Miałaaaaam baaaaaardzo DOBRE CHĘCI....
Pod wpływem sobotnich widoczków
- uwierzyłam że wszystko pójdzie mi dziś jak z płatka:
- przede wszystkim-komputer -w kąt (żeby nie kusił)-zamrugał tylko i posłusznie się zamknął
- góra prasowania wielkości dorosłego człowieka i szerokości tegoż -BARDZO DOBRZE UTYTEGO-przygotowana( żebym nie miała wyjścia, wywaliłam WSZYSTKO na małżeńskie łoże, ale przezornie po stronie małżonka i teraz albo prasowanie albo.... spanie)
- sprawy do załatwienia- przemyślane
- pranie -tylko włożone do pralki, bo jak powiedziała kiedyś znajoma emerytka:
Co RODZICIELKA skomentowała pukaniem się w czoło i stwierdzeniem :
-Ja ZAWSZE prałam w poniedziałek i MOJA MATKA prała w poniedziałek....i wtedy dopiero się przestraszyłam , bo obydwie wdowy od wielu lat. MAŁŻONEK niby nie przesądny ale na moją propozycję :
-Może ci coś uprać?- gdy zorientuje się,że poniedziałek ( a historię opowiedziałam ze szczegółami) zazwyczaj ZALECA ODPOCZYNEK- jaki TROSKLIWY!
Sprawy -powiedzmy,że załatwione-KOMISJA przyjdzie i zbada, które z 30 letnich okien nadaje się do wymiany a potem określi, W KTÓRYM POKOLENIU TO NASTĄPI (żeby potomkowie zdążyli zwinąć cybernetyczne już wtedy dywany)
Rozmowa z UBEZPIECZYCIELEM w sprawie przytuliska- przeprowadzona. Stawka jak za hotel Bryza w Juracie, a ponieważ w najbliższej przyszłości nie przewiduję goszczenia VIPów- to nijak mi się NIE ZWRÓCI!
POTOMKOM wystają nogi z łóżka ( STARSZY zaproponował nawet,że będzie sobie podstawiał stołeczek)- sklep meblowy-oblatany ( ceny!!!!!!)
I NIE MOJA WINA,ŻE ZACZĘŁO LAĆ, MUSIAŁAM EWAKUOWAĆ SIĘ POD WIATĘ A TU PRZYJECHAŁ TRAMWAJ I UPROWADZIŁ MNIE DO CENTRUM!
I tak mi zeszło. Lżejsza o na szczęście małą gotówkę, ale cięższa o 4 kg szmat PRZYGOTOWAŁAM W POCIE CZOŁA OBIAD- dziś gotowało dla nas TESCO i jego żona MIKROFALA i zabrałam się.... oczywiście nie za prasowanie, którego nie cierpię , nie za weki ( bo nie miałam siły dźwigać ogórków-wersja dla KONTROLERA-o szmatach nie wspomnę), tylko oczywiście za DŁUBANINĘ
I W ZWIĄZKU Z TYM, o ile nie pomoże mi DR HOUSE (tylko w czasie kontaktu z telewizją mija mi PRASO-FOBIA)-BĘDĘ SPAŁA SKULONA NA SWOJEJ POŁÓWCE,PRZYTULONA DO GÓRY PRANIA:)
oj jak ja nie cierpie prasować...i...nie prasuje:) w ogole! no chyba ze trzeba sie czasem w koszule albo kanty odstawić ale tak na co dzien to jakos sie udaje...trzeba tylko równo równiutko pranie wieszać a potem rowniusienko poskladac i sie udaje...tylko mąż marudzi ze koszule sam musi sobie prasowac no ale coz -idealna byc nie moge;)
OdpowiedzUsuńZnam ten prasowniczy bol, wiesz ze jak sie poszewki czy lekko wygniecione rzeczy ladnie zlozy i na tym posiedzi np. przy maszynie ,albo TV to sa jak wyprasowane ? Sprobuj, wyniki murowane- no chyba ,ze nalezysz do tych co prasuja i skarpetki....Pa-Ag
OdpowiedzUsuńSzkoda życia na prasowanie, wystarczy że prać i skladać trzeba:)
OdpowiedzUsuńA jak już muszę, to też przy doktorze prasuję...:)
Dziewczyny, przy doktorze?! A nie boicie się, że umkną Wam jakieś ważne szczegóły, uleci jakiś grymas... Jak muszę, to prasuję przy powtórkach (sama je sobie włączam ;) A tak w ogóle polecam suszarkę - wysuszone, wyprasowane, mięciutkie i puszyste (na dodatek ciepłe)- warte tego, żeby ciągle brakowało na telewizor. Mężusia pozdrów przy okazji - skarb prawdziwy - oczywiście doceniasz?
