-Ja to nawet te próby lubie- ucyć się nie ceba- szczerość TAJFUNA, który miał tylko dwie linijki do wygłoszenia ( a i tak w DNIU ZERO powiedział,że "CHYBA NIE PSYJDZIE, BO GO TREMA ZJADŁA"-zasugerowałam,że JEŚLI nie przyjdzie TO JA NA DRUGI DZIEŃ ZJEM GO OSOBIŚCIE - BEZ POPITKI.Przyszedł i dopiero potem okazało się,że nie wiedział CO TO TA POPITKA i braku owej najbardziej się zląkł) była porażająca, ale co gorsza wyraźnie widać było,że klasowe pokolenie X FACTOR wyraźnie preferuje wyraz artystyczny nad naukową wiedzą. Mówi się trudno i oby do występu.
Dekoracje przygotowano.
TU W WERSJI NAŚCIENNEJ
KAŻDY ARTYSTA-nawet ten, który twierdził,że NIE UMIE- narysował wybranego członka rodziny,żeby potem zapewnić rozrywkę sobie i innym, gdy MAMA nie rozpozna swojego promiennego uśmiechu
a SIOSTRA sokolego spojrzenia
UDAŁO SIĘ!!!Trudno zresztą było nie zgadnąć, skoro szesnaście par oczu wpatrywało się w DELIKWENTA z nadzieją,że zgadnie.
Chciałam WYPASU I FAJERWERKÓW -to miałam!
Zaczęło się od niewinnego oklejania bibułą słoików, które tak zdekupażowane, miały stać się okazami dizajnerskich WAZONÓW. GDYBYŻ TYLKO BIBUŁA TAK NIE BRUDZIŁA RĄK , ŁAWEK I PARAPETÓW!
Po godzinie odplamiania -prawie daliśmy radę. Oczywiście każdy OD RAZU chciał sprawdzić, jak wygląda WODA W WAZONIE-ale ostrzeżenie TEJ CO ZAWSZE PSUJE ZABAWĘ zatrzymało konie wyścigowe w boksach.
Przygotowaliśmy również słodki poczęstunek- własnoręcznie kupione ( biję się w piersi) babeczki ozdobione WYKAŁACZKĄ Z MOTYLKIEM- osobiście przez każdego wyciętym i przyklejonym ( chociaż NIE CHCIAŁ i lepił się do palców. ( fotek nie ma , bo babki zostały zjedzone szybciej niż błyska flesz)
W obawie,że babeczki, które od łakomego wzroku już pewnie miały stracha, nie dotrwają do uroczystości- postanowiłam,że będą częścią składową- PREZENTU DLA MAMY-jako dodatek DLA TATY,bo pozwoliło mi to na bezpieczne zawinięcie obiektu sekretnych żądz w serwetkę, gdzie bezpiecznie dotrwała do chwili kaźni.
Prezent wykonaliśmy oczywiście samodzielnie. Zakupiono kilometry nici z prawdziwego srebra, przebrano tony guzików i wykrojono tysiące kółek-żeby wybrać TO UDANE i powstało ARCYDZIEŁO BIŻUTERYJNE, czyli NASZYJNIK
PRZEPRASZAM ZA JAKOŚĆ KOMÓRKOWYCH ZDJĘĆ, ale wzruszona dłoń nie mogła utrzymać aparatu.
Po odplątaniu zaplątanych, dokończeniu 16 naszyjników, co sprowadzało się nieraz do szycia OD NOWA i ODPRUCIU RUSAŁKI OD JEJ NASZYJNIKA ( tak się kończy szycie na kolanie) ORAZ ZAPAKOWANIU PRECJOZÓW w OZNAKOWANE SERWETKI (nie szkodzi,że napis często, jak się okazało później -BYŁ WEWNĄTRZ!) przyszła pora na NAJLEPSZE- WYPAD DO OGRODU SZKOLNEGO NA BUKIETY!
Dobrze,że to była ostatnia lekcja w tym dniu, bo musiałabym chyba jako DZIECIOBÓJCZYNI występować po południu sam na scenie aż do mojego szybkiego i nędznego końca.
Zebranie kwiatów to jeszcze nic! Dopiero w klasie MŁODZI FLORYŚCI dali czadu!
Ledwo podniosłam jeden przewracający się wazon już struga z drugiego gwałtowną falą domagała się mojej uwagi.
