- korek
- za późne wyjechanie - i nie pomogą tu żadne tłumaczenia,że Cię wybrali i MUSIAŁAŚ REPREZENTOWAĆ placówkę- a co, to już tam nie ma młodszych i ładniejszych do reprezentowania?( korek- więc nie da się wysiąść- z boku TIR)
- ten pacan, co pcha się na trzeciego ( pewnie MNIE ZAUWAŻYŁ i chciał podrzucić na miejsce)
- za późno dojedziemy a po ciemku NA PEWNO wpadniemy w jakiś dół i wtedy "Do Ciebie Panie", bo KTO wypcha kombiaka z rowu?
- za późno dojedziemy a nocą NIKOMU nie będzie się śniło przynosić drewna z szopy i w ogóle NIE ZAGRZEJEMY i KTO potem marudzi,że zimno?
- nie wiadomo ,czy SIĘ wszystko co potrzeba kupiło, jak się SAMEMU musiało robić zakupy i nie pomogą tu żadne tłumaczenia (patrz pkt2)
-I jeszcze z CZŁOWIEKA robią WE WŁASNYM AUCIE ALKOHOLIKA!
Dobrze,że korek się rozkorkował i można było skończyć tę budującą dyskusję.Na miejscu okazało się,że:
- wszystko SIĘ kupiło
- zdążyło się nagrzać
- droga widoczna i tylko trochę rozjechana :)-Pełen sukces
żeby zameldować,że jedzonkiem MYSZORY wzgardziły -albo ich nie ma-bo on ma tylko ucho- TO NIE WIDZIAŁ!
W lesie czekały na nas
przylaszczki
zawilce i kwiatki "kwiatkowe"
czysta i jeszcze płynąca rzeczka( latem zostaje po niej zazwyczaj wspomnienie) i NIESPODZIANKA- DO LASU WPROWADZIŁY SIĘ BOBRY!
-SKUBAŃCE-określił je poetycko WIELBICIEL SPŁYWOWYCH PRZENOSEK (kiedyś uprawialiśmy tak zwany rafting, czyli spływ pontonem po rzekach wszelakich i bobry były sprawcami nieoczekiwanych atrakcji typu-"podnoś ponton i "dryj Misiu"", bo zapory zbudowane przez skubańców są nie do rozebrania), a ja ucieszyłam się, bo o ile coś nie zjada MOICH ZAPASÓW i MNIE nie gryzie to znaczy JEST FAJNE!
Na pamiątkę za spaceru wzięłam sobie EKSPONAT
z surowym zastrzeżeniem "ŻEBY MI TYLKO KTO TEGO NIE SPALIŁ"(bo niektórzy JUŻ pchali łapy,żeby zobaczyć jak pali się olcha)
Chciałam to wszystko na bieżąco opisywać i nawet SAMA zrobiłam antenę do wypożyczonego modemu blueconnect
Blue to on był, ale connect, to już nie bardzo
Co prawda , widoczki w lasach o tej porze roku nie są zbyt zielone , ale i tak warto iść , zobaczyć , pospacerować, wdychać czyste powietrze i posłuchać ptaków - dobrze mieć taką bazę wypadową .
OdpowiedzUsuńW Poznaniu weekend był deszczowy ,więc spędziłam go w domu , czytając i popijając kawę bo ciśnienie poleciało raptownie w dół.
Dzisiaj był ładny dzień , nad jeziorem prawie nikogo , bo nie liczę przemykających rowerzystów i miłośników joggingu .
U nas nie ma bobrów , ale są łabędzie /12 sztuk / i kaczki / różne / , lubię siedzieć na zwalonym drzewie i patrzeć jak podpływają licząc na małe co nie co , a potem rozczarowane maczają dzioby w wodzie i prychają w moim kierunku .
Nie dokarmiam tych żarłoków bo niedaleko jest sanatorium dla sercowców i kuracjusze dbają o zaopatrzenie .
Zasłuchałam się w ptasich trelach ,ale wieczorny chłód zmusił mnie do odwrotu .
Teraz jestem padnięta , chyba wprowadziłam do płuc za dużo tlenu wysokiej jakości . Pozdrawiam, dobrej nocy - Yrsa
No ,oczywiście ,najbardziej podoba mi sie antenka!!
OdpowiedzUsuńNa "mojej" rzeczce,niedaleko domu, też są bobry.I faktycznie tamy to robią te "skubańce" rewelacyjne!
Pozdrawiam
blueconnect rewelacyjny!
OdpowiedzUsuńTwoje posty wywołuja u mnie usmiech.
Pisz dalej dobra Kobieto!
Wszystko przez żonę... skąd ja to znam :)))
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że wszystko SIĘ kupiło, no i że nieproszonych gości tym razem nie przyniosło.
OdpowiedzUsuńależ Ci zazdroszczę tych wycieczek po lesie...
OdpowiedzUsuńjejku, jamam las pod "nosem" albo nie mam czasu( ale glupie tlumaczenie)albo leje, albo ide gdzie indziej. Czas na poprawe.
OdpowiedzUsuńOdkrylam twoj blog niedawno, i juz masz we mnie pasjonatke. Pisz ze 3 razy dziennie, bo juz wszystko przelecialam, a cos w pracy musze robic (czytaj: gapic sie w monitor i pokwikiwac do siebie). z indianskim pozdrowieniem. Joasia
OdpowiedzUsuńblue connect mnie kompletnie rozwalił:))) Ale że muszory się wyniosły, to nie chce mi się wierzyć;)
OdpowiedzUsuń