Pod wiązami czekała robota - MALOWANIE
Ponieważ ostatnimi artystami, którzy wenę twórczą uzewnętrznili na naszych ścianach byli małoletni WŁAMYWACZE
Dobrze,że niecenzuralne wyrazy nie rzucają się tak bardzo w oczy- dotychczas wisiały na nich święte obrazki
należało rozpocząć od drapania-od czego ciary przechodzą człowieka na wskroś i po pięciu minutach ma dość!Od czego jednak MOTYWACJA- W TORBIE CZEKAŁY NOWE ( uszyte z podarowanego starego lnu) ZASŁONY!.Drapałam a w tym czasie MALARZ AMATOR próbował zrobić farbę klejową z zakupionych uprzednio podejrzanych składników. W dzisiejszych nowoczesnych czasach klejówki nie kupi się w żadnym markecie budowlanym ( może i dobrze zważywszy na ogrom sprzątania PO) MALARZ zakupił więc klej, jakies tam biele i barwnik-ŻÓŁTY jak jajeczko i ZACZĄŁ MIESZAĆ!
Już po paru chwilach atmosfera zagęściła się i w powietrzu zaczęły latać "cytaty ze ścian", czyli słowa dalekie od cenzury
Zajrzałam- w czym rzecz
CZŁOWIEK RZADKO GOTUJĄCY BUDYŃ na robił glutów i teraz pracowicie przecierał je przez sito- UDAŁO SIĘ!
Kolor w prawdzie po dodaniu do farby zmienił się z żółtego na kawowy, ale wmówiłam MALARZOWI,że O TAKIM WŁASNIE MARZYŁAM ( to po co kupowałam żółty?)
ZACZĘŁO SIĘ CHLAPANIE!Nie zna życia, kto nie malował klejówką-najwięcej farby poszło na nas, ale pocieszaliśmy się,ze JEST ZMYWALNA!
-HELOU!!!!-rozległo się naraz na podwórku i rozpoznałam głos SĄSIADKI. MALARZ z drabiny dał sygnał przejeżdżając pędzlem po gardle- ZROZUMIAŁAM I poszłam witać SOLO.
-PRZYSZLISMY SPRAWDZIĆ POSTĘP PRAC-sąsiadkę trochę na mój widok cofnęło, bo nie przypuszczała,że malowanie ZACZNĘ OD SIEBIE.
-Dopiero zaczęliśmy-wyjasniłam i po omieceniu wzrokiem podwórka zajarzyłam,że SĄSIADKA PRZYPROWADZIŁA GOŚCI!!!
-WŁAŚNIE PRZYJECHALI DO NAS ZNAJOMI- DYREKTOR Z MĘŻEM, a ona nigdy u was nie była-zagaiła POMYSŁOWA
-Właśnie- NA PODWÓRKU BYŁAM, bośmy kiedyś przechodzili przez dziurę w płocie ale W ŚRODKU TO NIE! i eleganckim klapeczkiem zrobiła krok w stronę domu.
BYŁAM SZYBSZA.
-Zapraszam w takim razie PO malowaniu- przez rozłożone w powitalnym geście UMALOWANE ręce nie przedarł się nikt.
A BYŁO CZEGO BRONIĆ
TO SIĘ NAZYWA PEŁEN ROZGWIŹDZIAJ:)
cdn bo praca wzywa!
Skąd ja znam, gest malarza i takie wizyty nie w porę :) oj było czego bronić. Przesyłam wiosenne pozdrowienia pełne ciepłych myśli :)
OdpowiedzUsuńKOCHAM TAKIE wycieczki.....czy ludziska myślą ,że sie w czasie remontu na ich czeka?????
OdpowiedzUsuńFakt nie bardzo miałaś gdzie przyjąć...gości. ale widzę,że chce się Tobie dużo bardziej niż mnie... ja robię WSZYSTKO aby nie malować... chociaż wiem, że muszę.
OdpowiedzUsuńHELOU:)))))a nie prościej było gotowca kupic niż paprac się z klejówką?:)))...hm no może zapomniałam,że PRZYTULISKO ma byc jak skansen:))))buziaczki
OdpowiedzUsuńOch znam takie sąsiadki ... na szczęście tylko z opowiadań, bo mi by cierpliwości nie wystarczyło żeby tak ładnie gości odprawić ;) Czekam na ciąg dalszy opowieści.
OdpowiedzUsuńJak fajnie u Was!!!
OdpowiedzUsuńmnie sie podoba, ale po malowaniu bedzie jeszcze ladniej. Mam nadzieje tylko, ze wlamywacze nie pojawia sie wiecej, bo kot ma ochote i sily ciagle malowac?
OdpowiedzUsuńsciskam
B.
Uwielbiam takie wizyty... Wrrrr. Ale żeby klejówką... no, chyba, że ktoś tak lubi, przez sitko i w ogóle ;) A tak poważnie, to skąd pomysł na takie mazidło-malowidło? Czy rzeczywiście chodzi o zachowanie "wsiowego klimatu"? Pozdrawiam ciepło i czekam na cd.
OdpowiedzUsuńA mnie się chce. Poleżeć na łące;)
OdpowiedzUsuńJak, ja cię rozumiem z tym "niechceniem". A z sąsiadami pięknie "z kulturom i klasom" się rozprawiłaś.
OdpowiedzUsuńŚlę uściski i moc mocy ;-)
Nie mieliście więcej pędzli? Można było by wręczyć każdemu chcącemu przestąpić próg, taka sąsiedzka pomoc malarska:)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to za bardzo poukładany ten rozgwiździaj;)))
OdpowiedzUsuńŻeby nam się TAK nie chciało...
OdpowiedzUsuńSzczerze podziwiamy! Za całokształt :D
Pzdr.