Wejście anglistki powitałam z ulgą na krawędzi ZEJŚCIA OSTATECZNEGO.Zdążyłam tylko poustawiać wazony na parapecie ( ślady z mokrej bibuły są do dziś) i zapowiedzieć,że poobcinam rączki jesli ktoś je tknie.
- TO JAK UDEKORUJEMY STOŁY? (ustawione już WSPÓLNIE w podkowę, co kosztowało mnie NA PEWNO co najmniej miesiąc życia)-INDIANA JONES zadał niestety słuszne pytanie.
Odpowiedziałam BŁYSKIEM GENIUSZU(tak mi się wtedy wydawało):
-Gdy przyjdziecie Z RODZINAMI, to ustawicie WTEDY te kwiaty przed rodzicami- rzuciłam w locie i jak szybko wyleciałam , tak w pół drogi wróciłam, bo wizja PRZEPYCHAJĄCYCH SIĘ Z WAZONAMI i ZOSTAWIAJĄCYMI NIEZATARTY ŚLAD NA SZYKOWNYCH KREACJACH BIBUŁAMI-przywróciła mi zdrowy rozsądek- z geniuszu nie pozostało NIC.
-UWAGA! ZMIANA PLANÓW!-wpadłam jak burza z powotem do klasy- NIE TYLKO ANGLISTKA Z KREDĄ W RĘCE ZAMARŁA .
-JA pousatwiam wazony, a WY posadzicie przy nich rodzinę!
-ALE MOJA MAMA NIE MOŻE SIEDZIEĆ OBOK JAKIEGOŚ NIEZNANEGO CHŁOPA!-oburzenie MARUDNEJ wybujało jak badyl na gnoju.
Trochę się zapowietrzyłam, ale rwaniu włosów z głowy zapobiegła spokojna i wyważona jak zwykle ROSZPUNKA.
-TO TWOJA MAMA TEGO CHŁOPA OBCEGO POZNA!-PANI MÓWIŁA,ŻE TRZEBA SIĘ ZAPRZYJAŹNIAĆ!-wszyscy pokiwali głowami- MARUDĘ zatkało a jak wzniosłam modły dziękczynne za RODZICÓW ROSZPUNKI i ich pomysł , aby zapisać ją do mojej klasy.
Kilka godzi później WSZYSTKO BYŁO GOTOWE!
Rodziny pojawiły się nadzwyczaj tłumnie.
Zaczęliśmy formować szyk bojowy, czyli RZĄDEK I SZEREG a inicjatywne mamusie zajęły się parzeniem kawy.
-PROSZĘ PANI MÓJ TATA WYLAŁ KAWĘ I NIE WIE CO ZROBIĆ?!-dobiegło mnie wołanie z tłumu- na szczęście interwencja okazała się zbędna-syn WIEDZIAŁ co robić!
-MA PANI JAKIŚ PLASTER?-SZEPT SCENICZY RUSAŁKI dotarł na pewno do najdalszych rzędów-BO MÓJ TATA WBIŁ SOBIE WYKAŁACZKĘ W RĘKĘ I LECI MU KRWIA!
I JA SIĘ DZIWIĘ DZIECIOM?!!!!Plastrów niestety brakło a o wodzie utlenionej ZRANIONY nie chciał słyszeć.
Piosenki zaśpiewano, wiersze wyrecytowano, zagadki portretowe odgadnięto, prezentacje multimedialne ( cykl zdjęć "jak robimy kanapki" oraz "czyje to rączki" i "wspomnienia z festynu"- niestety ochrona danych -a szkoda)obejrzano i prawie omdlony POMYSŁODAWCA IMPREZY (czasem plujący we własna brodę) czule pożegnawszy ZGROMADZONYCH, którym HARRY POTTER KONIECZNIE chciał zaprezentować skrzętnie ukrytą przez LITOŚCIWEGO WYCHOWAWCĘ-tabelę ocen z zachowania, gwoli wybielenia własnej rozbrykanej osoby-popełzł do domu, aby w celach ANTYTRAUMATYCZNYCH poszyć trochę marząc o wakacjach:
Ptaszka wyrywającego się z klatki na wolność
plażową pastelową
naiwnie romantyczną
w wersji miejskiej( gdyby jednak nie udało się nigdzie wyjechać)
marzenia o morzu
patykiem pisane
wiejskie klimaty- te akurat NA PEWNO do zrealizowania:)
TYM , KTÓRZY DZIELNIE DOTRWALI DO KOŃCA ORAZ POZOSTAŁYM - POLEGŁYM W BOJU Z TASIEMCOWYM POSTEM- UDANEGO WEEKENDU ŻYCZY ZATORBIONA SZWACZKA:)
Kilka godzi później WSZYSTKO BYŁO GOTOWE!
