Pierwszy września kojarzy mi się z dżunglą. Znawcy bowiem twierdzą,że są dwa najpiękniejsze dni :gdy się do niej wchodzi a potem drugi -gdy się ją OPUSZCZA.
Dzisiaj ten PIERWSZY DZIEŃ bez mojego (nieprzerwanie od 18 lat a łącznie 26!) udziału. Zawsze oprócz zwykłych pierwszowrześniowych obowiązków, robiłam tak zwaną PRZYCZAJKĘ ( za wyjątkiem tych lat, gdy sama byłam OBIEKTEM). Zaczajałam się ( w moim mniemaniu) SKRYCIE w okolicy szkolnych schodów i z napięciem śledziłam odczytywanie przez DYREKTORA -LIST ZŁOCZYŃCÓW ,
dla zmyłki zwanych PIERWSZAKAMI. ZŁOCZYŃCY (też przyczajeni) zza maminych lub babcinych spódnic a rzadko tatusiowych spodni, zerkali zazwyczaj nieśmiało, w oczekiwaniu na TEN najważniejszy moment, gdy będzie można krzyknąć w odzewie- JESTEM i buńczucznie unieść rękę w górę , aby potem już nie buńczucznie ,zazwyczaj z wielkim trudem ,przepchać się przez tłum TYCH NIEWYCZYTANYCH i dumnie stanąć do pamiątkowej fotki obok KOLEGÓW Z CELI. Czasem udawało się nawet niektórym podać RĘKĘ PANI I BYĆ W PIERWSZEJ PARZE!
Zazwyczaj ten MOMENT psuli niestety nadgorliwi RODZICE I OPIEKUNOWIE, KTÓRZY Z TYLKO SOBIE I PSYCHOLOGOM WIADOMYCH POWODÓW w tym samym momencie również podnosili rękę i ile sił w płucach krzyczeli JESTEM!
PRZYCZAJONA obserwowała w tym czasie przyszłych ABSOLWENTÓW , bo zazwyczaj już w pierwszym dniu można było określić, w której klasie BĘDĄ KŁOPOTY!:) oraz BEZCZELNIE podsłuchiwała komentarze TYCH CO DO SZKOŁY CHODZILI DAWNO A JESZCZE BY CHCIELI
-O ta gruba to chyba będzie wychowawczyni, dobra jest ale wymagająca
-Ta chuda to pani ossstra... jak żyleta, ale nauczy...
O dziwo ,nigdy nie słyszałam o TAKIEJ W SAM RAZ-wszystkie albo grube albo chude, bo tylko dla NASZYCH PODOPIECZNYCH JESTEŚMY ZAWSZE NAJPIĘKNIEJSZE (za wyjątkiem tych nielicznych momentów, kiedy wpisujemy UWAGĘ, bo wtedy zazwyczaj jesteśmy GUPIE!)
DLATEGO (zgodnie z zasadami zabawy, do której zaprosiły mnie: Tabu, Kasica53,Świat Amalii, Niesława, Maria Par- dziękuję,że o mnie pomyślałyście)- 10 rzeczy, które lubię:
- satysfakcję z dobrze wykonanej pracy ( a jeszcze ,gdy ktoś to zauważy....!)
- pozwolenie sobie na usprawiedliwione lenistwo ( tu lepiej,że by nikt NIE ZAUWAŻYŁ)
- moment kiedy uczeń wpatruje się we mnie z nadzieją na wspólnie , fajnie spędzony czas
- dla równowagi ten moment kiedy w/w nadzieja już pewnie umarła, ale pozostała nadzieja na udane wakacje - rozdanie świadectw
- rozmowy ludzi i z ludźmi
- czytanie-wszystkiego co się nawinie ze szczególnym uwzględnieniem powieści , gdzie " ktoś coś nabył i remontuje"
- rękodzieło- w każdej postaci
- blogowanie
- wręczanie i przyjmowanie prezentów
- HUMOR!!!!!
Dziękuję za udział w zabawie.
OdpowiedzUsuńPozdro
uwielbiam twoj humor .lzy przeganiabo wlasnie sobie przypomnialam,ze ja tez prawie 40 lat temu tez tak startowalam ale ja odrazu do tych niegrzecznych .dlugie warkocze mialam i chlopaki mnie ciagaly hehehe to odrazu w dzib dalam .chloppczyca prosze pani bylam. pozdrawiam i zycze zdrowia .przyda sie na ten rok bo dzieci coraz gorsze xxxx
OdpowiedzUsuńTroszke ci chyba brakuje tej dzungli. Ale nie martw sie. Zdrowiej, to ani sie spostrzezesz, a juz sie bedziesz uzerac ze Stefanem i Ulubionym. A wlasnie - CO Z NIMI??? Pozdrowienia dla "queen of the jungle".
OdpowiedzUsuńLubilam chodzic do szkoly, no moze nie zawsze, ale w wiekszosci, dorosle zycie jak sie okazalo jest duzo mniej przyjemne...
OdpowiedzUsuńsciskam
Basia
Hihi...a wiesz jak się dorosli zachowują w dorosłej szkole na pierwszych zajęciach? Tak samo:)
OdpowiedzUsuńOj coś widzę kochana,że już brakuje Ci "zapachu"szkoły:))))Ja osobiście szkoły nie lubiłam:)z małymi wyjątkami:)czasem był to fajny nauczyciel,innym razem fajne towarzystwo:)generalnie edukację zakończyłam:)nie chcę więcej:):):)mnie do życia wystarczy...
OdpowiedzUsuńA co do zabawy-lubię,nie lubię:)
ja generalnie lubię lubic:)nie umiała bym wybrac tylko 10 rzeczy najważniejszych,dla mnie ważne jest wszystko co w danym momencie lubię:)czy to widok "bożego ogrodu",czyli łąki stworzonej przez naturę,czy obłoku płynącego po niebie,czy zapach kawy 5 smaków,albo herbaty jaśminowej:))chwile spędzone z ludźmi których kocham:)moja radośc z dekorowania mieszkania,chwile radości z przyjaciółmi,albo miły dzień w pracy,taki w którym nikt nie miał do nas pretensji(praca dla ludzi),generalnie cieszą mnie rzeczy małe ,drobiazgi na które nikt nie zwróciłby uwagi:)))))))
Jak miło po wakacjach wrócić do czytania Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Olqo, wczoraj odczułam niewysłowione szczęście. Na widok biało-czarnej chmary młodzieży podążającej na te wszystkie szkolno-kościelne uroczystości pomyślałam sobie:
OdpowiedzUsuńo matko, jak to dobrze, że ja już nie muszę. Mam już dorosłych synów, nie muszę chodzić na wywiadówki i chować się w ostatnim rzędzie za dumnymi mamami z pierwszych rzędów, opuszczać nisko głowy i słuchać zazwyczaj niedobrych rzeczy o moich dzieciach. Wyrośli z nich wspaniali ludzie, wrażliwi i jestem z nich dumna. Zazwyczaj tak jest, że ci przewspaniali, przemądrzy i przegrzeczni jakoś w życiu dorosłym ciężko się odnajdują, spełniając oczekiwania rodziców.
Podczytuję bloga od dawna, tylko nie zostawiałam komentarzy, zdrówka życzę i pozdrawiam
Maria z Pogórza Przemyskiego.
tez jako mama mam Mario to samo, bo jak wiesz moje pociechy idealnie pasują do hasła "Mężem i dziećmi się nie pochwalisz"- w tym roku ja też po raz pierwszy czuję wywiadówkowy powiew wolności:)
OdpowiedzUsuń