wtorek, 11 maja 2010

GWAŁTU RETY czyli reisen fieber w domowym wydaniu

Gdy we wrześniu z głupawym ( wynikającym z nieświadomości) uśmiechem z WŁASNEJ I NIEPRZYMUSZONEJ WOLI zgłosiłam swoją kandydaturę na tegoroczny wyjazd na "zieloną szkołę" w zastępstwie " nieletniodzieciatej" koleżanki, chyba myślałam,że mnie nikt nie wybierze.Teraz Mądry Polak po szkodzie.Że też mi wtedy ręka nie uschła!TERAZ dwie mądre "Polaczki" ( czyli KOLEŻANKA i ja) mamy umowę:
JEŚLI JEDNA SIĘ DO CZEGOŚ ZGŁASZA, TO DRUGA W AKCIE SIOSTRZANEJ MIŁOŚCI ODRĄBUJE JEJ UNIESIONĄ RĘKĘ, ZANIM KTOŚ POSTRONNY TO DOSTRZEŻE.
Szkoda,że nie wymyśliłyśmy tego wcześniej- byłybyśmy wprawdzie co najmniej bez obu rąk, ale za to ZADOWOLONE Z ŻYCIA!
ZGŁOSIŁYŚMY SIĘ OBYDWIE.Ciekawe na jakiej podstawie przypuszczałyśmy,że nowowybrany stary DYREKTOR (świeżo po konkursie) wypuści ze swoich opiekuńczych objęć NAS OBIE.
Nie zastanowiło nas nawet to,że gdy w gronie innych, dyrekcja usłyszała OBOK SIEBIE nasze nazwiska- reakcja była natychmiastowa:
-Nie, nie, nie, nie nieeee-poparte machaniem rękami typu "Stoję w krowiej kupie i skąd tu tyle much?"
NIE TO NIE! Obraza szybko przeszła i spokojnie mijały kolejne miesiące.
Koleżanki CORAZ BARDZIEJ NERWOWE
-To kto z nami jedzie w końcu?-rzucały pytania i spojrzenia w kierunku HEROIN, które otrząsały się tylko
z inteligentnym "A BO JA TO WIEM?"
Wyjazd w poniedziałek ( 17 maja).ATMOSFERA DO KROJENIA NOŻEM, bo DYREKTOR "JESZCZE NIE WIE".
HEROINY - WIEDZĄ!-Albo żadna  albo jedna! Rozdzielenie BĘDZIE BOLAŁO!
DZIŚ RANO ( do godziny zero- 6 dni)- JEDZIE KOLEŻANKA!
Ucieszyłam się i już zaczęłam planować wyjazdy sobotnie do przytuliska.
Godzina 13.00 .Trzy i pół godziny do zebrania rodziców, na którym WYPADAŁOBY powiedzieć, KTO JEDZIE-bo rodzice nabierają podejrzeń,że wsadzimy towarzystwo SAMOTNIE do autokaru z komendą:
 -JEDŹ PAN, DOPÓKI STARCZY PALIWA!
DYREKTOR  spotyka przypadkowo PRACOWNIKA, który niczego się nie spodziewając podąża w kierunku z napisem EWAKUACJA
-aaaaaaa-zagajenie w stylu DYREKTORA, jak zwykle adekwatne do nauczanego przedmiotu (ciekawe, czy do matematyka odzywa się Piiiiiiiii)
-PANI, WIE KOLEŻNKO ( o jakaż komitywa z SAMOM WŁADZOM),ze Pani JEDZIE?
-ALE DOKĄD?
-No jak to, NIKT  Pani nie powiedział? -dziwi się ten, który podobno SAM wydaje polecenia służbowe
-A KOLEŻANKA?-miałam jeszcze resztki nadziei
- NIE JEDZIE! NO TRZEBA BYŁO MÓWIĆ,ŻE PĘPOWINA JESZCZE NIE ODCIĘTA, MRYGNĄĆ DO MNIE OKIEM ( ciekawe kiedy) to pojechałybyście razem...
-hahahahahahahahahahahahahahahah-OBŚMIAŁYSMY SIĘ W MYŚLACH- żart godzien ULUBIEŃCA
PRZYJDZIE SIĘ ROZSTAĆ NA CAŁE DWA TYGODNIE!
A ze mną  DO TOWARZYSTWA jedzie DYREKTOR!
TU MAMY PAMIĄTKOWE FOTO Z POPRZEDNIEJ "ZIELONKI"
- JESZCZE RAZEM, 
BO KOLEŻANKA ODBIJA SIĘ W OKULARZE-
NO KTOŚ PRZECIEŻ MUSIAŁ PSTRYKNĄĆ

11 komentarzy:

  1. Kochana! Pakuj walizkę! Życzę duuuuuuużżżżżooooo ....wszystkiego! Po dwóch tygodniach wrócisz "urąbana" jak dzik, ale "zadowolona", boż to w końcu misja i zasiądziesz do pisania świadectw, uzupełniania papierologi przeróżnej, ale co tam!!! Nauczyciel potrafi!! A póżniej juz tylko czas dla siebie wyczakany(ja skreślam już dni do 25 czerwca) Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo słońca na Zielonej, bo wtedy łatwiej tych dzieciątek kochanych nie zabić.... Buźka

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co.. współczuję.Znam te "zielonki". Niemniej jednak, baw się dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki! I oczywiście nie zapomnij gwizdka. A DEREKCJI za tę subtelnie zorganizowaną "podmiankę" zafunduj uroczą zielona noc (czy to jeszcze funkcjonuje, czy dla dzieciaków wypuszczonych z domu każda jest zielona?)

    OdpowiedzUsuń
  4. Udanej zielonki zycze.
    Faktycznie po powiekszeniu zdjecia widac kolezanke.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. No cóż, współczuję serdecznie. Z samą Dyrekcją, no no, zaszczyty... A ulubieńca zabierasz ze sobą? Tak czy inaczej, ja będę tęsknić ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam doła. Czy to, że czasami jest ciężko, że wszystko jak po grudzie, że się starasz a i tak źle, jak nic nie robisz to też źle i zawsze kłody pod nogi. Ja tak w pracy mam. Niestety. Czasami DYREKCJA jest ludzka. Nioe znaczy to, że nie lubię swojej pracy. Uwielbiam uczyć dzieciaki i jak pewnie każdy nauczyciel swój wolny poświęcam żeby przygotować, narysować, napisać i zrobić- bo dla dzieci. Później tylko przykro słyszeć od własnej córki-mamo, bo ty znowu coś do szkoły.... Odliczam dni do wakacji nie dlatego, że mam dosyć dzieci... Anonimowy ktoś napisał komentarz na moim blogu do tego co napisałam tutaj wcześniej. Szkoda, że sie nie podpisał. zapewne nigdy nie był ten ktoś na zielonej szkole. to że czasami mamy dość nie znaczy, że nie lubimy swojej pracy i dzieci. Czy naprawdę nie można odliczać dni do wakacji. Czy tak ze mną źle???

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie jest Z Tobą źle Gabrysiu - to po prostu "zmęcznie materiału" ale na szczęście mija ( a szczególnie, gdy w perspektywie wakacje) WYTRWAMY!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  8. przeczytałam dopiero teraz tego anonima u Ciebie Gabrysiu i aż mnie ciary przeszły! ( Tak jak jego)To,ze ktoś nie ma odrobiny poczycia humoru- trudno.To,ze ktoś ma inne poczucie humoru- to jeszcze trudniej ale czy ktoś myśli,ze ja naprawdę się rozwodzę, nie lubię moich podopiecznych itd?Gdy przypomnę sobie o czym pisałam to może pora założyć osobny blog -DEMENTI. No chyba,że ten anonim to tatuś od "ignoracji" ale i tak smutno mi się zrobiło a pomimo tego-NIECH SIĘ UJAWNI!

    OdpowiedzUsuń
  9. No ja też przeczytałam tego anonima i się najpierw się zdenerwowałam, a potem się uspokoiłam. Ciekawe, czemu to anonim. Może temu komuś brak dystansu do siebie i świata. Każdy jest tylko człowiekiem, nauczyciel też! A dzieci to niestety nie same aniołki, potrafią zamęczyć najcierpliwszego pedagoga. I życzę każdemu, kto zazdrości nauczycielom wakacji, żeby popracował w szkole przez jakiś czas...
    A poza tym, kiedy nauczyciel ma poczucie humoru, jak ty, na pewno jest lubiany przez swoich łobuzów;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję! Od razu lepiej i wiara w to co się robi powoli wraca na swoje miejsce. Duża buźka!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Chyba jednak współczuję:-))) Pamiętam jak lat temu parenaście zostałam wrobiona przez moją dawną polonistkę i jako osoba zgodna z natury zgodziłam się pojechać z klasą maturalną na szkolną wycieczkę na łono natury. Jako drugi opiekun wystąpił ksiądz katecheta. Oboje niewiele bylismy wówczas starsi od naszych podopiecznych. Chwała Panu, że młodzież wzięła pod uwagę nasz dramatyczny apel o współpracę i samozaopiekowanie, bo nie wiem, co by było... W każdym razie jako dalszą swą drogę wybrałam dziennikarstwo, rezygnując jednakowoż z nauczania...

    OdpowiedzUsuń