piątek, 25 maja 2012

WIELKI DZIEŃ, czyli nie miała baba kłopotu...

-to wpadła na pomysł,żeby zorganizować DZIEŃ RODZINY, czyli babci, dziadka, mamy taty, siostry, brata -zusammen do kupy i szlus!Zespół przyjął pomysł z wielkim entuzjazmem- wierszyki rozdano, piosenki wybrano i zaczęło się codzienne żmudne PRÓBOWANIE.
-Ja to nawet te próby lubie- ucyć się nie ceba- szczerość TAJFUNA, który miał tylko dwie linijki do wygłoszenia ( a i tak w DNIU ZERO powiedział,że "CHYBA NIE PSYJDZIE, BO GO TREMA ZJADŁA"-zasugerowałam,że JEŚLI nie przyjdzie TO JA NA DRUGI DZIEŃ ZJEM GO OSOBIŚCIE - BEZ POPITKI.Przyszedł i dopiero potem okazało się,że nie wiedział CO TO TA POPITKA i  braku owej najbardziej się zląkł) była porażająca, ale co gorsza wyraźnie widać było,że klasowe pokolenie X FACTOR wyraźnie preferuje wyraz artystyczny nad  naukową wiedzą. Mówi się trudno i oby do występu.
Dekoracje przygotowano.
TU W WERSJI NAŚCIENNEJ
KAŻDY ARTYSTA-nawet ten, który twierdził,że NIE UMIE- narysował wybranego członka rodziny,żeby potem zapewnić rozrywkę sobie i innym, gdy MAMA nie rozpozna swojego promiennego uśmiechu
a SIOSTRA sokolego spojrzenia
UDAŁO SIĘ!!!Trudno zresztą było nie zgadnąć, skoro szesnaście par oczu wpatrywało się w DELIKWENTA z nadzieją,że zgadnie.
Chciałam WYPASU I FAJERWERKÓW -to miałam!
Zaczęło się od niewinnego oklejania bibułą słoików, które tak zdekupażowane, miały stać się okazami dizajnerskich WAZONÓW. GDYBYŻ TYLKO BIBUŁA TAK NIE BRUDZIŁA RĄK , ŁAWEK I PARAPETÓW!
Po godzinie odplamiania -prawie daliśmy radę. Oczywiście każdy OD RAZU chciał sprawdzić, jak wygląda WODA W WAZONIE-ale ostrzeżenie TEJ CO ZAWSZE PSUJE ZABAWĘ zatrzymało konie wyścigowe w boksach.
Przygotowaliśmy również słodki poczęstunek- własnoręcznie kupione ( biję się w piersi) babeczki ozdobione WYKAŁACZKĄ Z MOTYLKIEM- osobiście przez każdego wyciętym i przyklejonym ( chociaż NIE CHCIAŁ i lepił się do palców. ( fotek nie ma , bo babki  zostały zjedzone szybciej niż błyska flesz)
W obawie,że babeczki, które od łakomego wzroku już pewnie miały stracha, nie dotrwają do uroczystości- postanowiłam,że będą częścią składową- PREZENTU DLA MAMY-jako dodatek DLA TATY,bo pozwoliło mi to na bezpieczne zawinięcie obiektu sekretnych żądz w serwetkę, gdzie bezpiecznie dotrwała do chwili kaźni.
Prezent wykonaliśmy oczywiście samodzielnie. Zakupiono kilometry nici z prawdziwego srebra, przebrano tony guzików i wykrojono tysiące kółek-żeby wybrać TO UDANE i powstało ARCYDZIEŁO BIŻUTERYJNE, czyli NASZYJNIK
PRZEPRASZAM ZA JAKOŚĆ KOMÓRKOWYCH ZDJĘĆ, ale wzruszona dłoń nie mogła utrzymać aparatu.
Po odplątaniu zaplątanych, dokończeniu 16 naszyjników, co sprowadzało się nieraz do szycia OD NOWA i ODPRUCIU RUSAŁKI OD JEJ NASZYJNIKA ( tak się kończy szycie na kolanie) ORAZ ZAPAKOWANIU PRECJOZÓW w OZNAKOWANE SERWETKI (nie szkodzi,że napis często, jak się okazało później -BYŁ WEWNĄTRZ!) przyszła pora na NAJLEPSZE- WYPAD DO OGRODU SZKOLNEGO NA BUKIETY!
Dobrze,że to była ostatnia lekcja w tym dniu, bo musiałabym chyba jako DZIECIOBÓJCZYNI występować po południu sam na scenie aż do mojego szybkiego i nędznego końca.
Zebranie kwiatów to jeszcze nic! Dopiero w klasie MŁODZI FLORYŚCI dali czadu!
Ledwo podniosłam jeden przewracający się wazon już struga z drugiego gwałtowną falą domagała się mojej uwagi.
Wejście anglistki powitałam z ulgą na krawędzi ZEJŚCIA OSTATECZNEGO.Zdążyłam tylko poustawiać wazony na parapecie ( ślady z mokrej bibuły są do dziś) i zapowiedzieć,że poobcinam rączki jesli ktoś je tknie.
- TO JAK UDEKORUJEMY STOŁY? (ustawione już WSPÓLNIE w podkowę, co kosztowało mnie NA PEWNO co najmniej miesiąc życia)-INDIANA JONES zadał niestety słuszne pytanie.
Odpowiedziałam BŁYSKIEM GENIUSZU(tak mi się wtedy wydawało):
-Gdy przyjdziecie Z RODZINAMI, to ustawicie WTEDY te kwiaty przed rodzicami- rzuciłam w locie i jak szybko wyleciałam , tak w pół drogi wróciłam, bo wizja PRZEPYCHAJĄCYCH SIĘ Z WAZONAMI i ZOSTAWIAJĄCYMI NIEZATARTY ŚLAD NA SZYKOWNYCH KREACJACH BIBUŁAMI-przywróciła mi zdrowy rozsądek- z geniuszu nie pozostało NIC.
-UWAGA! ZMIANA PLANÓW!-wpadłam jak burza z powotem do klasy- NIE TYLKO ANGLISTKA Z KREDĄ W RĘCE ZAMARŁA .
-JA pousatwiam wazony, a WY posadzicie przy nich rodzinę!
-ALE MOJA MAMA  NIE MOŻE SIEDZIEĆ OBOK JAKIEGOŚ NIEZNANEGO CHŁOPA!-oburzenie MARUDNEJ wybujało jak badyl na gnoju.
Trochę się zapowietrzyłam, ale  rwaniu włosów z głowy zapobiegła spokojna i wyważona jak zwykle ROSZPUNKA.
-TO TWOJA MAMA TEGO CHŁOPA OBCEGO POZNA!-PANI MÓWIŁA,ŻE TRZEBA SIĘ ZAPRZYJAŹNIAĆ!-wszyscy pokiwali głowami- MARUDĘ zatkało a jak wzniosłam modły dziękczynne za RODZICÓW ROSZPUNKI i ich pomysł , aby zapisać ją do mojej klasy.
Kilka godzi później WSZYSTKO BYŁO GOTOWE!

Rodziny pojawiły się nadzwyczaj tłumnie.
Zaczęliśmy formować szyk bojowy, czyli RZĄDEK I SZEREG  a inicjatywne mamusie zajęły się parzeniem kawy.
-PROSZĘ PANI MÓJ TATA WYLAŁ KAWĘ I NIE WIE CO ZROBIĆ?!-dobiegło mnie wołanie z tłumu- na szczęście interwencja okazała się zbędna-syn WIEDZIAŁ co robić!
-MA PANI JAKIŚ PLASTER?-SZEPT SCENICZY RUSAŁKI dotarł na pewno do najdalszych rzędów-BO MÓJ TATA WBIŁ SOBIE WYKAŁACZKĘ W RĘKĘ I LECI MU KRWIA!
I JA SIĘ DZIWIĘ DZIECIOM?!!!!Plastrów niestety brakło a o wodzie utlenionej ZRANIONY nie chciał słyszeć.
Piosenki zaśpiewano, wiersze wyrecytowano, zagadki portretowe odgadnięto, prezentacje multimedialne ( cykl zdjęć "jak robimy kanapki" oraz "czyje to rączki" i "wspomnienia z festynu"- niestety ochrona danych -a szkoda)obejrzano i prawie omdlony POMYSŁODAWCA IMPREZY (czasem plujący we własna brodę) czule pożegnawszy ZGROMADZONYCH, którym HARRY POTTER KONIECZNIE chciał zaprezentować skrzętnie ukrytą przez LITOŚCIWEGO WYCHOWAWCĘ-tabelę ocen z zachowania, gwoli wybielenia własnej rozbrykanej osoby-popełzł do domu, aby w celach ANTYTRAUMATYCZNYCH poszyć trochę marząc o wakacjach:
Ptaszka wyrywającego się z klatki na wolność
plażową pastelową
naiwnie romantyczną
w wersji miejskiej( gdyby jednak nie udało się nigdzie wyjechać)
marzenia o morzu
patykiem pisane
wiejskie klimaty- te akurat NA PEWNO do zrealizowania:)
TYM , KTÓRZY DZIELNIE DOTRWALI DO KOŃCA ORAZ POZOSTAŁYM - POLEGŁYM W BOJU Z TASIEMCOWYM POSTEM- UDANEGO WEEKENDU ŻYCZY ZATORBIONA SZWACZKA:)

26 komentarzy:

  1. a ja myślałam, że to TATA, a nie MAMA na obrazku ;)
    mój tata ma podobne dzieło mojego autorstwa, wisi honorowo na ścianie w salonie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Buahahha! Obśmiałam się łokrutnie :))) Fajnie opisujesz wszystkie szkolne przeżycia.
    A torby - zwłaszcza morska i wiejska - są extra :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tez myslalam, ze to tata, tudziez brat.. No ale ja sie na sztuce (o przepraszam: SZTUCE) nie znam.
    Roszpunka bardzo madre dziecko, brawo, to na pewno zasluga jej nauczycielki:-)!
    Torby piekne, zwlaszcza pastelowa i naiwnie romantyczna!
    buziole
    B.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli Dzień Rodziny można uważać za zaliczony bez większych wpadek i tragedii;)
    Uśmiałam się również;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wytrzymaj, jeszcze tylko miesiac i...
    ... po tygodniu wakacji zaczniesz tesknic najpierw za Roszpunka a pod koniec nawet za Tajfunem
    Pozdrawiam
    A