Rodziny pojawiły się nadzwyczaj tłumnie.
Zaczęliśmy formować szyk bojowy, czyli RZĄDEK I SZEREG a inicjatywne mamusie zajęły się parzeniem kawy.
-PROSZĘ PANI MÓJ TATA WYLAŁ KAWĘ I NIE WIE CO ZROBIĆ?!-dobiegło mnie wołanie z tłumu- na szczęście interwencja okazała się zbędna-syn WIEDZIAŁ co robić!
-MA PANI JAKIŚ PLASTER?-SZEPT SCENICZY RUSAŁKI dotarł na pewno do najdalszych rzędów-BO MÓJ TATA WBIŁ SOBIE WYKAŁACZKĘ W RĘKĘ I LECI MU KRWIA!
I JA SIĘ DZIWIĘ DZIECIOM?!!!!Plastrów niestety brakło a o wodzie utlenionej ZRANIONY nie chciał słyszeć.
Piosenki zaśpiewano, wiersze wyrecytowano, zagadki portretowe odgadnięto, prezentacje multimedialne ( cykl zdjęć "jak robimy kanapki" oraz "czyje to rączki" i "wspomnienia z festynu"- niestety ochrona danych -a szkoda)obejrzano i prawie omdlony POMYSŁODAWCA IMPREZY (czasem plujący we własna brodę) czule pożegnawszy ZGROMADZONYCH, którym HARRY POTTER KONIECZNIE chciał zaprezentować skrzętnie ukrytą przez LITOŚCIWEGO WYCHOWAWCĘ-tabelę ocen z zachowania, gwoli wybielenia własnej rozbrykanej osoby-popełzł do domu, aby w celach ANTYTRAUMATYCZNYCH poszyć trochę marząc o wakacjach:
Ptaszka wyrywającego się z klatki na wolność
plażową pastelową
naiwnie romantyczną
w wersji miejskiej( gdyby jednak nie udało się nigdzie wyjechać)
marzenia o morzu
patykiem pisane
wiejskie klimaty- te akurat NA PEWNO do zrealizowania:)
TYM , KTÓRZY DZIELNIE DOTRWALI DO KOŃCA ORAZ POZOSTAŁYM - POLEGŁYM W BOJU Z TASIEMCOWYM POSTEM- UDANEGO WEEKENDU ŻYCZY ZATORBIONA SZWACZKA:)
a ja myślałam, że to TATA, a nie MAMA na obrazku ;)
OdpowiedzUsuńmój tata ma podobne dzieło mojego autorstwa, wisi honorowo na ścianie w salonie :)
Buahahha! Obśmiałam się łokrutnie :))) Fajnie opisujesz wszystkie szkolne przeżycia.
OdpowiedzUsuńA torby - zwłaszcza morska i wiejska - są extra :)
Ja tez myslalam, ze to tata, tudziez brat.. No ale ja sie na sztuce (o przepraszam: SZTUCE) nie znam.
OdpowiedzUsuńRoszpunka bardzo madre dziecko, brawo, to na pewno zasluga jej nauczycielki:-)!
Torby piekne, zwlaszcza pastelowa i naiwnie romantyczna!
buziole
B.
Czyli Dzień Rodziny można uważać za zaliczony bez większych wpadek i tragedii;)
OdpowiedzUsuńUśmiałam się również;)
Wytrzymaj, jeszcze tylko miesiac i...
OdpowiedzUsuń... po tygodniu wakacji zaczniesz tesknic najpierw za Roszpunka a pod koniec nawet za Tajfunem
Pozdrawiam
A
JAK BADYL NA GNJU....NO MONITOR OPLUŁAM:))))))...A I NA PEWNO BĘDZIESZ ZANIMI TĘSKNIĆ:)))))
OdpowiedzUsuńSwietne !!! Bedziesz to wspominac na stare lata z lezka w oku !
OdpowiedzUsuńA skoro mamusie jak widac z obrazkow sa takie meskie to nic dziwnego ,ze tatusiowie tacy jakos , delikatnie mowiac -wybrakowani....
A ja to myślę, że Rusałka po prostu broszkę robiła i chciała sprawdzić jak wygląda na człowieku. A że kolano było bardziej pod ręką, to wyszło jak wyszło.