OdpowiedzUsuńSie uśmiałam z tego prania w poniedziałki!
OdpowiedzUsuńBużka
Też nienawidzę prasowac, ale jak od razu z suszarki się wyciągnie, to nie trzeba. I co tam, na kupie szmat przynajmniej przytulnie się śpi. A ty szyj sobie spokojnie, chociaż jakiś pożytek dla ludzkości. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŁączę się w bólu nad prasowaniem - to jedyna rzecz do zrobienia w domu, której szczerze NIENAWIDZĘ! No i jak zwykle się u Ciebie pośmiałam, zwłaszcza z tego poniedziałku :)
OdpowiedzUsuńKurcze,a ja dzisiaj prałam.No ale przejmować się nie mam czym,bo mój M.to nie M. :)
OdpowiedzUsuńMy konkubinat uprawiamy hahahaha
Pozdrawiam.
p.s.Dłubanina świetna.
Olu, podeślij do mnie kawałek tej góry. Mam jeszcze sporo "Zielonej mili" do odsłuchania, to chętnie postoję przy desce. Tylko bez koszul męskich,proszę, wciąż mam uraz po fazie "poważnego prezesowania" u mojego Małża. Reszta już bez wybrzydzania :))) A Ty sobie w tym czasie szyj. no chyba, ze lubisz okna myć, bo ja nienawidzę a już skubane wołać zaczynają.
OdpowiedzUsuńJa też wolę mokrą robotę , ewentualnie szycie .
OdpowiedzUsuńFajnie masz , że też moja rodzina nie chce nigdzie jechać sama .Pozdrawiam Yrsa
Nienawidzę prasowania i zawsze odkładam to w nieskończoność . Ostatnio tez latałam za łóżkiem dla mojej latorośli bo mu się coś za bardzo urosło.Znalazłam i przezornie wzięłam takie o długości 2m 30 cm. Chyba tyle nawet po wyciągnięciu się nie będzie miał? Żeby tylko nie nadszedł czas kiedy się będę dziwić wzrostowi. :)
OdpowiedzUsuńO kurczak,a ja przeważnie w poniedziałek piorę,ale jakoś mojemu WSZYSTKOWIEDZĄCEMU żyje się dobrze:)))i dobrze:))))a co do prasowania-łączę się w bólu:)))
OdpowiedzUsuńA ja swoją górę prasowania przesunęłam właśnie z krzesełka coby zasiąść wygodnie przed komputerkiem;)Całkiem fajnie u Was "sprawy się kołyszą" :)pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńUściślijmy, przesąd dotyczy chyba tylko kobiet?o to uff...
OdpowiedzUsuńPrasowanie...kiedyś na stojąco (ale gdzie te lata?) dzisiaj opanowałam do perfekcji zestaw: sofa, deska, ja na siedząco i kolejny film na ekranie TV przede mną.. i jakoś leci:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOoo, ja też należę do tych, co to "prasofobię" znają z autopsji:-) i w tym celu stosuję wszystkie możliwe sztuczki, czyli ubranka z miękkiej bawełenki, a pozostałe rzeczy równiutko ułożone do suszenia:-) Najważniejsza sprawa- nie mam żelazka, staram się wyczaic, kiedy to mama robi pranie= prasowanie (zawsze prasuje od razu, jak wyschnie) i podrzucam, to, co trzeba prasowac.
OdpowiedzUsuńMam i znam koleżanki, które z domowych obowiązków najbardziej lubią prasowanie..brry