tu akurat konsumuje szkło po gołąbkach teściowej
albo przy maszynie z marnym niestety efektem, bo jakoś nie szło.Filc się skończył, skóra doprowadzała maszynę do szału ( razem z krawcową). W końcu postanowiłam,że pora na poszerzenie horyzontów, bo świat z perspektywy okiennego parapetu , o który codziennie walczysz z własnym kotem, to marne widoki na świetlaną przyszłość.
Akurat w naszym mieście rozpoczynały się Targi Budownictwa i Wyposażenia Wnętrz- w sam raz dla mnie DOMOROSŁEJ DIZAJNERKI!
-Pojedź i obczaj trendy-ŚWIATOWY ślubny zaakceptował pomysł , bo zapas teściowych gołąbków rozpierał się jeszcze dumnie w lodówce, więc głód mu nie groził.
Wyruszyłam rano z nadzieją na warsztaty wnętrzarskie "Jak się nie urządzać" prowadzone przez Akademię Dobrze Mieszkaj
-Do 13 sporo czasu- myślałam naiwnie i wybrałam kierunek SKLEPY.
O 12 zorientowałam się,że stoję na przystanku autobusowym nie jak Marylin ( w kreacji i z banjo) ale jako żywy dowód na to,że BABUSZKI Z KOŁCHOZU i u nas mają się dobrze:
-siaty pełne włóczki i dodatków pasmanteryjnych ( bo obniżka była)
-reklamówka z empiku z czasopismami wnętrzarskimi ( dobrze,że nie kupiłam Dobrze Mieszkaj , które potem dostałam w prezencie- bo strzeliłabym sobie w stopę)
- bigbagsiata z SH ( bo po dwa złote sztuka dawali) ze swetrzyskami- jak się napatrzyło na poduszki swetrowe- to się teraz wyciągało goryle łapy.
W połowie drogi pożałowałam,że nie założyłam malowniczo swetrów na siebie( i tak wyglądałam jak kloszard) ,bo torby ciążyły jak diabli.
O 12.25 WCIĄŻ stałam na przystanku, bo zapomniałam,że w soboty autobusy kursują rzadziej.
WRESZCIE!Na 20 minut przed godziną zero dopadłam do hali, kupiłam bilet, znalazłam stoisko Dobrze Mieszkaj, kupiłam trzy szt czasopism ( w tym katalog o małych domach, bo słusznie wykoncypowałam,że na duże nigdy nie będzie mnie stać), znalazłam aulę wykładową, rozplątałam się z siat i szalika i bez ducha padłam w jednym z ostatnich rzędów upocona jak Fin po saunie.
W planach miałam osobiste poznanie pani Justyny Łotowskiej- redaktor naczelnej pisma, ale biorąc pod uwagę BAGAŻ i ogólny wizerunek, który w tym momencie prezentowałam, asekurancko usiadłam w jednym z ostatnich rzędów i zrezygnowałam Z POMYSŁA.
Kamuflaż udał się nie za bardzo, bo byłam jedyną osobą na sali! ( oprócz prowadzącej). Na szczęście Pani Justyna okazała się przemiłą osobą i zapoznanie się odbyło!(inni doszli później)
W czasie wykładu uświadomiłam sobie,że fotki z cyklu TAK NIE! można by było robić np. w mojej sypialni, ale przesłaniająca mi oczy radość z udziału w wykładzie sprawiała,że jak Scarlett postanowiłam pomyśleć o tym później.
Reszta targów raczej dla koneserów, ze szczególnym uwzględnieniem palaczy kotłowych i kolekcjonerów wiaderek- rozdawanych na stoisku marketu budowlanego.Przez moment nawet dałam się ponieść fali, ale po namyśle zrezygnowałam, bo musiałabym je nieść do domu zw zębach Nie wzięłam żadnej ulotki za co zostałam zrugana,bo " po coś tam poszła?"
-Żebyś się dowiedział,że:
-A w ogóle oprócz tego wykładu było tam coś interesującego?- drążył ,gdy ochłonęłam.
-Piec kuchenny o wartości DWÓCH PRZYTULISK-odpowiedziałam, co zostało poddane natychmiastowej analizie, aby określić jaką wartość ma BEZCENNY RAZY DWA!
