Nie ma to ej nie ma jak to piwiarence ( parafrazując "ni ma to ej ni ma jak to górnikowi, zapali se fajkę , idzie ku szybowi oj dana!") piweczko obalisz i nie drżą Ci ręce-mogliby mnie zatrudnić jako copy-writera w w/w "WODOPOJU" a właściwie PIWOŻŁOPIE, tym bardziej,że piwa nie lubię a tu takie wyżyny POEZJI ŚPIEWANEJ oj dana!
Od kilku lat mamy właśnie taki przybytek tuż pod naszym balkonem- tak ze dwa rzuty ziemniakiem. W zimie ok- siedzą sobie ludzie , bawią się- nawet o tym nie wiem, chyba że WRACAJĄ szlakiem pokuty z drugiej strony bloku, kopiąc po lusterkach zaparkowanych samochodów, wyśpiewując serenady na placu zabaw, czy ew. dając sobie po mordzie w okolicznych ciemnościach. Ale mamy lato!UPAŁY! TOWARZYSTWO PRZENIOSŁO SIĘ NA ZEWNĄTRZ-pod zadaszenie, które tylko w niewielkim stopniu "amortyzuje" traumatyczne efekty dzisiejszego wieczoru KARAOKE!
Przed chwilą MŁODSZY ruszył do mnie z upomnieniem,że przeklinają tylko Ci, którzy nie panują nad swoim gniewem.
Zrobiłam WIELKIE OCZY!
-Niby,że ja?- wychrypiałam
-A racja, przecież ty MASZ NIEDOWŁADY-podsumowało mnie TROSKLIWE DZIECKO jak widać zatrwożone stanem zdrowia MAMUSI
W tym momencie potwierdziła się moja prawdomówność, bo zza okna dobiegł głos-jak najbardziej damski , tylko,że na oko młodszy o co najmniej 20 lat:
-No, mówię ci k....,ze ja SZYSKO uuuumiem śśśśpieeeeewać!
-JAKIE k...... szyyyyysko?-odpowiedział męski tenor
-No wszysko z tego tam jak mu tam k...... je...... karaoke.POKAZAĆ?
NASTĄPIŁA krótka szamotanina, której efektów niestety nie mogliśmy zobaczyć,BO ZASŁANIAŁ NAM K... DASZEK ale zaciekawieni, co też nieznana panienka pokazała o mało nie wyłamaliśmy barierki balkonu.
Za chwilę jednak NIEPOROZUMIENIE wyjaśniło się ku zadowoleniu wszystkich DEGUSTATORÓW
ZNAJOMY już GŁOS oznajmił bojowo:
-No i.... ZAMÓWIŁAM SE K......... a co?!
-Co ty odpier....-zdziwił się tenor och.....aś..?
-Co zamówiłaś?-odezwał się nieznany, damski i najwyraźniej trzeźwy głos.
-Jak to k...CO?- zdenerwowała się TA CO UMIE ŚPIEWAĆ WSZYSTKO
-Oszywiiśśście JESTEŚSZSZSZALOOOONA!
-SUPER!- ucieszył się TENOR
-A która jesteś w kolejce?-z zaniepokojeniem zapytała TRZEŹWA
-a CH... WIE.Ale co tam, mamy pszseeesież czas do rana, nie?
Musiała chyba sama sobie odpowiedzieć na to pytanie, bo degostatorzy najwyraźniej ją zlekceważyli zajęci pewnie degustowaniem a na naszym balkonie podjął temat tylko MŁODSZY:
-JAK DO RANA, TO JA WYMIĘKAM, idę do was spać, choćby na podłodze a ty jak chcesz to czekaj na SZALONĄ z nadzieją,że to OSTATNIA PIOSENKA WIECZORU.
I POSZEDŁ- zostawiając matkę MELOMANKĘ na pastwę przebojów wszechczasów w wykonaniu miejscowej grupy kandydatów do PIWIARENKOWEGO IDOLA:)
ps.I ja tam kiedyś zakręciłam, bo miały być pieczonki, ale o tym w innym poście, bo właśnie słyszę pierwsze tony SZLAGIERU WSZECHCZASÓW i idę k..... dorabiać naszej nowej gwieździe chórki:)
piątek, 11 czerwca 2010
TRANSFORMACJA, czyli jak zostałam BABCIĄ STASIĄ
Błogi spokój. czuję się jak jeden z kamedułów w eremie wigierskim
tyle,że bez "ora et labora", bo ani się modlę a ni pracuję, tyle ,że nie mówię, ku uciesze najbliższych. Okazało się jednak ,ze ta przerwa w obowiązkach zawodowych ( bo z domowych jakoś nikt mi nie daje L-4- padalce jedne) była mi NAPRAWDĘ potrzebna, bo pozwoliła nabrać właściwego dystansu DO WSZYSTKIEGO.
Myślałam,że PLACÓWKA beze mnie.....przestanie funkcjonować-MYLIŁAM SIĘ! Sądziłam,że jestem niezastąpiona-znów POMYŁKA! Chociaż ze źródeł dobrze poinformowanych wiem,że zastępujące mnie koleżanki wiją mi wieniec laurowy i z utęsknieniem oczekują na WIELKI DZIEŃ MOJEGO POWROTU a STEFAN odmawia nauki z książki innej niż ta, którą OSOBIŚCIE dostał od PANI.
Wszystko się jednak dalej spokojnie toczy a ja mam czas na kolejne OTORBIENIE SIĘ.
Po uszyciu tego wszystkiego uświadomiłam sobie,że chyba idę w ślady mojej własnej BABCI STASI, która też całe życie szyła, szyła, szyła i przerabiała, przerabiała, przerabiała:
-materiał na sukienkę
-sukienkę na poduszki
-ścinki na chodniczki- nic się nie marnowało, a ponieważ byłam pod bezustannym wpływem do lat 4 i okresowym w dniach wolnych, aż do momnetu kiedy pewnego sylwestra ( gdy rodzice balowali) o 20.00 BABCIA włączyła TV i po spotkankiu oko w oko z ówczesnym I sekretarzem JEDYNEJ, SŁUSZNEJ PARTII w noworocznym orędziu- zadecydowała:
-NIC TU NIE MA! idziemy spać!
To był jednak jedyny zgrzyt w naszych relacjach, bo na ogół BABCIA była dla mnie GURU:
-Ty to CAŁA BABCIA - NIE TAKA ŁADNA JAK SPRYTNA
-Te schaby na biodrach- to masz po BABCI
-BABCIA TEŻ się migała od roboty w polu (poszła gotować dla wszystkich obiad)-to lenistwo masz w genach
Co gorsza ja też dostrzegam podobieństwo w opadającym owalu twarzy, kostkach, które nie przypominają niestety pęcin sarenki, a gdy zobaczyłam tajniacką fotkę jaką strzeliła mi na zielonce KOLEŻANKA
( uprzedzam TYLKO dla osób o mocnych nerwach)
tyle,że bez "ora et labora", bo ani się modlę a ni pracuję, tyle ,że nie mówię, ku uciesze najbliższych. Okazało się jednak ,ze ta przerwa w obowiązkach zawodowych ( bo z domowych jakoś nikt mi nie daje L-4- padalce jedne) była mi NAPRAWDĘ potrzebna, bo pozwoliła nabrać właściwego dystansu DO WSZYSTKIEGO.
Myślałam,że PLACÓWKA beze mnie.....przestanie funkcjonować-MYLIŁAM SIĘ! Sądziłam,że jestem niezastąpiona-znów POMYŁKA! Chociaż ze źródeł dobrze poinformowanych wiem,że zastępujące mnie koleżanki wiją mi wieniec laurowy i z utęsknieniem oczekują na WIELKI DZIEŃ MOJEGO POWROTU a STEFAN odmawia nauki z książki innej niż ta, którą OSOBIŚCIE dostał od PANI.
Wszystko się jednak dalej spokojnie toczy a ja mam czas na kolejne OTORBIENIE SIĘ.
Po uszyciu tego wszystkiego uświadomiłam sobie,że chyba idę w ślady mojej własnej BABCI STASI, która też całe życie szyła, szyła, szyła i przerabiała, przerabiała, przerabiała:
-materiał na sukienkę
-sukienkę na poduszki
-ścinki na chodniczki- nic się nie marnowało, a ponieważ byłam pod bezustannym wpływem do lat 4 i okresowym w dniach wolnych, aż do momnetu kiedy pewnego sylwestra ( gdy rodzice balowali) o 20.00 BABCIA włączyła TV i po spotkankiu oko w oko z ówczesnym I sekretarzem JEDYNEJ, SŁUSZNEJ PARTII w noworocznym orędziu- zadecydowała:
-NIC TU NIE MA! idziemy spać!
To był jednak jedyny zgrzyt w naszych relacjach, bo na ogół BABCIA była dla mnie GURU:
- To ona nauczyła mnie szydełkowania
- pokazała jak robi się dywaniki ze ścinków
- pozwalała popijać podpiwek
- SAMA SZYŁA DLA SIEBIE GORSETY a miseczki biustonosza formowała ze zmniejszających się okręgów-potem podpatrzyła to MADONNA, tylko ona nosiła TO NA ZEWNĄTRZ a nie jak BABCIA skromnie POD sukienką.
-Ty to CAŁA BABCIA - NIE TAKA ŁADNA JAK SPRYTNA
-Te schaby na biodrach- to masz po BABCI
-BABCIA TEŻ się migała od roboty w polu (poszła gotować dla wszystkich obiad)-to lenistwo masz w genach
Co gorsza ja też dostrzegam podobieństwo w opadającym owalu twarzy, kostkach, które nie przypominają niestety pęcin sarenki, a gdy zobaczyłam tajniacką fotkę jaką strzeliła mi na zielonce KOLEŻANKA
( uprzedzam TYLKO dla osób o mocnych nerwach)
- teraz widzę- CAŁA BABCIA STASIA!!!
czwartek, 10 czerwca 2010
BŁOGA CISZA WYMUSZONA, czyli powróćmy do przytuliska
-Teraz to już mamy prawie jak na wsi- cieszy się SZANOWNY MAŁŻONEK- Spokój ,cisza..... (kapeć nie doleciał)
Z mojej strony wymowny ruch brwiami i "zyg zyg" po WŁASNEJ szyi, co nie oznacza oczywiście planowanego samobójstwa, tylko raczej "nu pogodi zajac", co zrozumiał bezbłędnie i się oddalił- nie na odległość głosu, bo wtedy musielibyśmy się stykać nosami ( gdyby o MÓJ GŁOS chodziło), raczej na odległość rzutu CZYMKOLWIEK.
Trzeba jednak przyznać,że stara się być baaaaardzo pomocny. Co parę minut rzuca z troską w przestrzeń "Ty już nic nie mów"( tak jakby to było możliwe),za wyjątkiem sytuacji, gdy byliśmy w sklepie (niemowy TEŻ jedzą)
wtedy:
Dzieci jak zwykle NA POZIOMIE z niemałym zainteresowaniem obserwują próby nawiązania porozumienia słownego MAMUSI i pytają tylko:
-Jak ty tak umiesz?
lub
-Długo tak będziesz?
Nawiedziła mnie jak zwykle NIEOCENIONA KOLEŻANKA, ale:
Z mojej strony wymowny ruch brwiami i "zyg zyg" po WŁASNEJ szyi, co nie oznacza oczywiście planowanego samobójstwa, tylko raczej "nu pogodi zajac", co zrozumiał bezbłędnie i się oddalił- nie na odległość głosu, bo wtedy musielibyśmy się stykać nosami ( gdyby o MÓJ GŁOS chodziło), raczej na odległość rzutu CZYMKOLWIEK.
Trzeba jednak przyznać,że stara się być baaaaardzo pomocny. Co parę minut rzuca z troską w przestrzeń "Ty już nic nie mów"( tak jakby to było możliwe),za wyjątkiem sytuacji, gdy byliśmy w sklepie (niemowy TEŻ jedzą)
wtedy:
- CELOWO odwracał głowę, gdy do niego chrypiałam a potem w kółko powtarzał "co, co mówiłaś?"
- wysłał mnie SAMOTNIE do apteki, gdzie na migi musiałam kupić 3 syropy, wapno, tabletki do ssania ( o smakach DO WYBORU-A PRZEMIŁY APTEKARZ nic a nic nie rozumiał moich migów) i GARGARIN ( nie pomogło pokazywanie lotu rakietą w kosmos), pomogło dopiero wyszperanie z trudem świstka z dawkowaniem- czytać OBOJE umieliśmy
- po powrocie pytał "Czemu nie dzwonisz do CHŁOPAKÓW niech zaniosą zakupy" a gdy pokazałam na gardło ZDZIWIŁ SIĘ!!!!!
Dzieci jak zwykle NA POZIOMIE z niemałym zainteresowaniem obserwują próby nawiązania porozumienia słownego MAMUSI i pytają tylko:
-Jak ty tak umiesz?
lub
-Długo tak będziesz?
Nawiedziła mnie jak zwykle NIEOCENIONA KOLEŻANKA, ale:
- wdała się w komitywę z PANEM ZADOWOLONYM z choroby MAŁŻONKI, np."teraz masz człowieku nareszcie spokój, nie?"
- cały czas do mnie szeptała i twierdziła,że "jej się też udziela"
- nie reagowała na mordercze miny i ŻADNE palce a SYMBOLIKĘ BARDZO DOBRZE ZNA ( właściwie RAZ zareagowała-"Oj bo ci się paluszek skrzywi")
- Powiedziała,że skoro teraz SIEDZĘ w domu to mogłabym gotować i DLA NIEJ a ona będzie wpadać po pracy
SMAKOŁYKI W ZDROWYM GARDLE
LENISTWO TYCH CO NIE ZASŁUŻYLI, tylko silniejsi,więc zajęli hamak
BLISKIE SPOTKANIA Z PRAWDZIWKIEM ROBACZYWKIEM
WIOSENNE POWITANIE Z NIETOPERKIEM REZYDENTEM
SZYCIE KOLEJNEJ TORBY ZE ŚPIEWEM NA USTACH, bo "dla dzieweczki ze Śląska, TYLE,ŻE DOLNEGO
I KTOŚ MA CZELNOŚĆ MÓWIĆ,ZE PRAWIE JAK NA WSI-BO CISZA?!
środa, 9 czerwca 2010
NAJKRÓTSZA WYCIECZKA ŚWIATA
Dzisiaj zabrałyśmy z KOLEŻANKĄ nasze MOCNE EKIPY na wycieczkę do Toszka. Dla niezorientowanych-oprócz ruin zamku znajduje się tam zakład ZAMKNIĘTY, w którym wcześniej , czy później i tak wylądujemy.
W programie:
8.17WYCHOWAWCA toczy wzrokiem po TURYSTACH sprawdzając stopień przygotowania-OK!
8.18 WYCHOWAWCA zauważa, że STEFAN zabrał na wycieczkę TORBĘ TURYSTYCZNĄ?
-Co ty tam targasz?-zainteresowałam się
-Same potrzebne rzeczy, ale mi trochę ciężko.Pomoże Pani?
Zanim zabiłam go śmiechem, dokonałam pobieżnej inwigilacji TORBY:
8.30 czekamy na autokar
8.35 czekamy na autokar-STEFAN Z BAGAŻEM wybiera się do domu- W NERWACH, ale WSZYSCY go pilnujemy
8.40 dzwoni ORGANIZATOR aby nas uspokoić,że autokar właśnie sprawdza Policja-STEFAN udowadnia wszystkim,że zna WSZYSTKIE obraźliwe zamienniki słowa "Policja"
8.45 zdenerwowany ORGANIZATOR informuje w tym momencie ZDESPEROWANE PANIE,ŻE AUTOKAR nie przeszedł KONTROLI TECHNICZNEJ- STEFAN ZNÓW się wybiera, tym razem w , siną dal jak twierdzi "SAM SE PÓJDZIE DO TEGO TOSZKA"- gwizdek WYCHOWAWCY BAAARDZO SIĘ PRZYDAJE!
8.50 ORGANIZATOR WCIĄŻ SZUKA INNEGO AUTOKARU a na parkingu zaczyna panować CHAOS I SĄDNY DZIEŃ razem wzięte- ZDESPEROWANE PANIE po raz kolejny zastanawiają się PO CO , DO CHOLERY WYBRAŁY TEN ZAWÓD?!
9.00-9.15- jak wyżej
9.15- POWRÓT Z WYCIECZKI ku niepomiernemu zdziwieniu WSZYSTKICH, połączony ze ściganiem STEFANA, który DEFINITYWNIE wybiera się do domu- powstrzymuje go jedynie nadzieja na szybki zwrot pieniędzy za wycieczkę, które chce wydać w szkolnym sklepiku.
9.30-10.50-zabawy w klasie, m.in. przebieranie za BIAŁA DAMĘ i straszenie się wzajemne połączone z telefonicznym informowaniem RODZICÓW o nieoczekiwanym raptownym końcu wycieczki ( większość wyraża zainteresowanie aby POMIMO tego ich pociechy pozostały w PLACÓWCE do PLANOWANEGO POWROTU- i trudno im się dziwić
10.50-12.30 DALEJ ZABAWA, która przenosi się na szkolne podwórko i zamiast straszenia polega na realizacji kolejnego punktu wycieczki jakim jest "polowanie na kaczkę" w tej wdzięcznej roli uciekające z wrzaskiem koleżanki a w roli bestialskich oprawców koledzy ze STEFANEM na czele
12.30- WYCHOWAWCA WYPŁACA Z WRÓCONE przez organizatora PIENIĄDZE!-STEFAN SIĘ OBRAŻA,bo:
13.00-wszyscy bezpiecznie ROZPROWADZENI( świetlica, rodzice, babcie i kto tam chciał zabrać jakieś dziecko:)) WYCHOWAWCA- chrypi
13.30SIEDZĘ...w poczekalni u lekarza i czekam na werdykt-GŁOSU NIE MAM WCALE
13.50-WRACAM z werdyktem do PLACÓWKI-8 dni L- -4 dobrze,ze chociaż "mogę chodzić", bo mówić to już nie.
14.00- 20.00- telefony od zaniepokojonych KOLEŻANEK brzmiące jednakowo "HALO, HALO, HALO, NIC NIE SŁYSZĘ!!" Z ICH STRONY- I "mam zapalenie krtani" Z MOJEJ -MÓWIONE NA BEZGŁOSIE!
20.00 dziergam PO CICHU-dom zadowolony, bo NIKT SIĘ NIE CZEPIA I NIE ZWRACA UWAGI
a NIECH TAM! Dobrze chociaż,że mogę PISAĆ!
W programie:
- spotkanie z Białą Damą- ULUBIENIEC ZE STEFANEM planują zdemaskowanie przebierańca, bo "zadnych duchów nie ma, ale ciekawe jak psechodzi pzez mur"
- teatrzyk kukiełkowy o złotej kaczce-ULUBIENIEC ZE STEFANEM planują zarąbać kaczkę, podzielić się złotem i żyć długo i szczęśliwie ( WYCHOWAWCA, czyli JA planuje profilaktykę w przerwie między rwaniem włosów z głowy-na razie własnej)
- zakup PAMIĄTEK-U W/W na razie brak planów. bo nie wiedzą "cy bendom miece cy inne bronie"
8.17WYCHOWAWCA toczy wzrokiem po TURYSTACH sprawdzając stopień przygotowania-OK!
8.18 WYCHOWAWCA zauważa, że STEFAN zabrał na wycieczkę TORBĘ TURYSTYCZNĄ?
-Co ty tam targasz?-zainteresowałam się
-Same potrzebne rzeczy, ale mi trochę ciężko.Pomoże Pani?
Zanim zabiłam go śmiechem, dokonałam pobieżnej inwigilacji TORBY:
- drugie śniadanie-ilości szczątkowe, bo "tak długo czekał przed szkołą,że zjadł"
- napój-niedozwolona coca-cola, ale "przecież mogę wypuścić gaz, bo pani mówiła,że GAZOWANEGO NIE WOLNO"-DOBRZE,ŻE MA DOBRĄ PAMIĘĆ, choć krótką.
- karty do gry- w ilościach hurtowych
- gra elektroniczna-żeby się nie nudził w drodze
8.30 czekamy na autokar
8.35 czekamy na autokar-STEFAN Z BAGAŻEM wybiera się do domu- W NERWACH, ale WSZYSCY go pilnujemy
8.40 dzwoni ORGANIZATOR aby nas uspokoić,że autokar właśnie sprawdza Policja-STEFAN udowadnia wszystkim,że zna WSZYSTKIE obraźliwe zamienniki słowa "Policja"
8.45 zdenerwowany ORGANIZATOR informuje w tym momencie ZDESPEROWANE PANIE,ŻE AUTOKAR nie przeszedł KONTROLI TECHNICZNEJ- STEFAN ZNÓW się wybiera, tym razem w , siną dal jak twierdzi "SAM SE PÓJDZIE DO TEGO TOSZKA"- gwizdek WYCHOWAWCY BAAARDZO SIĘ PRZYDAJE!
8.50 ORGANIZATOR WCIĄŻ SZUKA INNEGO AUTOKARU a na parkingu zaczyna panować CHAOS I SĄDNY DZIEŃ razem wzięte- ZDESPEROWANE PANIE po raz kolejny zastanawiają się PO CO , DO CHOLERY WYBRAŁY TEN ZAWÓD?!
9.00-9.15- jak wyżej
9.15- POWRÓT Z WYCIECZKI ku niepomiernemu zdziwieniu WSZYSTKICH, połączony ze ściganiem STEFANA, który DEFINITYWNIE wybiera się do domu- powstrzymuje go jedynie nadzieja na szybki zwrot pieniędzy za wycieczkę, które chce wydać w szkolnym sklepiku.
9.30-10.50-zabawy w klasie, m.in. przebieranie za BIAŁA DAMĘ i straszenie się wzajemne połączone z telefonicznym informowaniem RODZICÓW o nieoczekiwanym raptownym końcu wycieczki ( większość wyraża zainteresowanie aby POMIMO tego ich pociechy pozostały w PLACÓWCE do PLANOWANEGO POWROTU- i trudno im się dziwić
10.50-12.30 DALEJ ZABAWA, która przenosi się na szkolne podwórko i zamiast straszenia polega na realizacji kolejnego punktu wycieczki jakim jest "polowanie na kaczkę" w tej wdzięcznej roli uciekające z wrzaskiem koleżanki a w roli bestialskich oprawców koledzy ze STEFANEM na czele
12.30- WYCHOWAWCA WYPŁACA Z WRÓCONE przez organizatora PIENIĄDZE!-STEFAN SIĘ OBRAŻA,bo:
- PANI nie pozwoli wydać tego w sklepiku, tylko KAŻE oddać babci
- trzeba iść na świetlicę, aby doczekać do 15.00
13.00-wszyscy bezpiecznie ROZPROWADZENI( świetlica, rodzice, babcie i kto tam chciał zabrać jakieś dziecko:)) WYCHOWAWCA- chrypi
13.30SIEDZĘ...w poczekalni u lekarza i czekam na werdykt-GŁOSU NIE MAM WCALE
13.50-WRACAM z werdyktem do PLACÓWKI-8 dni L- -4 dobrze,ze chociaż "mogę chodzić", bo mówić to już nie.
14.00- 20.00- telefony od zaniepokojonych KOLEŻANEK brzmiące jednakowo "HALO, HALO, HALO, NIC NIE SŁYSZĘ!!" Z ICH STRONY- I "mam zapalenie krtani" Z MOJEJ -MÓWIONE NA BEZGŁOSIE!
20.00 dziergam PO CICHU-dom zadowolony, bo NIKT SIĘ NIE CZEPIA I NIE ZWRACA UWAGI
a NIECH TAM! Dobrze chociaż,że mogę PISAĆ!
wtorek, 8 czerwca 2010
SZACUN czyli powrót na ŁONO
"Nadejszła wiekopomna chwila",że pozwolę sobie zacytować klasyka, po "wypoczynku" w ramach zielonej szkoły nastał MOMENT PRAWDY, czyli powrót strudzonych nauczycieli do PLACÓWKI.Już od drzwi wejściowych zaczęłam pławić się w oparach samouwielbienia, pod wpływem uwag pozostających na warcie w Placówce KOLEGÓW I KOLEŻANEK:
-Należy się medal- usłyszałam
-Szacun...
-Jak tam po wypoczynku? - to akurat zadanie słyszymy najczęściej od rodziców, oraz tych z rzeszy nauczycieli, którzy NIGDY nie posmakowali słodyczy wyjazdu z młodzieżą na całe dwa tygodnie i wtedy zazwyczaj zgrzytanie zębów słychać aż w najbliższym gabinecie stomatologicznym ku uciesze pracujących tam "gębozaglądaczy", bo zgrzytanie jak wiadomo niszczy szkliwo:)
Najpierw pomyślałam, od razu dodajmy GŁUPIO,że może schudłam? ale szyba w drzwiach zapewniła mnie,że WRĘCZ PRZECIWNIE!
POTEM,ŻE TO moje POZOSTAJĄCE W SZKOLE ANIOŁKI tak uroczo zapadły w pamięć zastępujących mnie nauczycieli. I nie myliłam się-poza- "UROCZO"
ULUBIENIEC powitał mnie SWOIM BRAKIEM a ŻYCZLIWI INFORMATORZY donieśli,że ON TAK ZAWSZE-spóźnia się codziennie. W zastępstwie na biurku zobaczyłam ZESZYT INFORMACJI, aż spuchnięty od informacji na temat JEGO OSTATNICH OSIĄGNIĘĆ WYCHOWAWCZYCH:
Czyli dzień, jak co dzień....
mamy w klasie NOWEGO i w czasie mojej nieobecności on także ujawnił swoje wszechstronne TALENTA
WMÓWIŁ WSZYSTKIM NAUCZYCIELOM,ŻE MA NA IMIĘ STEFAN!!!i nadal się przy tym upiera.
W pewnym momencie polip w moim znękanym gardle- powiedział STOP!!!!!! i chyba definitywnie skala mojego głosu zbliżyła się mocą do popiskującej myszki.
Dobrze,że WAKACJE BLISKO:)
-Należy się medal- usłyszałam
-Szacun...
-Jak tam po wypoczynku? - to akurat zadanie słyszymy najczęściej od rodziców, oraz tych z rzeszy nauczycieli, którzy NIGDY nie posmakowali słodyczy wyjazdu z młodzieżą na całe dwa tygodnie i wtedy zazwyczaj zgrzytanie zębów słychać aż w najbliższym gabinecie stomatologicznym ku uciesze pracujących tam "gębozaglądaczy", bo zgrzytanie jak wiadomo niszczy szkliwo:)
Najpierw pomyślałam, od razu dodajmy GŁUPIO,że może schudłam? ale szyba w drzwiach zapewniła mnie,że WRĘCZ PRZECIWNIE!
POTEM,ŻE TO moje POZOSTAJĄCE W SZKOLE ANIOŁKI tak uroczo zapadły w pamięć zastępujących mnie nauczycieli. I nie myliłam się-poza- "UROCZO"
ULUBIENIEC powitał mnie SWOIM BRAKIEM a ŻYCZLIWI INFORMATORZY donieśli,że ON TAK ZAWSZE-spóźnia się codziennie. W zastępstwie na biurku zobaczyłam ZESZYT INFORMACJI, aż spuchnięty od informacji na temat JEGO OSTATNICH OSIĄGNIĘĆ WYCHOWAWCZYCH:
- w czasie lekcji wf zdejmuje śmierdzące skarpety i podtyka pod nos kolegom
- pluje na odległość i twierdzi,że trafia w kolegów przypadkiem
- odmawia oddania nauczycielowi zeszytu, bo "to jego prywatna własność"
- po zabraniu zeszytu szarpie się z nauczycielem
- po wygranej ( w tym starciu) nauczyciela grozi POLICJĄ i NAZYWA NAUCZYCIELA ZŁODZIEJEM ZESZYTÓW
Czyli dzień, jak co dzień....
mamy w klasie NOWEGO i w czasie mojej nieobecności on także ujawnił swoje wszechstronne TALENTA
WMÓWIŁ WSZYSTKIM NAUCZYCIELOM,ŻE MA NA IMIĘ STEFAN!!!i nadal się przy tym upiera.
W pewnym momencie polip w moim znękanym gardle- powiedział STOP!!!!!! i chyba definitywnie skala mojego głosu zbliżyła się mocą do popiskującej myszki.
Dobrze,że WAKACJE BLISKO:)
poniedziałek, 7 czerwca 2010
SZYBKI AWANS ODBIJA SIĘ ZGAGĄ,czyli posdumowanie pracy ZIELONKOWEGO KIEROWNICTWA
Po wyjeździe DYREKTORA do jego niezwykle ważnych obowiązków mamy KIEROWNIKA PEŁNĄ GĘBĄ!
Niestety pomimo tak spektakularnego awansu nie zmieniła nic a nic swoich dawnych KOLEŻANKOWYCH przyzwyczajeń:
- w dalszym ciągu WISI NA DRUCIE, czyli prowadzi długie rozmowy z OSAMOTNIONYM DZIECIĘCIEM (torba nie pomogła niestety)
- balsamuje co wieczór swoje ciało i nie reaguje na zaczepki współlokatorki,że TU NIE EGIPT
- nie robi kawy na żądanie a jak robi to wypomina
- zasłania na noc szczelnie zasłony i dziwi się,że nie ma powodzenia
- I NAJGORSZE!-Jej ulubionym sportem nadal jest straszenie WSPÓŁLOKATORKI przez podstępne podkradanie się i wbijanie palców między żebra, albo już nie podstępne, ale " znienackowe"-GILI-GILI
OCZYWIŚCIE TWIERDZI,ŻE TO OSZCZERSTWA-JAK NA KIEROWNIKA PRZYSTAŁO!
Ma też i pewne zalety:
- chichra się od ran do wieczora
- nie obraża się, gdy nazywa się ją STRZĘPEM ( w zdaniu "Nie zrobię STRZEPOWI herbaty")
- kazała napisać,że CZĘSTO robi kawę
- kupuje dobre kabanosy, które cichaczem podjadamy zagryzając ogórkami małosolnymi
- kupuje słodycze, których nie wolno jej jeść ( kłóci się,że czekolada na gorąco TO NIE SŁODYCZ) a potem twierdzi,że to po to,żeby INNYCH poczęstować...
DO TYCH SMAKOŁYKÓW AKURAT SIĘ NIE DORWAŁA
- nie zniechęca się, gdy podopieczny myli ją z kiełbaską i nadziewa na patyk przy ognisku
- śpi w biżuterii, bo jest ostrożna i elegancka nawet we śnie:)
- chwali moje NIEDORÓBY
bo ma WIELKIE I DOBRE SERCE
niedziela, 6 czerwca 2010
REJS II, czyli koło brzegu w Kołobrzegu
Dzięki nieustępliwym negocjacjom KOLEŻANKI KIEROWNICZKI "odbyliśmy" ku zadowoleniu wszystkich całodniową wycieczkę autokarowo-statkową do KURORTU.
Niestety KOLEŻANKA zapomniała negocjować z WYŻSZĄ INSTANCJĄ w związku z czym KOŁOBRZEG powitał nas opadami "przelotnymi"- w znaczeniu,że ciągle przelatywały akurat po nas, bo gdy zwiedzaliśmy wnętrza-AKURAT nie padało!
Miasto- piękne
Kolumny ciut bardziej krzywe
( A mówiłam "nie opierać się!)
Statek-rejs tylko po porcie i wzdłuż falochronu, bo Posejdon za bardzo rozhuśtał fale, ale i tak się podobało, bo wrażenie huśtania nawet w kanale portowym - piorunujące! Szczególnie w połączeniu z lejącą się z zadaszenia deszczówką-po prostu "na morzu burza hula". Pisk było słychać chyba na Bornholmie.
Piracka przygoda-udana. Wilki morskie zadowolone. Niestety wybranki WILKÓW -mniej, bo NACZELNY PIRAT w zamian za przyjemność pasowania młodzianów na w/w WILKI zobowiązał niczego nieświadome białogłowy do:
JEDNYM SŁOWEM -IMPREZA UDANA!
A dla nas-dzięki naszej PANI PRZEWODNIK-ZŁOTOUSTEJ- NIEZAPOMNIANA!Przemiła pani oprócz obdarowywania KIEROWNICZKI przewodnikami, folderami ( niektóre nawet w języku czeskim)
TU WYCIĄGNIĘTE PAZERNIE RĘCE KIEROWNICZKI W MOMENCIE OBDAROWYWANIA
raczyła nas ZŁOTOUSTYMI TEKSTAMI ( po pierwszym KIEROWNICZKA pełna poświęcenia wydarła kartkę z BARDZO WAŻNEGO ZESZYTU i mogłam notować w natchnieniu)
-Jak dorośniecie i RODZICE DOROSNĄ to pojedziecie-uspokoiła TYCH CO NIE BYLI
a z kieszeni od fartuszka wyglądały małe uszka itd.