OdpowiedzUsuńCudne! :) Tajfun biedny będzie musiał za latek kilka wiedzę o popitkach, napitkach i wypitkach posiąść i to w stopniu zaawansowanym! Wszak mieszka w środkowoeuropejskim kraju, w dodatku naszym i bez takich informacji ciężko żyć! ;)
OdpowiedzUsuńImpreza wspaniała, szkoda tylko, że człowiek na zdrowiu psycho-fizycznym musi podupaść dla dobra rodziny i to nie swojej!
Kocham akademie i przedstawienia jako i Ty, ale przez nie właśnie jestem zmuszona popularyzować powiedzonko, że "piję ze względów zawodowych"! ;)
Torby-marzenie! Szczególnie plażowa-pastelowa!
Z nauczycielskim pozdrowieniem,
Ewelina
Kochana - imprezę zrealizowałaś wzorcowo, powiedziałabym! :D
OdpowiedzUsuńTorby fantastyczne, a już przy wiejskiej moje serce zabiło tak, że chyba wyskoczyć chciało!!!
No to sobie surwiwal zafundowałaś:))Ale skoro go przeżyłaś ...to mocna z Ciebie kobieta:))Twoje szkolniaki są świetne:)a Twój blog będzie dla nich najpiękniejszą pamiątką:)))buziaczki
OdpowiedzUsuńO morzu nie muszę marzyć, za to wiejskie klimaty śliczne:)
OdpowiedzUsuńSie usmiałam!!! Ty to potrafisz kobieto!!!!
OdpowiedzUsuńwow fajny taki Dzień Rodziny!
OdpowiedzUsuńNie byłabyś sobą, gdybyś nie zorganizowała takiej "impry"
OdpowiedzUsuńTorby cudne jak zawsze.
Buziaki Kochani
Jak zwykle historia godna noweli - na poniedziałkowy poranek jak znalazł! Ty to masz ciekawą pracę - nie sposób popaść w rutynę i zawsze jest co opowiadać i wspominać :)
OdpowiedzUsuńToś rodzinnie poszła po całości. Super imprezka;)
OdpowiedzUsuńSzyciowe wytworki świetne.Szczególnie spodobał mi się pomysł z patykiem muszę go kiedyś do czegoś wykorzystać.
Pozdrawiam serdecznie:)
Wychodzi na to, że tatusiowie mają najwięcej problemów. Wiadomo, w końcu to głowy rodziny. A uśmiech mamy, bezcenny :)
OdpowiedzUsuńPost dłuuugi i CUDNIE WŁAŚNIE!! Uwielbiam czytać Twoje relacje, udziela mi się tempo Piszącej (uroczo łykającej literki). Aż się zaziajałam :)
OdpowiedzUsuń*♥*
OdpowiedzUsuńTego się nie da nie doczytać do końca! :) Poczucie humoru i talent literacki kolejny raz mnie powaliły, a na dodatek te piękne torebki... kopią leżącego:)
OdpowiedzUsuńOtagowałam Cię w moim poście z zabawami, w miarę chęci i czasu zapraszam do udziału, najlepiej we wszystkich, ale możesz wybrać co Ci odpowiada:)
http://pando-ra-handmade.blogspot.com/2012/06/dajmy-sie-poznac.html
pozdrawiam
WoW, fajny ten Dzień Rodziny, nie nudziłaś się :D
OdpowiedzUsuńA co do mojej roślinki, to trochę mnie wystraszyłaś tym rdestem! Muszę szybko ja zidentyfikować!
Torby, jak zwykle fantastyczne.
OdpowiedzUsuńJa niezmiennie zazdroszczę rodzicom Twoich wychowanków, że ich dzieci mają taką fajną Panią.
Dobrze, że nie było ofiar w ludziach:))))Tatusiowie trochę psują zabawe jak widać. Ostatnia torba nastawiła mnie optymistycznie:)
OdpowiedzUsuńa mnie ta z różami, pastelowa przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńKochana , jesteś genialna, umiesz tak barwnie opisywać różne sytuacje, chyba już kiedyś o tym pisałam, powinnaś pisać felietony o swoich uczniach a potem wydać w postaci książki. Dziękuję ci mocno za to zacięcie pisarskie, uśmiałam się do łez.Pozdrawiam cieplutko i mam nadzieję że przeżyjesz zieloną szkołę, czego ci życzę.
OdpowiedzUsuń