W klasie byłam już o świcie, aby pomóc Mikołajowi porozkładać paczki ( nawet dla niedowiarka TAJFUNA nie brakło). Potem klasę opieczętowałam, poprawiłam włos rozwiany i udałam się przed PLACÓWKĘ, celem odliczenia KONSUMENTÓW DÓBR KULTURY- stawili się wszyscy.
Tajfun zaczął jeść już w autokarze, a na moje groźne spojrzenie, oprócz zwyczajowego "no, cOOOOOO?" zareagował nerwowym miętoleniem torebki z chrupkami, które pewnie potem musiał jeść metodą zassania ( dobrze,że nie poszło w płuca, bo wróciłoby dziecko z pylicą).
Przy wejściu zostałam 16 razy upomniana,żebym nie zapomniała wyłączyć komórki i z wdzięczności za cenne uwagi, odwdzięczyłam się stukaniem w logo- "zakaz dokarmiania" ( oznak wdzięczności raczej nie zauważyłam)
Spektakl ("Brzydkie kaczątko") początkowo nie wywarł na ekipie ogromnego wrażenia, myśli ich bowiem krążyły wokół toreb z przekąskami, które co chwila tłamsili celem sprawdzenia zawartości.
Scenografia- "raz na ludowo" od razu podbiła moje serce,
ale dopiero, gdy zwierzęta krzyczące BRZYDAL!zostały wsparte przez jakąś siedzącą niedaleko mnie LELIJĘ, która jak echo bezmyślnie powtórzyła "brzydal " cieniutkim głosikiem- na sali ZAPADŁA GŁUCHA CISZA- wszystkie głowy potępieńczo wbiły wzrok w delikwentkę, a moja MĄDRALIŃSKA podsumowała WCALE NIE szeptem SCENICZNYM:
-No TERAZ to już mi się NAPRAWDĘ chce płakać!
PRZERWA- pędzimy jeść i dyskutować o SZTUCE- jak zwykle tylko TAJFUNOWI niezbyt się podoba, ale nikt tym razem nie zwraca na niego uwagi.
-PANI WIE- zagaja HARRY POTTER,-ZE JA JUZ POKONAŁEM WŁAŚNIE SWÓJ STRACH?
-A czego się bałeś?- pytam, bo nie wyglądał mi na szczególnie lękliwego.
-NO TEATRU PSECIEZ-wyjaśnił, a ja skonstatowałam,że własnie straciłam kolejny element dysyplinujący i co gorsza NIGDY ( z powodu niewiedzy) z niego nie skorzystałam.
A mogłam w chwili OSTATECZNEJ zagrozić- BO PÓJDZIESZ DO TEATRU!-pogróżka skuteczna i jaka QLTURALNA!
Po spektaklu wizyta w klasie i zbiorowe zadziwienie- SKĄD MIKOŁAJ WIEDZIAŁ, GDZIE KTO SIEDZI??? i dociekliwe pytania TAJFUNA:
-CZY RODZICE TEŻ MOGĄ POMAGAĆ MIKOŁAJOWI? CZY TEN , CO TU BYŁ TO ABY PRAWDZIWY?
Zbiorowe wyjaśnienia: ( to znaczy jeden przez drugiego)
-Prawdziwy, bo SKĄD WIEDZIAŁ,ŻE NASZA PANI KAWĘ PIJE?
-NIEGRZECZNYM prezenty dają rodzice- WIADOMO Z LITOŚCI!!!-i już się nie pytał.
Raz tylko jeszcze się zdziwił, gdy zobaczył w innej klasie " lepsiejsze prezenty", ale moje " widocznie byli grzeczniejsi" przyjął ze z rozumieniem.
Po południu WERNISAŻ-dobrze,że przedpołudnie spędziłyśmy QLTURALNIE-byłyśmy z KOLEŻANKĄ I FOKSIOWĄ stosownie ubrane ( żałowałam tylko,że nie lansowałam się z jakąś nową torbą). Zaprosiła nas dziewczyna, z którą kiedyś pracowałyśmy. Było miło, ładnie , smacznie i szampańsko
Powrót miałyśmy zapewniony , bo jedna z naszych koleżanek jak zwykle zaoferowała nam PODWÓZKĘ, z której jak zwykle skwapliwie skorzystałyśmy.
FOKSIOWA w swoim jasnym wełnianym, eleganckim płaszczyku wybrała komunikację miejską i chwała Bogu, bo ocaliła płaszczyk, gdy czarna beemka naszej KIEROWNICZKI zakopała się pod blokiem KOLEŻANKI.
BUKSOWANIE kołami nie dało nic.
Rzucanie klątw na prawo na lewo- efekt zero.
Musiałyśmy PCHAĆ- podkładając uprzednio zdewastowane pudła po nowych butach KIEROWNICZKI, bo własne torby zdołałyśmy jakoś ocalić.
Okazałyśmy siłę porównywalną z naszą siłą woli, ale w świetle reflektorów okazało się,że przypominamy ofiary walk w błocie- NIE MA TO JAK NAPĘD NA TYLNE KOŁA.
I TYLE BYŁO Z TEJ KULTURY.
KIEROWNICZKA zaczęła się kajać a my dziękować za PRZYGODĘ.
Z UWAGI NA ŚNIEGI WOKÓŁ, NIKT Z DOMOWNIKÓW NIE ZDOŁAŁ ODGADNĄĆ GDZIE BYŁAM I CO ROBIŁAM- za karę biorą się jutro za mycie okien, bo jak nie to ...DO TEATRU!!! (może na nich akurat podziała- nie zaszkodzi spróbować)