PS. Cóż się jednak dziwić, skoro w folderze reklamowym ( od nieocenionej PANI PRZEWODNIK) czytamy:
"Wyjątkowe położenie Ośrodka zapewnia występowanie najwyższego stężenia aerozolu morskiego w powietrzu.Aerozol morski w połączeniu z leczniczym działaniem żywicy sosnowej tworzy specyficzny i uzdrawiający mikroklimat i wystarczy SAM POBYT w Ośrodku , by odczuć poprawę zdrowia i samopoczucia":)
czując WIDOCZNĄ POPRAWĘ dziargnęłam kolejnego komórczaka.
Niestety KOLEŻANKA zapomniała negocjować z WYŻSZĄ INSTANCJĄ w związku z czym KOŁOBRZEG powitał nas opadami "przelotnymi"- w znaczeniu,że ciągle przelatywały akurat po nas, bo gdy zwiedzaliśmy wnętrza-AKURAT nie padało!
Miasto- piękne
Kolumny ciut bardziej krzywe
( A mówiłam "nie opierać się!)
Statek-rejs tylko po porcie i wzdłuż falochronu, bo Posejdon za bardzo rozhuśtał fale, ale i tak się podobało, bo wrażenie huśtania nawet w kanale portowym - piorunujące! Szczególnie w połączeniu z lejącą się z zadaszenia deszczówką-po prostu "na morzu burza hula". Pisk było słychać chyba na Bornholmie.
Piracka przygoda-udana. Wilki morskie zadowolone. Niestety wybranki WILKÓW -mniej, bo NACZELNY PIRAT w zamian za przyjemność pasowania młodzianów na w/w WILKI zobowiązał niczego nieświadome białogłowy do:
- przynoszenia posiłków rzeczonym WILKOM
- sprzątania u w/w w chlewiku ( zwanym czasem pokojem)
- PRANIA SKARPET do końca turnusu- co bardzo poważnie potraktowały głównie NIE WYBRANE białogłowy-próbując przemocą skłonić WYBRANKI do wypełnienia powinności.
JEDNYM SŁOWEM -IMPREZA UDANA!
A dla nas-dzięki naszej PANI PRZEWODNIK-ZŁOTOUSTEJ- NIEZAPOMNIANA!Przemiła pani oprócz obdarowywania KIEROWNICZKI przewodnikami, folderami ( niektóre nawet w języku czeskim)
TU WYCIĄGNIĘTE PAZERNIE RĘCE KIEROWNICZKI W MOMENCIE OBDAROWYWANIA
raczyła nas ZŁOTOUSTYMI TEKSTAMI ( po pierwszym KIEROWNICZKA pełna poświęcenia wydarła kartkę z BARDZO WAŻNEGO ZESZYTU i mogłam notować w natchnieniu)
- w Kołobrzegu wystąpi Bolesław Chrobry
- A wy dzieci jeździcie za granicę?
-Jak dorośniecie i RODZICE DOROSNĄ to pojedziecie-uspokoiła TYCH CO NIE BYLI
- jedziemy na Kołobrzeg i będzie występowała zieleń
- są tu małe rolnictwa
- Teraz powiem wam wierszyk, co mnie wnuczka nauczyła ( w czasie przejazdu przez pola, o których widocznie nic ciekawego nie dało się powiedzieć)
a z kieszeni od fartuszka wyglądały małe uszka itd.
- Latarnia morska dla ludzi pracujących na morzu jest punktem oświetlenia, bo zasięgi świateł są różne
- Jak wynaleźli prąd- to latarnie oświetlone są światłem
- Gdy wam pani każe opisać wycieczkę to odmykamy i piszemy ( nikt nie zapytał niestety, CO odmykamy)
- Będziemy bazować historią
- dochodzi tu kolejna rzeka, którą poznajemy z lotu ptaka( a autokar twardo kołami po asfalcie-przyp. aut)
- katedra w drugiej walce była bardzo zniszczona
- Kołobrzeg pojawił się ok. VI w- to jest tak strasznie,że aż dużo wieków
- A teraz zaśpiewamy:
- repertuar biesiadny+ 100 lat ( dla pana kierowcy)
- zestaw ludowy skrócony ( bo po jednej zwrotce)
- Tu było pole i krzewy a teraz jest...BIEDRONKA!
PS. Cóż się jednak dziwić, skoro w folderze reklamowym ( od nieocenionej PANI PRZEWODNIK) czytamy:
"Wyjątkowe położenie Ośrodka zapewnia występowanie najwyższego stężenia aerozolu morskiego w powietrzu.Aerozol morski w połączeniu z leczniczym działaniem żywicy sosnowej tworzy specyficzny i uzdrawiający mikroklimat i wystarczy SAM POBYT w Ośrodku , by odczuć poprawę zdrowia i samopoczucia":)
czując WIDOCZNĄ POPRAWĘ dziargnęłam kolejnego komórczaka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)