środa, 28 lipca 2010

BEZ-KRESY WYOBRAŹNI czyli fascynacja KRESAMI

Dzięki mojemu BRATU ( obyś w zdrowiu żył długie lata i ze swoją wymodloną przez RODZICIELKĘ BRATOWĄ  dalej ciągle nas do siebie zapraszał), który osiedlił się na bez-kresnej wsi mogliśmy ( oprócz wprowadzenia do naszej rodziny nowej tradycji-uczestnictwa w holeńskim odpuście) poznać dwie PEREŁKI położone nad naszą wschodnią granicą:
Pierwszy przystanek-Jabłeczna.

Jakby za dotknięciem magicznej różdżki znaleźliśmy się w scenerii rosyjskich bajek naszego dzieciństwa-DUŻO ZŁOTA, bajeczne ikony i MORZE OKRĄGŁOŚCI I LINII FALISTYCH







-jakbym przeglądała się w lustrze.



poza tym człowiek ciągle się uczy

poznaje nowe słowa



nieznanych świętych (tu św. Onufry)

ciekawe sposoby ekspozycji



koi nerwy w rajskim ogrodzie


 i NIESTETY RESPEKTUJE ZAKAZ FOTOGRAFOWANIA WNĘTRZ:(

KODEŃ- sanktuarium,

o którym krążyła poparta faktami  latającymi wokół stołu opinia,że po przejściu na kolanach dookoła ołtarza- rodzą się dzieci ( zapobiegawczo ogladałam świątynię na stojąco)

 i zakupiłam KURIOZUM


PRZEZ CHWILĘ ZAPACHNIAŁO ŚREDNIOWIECZEM.


Zważywszy,że zawdzięczamy sanktuarium złodziejskim zapędom

SAPIEHY ZW. POBOŻNYM, który kilkaset lat temu podprowadził po prostu ówczesnemu papieżowi cudowny obraz ryzykując ekskomuniką- zrobiło się jeszcze ciekawiej. MAŁŻONEK pozbawiony w tym dniu niezbędnego składnika swojej egzystencji- zupy chmielowej, zadowolił się obiadem w klasztornej jadłodajni i nawet z entuzjazmem zwiedził z nami muzeum misyjne


i drogę krzyżową ze ŚCIANĄ ZDRADY,

którą określił jako "co najmniej dwuznaczną"ale docenił w pełni sanktuarium dopiero wtedy, gdy podczas kazania ksiądz, który nawoływał do miłości bliźniego ( tu WIDOCZNIE ZA MAŁO KOCHANY cały czas znacząco chrząkał) powiedział:
-I jeszcze mam prośbę co do naszej drogi krzyżowej ( malowniczo położonej w rozległym parku) pijcie sobie to piwo, tylko nie zostawiajcie tam puszek!
W tym momencie SZANOWNY MAŁŻONEK zaczął chyba rozważać możliwość wstąpienia do miejscowego zakonu ale kuksaniec przywołał go do porządku.
Po mszy szybki powrót i toast za zdrowie księdza herbatą z NABYTYM tamże  eliksirem z mniszka,

który jak zapewniała sprzedając go pani znakomicie odpręża po ciężkim dniu. Małżonek zapowiada,że jutro sprawdzi kompozycję eliksir+ zupa chmielowa ale może tylko tak straszy, bo eliksir wydzielamy sobie na łyżeczki i w kuflu nawet by nie poczuł:)

9 komentarzy:

  1. Płotno otarte o obraz po prostu mnie powaliło. Kuriozum to mało powiedziane;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Znowu piękne obrazki i ciekawostki, dobrze, że opisujesz i pokazujesz na bieżąco swoje wojaże, fajnie się czyta i ogląda - jak zawsze;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam czytać Twoje posty! Piękne zdjęcia, świetne komentarze - śmieję się niemal do łez :) A wizyty na jarmarku i zakupów szczerze zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę że odwiedziłaś moje strony.Jabłeczna jest pięknym klasztornym obiektem,często jeżdziłam tam z młodzieżą na plenery plastyczne

    OdpowiedzUsuń
  5. Jabłeczna to miejsce piękne i pełne dobrej energii. Kiedyś przy klasztorze była szkoła dla przyszłych duchownych i popów, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam takie miejsce na Podlasiu.Choć nie moje wyznanie, to lubię tam ładować akumulatory.To Grabarka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Swietna fotorelacja!!!
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  8. "Płótno otarte o obraz"... Czego to ludzie nie wymyślą :D
    Piękne zdjęcia, piękna wycieczka.

    OdpowiedzUsuń