Nie noszę ze sobą podręcznej maszyny do pisania
a czasem, coś trzeba zapisać-bo umknie. Dlatego zrobiłam sobie ZAPIŚNIK.
Dzisiaj KOBIETA poprowadziła nas w kierunku ZAMOŚCIA. Miała początkowo jakieś problemy ("jedziesz z niedozwoloną prędkością"- na trasie szybkiego ruchu), ale zaprowadziła nas do Biłgoraja z ZAMKNIĘTYM MUZEUM, które ZWIEDZILIŚMY- w trakcie przygotowań do kolejnej kolekcjonerskiej ekspozycji .Sami zaprowadziliśmy się do jedynej w Polsce ZAGRODY SITARSKIEJ, którą "przyjęłabym "z całym wyposażeniem
Przydał się zapiśnik- przepis na prażuchę i
PIRÓG BIŁGORAJSKI- w gorącej dyskusji na temat lokalnych smakołyków z Panią, która nas oprowadziła. MĄŻ chciał nawet wypróbować wielką kadź- w celach kąpielowych ale , Pani powstrzymała jego zapędy informując ,że to pojemniki na zboże, a poza tym "Kto by tam panu wody nanosił?".Spojrzenie W MOJA STRONĘ -NIC NIE DAŁO!
Kolejny postój - ZWIERZYNIEC.Jeśli ktoś posiada dzieci w wieku szkolnym- WYCIECZKA OBOWIĄZKOWA !!!!Tamtejsze muzeum przyrodnicze sprawiło ,że prawie dostaliśmy anginy od przeciągu w rozdziawionych paszczach
Poza tym - romantyczny kościółek na wodzie -skrobany przez mniej romantycznego NAPRAWIACZA (niestety obejrzany tylko z zewnątrz)
PRACA MARZEŃ- WIADOMO KOGO- Browar
Nie dotarliśmy do stawów Echo z konikami polskimi ale jak stwierdził KIEROWCA ( a jak wiadomo ON rządzi) widzieliśmy je w muzeum- JAK ŻYWE
Finał w Zamościu-kwatera -TEŻ APARTAMENT-TYLKO WPROST PRZECIWNIE! (nie będzie fotek, bo żałość bierze)
Za to Zamość- wart każdego wydanego na piwo grosza:)
W dodatku akurat trafiliśmy na festiwal EUROFOLK!
piątek, 23 lipca 2010
czwartek, 22 lipca 2010
ZBARANIENI W BARANOWIE, czyli PODRÓŻ Z BABĄ CO GADA
Nabyło się w swoim czasie ( a co, bogatemu wolno! :)) telefonik ze sprytnie ukrytą BABECZKĄ, która słodkim głosikiem przeprowadzi cię przez najokropniejsze meandry polskich dróg. Jakoś nie było dotąd okazji nauczyć się i wypróbować. ŻONA( dobry pilot, choć głosik rzadko słodki) dość sprawnie posługiwała się mapami w przeróżnej skali ( nawet tymi kreślonymi na serwetce papierowej) i tylko czasami musiała posiłkować się "wywijaniem", czyli ustawianiem mapy zgodnie z kierunkiem jazdy mając w nosie jej orientację ( a niech sobie będzie jaka chce), do czasu gdy zbuntowane , perfidne literki zaczęły przybierać NA WSZYSTKICH MAPACH niepokojący kształt NIEWYRAŹNYCH MRÓWECZEK I KRZACZKÓW a zdejmowanie i zakładanie, zdejmowanie i zakładanie okularków +1 ( znaczy dodają Ci jedno oko chyba) do przyjemności nie należy.
Dzisiaj TEN WIELKI DZIEŃ! Bez należytego przygotowania , bo jak zwykle po co-mamy przecież intuicję UŻYLIŚMY KOBIETY ( niestety nie wiemy KTO ZACZ, chociaż PODOBNO zawsze na końcu trasy się przedstawia-może zrobiłaby to i tym razem ,ale NIGDY nie osiągnęliśmy wg niej celu.
NAJWAŻNIEJSZE,ŻE WEDŁUG NAS TAK!( np. koncert organowy w katedrze-WARTO BYŁO!, sandomierska trasa podziemna- TEŻ WARTO! Baranów-jeszcze jak warto!)
