru i dystansu do ludzi i życia.
OdpowiedzUsuńDziękuje za życzenia i też Ci życzę pogodnych , ciepłych i wesołych Świąt -pozdrawiam Yrsa
No to pierwszy udany bardzo dzien Świąt masz juz prawie za soba. Jutro to sie bedzie dzialo (mam nadzieje na rownie "mocny" tekścik Twojego autorstwa. Pozdrawiam świateczno-wieczornie i czekam na jutro:)))
OdpowiedzUsuńPiękna firaneczka.
OdpowiedzUsuńLambrekinek bardzo mi się podoba!Nie daj się!
OdpowiedzUsuńBuziaki świąteczne przesyłam
Świetne firanki, ładnie wyglądają takie króciutkie:)
OdpowiedzUsuńNie mogłam iść na rezurekcję (po raz pierwszy od lat!), bo mię poszczykło.
OdpowiedzUsuńJedyna korzyść z tego, że całe świąteczne sprzątanie musiała odwalić rodzina (kiedy ustawali w boju, wiłam się w mękach przy kuchennym stole i ruszali dalej urrra!!! jak Ruscy pod Kurskiem, bo się bali, że nie przygotuję wielkanocnego stołu).