czwartek, 29 kwietnia 2010

O JEDNYM TAKIM CO ZSZEDŁ BYŁ

Wybieramy się na wieś- atmosfera pełna radosnego oczekiwania, chociaż  w pracy mam ostatnio trudne dni z powodu WULKANU-nie żebym robotę zmieniła, ale rzeczony wulkan ( w zamyśle pomoc dyrektora) co rusz wyrzuca nam "zbędne" koleżanki na aut.
W domu staram się o tym nie myśleć , dlatego biorę się za torby, ale czasami dopada mnie MYŚLENIE i o ile nie zostanę myśliwym to może wymyślę, co "w razie gdyby", mogłabym robić zamiast.
Wracam dzisiaj "ściorana" po robocie a tu ŚLUBNY cosik niewyraźny
-Coś nie tak?
-KOLEGĘ MI UŚMIERCILI-aż mnie zgięło
-Kiedy?- wychrypiałam, bo głos jak zwykle gdy trzeba to...zawodzi
-Dziś
-KOGO?!
-EWARYSTA!- rzucił, a mnie przed oczami przewineła się panorama ze śp.:
  • jak to opowiadał w latach 90 tych,że zna kogoś, kto za darmoszkę sprowadza Skody z CZECH dla  ZAMELDOWANYCH w strefie przygranicznej i jak potem na spółę- kupa narodu- kupiliśmy szopę w okolicach granicy, pomeldowaliśmy się jak szaleni, czekaliśmy na umówionym miejscu a KTOŚ NIGDY SIĘ NIE POJAWIŁ
  • innym razem JEGO WŁASNY BRAT miał szyć puchowe kurtki ( prawie jak campus) z materiału powierzonego za psie pieniądze.Pojechaliśmy do Ewarysta, który wtedy mieszkał z bratem a każdy dźwigał wór kurzęcego puchu:
-Brat się kąpie-oświadczył na powitanie
-Jeszcze się kąpie-  usłyszeliśmy po godzinie
Nic dziwnego,że miał przydomek BAJKOPISARZ.
-KIEDY POGRZEB?-za pytałam ze współczuciem,żal mi się zrobiło ŚLUBNEGO, bo wyraźnie był w lekkiej traumie.
-JAKI POGRZEB?!- zdziwił się
-No EWARYSTA....- ALE GO SIEKŁO-pomyślałam
-COŚ TY!? PRZECIEŻ ON ŻYJE!
-Jak to ŻYJE? przecież MÓWIŁEŚ,że go uśmiercili...
-Bo ktoś widział karetkę przed domem i od rana w piekarni a potem w robocie mówili,że miał zawał. Dzwonili  nawet z miasta do szefa i do związków...
-TO SKĄD WIESZ,ŻE ŻYJE?!!!
-Bo przyszedł na drugą zmianę do roboty-spokojnie wyjaśnił TESTER NERWÓW WŁASNEJ ŻONY
-I co się STAŁO?!
-A....NIE WIEM, NIE PYTAŁEM-NAJWAŻNIEJSZE,ŻE PRZYSZEDŁ
Kiedyś KTOŚ NA PEWNO nie przyjdzie na drugą zmianę, bo go własna żona ukatrupi- pomyślałam, ale dbając o przyjazną atmosferę (przydały się zajęcia z psychologii klinicznej na studiach), zapytałam
-To coś taki smutny?
-BO WIESZ, CO JA PRZEŻYŁEM?!!! ZANIM on przyszedł?!!!!-i PAN URAŻONY  totalnym brakiem współczucia ze strony BEZWZGLĘDNEJ ŻONY skręcającej się na krześle w ataku "kaszlu" rozrywającego trzewia, ODDALIŁ SIĘ do sąsiedniego pokoju.
Myślałam-nadchodzą CICHE DNI, ale wrócił i to w dodatku Z PREZENTEM!
Nie , no tak dobrze to nie jest,żeby sam kupił. Prezent przywędrował aż z KRAKOWA

OD MIRY-BRANSOLETKOWEJ CZARODZIEJKI


PRZEPIĘKNIE ZAPAKOWANY

A JAKA ZAWARTOŚĆ!!!!!!
DZIĘKI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Od razu wszystkie kłopoty poszły w kąt! 
Jutro idę "zestrojona", aby ładnie zakończyć tydzień a potem hajda na wieś:)

5 komentarzy:

  1. Tak, po tak "przygnebiajacych" wiesciach od lubego, prezent byl napewno mila odskocznia;))
    Bransoletka superowa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki wrażliwiec w domu to skarb, kobietę zrozumie, zmartwi się, powspółczuje gdy trzeba... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to się chłopina zasmuciła.A Ty niewrażliwcu jeden :))), trzeba było do łona przytulić i ślozy otrzeć.:)))).Jesteś niemożliwa.A "bransolet" przepiękny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oleńko, noś na zdrowie! Ja, póki co mogę sobie jedynie bransoletki zrobić...popatrzeć i puścić w świat, bo te, które ostatnio zamówiłam są już niestety w całkiem anorektycznych rozmiarach. Jak widać szewc rzeczywiście bez butów ma chodzić. :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Twoje konwersacje z mężem i reszta rodzinki!!!
    Bransoletka piękna!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń