Plażowanie przyjmowało wprawdzie różne formy
a kreacje czasem wymagały poprawki
w tej zaszczytnej roli moja własna frotka do włosów
ale najważniejsze ,że wróciliśmy w komplecie, pomimo tego,że:
- nasza pani próbowała nas utopić zabierając nas w morze i nie ostrzegając,że buja ( w dodatku piszczała razem z nami i zjeżdżała po ławeczce na CHUDZINKI, które nie przeczuwając niczego usadowiły się obok niej, żeby czuć się bezpiecznie)
- pozwalała na zakopywanie w piasku i w najlepszym momencie ogłaszała zbiórkę, tak żeby CZŁOWIEK musiał wykopywać się w tempie ekspresowym zakopując jednocześnie własną czapkę ( a potem ZDZIWIONA,że czapki giną)
- nie pozwalała na kupowanie glutów i bomb pierdzioszek ( w ostatnim dniu dopiero zmiękła i dzięki temu nasi rodzice dostali wspaniałe pamiątki)
- ciągle siedziała na korytarzu z innymi paniami i nawet nie można było rozwinąć pełnej szybkości w biegu po pokojach
- CIĄGLE KAZAŁA SIĘ MYĆ (chyba miała tajną umowę z wodociągami)
- w czasie dyskoteki SUGEROWAŁA TANIEC! ( a wiadomo,że najlepiej zapiernicza się wokół sali- potrącając tych frajerów co posłuchali i tańczą).
Ponieważ te upojne chwile spędziłyśmy z Foksiową i Koleżanką- nic do szczęścia nam nie brakowało.
W szkole wszystko wróciło do normy- tajfun tajfunił , Rusałka ( na użytek zielonoszkołowy tajnie WŚCIEKLICĄ zwana) wygrzeczniała , tak,że z czystym sumieniem można było zakończyć rok szkolny.
Na rozdanie świadectw Tajfun przyszedł wprawdzie z bronią ( pistolet na wodę) ale jej nie użył, więc mogę sobie pogratulować,że odniosłam sukces wychowawczy
poparty pracowicie wykonanym dowodem- Dowód na to,że teraz mogę się lenić, bo to ten czas!