- godny obejrzenia, ale w drodze powrotnej musiałam WYŁĄCZYĆ KOBIETĘ, po tym, jak zwróciła się słodkim głosikiem do ŚLUBNEGO- "Jedziesz ZA SZYBKO" ( tego to nawet JA nie próbuję po 20 latach małżeństwa)
Poza tym KIEROWCA stwierdził,że w samochodzie WYSTARCZY JEDEN PILOT i wygrała tu opcja LUDZKA, czyli ja, bo
-"Nie mogę już słuchać jak cały czas ze sobą gadacie!"
A było tak przyjemnie- cały czas dyskutowałam z kobietą, ponieważ NIE WIDZIAŁA robót drogowych i " co ty nie powiesz" kierowała nas w buraki albo uspokajała,że jesteśmy na dobrej drodze a nie odpowiadała na istotne pytanie "DO CZEGO?".Najczęstszym jej zwrotem było niestety PONOWNE WYZNACZANIE TRASY i NIE RACZYŁA odpowiedzieć na moje - równie słodkie ( przynajmniej się starałam) "To gdzie teraz babo chcesz jechać,że zmieniasz trasę?" pytanie. JEDNYM SŁOWEM - NIE SPRAWDZIŁA SIĘ!
JUTRO- KIERUNEK ZAMOŚĆ i o ile nie chcę tkwić nosem w mapie i dostawać oczopląsu od zdejmowania i zakładania okularów-MUSZĘ SIĘ Z BABĄ PRZEPROSIĆ!
Dzisiaj TEN WIELKI DZIEŃ! Bez należytego przygotowania , bo jak zwykle po co-mamy przecież intuicję UŻYLIŚMY KOBIETY ( niestety nie wiemy KTO ZACZ, chociaż PODOBNO zawsze na końcu trasy się przedstawia-może zrobiłaby to i tym razem ,ale NIGDY nie osiągnęliśmy wg niej celu.
NAJWAŻNIEJSZE,ŻE WEDŁUG NAS TAK!( np. koncert organowy w katedrze-WARTO BYŁO!, sandomierska trasa podziemna- TEŻ WARTO! Baranów-jeszcze jak warto!)
W KAŻDEJ PIWNICY ( I SANDOMIERSKIEJ I BARANOWSKIEJ MOŻNA SPOTKAĆ PRZYDATNE AKCESORIA-cytat DOMOWEGO FILOZOFA)
i WCALE SIĘ nie zgubiliśmyBaranów
MÓJ HERB- "CZTERY SROKI ZA OGON"
Poza tym KIEROWCA stwierdził,że w samochodzie WYSTARCZY JEDEN PILOT i wygrała tu opcja LUDZKA, czyli ja, bo
-"Nie mogę już słuchać jak cały czas ze sobą gadacie!"
A było tak przyjemnie- cały czas dyskutowałam z kobietą, ponieważ NIE WIDZIAŁA robót drogowych i " co ty nie powiesz" kierowała nas w buraki albo uspokajała,że jesteśmy na dobrej drodze a nie odpowiadała na istotne pytanie "DO CZEGO?".Najczęstszym jej zwrotem było niestety PONOWNE WYZNACZANIE TRASY i NIE RACZYŁA odpowiedzieć na moje - równie słodkie ( przynajmniej się starałam) "To gdzie teraz babo chcesz jechać,że zmieniasz trasę?" pytanie. JEDNYM SŁOWEM - NIE SPRAWDZIŁA SIĘ!
JUTRO- KIERUNEK ZAMOŚĆ i o ile nie chcę tkwić nosem w mapie i dostawać oczopląsu od zdejmowania i zakładania okularów-MUSZĘ SIĘ Z BABĄ PRZEPROSIĆ!
środa, 21 lipca 2010
ZMIANA TURNUSU, czyli TROPICIELE WOLNYCH KWATER vel ŚLADEM O. MATEUSZA
Przyjechała MŁÓDŹ, czyli przyszły student z EKIPĄ. Ekipa przygotowana na wsiowy hardcore pod KAŻDYM WZGLĘDEM:
My również- A TU NIESPODZIANKA! Dzwoni przemiła pani z REZERWACJI, " że jej się terminy nałożyły" i proponuje nocleg W SANDOMIERZU TYLE ,ŻE 6,5 KM OD!!!!