Guru wnętrzarstwa nie zostanę, ale za to mogę na co dzień " gurować" w PLACÓWCE i chociaż z tego trzeba się cieszyć:)
O 12 zorientowałam się,że stoję na przystanku autobusowym nie jak Marylin ( w kreacji i z banjo) ale jako żywy dowód na to,że BABUSZKI Z KOŁCHOZU i u nas mają się dobrze:
-siaty pełne włóczki i dodatków pasmanteryjnych ( bo obniżka była)
-reklamówka z empiku z czasopismami wnętrzarskimi ( dobrze,że nie kupiłam Dobrze Mieszkaj , które potem dostałam w prezencie- bo strzeliłabym sobie w stopę)
- bigbagsiata z SH ( bo po dwa złote sztuka dawali) ze swetrzyskami- jak się napatrzyło na poduszki swetrowe- to się teraz wyciągało goryle łapy.
W połowie drogi pożałowałam,że nie założyłam malowniczo swetrów na siebie( i tak wyglądałam jak kloszard) ,bo torby ciążyły jak diabli.
O 12.25 WCIĄŻ stałam na przystanku, bo zapomniałam,że w soboty autobusy kursują rzadziej.
WRESZCIE!Na 20 minut przed godziną zero dopadłam do hali, kupiłam bilet, znalazłam stoisko Dobrze Mieszkaj, kupiłam trzy szt czasopism ( w tym katalog o małych domach, bo słusznie wykoncypowałam,że na duże nigdy nie będzie mnie stać), znalazłam aulę wykładową, rozplątałam się z siat i szalika i bez ducha padłam w jednym z ostatnich rzędów upocona jak Fin po saunie.
W planach miałam osobiste poznanie pani Justyny Łotowskiej- redaktor naczelnej pisma, ale biorąc pod uwagę BAGAŻ i ogólny wizerunek, który w tym momencie prezentowałam, asekurancko usiadłam w jednym z ostatnich rzędów i zrezygnowałam Z POMYSŁA.
Kamuflaż udał się nie za bardzo, bo byłam jedyną osobą na sali! ( oprócz prowadzącej). Na szczęście Pani Justyna okazała się przemiłą osobą i zapoznanie się odbyło!(inni doszli później)
W czasie wykładu uświadomiłam sobie,że fotki z cyklu TAK NIE! można by było robić np. w mojej sypialni, ale przesłaniająca mi oczy radość z udziału w wykładzie sprawiała,że jak Scarlett postanowiłam pomyśleć o tym później.
Reszta targów raczej dla koneserów, ze szczególnym uwzględnieniem palaczy kotłowych i kolekcjonerów wiaderek- rozdawanych na stoisku marketu budowlanego.Przez moment nawet dałam się ponieść fali, ale po namyśle zrezygnowałam, bo musiałabym je nieść do domu zw zębach Nie wzięłam żadnej ulotki za co zostałam zrugana,bo " po coś tam poszła?"
-Żebyś się dowiedział,że:
- kuchnia- NIEMODNA!- teraz wysoki połysk i na gładko-zaczęłam wyliczankę, ale uświadomiłam sobie,że wysoki połysk to akurat często mamy, bo mażą wszystko tłustymi łapami)
- łazienka- może być
- a do sypialni WSTAWIMY(moją tęsknotę) WANNĘ!
-A w ogóle oprócz tego wykładu było tam coś interesującego?- drążył ,gdy ochłonęłam.
-Piec kuchenny o wartości DWÓCH PRZYTULISK-odpowiedziałam, co zostało poddane natychmiastowej analizie, aby określić jaką wartość ma BEZCENNY RAZY DWA!
Guru wnętrzarstwa nie zostanę, ale za to mogę na co dzień " gurować" w PLACÓWCE i chociaż z tego trzeba się cieszyć:)
Czyli że ja też mam kuchnię niemodną bo nie na połysk,nawet tłusty:))))
OdpowiedzUsuńPlecak ze stelażem następną razą należy zabrać! ;))))
OdpowiedzUsuńKobity różniste na szopingu widywałam też z walizką na kółkach (?!) i zawsze żałowałam, że nie wzięłam, bo również czasem mnie ponosi... jeszcze te cenki korzystne, więc człowiek niby wydaje a w zasadzie oszczędza, nieprawdaż? ;) I tego się trzymajmy!!!