    OdpowiedzUsuń
  6. JAK BADYL NA GNJU....NO MONITOR OPLUŁAM:))))))...A I NA PEWNO BĘDZIESZ ZANIMI TĘSKNIĆ:)))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Swietne !!! Bedziesz to wspominac na stare lata z lezka w oku !
    A skoro mamusie jak widac z obrazkow sa takie meskie to nic dziwnego ,ze tatusiowie tacy jakos , delikatnie mowiac -wybrakowani....

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja to myślę, że Rusałka po prostu broszkę robiła i chciała sprawdzić jak wygląda na człowieku. A że kolano było bardziej pod ręką, to wyszło jak wyszło.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudne! :) Tajfun biedny będzie musiał za latek kilka wiedzę o popitkach, napitkach i wypitkach posiąść i to w stopniu zaawansowanym! Wszak mieszka w środkowoeuropejskim kraju, w dodatku naszym i bez takich informacji ciężko żyć! ;)
    Impreza wspaniała, szkoda tylko, że człowiek na zdrowiu psycho-fizycznym musi podupaść dla dobra rodziny i to nie swojej!
    Kocham akademie i przedstawienia jako i Ty, ale przez nie właśnie jestem zmuszona popularyzować powiedzonko, że "piję ze względów zawodowych"! ;)
    Torby-marzenie! Szczególnie plażowa-pastelowa!
    Z nauczycielskim pozdrowieniem,
    Ewelina

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana - imprezę zrealizowałaś wzorcowo, powiedziałabym! :D
    Torby fantastyczne, a już przy wiejskiej moje serce zabiło tak, że chyba wyskoczyć chciało!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. No to sobie surwiwal zafundowałaś:))Ale skoro go przeżyłaś ...to mocna z Ciebie kobieta:))Twoje szkolniaki są świetne:)a Twój blog będzie dla nich najpiękniejszą pamiątką:)))buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  12. O morzu nie muszę marzyć, za to wiejskie klimaty śliczne:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Sie usmiałam!!! Ty to potrafisz kobieto!!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. wow fajny taki Dzień Rodziny!

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie byłabyś sobą, gdybyś nie zorganizowała takiej "impry"
    Torby cudne jak zawsze.
    Buziaki Kochani

    OdpowiedzUsuń
  16. Jak zwykle historia godna noweli - na poniedziałkowy poranek jak znalazł! Ty to masz ciekawą pracę - nie sposób popaść w rutynę i zawsze jest co opowiadać i wspominać :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Toś rodzinnie poszła po całości. Super imprezka;)
    Szyciowe wytworki świetne.Szczególnie spodobał mi się pomysł z patykiem muszę go kiedyś do czegoś wykorzystać.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Wychodzi na to, że tatusiowie mają najwięcej problemów. Wiadomo, w końcu to głowy rodziny. A uśmiech mamy, bezcenny :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Post dłuuugi i CUDNIE WŁAŚNIE!! Uwielbiam czytać Twoje relacje, udziela mi się tempo Piszącej (uroczo łykającej literki). Aż się zaziajałam :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Tego się nie da nie doczytać do końca! :) Poczucie humoru i talent literacki kolejny raz mnie powaliły, a na dodatek te piękne torebki... kopią leżącego:)

    Otagowałam Cię w moim poście z zabawami, w miarę chęci i czasu zapraszam do udziału, najlepiej we wszystkich, ale możesz wybrać co Ci odpowiada:)

    http://pando-ra-handmade.blogspot.com/2012/06/dajmy-sie-poznac.html

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. WoW, fajny ten Dzień Rodziny, nie nudziłaś się :D
    A co do mojej roślinki, to trochę mnie wystraszyłaś tym rdestem! Muszę szybko ja zidentyfikować!

    OdpowiedzUsuń
  22. Torby, jak zwykle fantastyczne.
    Ja niezmiennie zazdroszczę rodzicom Twoich wychowanków, że ich dzieci mają taką fajną Panią.

    OdpowiedzUsuń
  23. Dobrze, że nie było ofiar w ludziach:))))Tatusiowie trochę psują zabawe jak widać. Ostatnia torba nastawiła mnie optymistycznie:)

    OdpowiedzUsuń
  24. a mnie ta z różami, pastelowa przypadła do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  25. Kochana , jesteś genialna, umiesz tak barwnie opisywać różne sytuacje, chyba już kiedyś o tym pisałam, powinnaś pisać felietony o swoich uczniach a potem wydać w postaci książki. Dziękuję ci mocno za to zacięcie pisarskie, uśmiałam się do łez.Pozdrawiam cieplutko i mam nadzieję że przeżyjesz zieloną szkołę, czego ci życzę.

    OdpowiedzUsuń