-Chyba, żebyście Państwo przełożyli o jeden dzień......
-Chyba żebyśmy przełożyli o jeden dzień- zdumione echo mojego głosu napotyka na swojej drodze OGROMNY ZAWÓD w oczach EKIPY, więc OCZYWIŚCIE ODPOWIADAM- NIE!
-To w takim razie baaaaaardzo mi przykro i mogę pani zwrócić ZALICZKĘ ( NO JA MYŚLĘ!)
Dobrze,ze mamy "łącze na firance" ( dosłownie), sprężam się i.... załatwiam-pokój PRAWIE PRZY RYNKU
Jedziemy pełni optymizmu i zwiedzamy i oglądamy radośnie, co tylko się da:
A na miejscu..... okazuje się,że nasz pokój JEST PRZECHODNI I JUTRO BĘDZIE SŁUŻYŁ MIĘDZY 16-18 JAKO SALA KONFERENCYJA DLA PRZYSZŁYCH KIEROWCÓW..... no...... mam jeszcze wprawdzie..... APARTAMENT....-dodała WŁAŚCICIELKA
Cóż było robić -wybraliśmy oczywiście OPCJĘ LUKSUSOWĄ, ale bliskość RYNKU znieczuliła nasze kieszenie( nawet tak bardzo nie zawodziły)
Sandomierz jak zwykle nastrojowy.
ŚLUBNEMU nawet przeszło marudzenie i chyba BYŁ ZADOWOLONY,bo NIC nie mówił.
A jutro Baranów-mam nadzieję nie tylko DLA BARANÓW ( chociaż gdybyśmy byli JEDYNYMI ZWIEDZAJĄCYMI- też byłoby fajnie:))
My również- A TU NIESPODZIANKA! Dzwoni przemiła pani z REZERWACJI, " że jej się terminy nałożyły" i proponuje nocleg W SANDOMIERZU TYLE ,ŻE 6,5 KM OD!!!!
-Chyba, żebyście Państwo przełożyli o jeden dzień......
-Chyba żebyśmy przełożyli o jeden dzień- zdumione echo mojego głosu napotyka na swojej drodze OGROMNY ZAWÓD w oczach EKIPY, więc OCZYWIŚCIE ODPOWIADAM- NIE!
-To w takim razie baaaaaardzo mi przykro i mogę pani zwrócić ZALICZKĘ ( NO JA MYŚLĘ!)
Dobrze,ze mamy "łącze na firance" ( dosłownie), sprężam się i.... załatwiam-pokój PRAWIE PRZY RYNKU
Jedziemy pełni optymizmu i zwiedzamy i oglądamy radośnie, co tylko się da:
Chmielnik z sikającym strażakiem
Szydłów jak pudełko średniowiecznych cukierasów (bajeczny, choć rozkopany)
Pałac w Kurozwękach, ale celowo wkleiłam "miejscowego", bo przypominał mi TEGO, CO MU BYŁO ZA GORĄCO
OPATÓW i fantastyczne zwierzątka na ścianie kościoła
Cóż było robić -wybraliśmy oczywiście OPCJĘ LUKSUSOWĄ, ale bliskość RYNKU znieczuliła nasze kieszenie( nawet tak bardzo nie zawodziły)
Sandomierz jak zwykle nastrojowy.
ŚLUBNEMU nawet przeszło marudzenie i chyba BYŁ ZADOWOLONY,bo NIC nie mówił.
A jutro Baranów-mam nadzieję nie tylko DLA BARANÓW ( chociaż gdybyśmy byli JEDYNYMI ZWIEDZAJĄCYMI- też byłoby fajnie:))
PODKUTE KUŹNICE
Niedziela, więc my ODŚWIĘTNIE NA JARMARK. Kuźnice Koneckie to doroczne święto KOŃSKICH i okolic. Wprawdzie-nie to co dawniej, bo nie było popisów kowalskich, co przy 32 stopniach w cieniu dawało wrażenie CHŁODU-" BO CO BY BYŁO GDYBY TAK JESZCZE GRZALI PIECEM KOWALSKIM?", ani mojej ulubionej zabawy-LOTERIA KAŻDY LOS WYGRYWA (poprzednie zdobycze: owiewka do malucha, sukienka dziewczęca-synowie baaaardzo się ucieszyli, piesek gipsowy nieprzeciętnej urody,plastikowe grabie, które złamały się na liściu). Były za to:
niestety ani perspektywa otrzymania dyplomu ani nawet kusząca wizja MEDALU, czy nawet PUCHARU nie wpłynęła motywująco na TEGO, KTÓRY W WOJSKU MIAŁ NAWET URLOP ZA CELNE STRZELANIE (tu należało trafić podkową do rozłożonych opon samochodowych), za to stwierdził,ze TERAZ JUŻ WIE DLACZEGO JEDEN Z BUDYNKÓW JEST Z TAKIM STANIE
-W zeszłym roku pewnie TUTAJ celowali...
Zamiast pucharów musiałam się zadowolić POŁOWĄ pajdy ze smalcem ( przecież całej nie zjesz....tyle lat po ślubie a WCALE mnie nie zna) i oglądaniem wyrobów miejscowego rękodzieła ( miejscowego w sensie,ŻE Z POLSKI-bo niektórzy artyści przyjechali specjalnie nawet z odległej Alwerni)
DZIELĄCY SIĘ PAJDĄ odmówił również pozowania w romantycznym zakątku
co skomentowano:
-A co się pani dziwi- dość ,że rogacz to jeszcze JELEŃ...
Atrakcją imprezy była INSCENIZACJA "Wizyta S. Staszica w powiecie koneckim". Wzajemna wymiana uprzejmości PRZEBIERAŃCÓW na scenie nie zrobiła na mnie niestety większego wrażenia, zancznie bardziej podobały mi się PRZYGOTOWANIA
Oraz to, co się działo W KULUARACH, gdzie koło gospodyń wiejskich po udanym występie z repertuarem "oj dana" raczyło się z buteleczek ( pewnie mineralna , bo gorąco) a potem nie zważając na upał i na to , co akurat dzieje się NA SCENIE przy pomocy równie rozochoconych muzykantów porwało się w tany
porywając do zabawy OKOLICZNYCH GAPIÓW (mój GAP nie dał się oczywiście namówić, ale cóż się dziwić JEDYNEMU TRZEŹWEMU)
niestety ani perspektywa otrzymania dyplomu ani nawet kusząca wizja MEDALU, czy nawet PUCHARU nie wpłynęła motywująco na TEGO, KTÓRY W WOJSKU MIAŁ NAWET URLOP ZA CELNE STRZELANIE (tu należało trafić podkową do rozłożonych opon samochodowych), za to stwierdził,ze TERAZ JUŻ WIE DLACZEGO JEDEN Z BUDYNKÓW JEST Z TAKIM STANIE
-W zeszłym roku pewnie TUTAJ celowali...
Zamiast pucharów musiałam się zadowolić POŁOWĄ pajdy ze smalcem ( przecież całej nie zjesz....tyle lat po ślubie a WCALE mnie nie zna) i oglądaniem wyrobów miejscowego rękodzieła ( miejscowego w sensie,ŻE Z POLSKI-bo niektórzy artyści przyjechali specjalnie nawet z odległej Alwerni)
DZIELĄCY SIĘ PAJDĄ odmówił również pozowania w romantycznym zakątku
co skomentowano:
-A co się pani dziwi- dość ,że rogacz to jeszcze JELEŃ...
Atrakcją imprezy była INSCENIZACJA "Wizyta S. Staszica w powiecie koneckim". Wzajemna wymiana uprzejmości PRZEBIERAŃCÓW na scenie nie zrobiła na mnie niestety większego wrażenia, zancznie bardziej podobały mi się PRZYGOTOWANIA
Oraz to, co się działo W KULUARACH, gdzie koło gospodyń wiejskich po udanym występie z repertuarem "oj dana" raczyło się z buteleczek ( pewnie mineralna , bo gorąco) a potem nie zważając na upał i na to , co akurat dzieje się NA SCENIE przy pomocy równie rozochoconych muzykantów porwało się w tany
porywając do zabawy OKOLICZNYCH GAPIÓW (mój GAP nie dał się oczywiście namówić, ale cóż się dziwić JEDYNEMU TRZEŹWEMU)
Subskrybuj:
Posty (Atom)