Pozdróweczka dla Pracowników Placówek! ;)
Co tu dużo gadać, "byłaś w wielkim świecie" U mnie wanna ciągle w łazience :-(
OdpowiedzUsuńCzłowiek nie mógłby zasnąć, jakby tak Ślubnego co wieczór oglądał kąpiącego się :-)
Buźka
Kuchnia na wysoki połysk??? Przecież nie urodziliśmy się tylko po to, by sprzątać!!!!
OdpowiedzUsuńUściski
Nie przejmuj się , z tego co tu wyczytałam to u mnie tez jest passe:)) Świetnie piszesz, czyta się super:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo lubię tu zaglądać. Zawsze się cieszę z nowego wpisu. Czyta się super.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMama Multanki (dzięki której podglądam niektóre blogi)
Hehe, to Mama Asi też tu bywa! :D
OdpowiedzUsuńJa często spotykam się ze spojrzeniami pełnymi politowania, bo ni cholery designersko nie mieszkam, a nawet jako tako nie mieszkam. Salon mam, w nim meble z epoki, obrazy, widok żywcem wyjęty ze starych rycin, na domiar wszystkiego żadnych przecierek tam, przemalowań, ani białego ładu kolorystycznego nie ma. A Twoje torby i tak są zawsze designerskie! :)))
Nie martw się - trzymaj ten styl bo za rok, dwa powróci, a wtedy jak znalazł. :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, zgadzam się z przedmówczynią :))) Stare zawsze KIEDYŚ i W KOŃCU wraca do łask, także jest nadzieja ;)))
OdpowiedzUsuńJak zwykle przez ciebie zryłam się do łez :))))) dzięki kochana!!!
OdpowiedzUsuńja bym tam wolała kibelek w sypialni...to byma w nocy nie miała za daleko...jaka wygoda:))))zreszta ponoc szum wody uspakaja...
OdpowiedzUsuńkurcze..tez nie mam kuchni na wysoki polysk, ani wanny w sypialni... Ale mam ja za to w lazience, dobre i to ;-)
OdpowiedzUsuńbuziole!
Ale piękna perspektywa: gołąbki panoszące się w lodówce - piękne!...
OdpowiedzUsuńU mnie ostatnio też odbyła się wycieczka do szmateksu. Obkupiła się Karolina ja wyszłam z jedną para jeansów (bo przecież potrzebuję) lecz boję się przymierzyć, bo chyba oko zawiodło i niezaktualizowało danych...
Wnętrzarstwem podniecam się nieustająco, póki co czekam na łazienkę z wanną, która w ciągle dalekiej perspektywie. Do czasu jak się doczekam, wanna w sypialni będzie już passe ;)
A Ciebie Olqa - jak wiesz - czytać uwielbiam!
Pozdrów swoich Przemądrzałych - wszak to niemi bohaterowi Twoi fantastycznych relacji Olu :) Gdyby nie Oni świat byłby zupełnie inny ;)
Ech tam targi - na blogach znajdziesz dziewczyny które 10000 razy lepiej wiedza co w trawie piszczy. P.S ponoć w tym sezonie dodatki w kolorze żółtym.
OdpowiedzUsuńTy satyr pisać zarobkowo nie zamierzasz może? - na piec za dwa Przytuliska by było na 100% :)
Wanna w sypialni może i jest nowatorska, a na pewno obrazoburcza. Ale czy praktyczna?
OdpowiedzUsuńPodziwiam różne ciekawe pomysły projektantów, a potem analizuję je pod względem użytkowym. Wystarczy mi, że mam łazienkę połączoną z sypialnią. Niby można za sobą drzwi zamknąć, ale to tylko drzwi, i wszelką intymność trafia szlag. Człowiek przecież nie tylko się kąpie i myje ząbki, ale czasami zasiada ... Dlatego nadal będę podziwiać (szczerze!) wenę twórczą projektantów, a w życiu kierować się praktyką.
P.S.
Znajoma porwana nurtem nowości i koniecznością dokonania zmian w kuchni uczyniła sobie w niej meble na wysoki połysk. Już rozgląda się za innymi nowymi trendami...
P.S.
Szkoda, że wpisy tak krótkie - z całą przyjemnością mogłabym czytać i czytać!
Pozdrawiam.
Radosnych Świąt Olu :)
OdpowiedzUsuń