Słowo się rzekło-kobyłki w zasięgu wzroku nie widać-nadszedł czas REALIZACJI.
Jastrzębia Góra-7km dyrdaczkiem po plaży- na ogół piaszczystej, ale kamyczkowej akupresury też nie brakło a im bliżej celu tym kamieni więcej.
Opalanko-GRATIS.Dopiero wieczorem okazało się,że najbardziej opaliłam się pod pachami i przez dwa kolejne dni łaziłam jak paker z siłowni , tyle ,że z niewidzialnymi bicepsami.
Ale warto było, bo dzięki wysiłkowi fizycznemu mogłam zostać GWIAZDĄ PÓŁNOCY
NIEKTÓRZY również pchali się w kadr, ale KTOŚ musiał uwiecznić fakt ,że wlazłam "na samą górę mapy".
W Jastrzębiej Górze poczułam się "jak w domu"-czyli w pracy. Tłumy małoletniej "szarańczy" na plaży i deptaczku.
-Ten już nie ma kasy-wskazałam TOWARZYSZOWI chłopca, którego jedynym zajęciem było odbijanie piłeczki od KAŻDEGO i wszystkiego, co się nawinęło a potem wyławianie jej z fontanny ( gdzie , jak mówiła PANI-NIE WOLNO wchodzić)
-Skąd wiesz?-zdziwił się.
-Gdy tylko Pani pozwoliła rozejść się "do bud"- cała banda z gromkim " huraaaaaaa" rozbiegła się po straganach a on został jak samotna muszelka na plaży.
Samotność nie trwała jednak długo, bo przyuważony przez bystre oko Pani, w jej uroczym towarzystwie wkrótce dogorywał na ławeczce. Rozumiem Panią, ale takie oderwanie się od pracy pozwoliło mi na spojrzenie na "ciżbę" z trochę innej perspektywy-człowiek uczy się całe życie.
Gdy dotarliśmy do Rozewia z moich płuc zostały strzępy a po spojrzeniu W GÓRĘ
zadecydowałam,że chyba zostanę NA DOLE i z tej perspektywy będę uwieczniać OSIĄGNIĘCIA MĘŻA. Argument odrzucono, BO APARAT BYŁ TYLKO JEDEN a BOHATER chciał fotografować PANORAMĘ. Zostałam przekupiona obietnicą BEZY I BEZ PŁUC na galaretowatych nogach wspięłam się posłusznie realizując łacińską maksymę "Gdzie ty Kajus..." złorzecząc KAJUSOWI w myślach okrutnie.
Panorama warta trudu
a u podnóża nastąpił "rozwód"-BOHATER zwiedzał maszynownię a BEZPŁUCNA wędzarenkę- z rybami "jak żywymi"
Po bezie- popitej dla równowagi wyrwanym z pisma kobiecego Nutrislimem, BŁYSKAWICZNIE DOSZŁAM DO SIEBIE- gotowa do dalszych wyzwań, ale jedynym , które mi zaoferowano było dojście do przystanku PKS i i wypaśny autobusowy powrót "NA KWATERĘ:)".
niedziela, 5 czerwca 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O tak kilkukilometrowy spacerek po plaży uwielbiam... gorzej z efektami opalania... ja jakoś zawsze z jednej strony na raczka a druga jak u córki młynarz pozostaje... bo przeważnie nie chce się iść już drugie tyle w kierunku odwrotnym...
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji, jak to zrobiłaś, że opaliłaś się po pachami ;D
Myślami przeniosłam sie z Tobą nad morze.
OdpowiedzUsuńoch już niedługo będę tak samo spacerowała świtem bladym po plaży:)))
OdpowiedzUsuńPrawdziwy aktywny wypoczynek z elementami poznawczymi wybrzeża , doceniam Twój wysiłek - wypoczywam tak samo .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Yrsa
Po latarni w Krynicy powiedziałam NIGDY więcej, i słowa dotrzymam, nie ma nic bardziej przerażającego niż schody na okrętkę zawieszone w próżni ( nie ważne że z jednej strony przytulone do ściany, sama wysokość wspinania się powalająca)!
OdpowiedzUsuńTo pierwsze zdjęcie !! Ach..Zatęskniłam za plażą i morzem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ależ przyjemnie! Humor, kondycja i pogoda pierwsza klasa!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie i życzę przyjemnego opalania
Tak,pierwsze zdjecie obezwładniło mnie na reszte dnia!
OdpowiedzUsuńAch jak wam zazdroszcze,długo to jeszcze potrwa?
A moze przestane zagladać i do pracy sie wezmę?
o nie nie mam mowy!
wypoczywam razem z wami tylko cos pod pachami sie nie opaliłam!(;
Pozdrawiam
Pat
Wrocily wspomnienia... w Jastrzebiej G. zaliczylam swego czasu... wczasy z prawem jazdy!
OdpowiedzUsuńAle juz tloczno na tej plazy!
Pozdrawiam:)
kurcze rzeczywiście sezon się zaczyna trzeba zacząć jeździć nad morze w końcu Szczecina nad morzem leży, jakieś 100 km:-)
OdpowiedzUsuńto widzę, że sezon urlopowy już masz zaczęty!!!!Super!Niech nadal będzie tak atrakcyjnie jak piszesz!Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń