-Ja ręki do nałogu NIE PRZYŁOŻĘ!- zapowiedziałam pamiętając,że w roku ubiegłym SINOŚĆ RĄK MOICH po kontakcie Z OWOCEM, z powodzeniem mogłaby konkurować z truposzczakiem dobrze odstałym.
KOLEŻANKA ( zawsze chętna do współuczestnictwa WE WSZYSTKIM) tym razem DOBRZE SIĘ PRZYGOTOWAŁA
Z TAKIM "MANICUREM"- wiadomo-NIETYKALNA!-może tylko zalegać na hamaczku i pięknie pachnieć, co czyniła w ilościach ponadnormatywnych, zmuszając tym samym GOSPODYNIĘ do korzystania z w/w udogodnień o latarce,
ale za to z imponującym widokiem na pełnię księżyca prześwitującą przez wiązy.
WINIARZ poradził sobie ze zbieraniem sam a używając CUDOWNEGO SPRZĘTU -MACHINERIĄ zwanego ( cudem nabytego na targu staroci za całe 25 zł)
z odzyskiem cennego soku radził sobie również znakomicie, pozostawiając ukochanej :
- DONOSZENIE NAPOJÓW NIEZBĘDNYCH DO ŻYCIA
oraz oprócz PRÓB ZGONIENIA OPORNEJ Z HAMACZKA
- obserwację podwórkowej flory
Lilijki od Amalii, która nie zważając na totalny brak opieki świetnie radzi sobie sama
NIEŚWIADOMEGO SWOJEGO TRAGICZNEGO KOŃCA BOBU.
WINIARZ nabrał od kręcenia takiej siły,że wieczorem ukręcił radiową antenkę a potem dziwił się,ŻE NIE GRA!
Od czegóż jednak ŻONA!
MARKOWE RADIO NIEZNANEJ MARKI nabrało nowej mocy dzięki nowej antenie z niezniszczalnego pogrzebacza i DALSZE STACZANIE SIĘ PRZY MUZYCE w towarzystwie
można było kontynuować.
Pogoda się skiepściła i nawiedzili nas BEDUINI , czyli MŁODSZY z towarzystwem- przebywający w okolicy pod namiotami, których burze zagoniły pod dach i do koryta.
Właściwie ocenili nasze wysiłki -WÓDKĘ TO SIĘ LEJE DO ARBUZA A POTEM ZJADA!.
TEGO jeszcze nie próbowaliśmy, ale po arbuzie zostały tylko resztki a ZALANA KOSTKA TO JUŻ NIE TO!
Nazajutrz był dalszy ciąg młodzieżowego szkolenia- JAK ZE SZNURKA I KIJA ZROBIĆ ŚMIERCIONOŚNĄ BROŃ oraz moduł drugi- JAK BEZ DRABINY USUWAĆ ZESCHŁE GAŁĘZIE NIE POTRAFIĄC LATAĆ
Szkoda,że MŁODZIEŻ nie przebywa z nami dłużej bo nasza kreatywność bardzo by na tym zyskała:)
Kreatywność czytelników też:-)))Ale zobacz, że ja na to nie wpadłam-mogłam zrobić sobie manicure i nie musiałabym porzeczek przecierać. A tak - Jezusiczku - ponad 40 kilo było! Masakra. Ręce odczyściłam po tygodniu. Ale wino już bąbelkuje, naleweczki naciągają, owoce do ciast powekowane i soki tez stoją karnie na półkach. Ale Twój sposób jest zdecydowanie lepszy:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Asia
Porzeczek niestety u mnie nie ma , a chetnie by sie sprobowalo, za to o tym nalanym arbuzie to ostatnio mysle...ale gdzie mu ta wodke lac???zrobic mu dziury czy jak ??? Musze poszukac na youtubie... Mnie najazdy mlodych ludzi na dzialke przerazaja jakos, sa glosni,nieobliczalni, jedni duzo jedza, drudzy NIC nie jedza, nie zawsze wiem czy z tego co mowia trzeba sie smiac, plakac czy tez wlosy rwac z glowy.Jest chyba ze 40 stopni ciepla ,moje kwiaty nie zmarzly- UPIEKLY SIE .Sciskam i NA ZDROWIE .
OdpowiedzUsuńQrcze, muszę spróbować z tym manicure, może i u mnie przejdzie ;) I życzę dobrego zbioru, co by dobry trunek wyszedł :)
OdpowiedzUsuńoj własne truneczki to jest to.
OdpowiedzUsuńA rękawiczki jej było dać!;D
OdpowiedzUsuńwlasnie, rekawiczki to pies? Zreszta zniebieskimi paznokciami nie grozila jej juz zmiana koloru. Mam nadzieje, ze wino bedzie dobre.
OdpowiedzUsuńbuziole
widze,ze tematy alkoholowe nadal trendy :) o dziwo my tez dzis zbieralismy porzeczki czarne i czerwone na wino wlasnie ! ale nie posiadamy tak wspanialej maszynki i moj maz osobisty rozgniatal owoce kuchennym tluczkiem do ziemniakow takim ,ktorym robi sie purre do obiadu :) w moich stronach wdziecznie zwany szturakiem :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRany! W jednym poście zrobiłam chyba z 6 literówek! Musiałam ten smrodek usunąć.
OdpowiedzUsuńJestem pasożytem, który przychodzi po gotowe - wydrylowane, zebrane, wysłoikowane. To tańsze niż manicure:)
WINKO NA PEWNO BĘDZIE DOBRE!!!!
OdpowiedzUsuńNo to kiedy przewielebny zaprasza na winko?:)))))
OdpowiedzUsuńAle alkoholowo u Ciebie dzisiaj i oczywiście wesoło :)Ja natomiast jestem na etapie nalewkowym :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Ada
dzięki Kochana za instruktaż z tym manicure.. no to teraz już wiem jak sobie radzić z brudnymi pracami:)a swoja drogą - ładny kolor lakieru:)
OdpowiedzUsuńWódkę w arbuzie miałam okazję kosztować, ale nie podeszła mi wódka, którą trzeba gryźć. Nic nie zastąpi kieliszeczka polskiej czyścioszki i dobrej zagryzki do tego. Nigdy za to nie miałam okazji pić krupnika cytrynowego, muszę koniecznie spróbiować, bo lubimy wszystko co cytrynowe. Na koniec mojego alkoholowego wywodu chciałabym pogratulować sobie, że wreszcie udało mi się tu wejść i dodać komentarz, bo za każdym razem jak odwiedzam Wasze przytulisko, to zawiesza mi się internet, jakaś dziwna złośliwość, chyba macie u siebie chochliki. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńA ja będę robić kolejną miętówkę,tzn. likier miętowy, bo ja lubię na słodko. No i oczywiście wisienki w likierze. Uwielbiam potem zjadać takie procentowe owoce. Pozdrawiam. Ania
OdpowiedzUsuńWino porzeczkowe kojarzy mi się ze sceną z Ani z Zielonego Wzgórza i jej ululaną koleżanką. Mój kolega robi przepyszne z czarnej porzeczki i malin w jakiejś czarodziejskiej proporcji, aromatyczne i ma moc. O arbuzie słyszałam od męża, pracował kiedyś w Rosji i tam robią to tak: w dojrzałym arbuzie wykrawujemy czop i na przymus wlewamy tam butelkę spirytusu /nie wiem, jakiej pojemności/, ponownie czopujemy i do lodówki, aby przgryzło się wszystko, a potem wylewamy co się da, a resztę zjadamy, może dobre? Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńtak trzeba wypróbować ten manicure może podziała!A winko zapewne będzie pychaste Mój mężuś robił winko z truskawek - miodzio!:)
OdpowiedzUsuńU nas w tym roku WSZYSTKIE owoce zmarzły, nie wyłączając porzeczek. :( Dżemik z cukinii mam zamiar zrobić, bo z niczego innego nie mogę.
OdpowiedzUsuńJednakowoż smacznego winka życzę i dobrej zabawy przy nim! :))
Hej, hej nominowalam Cie do nagrody , mam nadzieje, ze zechcesz sie w to pobawic ...Odbierz ja ode mnie. Sciskam- Agnieszka
OdpowiedzUsuńHejka,co takie milczenie,czy dalej pijecie czy kac jeszcze trzyma.Pozdrawiam Noneczka.
OdpowiedzUsuń